
Noc w Wielkiej Sali
Obrona przed czarną magią stała się ulubionym przedmiotem wszystkich trzecioklasistów. W przeciwieństwie do lekcji profesora Lupina nikt nie znosił opieki nad magicznymi zwierzętami. Kolejne lekcje były nudne, Hagrid stracił cały swój zapał, a Malfoy korzystał z okazji, aby straszyć wszystkich dookoła, że gajowy może zostać wrzucony, jeśli tylko jego ojciec dowie się, że Hardodziob na niego napadł.
Profesor Lupin bardzo przejął się tym, z czego zwierzyła mu się Latona i starał się, aby ta za wszelką cenę zapomniała o swoich problemach. Często zagadywał do niej na korytarzach, a na obronie przed czarną magią prawie wcale jej nie pytał i Latona przyznała, że był to najlepszy nauczyciel, z którym miała do czynienia.
Na początku października Latona zajęła się jednak czymś innym, niż karmieniem gumochłonów kapustą i warzeniem eliksirów. Już wkrótce miał rozpocząć się sezon quidditcha i w pewną sobotę Marcus Flint zwołał spotkanie, aby przedyskutować nową taktykę. Drużyna zebrała się w chłodnej szatni, trzymając w rękach swoje miotły.
— W tym roku i ja, i Wood odchodzimy z Hogwartu — powiedział im, chodząc przed nimi tam i z powrotem. — Chcę, żeby ten dureń płakał, widząc, jak znowu wygrywamy Puchar Quidditcha.
— Czyli zaczynamy trenować jeszcze ostrzej tylko przez twoje osobiste powódki — westchnął Warrington.
Drużyna Slytherinu trenowała cztery razy w tygodniu. Pogoda pogarszała się z każdym dniem, wieczory nastawały coraz szybciej, ale ambicje Flinta trzeba było przełożyć nad warunki atmosferyczne i własne potrzeby. Latonie brakowało już czasu na odrabianie lekcji i obawiała się, jak pogodzi zajęcia z profesorem Lupinem z nawałem nowych obowiązków.
Pewnego wieczoru Latona wróciła do pokoju wspólnego zziębnięta i ledwo żywa, ale zadowolona. W środku wrzało jak w ulu. Okazało się, że na tablicy ogłoszeniowej pojawił się wpis o pierwszej wycieczce do Hogsmeade. Czując, jak dobre samopoczucie ulatuje z niej jak powietrze z dziurawej dętki, wzięła prysznic i zaszyła się w swoim dormitorium.
— Nie możesz podrobić podpisu? — zapytała Dafne, czesząc swoje długie blond włosy.
— Ależ oczywiście, że nie — oburzyła się Tracey. — Te zgody są zaklęte, Filch albo McGonagall z pewnością zobaczą, że to twój podpis. Ale spokojnie, przyniesiemy ci tyle słodyczy, ile tylko będziesz chciała.
— I tak nie miałam ochoty wybierać się do tej wioski — odburknęła Latona, zagrzebując się w kołdrze. — Nie ma tam nic ciekawego, tylko niezdrowe jedzenie, sklepy dla pożal się boże żartownisiów i dwie knajpy na krzyż, przecież nic mnie nie ominie! Poza tym będę musiała przejść obok dementorów...
Dementorzy wciąż stacjonowali przy każdym wyjściu z zamku, ale nie rzucali się na Latonę tak, jak wcześniej. Dotąd nie miała pojęcia, dlaczego się na nią uwzięli, ale miała nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.
W dzień Nocy Duchów Latona obudziła się zwarta i gotowa na pierwsze zajęcia z profesorem Lupinem. Była bardzo ciekawa, co dla niej przygotował. Na śniadaniu zaskoczyła wszystkich swoim dobrym humorem.
— Tu nie ma z czego się cieszyć — powiedział Crabbe, a Goyle usłużnie pokiwał głową, pochłaniając kolejną porcję tostów z dżemem. — Gdybym musiał opuścić wyjście do Miodowego Królestwa... Jak coś chcesz, to mów
— Właśnie — zawtórował mu Teodor, który przez wakacje nabrał masy i nie wyglądał, jakby byle podmuch wiatru mógł złamać go w poł.
— A może po prostu boisz się przejść obok dementorów — zarechotał Malfoy. Latona zmierzyła go wzrokiem. — Potter też nie idzie. Może wybierzecie się na romantyczny spacer? Dwójka naszych bohaterów w blasku słońca...
— O tak, bo Potter jest taki przystojny! — zawołała z kpiną Latona, łapiąc się za serce. — Czarne włosy, piękna blizna, tak ponętnie przecinająca mu brew... ach, ideał!
