Lesser Evil || Harry Potter fanfiction

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
Gen
G
Lesser Evil || Harry Potter fanfiction
Summary
Latona wiedziała, że ciąży na niej duża odpowiedzialność za dalsze losy swojej rodziny, od kiedy nauczyła się odróżniać jeden koniec różdżki od drugiego. Przeszła do historii, to fakt, a historia kocha się powtarzać.Gdy Czarny Pan odradza się na jej oczach, wszystkie intrygi wychodzą na jaw. Latona, która niedawno zdała sobie sprawę ze swojej choroby, przekonuje się, że nie każdy musi być tym, za kogo się podaje, wrogowie czasem okazują się przyjaciółmi, a niewinne zawiniątko, które znalazła przy koszu na śmieci, może raz na zawsze zmienić bieg wydarzeń.❝Chciałem ją zabić... Tak, to byłby ogromny błąd. Musisz wybaczyć moją ówczesna samolubność, Latono.❞.❗postać ewoluuje❗❗slowburn alert❗❗Niektóre zdania lub sceny są wyrwane z kontekstu, ale warto zwracać na nie uwagę ❗
All Chapters Forward

Kwatera główna

Przez zaciągnięte zasłony wdzierały się pierwsze promienie wschodzącego słońca, oświetlając to, co zostało z jadalni w domu pod numerem dziewiątym. Światło odbijało się od kawałków rozbitej zastawy i rozrzuconych sztućców, padając na zbryzganą krwią, wykrzywioną w przerażeniu twarz Latony.

W domu nie było nikogo poza nią. Złoty był opadł, spowijając wszystko mieniącą się łuną. Resztki jedzenia były wszędzie, ściany były opryskane winem i pozostałymi trunkami, którymi się częstowali.

Właśnie to zobaczyli Remus Lupin oraz Alastor Moody, gdy o ósmej rano weszli do środka. W mig pojęli, dlaczego Aurora i Alexander nie stawili się wieczorem na zebraniu, na którym mieli zdać szczegółowy raport ze spotkania z nowymi, mugolskimi sąsiadami.

— Mój boże — wyszeptał Lupin, któremu pierwszy raz od czternastu lat łzy stanęły w oczach.

Latona zaczęła powoli uświadamiać sobie, jak bardzo bolało ją całe ciało i że nie leżała już na twardej, usianej odłamkami szkła, podłodze. Poczuła silną woń palonej kawy. Potem usłyszała trzaskanie ognia w kominku. A na końcu zrozumiała, że ktoś trzymał ją za rękę.

Zerwała się z miejsca tak gwałtownie, że uderzyła głową o stojący za nią mebel. Na tle długiego stołu i tuzina krzeseł stała czarna jak mara nocna postać, która puściła jej dłoń, odskakując do tyłu. Latona usłyszała strzępki słów, ale nic nie zobaczyła, bo wzrok zaszył jej się mgłą i wkrótce poczuła, że robi jej się niedobrze.

— Hej, Latono, już wszystko...

— Odejdź ode mnie! — wrzasnęła ochryple, zakrywając się ramionami. — Nie zbliżaj się! Odejdź!

— Latono, tylko spokojnie...

— Odejdź, POMOCY!

— Na brodę Merlina, Latono, spokojnie! — krzyczała postać. — To ja, to ja!

Ale ona nie słuchała. Nie chciała słuchać. Miała wrażenie, że głowa jej zaraz wybuchnie. Musiała znaleźć Kwaterę Główną, musiała powiadomić profesora Dumbledore'a, musiała...

— Latono, to ja! Remus!

Przez chwilę, zdającą się wiecznością, nie pamiętała, kim był Remus, ale wtem otworzyła szeroko oczy i napotkała zmęczoną i pokiereszowaną, choć nadal młodą oraz przystojną, twarz profesora Lupina.

— Tak, właśnie tak, spokojnie — wyszeptał profesor Lupin i delikatnie odsunął koc, którym próbowała się osłonić, z jej twarzy.

Latona odsunęła się w głąb kanapy i rozejrzała się. W powietrzu zalegały kłęby dymu, przez który ledwo było widać żelazne garnki i patelnie zwisające z ciemnego sklepienia. Pośrodku stał długi na prawie całą długość pomieszczenia, ciemny stół. Było to miejsce bardzo ponure, a stan, w jakim było, sprawiał wrażenie, jakby nikt nie mieszkał tam od lat.

— Latono. — Cichy głos profesora Lupina sprawił, że natychmiast na niego spojrzała, wzdrygając się. — Jesteś już bezpieczna. Jak się czujesz? Co się stało?

Zanim Latona zdążyła zrozumieć sens jego słów, do pomieszczenia wpadł ktoś jeszcze. To był mężczyzna, z długimi, sięgającymi do ramion czarnymi włosami, szarymi oczami i ostrym, stalowym spojrzeniem. Rzucił się w ich stronę i runął na kolana, obok profesora Lupina.