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem. Latona pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie mogła pojąć, jak Malfoy mógł wymyślić coś podobnego.
— Możecie się śmiać, ale to byłoby naprawdę podejrzane, gdyby Warell zaczęła z nim chodzić — zagadnął niewinnie Blaise.
— Zabini!
— O tak, jeszcze jak — zachichotała Tracey. — Przecież wy wyglądacie jak dwie krople wody!
Latona uniosła brwi, widząc, jak wszyscy pieczołowicie kiwają głowami. Odwróciła się przez ramię, aby dostrzec w tłumie Gryfonów Harry'ego, a gdy w końcu wyłonił się zza George'a Weasleya z nędzną miną, prychnęła.
— Mówcie, co chcecie, ale ja nie widzę w nas żadnego podobieństwa.
Kiedy śniadanie dobiegło końca, Latona odprowadziła swoich przyjaciół do sali wejściowej. W drzwiach frontowych stał Filch z listą nazwisk w ręku, zaglądając każdemu w twarz, aby upewnić się, że nikt nieposiadający pozwolenia nie prześlizgnie się do wioski Hogsmeade.
— Co, zostajesz, Potter?! — krzyknął Malfoy do Harry'ego, który stał u boku Rona i Hermiony. — Boisz się przejść obok dementorów?
Latona parsknęła śmiechem. Pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła w stronę marmurowych schodów. Gabinet profesora Lupina znajdował się na czwartym piętrze. Latona zapukała w drzwi, które chwilę później otworzyły się i pojawił się w nich Lupin.
— Ach, to ty, Latono — powiedział, uśmiechając się. — Proszę, wejdź. Nie spodziewałem się, że będziemy mieli gościa, ale mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
Kiedy Latona weszła do środka, zobaczyła Harry'ego siedzącego na wyświechtanym fotelu i pijącego kremowe piwo z ogromnego kufla.
— Potter? A co ty tutaj robisz?
— Chciałem pokazać Harry'emu druzgotka. Właśnie mi go przysłali. Na naszą następną lekcję — wyjaśnił profesor Lupin i wskazał dłonią na wielkie, stojące pod ścianą akwarium.
Do ścianki przywarło pyskiem jadowicie zielone stworzenie z ostrymi nóżkami, które robiło do nich złośliwe miny i na przemian kurczyło i rozkurczało długie, wrzecionowate palce.
Druzgotek obnażył zęby, po czym ukrył się w wodorostach w kącie zbiornika.
— Jest całkiem uroczy — stwierdziła Latona, podchodząc bliżej i nachylając się, aby lepiej przyjrzeć się zwierzęciu. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła nieśmiałe, czarne oczy druzgotka wychylające się zza wodorostów.
Gdyby Harry miał wtedy dodatkową parę oczu...
— Latona ma dzisiaj pierwszą lekcję z zaawansowanych zaklęć — obwieścił profesor Lupin, wyrywając chłopca ze stanu głębokiego zamyślenia.
— Och, to... to świetnie! — zawołał Harry.
— Zaklęcie, którego chciałbym cię dzisiaj nauczyć — ciągnął Lupin, zwracając na siebie uwagę Latony, która natychmiast zamieniła się w słuch i usiadła na fotelu obok — jest zaklęciem tarczy i stanowczo wykracza poza materiał z trzeciej klasy. To podstawowy czar, który tworzy dużą magiczną barierę i jest w stanie ochronić rzucającego przed większością zaklęć. Jeśli atak przeciwnika jest zbyt silny, tarcza nie zatrzyma go, ale osłabi.
Latona zapisała wszystko w notatniku.
— A jak stworzyć taką tarczę? — zapytała.
— Prostym zaklęciem — odpowiedział profesor Lupin. Nagle, jego wzrok padł raz na Harry'ego, później na Latonę, a potem znów raz na Harry'ego, a raz na Latonę. Wyglądało to tak, jak zrobił to w pierwszej klasie profesor Snape, ale milej i jakby przypominał sobie niezwykle przyjemne spojrzenie, zamiast powstrzymywać wymioty. — Powtórz za mną: protego.
— Protego — wyrecytowała Latona. Z końca jej różdżki wytrysnęła mglista poświata w kształcie małego leja. — Och, ta tarcza jest taka mała?
— Oczywiście, że nie — zaśmiał się profesor Lupin. — Musisz skupić się na tym, że chcesz się ochronić, dopiero wtedy zaklęcie będzie skuteczne. No to co, jesteś gotowa?
— Jestem — odrzekła Latona i wstała od biurka, trzęsąc się z podniecenia.
Mocno ściskając różdżkę, wyszła na środek klasy. Lupin stanął naprzeciw niej w odpowiedniej odległości i wziął do ręki swoją różdżkę.
— Na "trzy" rzucę zaklęcie rozbrajające, a ty spróbuj je odbić, dobrze? Uwaga... raz... dwa... trzy! Expelliarmus!
— Protego!
Czerwony strumień światła pomknął przez klasę jak w zwolnionym tempie. Latona zebrała w sobie całą swoją wolę, a wtem zaklęcie Lupina zwolniło, jakby wpadło w gęste bagno, ale później przyspieszyło ponownie. Trafiło Latonę prosto w pierś i poczuła, jak różdżka wyrywa jej się z dłoni.
— Nie było źle, ale nie było też wybitnie — skomentował Lupin, chwytając w powietrzu jej różdżkę. — Byłbym pod wrażeniem, gdyby ci się udało, a raczej byłbym zdumiony.
— Zdjęłaś ze swojej rodziny klątwę — zarechotał z końca sali Harry, o którego obecności Warell trochę zapomniała — więc można powiedzieć, że poszło ci fatalnie.
— Och, cicho bądź — syknęła Latona, ale kiedy klęknęła, aby zawiązać buta, uśmiechnęła się pod nosem, tak aby nikt tego nie widział.
Latona i profesor Lupin ćwiczyli tak przez następne dwie godziny. Szło jej coraz lepiej, ale ani razu nie udało jej się w pełni zatrzymać zaklęć posyłanych przez niego w jej kierunku. W pewnej chwili do gabinetu przyszedł Snape z czarką parującego wywaru. Na widok Harry'ego i Latony, którzy wówczas pili herbatę i zajadali się herbatnikami, zatrzymał się, mrużąc oczy.
— Okropne — powiedział Lupin, kiedy jednym haustem opróżnił czarkę. — Nie najlepiej się czuję. Ten wywar to jedyna rzecz, która może mi pomóc — wyjaśnił, widząc zdziwione miny Latony i Harry'ego. — No, dzieci, muszę zająć się swoją pracą. Latono, jestem z ciebie naprawdę dumy. To co, może w przyszłym tygodniu?
Latona kiwnęła głową. Profesor Lupin odprowadził ich do drzwi i pożegnał ciepłym uśmiechem.
— Zajęcia dodatkowe u Lupina? — zdziwił się nagle Harry.
— Jak piśniesz o tym komukolwiek...
— Nie pisnę — powiedział natychmiast, rozkładając ręce w poddańczym geście.
— Świetnie. — Latona uśmiechnęła się.
Czas uczty był już tuż, tuż, więc Ślizgoni zmienili ubrania na długie, obfite czarne szaty i udali się do Wielkiej Sali. W powietrzu unosiły się setki wydrążonych dyń ze świecami w środku, tu i ówdzie fruwały najprawdziwsze nietoperze, a płonące serpentyny pływały w powietrzu jak ławice ryb.
Jedzenie było wspaniałe, tak samo, jak całokształt zabawy, która ciągnęła się do późnych godzin nocnych. Ucztę zakończyło wielkie widowisko zorganizowane przez duchy Hogwartu i Latona mogła z całą pewnością stwierdzić, że było o niebo lepsze niż ubiegłoroczna impreza Sir Nicholasa.
W doskonałych humorach wyszli z Wielkiej Sali, podczas gdy Malfoy gorliwie przeżywał to, jak udało mu się wrzasnąć coś do Pottera, siedzącego przy najbardziej odległym stole. Nie gościli jednak w pokoju wspólnym nawet dziesięciu minut. Do środka wparował profesor Snape, na którego widok wszyscy zaprzestali rozmów i śmiechów. Wyglądał na bardzo pobudzonego i zdeterminowanego jednocześnie.
— Natychmiast wracać do Wielkiej Sali — powiedział ostrym głosem. — Pomimo wszystkich środków ostrożności, które wprowadzono w tym roku, zbiegły z Azkabanu seryjny morderca Syriusz Black... wdarł się do Hogwartu. ALE CISZA! — ryknął, kiedy w salonie wybuchły podniecone okrzyki. — A teraz za mną, bez zbędnego przedłużania. Im dłużej będziecie się wlec, tym szansa na złapanie Blacka jeszcze w Hogwarcie maleje. No, już!
Latona poczuła nagły ścisk w żołądku i włosy zjeżyły jej się na karku. Podążyła razem ze Ślizgonami za profesorem Snape'em. W Wielkiej Sali zastali uczniów Hufflepuffu, Ravenclawu i Gryffindoru — wszyscy wyglądali na tak samo zdezorientowanych. Byli tam również nauczyciele, duchy, woźny i sam dyrektor Hogwartu. Profesor McGonagall i profesor Flitwick zamknęli wszystkie drzwi do sali.