Z ust Latony wyrwał się krzyk i łzy napłynęły jej do oczu.

— Hej, spokojnie — powiedział mężczyzna, wyciągając rękę, aby dotknąć jej ramienia. Latona odskoczyła do tyłu, z przerażeniem wpatrując się to w profesora Lupina, to w niego. — Nic ci nie grozi. — Latona pamiętała ten głos. To był Syriusz.

Ciężko dysząc, zobaczyła, jak dwa złote punkty rozświetlają twarze Blacka i Lupina, jak pojawia się na nich cień przerażenia. Światło podążało tam, gdzie przenosiła wzrok.

— Twoje oczy... one świecą. Co oni ci zrobili, dzieciaku?

— Ja... ja... — wykrztusiła. Gardło paliło ją jak podczas okropnej choroby. Błyszczące łzy spłynęły po jej policzkach i wsiąknęły w zmechacony koc.

— Latono, już wszystko w porządku — powiedział łagodnie Lupin, ale nie patrzył na nią. Wbił swe spojrzenie w złote plamy, którymi się spowiła. — Jak się czujesz? Pamiętasz, co się stało?

— Gdzie ja jestem? — wymamrotała.

— W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa — odpowiedział Syriusz. — Latono, musisz nam powiedzieć, jak się czujesz.

— G-głowa mnie bo-boli...

— Wypij to — powiedział Lupin, podając jej fiolkę z parującym eliksirem. Na stole za nimi walał się z tuzin podobnych buteleczek. — Do dnia.

Latona nie była w stanie utrzymać niczego w rękach, więc były nauczyciel obrony przed czarną magią przechylił fiolkę, wlewając jej jej zawartość do gardła. Natychmiast poczuła przyjemne, rozgrzewające ciepło i poczuła się lepiej.

— Gdzie oni są? — wypaliła. — Mama i tata?

Black i Lupin skrzywili się. Latona poczuła, jak panika przepełnia jej ciało. Wtem wydarzenia z ubiegłej nocy zaczęły pojawiać się w jej głowie jak zdjęcia na kliszy. Obiad... Keira i Stanley... jej rodzice, walczący ile sił...

— My... nie wiemy, Latono — powiedział cicho Syriusz. — Powinni byli pojawić się tutaj, w kwaterze i zdać raport jeszcze tego samego wieczoru. Remus i Szalonooki pojawili się u ciebie w domu... Kuchnia roztrzaskana na drobne kawałeczki, wszędzie krew... Znaleźli się i przyprowadzili cię tutaj.

— To nie byli mugole — wyszeptała Latona. — To byli czarodzieje, powiedzieli, że okradają mugoli i czyszczą im pamięć... to musieli być śmierciożercy... przecież tacy zwykli... tylko oni mieliby powód...

— Już, już... — mruknął profesor Lupin. — Powinnaś teraz odpocząć. Opowiesz nam o wszystkim, gdy poczujesz się lepiej.

Syriusz sięgnął po wściekle fioletowy eliksir i pomógł jej go wypić. Ogarnęła ją senność i wkrótce osunęła się na wielką poduszkę.

Latona otworzyła oczy. Nadal znajdowała się w starej kuchni. Ciało nie bolało ją już tak bardzo, więc usiadła, podpierając się zabandażowanymi dłońmi. Profesor Lupin i Syriusz siedzieli przy stole, a gdy zobaczyli, że Latona już się obudziła, pojawili się tuż obok niej.

— Dzień dobry, Latono — powiedział Syriusz, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. — Jak się czujesz? Możesz wstać?

Latona mruknęła ciche "tak" i chwytając się ramienia Syriusza, dźwignęła się na nogi. Black zaprowadził ją do stołu, na którym pojawił się wielki talerz z kanapkami i dzban soku pomarańczowego.

— Jedz, poczujesz się lepiej — powiedział Lupin, podsuwając jej półmisek z jedzeniem.

Latona zjadła jedną, potem drugą, a potem trzecią kanapkę, ciągle przypatrując się mężczyznom, obawiając się, że był to tylko sen i za chwilę znów pojawi się w swoim domu, a Burrowowie potraktują ją o wiele gorszymi zaklęciami.

— Opatrzyliśmy twoje rany, gdy spałaś — powiedział profesor Lupin, gdy odstawiła srebrny puchar na stół. Dopiero teraz zobaczyła, że jej ramiona i głowa przepasane były białymi bandażami. — Połatałem twoją twarz, musiałaś dostać jakimś silnym zaklęciem... Latono, jutro rano przybędzie tu profesor Dumbledore i reszta Zakonu Feniksa. Odbędzie się bardzo ważne spotkanie. Musimy dowiedzieć się, co się stało w twoim domu... i co się stało z Aurorą i Alexandrem.

— Posłuchaj. — Syriusz wyciągnął ramię i z czułością położył je na jej barku. — Teraz najważniejsze jest, abyś wyzdrowiała i poczuła się dobrze. Chodź, zaprowadzę cię do sypialni. Jest już bardzo późno.

Kwatera Główna okazała się czteropiętrową ruderą, w której wszystko lepiło się od kurzu. W powietrzu unosił się zapach wilgoci, brudu i słodki odór stęchlizny. Wzdłuż ścian płonęły stare lampy gazowe, rzucające rozdygotane, choć dziwnie martwe światło na łuszczące się tapety i włóczkowaty chodnik biegnący przez długi, ponury korytarz. Okryty pajęczynami żyrandol połyskiwał mętnie pod sufitem, a ze ścian spoglądały poczerniałe portrety. Za listwą przy podłodze coś chrobotało. Zarówno żyrandol, jak i kandelabr na kulawym stoliku miały kształt węży. Przy wejściu do domostwa, na prawej ścianie, zawieszone zostały dwie, zjedzone przez mole zasłony, oraz stojak na parasole przypominający nogę trolla.

Latona wzdrygnęła się, gdy przechodzili przez korytarz. Ciągnęły się wzdłuż niego plakietki z przybitymi, wysuszonymi głowami skrzatów domowych.

Weszli do jednego z pokojów na trzecim piętrze. W środku było o wiele czyściej, niż w pozostałych częściach domu, ale stare, zielono-srebrne tapety odłaziły ze ścian, a w oknie wisiały masywne, filcowe, czarne zasłony. Na środku stało wielkie łóżko. Syriusz powiedział jej, że zostanie w Kwaterze Głównej przez kilka dni, podczas których postarają się ją połatać i wszystko wyjaśnić.

Choć bolały ją wszystkie kości, wzięła kąpiel w obskurnej łazience. Zdjąwszy wszystkie bandaże, zobaczyła mnóstwo drobnych ran, ale najgorszym widokiem była jej twarz, sina i opuchnięta. Na policzku miała szew, oko przekrwione, a nos miała tak pokiereszowany, jak podczas pamiętnego meczu quidditcha dwa lata temu. Nie rozumiała, co się działo, znajdowała się w stanie wielkiego szoku i runęła na łóżko.

O poranku obudziło ją delikatnie pukanie do drzwi. Pomyślała wtedy, że to był tylko sen, bardzo brzydki i nieprzyjemny. Poczuła, jak Alexander przysiada na krawędzi jej łóżka i delikatnie łapie ją za ramię, aby w końcu się ocknęła... ale gdy otworzyła oczy i zobaczyła łagodną twarz Syriusza, prawie się rozpłakała.

Black musiał odsunąć zasłony, ponieważ pokój był skąpany w blasku wschodzącego słońca.

— Nareszcie. Dzień dobry. — powiedział i krótko się uśmiechnął. Latona usiadła i przejechała obolałą twarz, zahaczając palcami o odstający, napuchnięty szew na jej policzku. — Jak się czujesz?

Poprzedniego dnia nie za bardzo zdawała sobie sprawę z tego, co się właściwie wydarzyło. Nadal kręciło jej się w głowie, choć przypomniała sobie wszystkie zaklęcia i klątwy, pomiędzy którymi lawirowała wraz z rodzicami i to, jak posłużyła się magią bez użycia różdżki. Latona spojrzała na Syriusza. Wyglądał o wiele lepiej, niż kiedy ostatnio się widzieli. Jego włosy, wcześniej długie i matowe, teraz lśniły jak smoła. Miał dokładnie przystrzyżoną brodę i wyglądał, jakby zjadł tonę solidnych posiłków.

— Wszystko w porządku?

— Tak... chyba tak.

Syriusz zacmokał i spojrzał na ranę na jej policzku.

— Nie wyglądasz najlepiej... Cóż, zaraz się tobą zajmiemy. — Gdy Latona nie odpowiedziała, Syriusz powiedział: — No dalej, dzieciaku. Dwa lata temu to ty mnie uratowałaś. Pozwól mi się odwdzięczyć.

Latona zeszła na dół wraz z Syriuszem. Byli coraz bliżej kuchni, gdy usłyszała mnóstwo zlewających się ze sobą głosów i poczuła przyjemny zapach kawy unoszący się w powietrzu.

— Wszyscy członkowie zakonu już tu są — powiedział Syriusz. — Za kilka chwil rozpocznie się zebranie?

— Zebranie? Jakie...