— Ja i nauczyciele musimy gruntownie przeszukać zamek — oznajmił im profesor Dumbledore. — Obawiam się, że dla własnego bezpieczeństwa będziecie musieli spędzić tutaj noc. Zostaną z wami prefekci naczelni, a tymczasem życzę dobrej nocy. A to będzie wam chyba potrzebne...
I machnął różdżką, a długie stoły podjechały do ścian i wkrótce na podłodze pojawiły się setki puchatych purpurowych śpiworów. Kiedy ciało pedagogiczne opuściło salę, zapanował gwar i zamieszanie. Latona i jej przyjaciele chwycili po śpiworze i zaciągnęli je do kąta.
— Myślicie, że oni nie żartują? — wyszeptał Teodor, rozwijając swój śpiwór. — Snape wyglądał na naprawdę wkurzonego, a on przecież stroni od żartów...
— Gdyby to była prawda, dementorzy dawno już buszowaliby po szkole — żachnął się Draco i z odrazą spojrzał na to, jak Crabbe i Goyle z ochotą ładują się do środka swoich nowych posłań. — Ja mam tak spać? Też coś.
— Ale jak udało mu się tutaj dostać? — zapytała z lękiem Dafne.
— Ten człowiek uciekł z Azkabanu — odpowiedział z powagą Blaise. — Z powodzeniem mógłby włamać się do biura Knota i wypowiedzieć wojnę mugolom jednym świstkiem pergaminu.
— Latono, wszyscy mówili, że Black chciał cię porwać w wakacje, a może jest tutaj, aby cię dopaść? — zarechotała złośliwie Tracey, ale nikt się nie zaśmiał, tylko spojrzał na Latonę, która wyglądała tak, jakby stanął przed nią wilkołak.
Pomyślała przez chwile, że zaraz zwymiotuje. Najpierw musiała wrócić do Londynu na załamanie karku, potem matka zabroniła jej opuszczać domu, później jej rodzice postawili całe biuro aurorów na nogi, myśląc, że Syriusz Black ją porwał... a teraz Black wpadł do zamku. Lupin też myślał, że Latona jest w Gryffindorze, omyłkowo przyznał mu punkty, gdy odpowiedziała dobrze na jego pytanie. Czy to możliwe, że Syriusz Black uciekł i chciał wedrzeć się do wieży Gryffindoru, aby ją wykończyć? Może chciał ją porwać dla okupu? W końcu była bardzo popularna... Nie, to niemożliwe, jej rodzina miała z nim tyle wspólnego, co Crabbe z fitnessem, nie mogła być przecież jego celem.
Latona nie zmrużyła oka, choć wiedziała, że po prostu dramatyzuje i robi z igły widły, ale coś z tyłu głowy mówiło jej, że miała rację. Do Wielkiej Sali co godzinę zaglądali nauczyciele, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Jej przyjaciele już dawno zasnęli. Blaise chrapał.
Około trzeciej w sali pojawił się Dumbledore i Latona szybko udała, że śpi; odwróciła się do niego tyłem, owinęła się śpiworem. A potem zobaczyła, że Draco miał otwarte oczy, w których odbijało się światło będącego w pełni księżyca.
— Tracey tylko robiła sobie z ciebie jaja — prychnął, również zauważając, że nie był jedyną osobą, która nie zasnęła. — Możesz przestać trząść się ze strachu. Idź spać.
— Nie boję się — westchnęła cicho Latona. — Wiem, że to nie może być prawda, ale ostatnio stało się tyle dziwnych rzeczy... Draco, to wszystko pasuje jak ulał. Najpierw matka zamyka mnie w domu, potem...
— Black nie uciekł, aby dorwać ciebie — powiedział Draco, tym razem łagodnie i bez krztyny złośliwości. Latona jeszcze bardziej zagrzebała się we wnętrzu swojego śpiwora. — To nie ty jesteś na celowniku. Możesz mi wierzyć. Idź spać, jutro jest kolejny dzień i za ten czas wrócimy do dormitoriów...
— Black nie uciekł, aby dorwać mnie? — powtórzyła Latona. Spojrzała na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy. — Co to ma znaczyć? On uciekł, aby kogoś skrzywdzić? Malfoy, czy ty coś wiesz? Posłuchaj, jeśli komuś grozi niebezpieczeństwo, a ty siedzisz tu z buzią na kłódkę...
— Oczywiście, że nikt nie zamierza nikogo krzywdzić — uspokoił ją Draco. — Źle dobrałem słowa, to wszystko. Nie bierz wszystkiego do siebie.
— Masz rację — mruknęła. — Za bardzo panikuję.