Latona i Syriusz weszli do środka. Przy długim stole, na którym walały się pióra, pergaminy, wypełnione po brzegi klasery i wielkie półmiski z jedzeniem, siedziało co najmniej dziesięć osób, których Latona nigdy wcześniej nie widziała. Zobaczyła rudą czuprynę Molly Weasley, która krzątała się przy kuchennym blacie, jej męża, Artura, profesor McGonagall oraz profesora Lupina.

Wszyscy odwrócili głowy, aby na nią spojrzeć. Rozmowy ucichły i każdy odłożył to, co wówczas trzymał w dłoniach. Latona poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Black położył jej dłoń na ramieniu i rzekł uroczystym tonem:

— Oto Zakon Feniksa. Poznaj, proszę, Emmelina Vance — czarownica z długimi, brązowymi włosami i długą szyją ciepło się uśmiechnęła — Dedalusa Diggle — malutki mężczyzna w fioletowym cylindrze pomachał jej ręką — oraz Elfiasa Dodge'a — łysiejący czarodziej kiwnął jej głową. — Reszta zaraz powinna tu być.

— Latono, moja droga! — zawołała pani Weasley. Była przepasana kraciastym fartuchem. — Och, co za tragedia! Chodź no tu, niech no cię zobaczę. — Podeszła do niej i złapała jej twarz w obie dłonie. — Paskudne rany... Poczekaj, kochanieńka, zaraz dostaniesz wielką porcję owsianki i poczujesz się lepiej.

Syriusz zaprowadził ją na jedno z wolnych miejsc, tuż obok profesora Lupina. Pani Weasley postawiła przed nią ogromną miskę parującej owsianki i wypucowany do połysku, srebrny puchar dyniowego soku.

Członkowie zakonu ponownie zajęli się rozmową, ale tym razem nie byli tak głośno i co rusz zerkali na Latonę kątem oka. Czuła, jak ich spojrzenia zatrzymują się na ogromnym szwie na jej twarzy i zabandażowanych ramionach, które wkrótce zaczęły pobłyskiwać, stając się głównym źródłem światła w ciemnej kuchni.

Profesor Lupin odchrząknął i chwycił "Proroka Codziennego", który właśnie przykuł jej uwagę.

— Co to za miejsce? — zapytała ochrypłym głosem. — Tak naprawdę? I dlaczego wszyscy tutaj są?

— Syriusz ci nie powiedział? — zdziwił się Lupin. — To dom jego rodziców. Jest ostatnim żyjącym Blackiem, więc należy teraz do niego. Zaproponował go Dumbledore'owi na miejsce Kwatery Głównej. Hmm, pozostali powinni już tu być.

— Pozostali?

— Zakon Feniksa, jak zapewne wiesz, zajmuje się tropieniem i rozszyfrowywaniem działań Sama-Wiesz-Kogo. Ktoś napadł na wasz dom, na was, niespełna miesiąc po jego powrocie, a ty i Harry jesteście jego największym celem. Dumbledore twierdzi... my twierdzimy, że to na rozkaz Sama-Wiesz-Kogo Keira i Stanley Burrow... próbowali was porwać.

Latona poczuła się tak, jakby ktoś wylał na nią kubeł lodowatej wody.

— Po-porwać? 

Latona poczuła paskudne pieczenie blizn, które zajaśniały jeszcze bardziej. Profesor Lupin starał się na nie nie patrzeć, ale wiedziała, że wiedział o ich istnieniu, w końcu to on opatrywał jej rany.

— Proszę, niech pan o nie nie pyta.

Członkowie Zakonu Feniksa odwrócili wzrok, gdy podniosła głowę.

— Chcemy wyjaśnić, co się stało — powiedział Lupin. — Dumbledore zaraz tu będzie. Musisz opowiedzieć, co się stało tego wieczoru, gdy Burrowowie was zaatakowali. Kingsley Shacklebolt jest teraz w Ministerstwie Magii w departamencie bezpieczeństwa i składa zawiadomienie o zaginięciu Aurory i Alexandra. Musisz to wytrzymać, Latono. Obiecuję, że gdy tylko zebranie dobiegnie końca, będziesz mogła wrócić na górę.

Do kuchni weszło kilka innych osób. Latona rozpoznała Billa i Charliego Weasleyów, którzy gdy tylko ją spostrzegli, szeroko się uśmiechnęli i podeszli, aby uścisnąć jej rękę. Młoda, ładna kobieta z krótkimi, fioletowymi włosami usiadła obok niej i powiedziała:

— Cześć, Latono! Jestem Tonks. Miło mi cię w końcu poznać. Bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało. Dzień dobry, Lupin — dodała, a wtem jej włosy zmieniły kolor na wściekle różowy i dwa, grube warkocze opadły jej na ramiona.

Latonie zrobiło się niedobrze i wzięła ogromny łyk dyniowego soku.

 

Forward
Sign in to leave a review.