Sprawa się rypła

Harry Potter - J. K. Rowling Bleach (Anime & Manga)
Gen
G
Sprawa się rypła
Summary
Harry decyduje porzucić rolę Chłopca-Który-Zawsze-Zbiera-Baty na rzecz udanego życia erotycznego. Niewinną ofiarą jego egoizmu pada Voldemort. Jakie nieszczęścia sprowadzi na szeroko pojęty świat literatury jedno tycie odstępstwo od kanonu? I co mają z tym wspólnego koleś w szlafroku, ekshibicjonizm McGonagall, "Zły Dotyk", widmo zyaoizowania świata i Buka w Zakazanym Lesie?90% HP, 9% Bleacha, 1% Muminków / totally absurd
All Chapters Forward

Giń albo yaoi!

- … no i, jak widać, wszystkie światy są ze sobą powiązane. Nie jestem twoim ojcem w znaczeniu biologicznym, ale każdy z fikcyjnych światów ma własnego protagonistę, a ten ma swojego tatę, chociaż nie każdy tatuś jest taki fenomenalny jak ja – bełkotał jak potłuczony facet w szlafroku, ostatnie podkreślając półuśmiechem i puszczeniem oka. – Ale to już dopuszczalny margines zmiennych, każdy kanon tak ma. A ty, Chłopcze-Który-Uparłeś-Się-By-Przeżyć, wyszedłeś poza dopuszczalne odstępstwa od kanonu i sprawa się rypła. Efekt domina na skalę międzywymiarową. Przez ciebie zostałem wykopany z mojego świata, a to niszczy mangowy kanon. Innymi słowy – należy ogarnąć tutejszy burdel, bo nie uśmiecha mi się spędzenie reszty fikcyjnej wieczności, patrząc na ludzi latających na miotłach. U siebie mam nazi-apokalipsę do zażegnania i czas goni.

Jaaasne, pomyślał Harry, chociaż przez cały ten monolog potakująco kiwał głową, w dużym stopniu z litości. Voldemort musiał nieźle namieszać przy synapsach tego biednego człowieka. Koleś to zupełny czubek. Na nieszczęście chłopaka nie wszyscy podzielali jego sceptycyzm.

- Isshin… Isshin Kurosaki! – zacinając się, wykrzyczał jakiś pierwszoroczny. – Ppp… Pan jest przecież… Mogę prosić autograf?

No dobra, to się zaczynało robić naprawdę dziwne. Dlaczego jakiś dzieciak najwyraźniej znał tego dziwaka z mieczem? Odpowiedź nadeszła od źródła, zanim ktokolwiek zdążył dopytać.

- To jest Shi… Shinigami, były kapitan… Co wy ludzie, mangi nie czytacie? Anime? – jakby ze zdziwieniem zapytał dzieciak, widocznie wychowany w mugolskiej rodzinie. Jako że błagalnie patrzył na Harry'ego, ten poczuł się w obowiązku odpowiedzieć.

- Nie oglądam chińskich bajek.

- To nie są chińskie bajki! To anime! – jednocześnie zareagowało kilku oburzonych. Snape, najwyraźniej po niewczasie zdając sobie sprawę, że jemu także wyrwało się na głos, ugryzł się w język i zaczął z pietyzmem lustrować swoje obuwie.

Chwilę konsternacji, którą Harry się delektował, znów przerwał irytujący pierwszoroczniak.

- Ale numer, czyli Soul Society i cała reszta jest na serio? Jak... jak to się skończy? – emocjonował się dalej gówniarz.

- Hmm. Mój świat jest tak samo na serio, jak ten. Wszystko jest ze sobą powiązane. Zasady kanoniczności i takie tam. Z tym, że u mnie to się jeszcze nie skończyło. Jesteśmy w środku wojny i ostatnie, czego tam trzeba, to złamanie globalnego kanonu. Jakby już nie było to wszystko porąbane. Więc… gdzie jest tutejszy Yhwach? – skończył wreszcie niedogolony mężczyzna w czarnym szlafroku. Nie, Harry doszedł do wniosku, że to chyba jednak była pidżama.

- Yyy? – elokwentnie zareagował chłopak na pytające spojrzenie brązowych oczu.

- No… gdzie jest bardzo zły pan, który robi tu za czarny charakter? Jeśli się nie mylę to on zrobił cię sierotą, zaszczepił w tobie część swojej mocy, ma powierzchowność starego pedofila i koszmarne wyczucie stylu. No i tylko ty możesz go pokonać. Wygląda na to, że coś poszło nie tak z zakończeniem. Tylko mi nie mów… Cholera.

Nie-jego ojciec przeklął, kiedy podążając za lasem rąk natrafił wzrokiem na czarne szaty, walające się na ziemi – ostatnią pozostałość po Voldemorcie.

- Nie mów, że go ubiłeś na amen. No to mamy problem.

Słowa czarnowłosego zrobiły widoczne wrażenie na tłumie otaczającym ich półkolem. Harry z niezadowoleniem musiał przyznać, że coś rzeczywiście było nie tak, bo niepokój narastał także w nim. Taki nieumiejscowiony, zupełnie nie pasujący do sytuacji po pozbyciu się głównego antagonisty. Co było nie tak?

- Eee, a na czym dokładnie polega problem? Chyba właśnie załatwiłem sprawę?

- Najwyraźniej niekanonicznie – odpowiedział zapytany. – Pominąłeś ten fragment o heroicznym poświęceniu życia dla dobra ludzkości. Czy tam czarodziejskości, wnioskując po miotłach. Wy serio z tymi miotłami?

- Ale… Zaraz, to co? Miałem się dać zabić?! – zapytał Harry, ignorując to o miotłach, tylko lekko urażony. W tej chwili bardziej poważał swój tyłek, niż cokolwiek innego na świecie. Nawet quidditcha.

- Bohater musi się złożyć w ofierze. Kanon to kanon. Z kanonem się nie pogrywa, dzieciaku.

- Ty chcesz, żebym się dał zabić?! – Harry był za bardzo wzburzony, żeby panować nad tonem głosu. Ten facet kwalifikował się do psychitryka, a chłopakowi puszczały nerwy. Przestał się silić na bycie miłym. Mili i nadstawiający drugi policzek mieli w życiu przesrane, znał to z autopsji.

- Na to wygląda, chłopaku, że nie masz wyjścia. Ale spokojnie, wszystko i tak się dobrze skończy. Logika shōnenów i literatury młodzieżowej.

- Jeśli dam się zabić?! Mowy nie ma!

Poczuł na sobie wrogie spojrzenia patrzących na niego z wyrzutem uczniów i nauczycieli. Ładni przyjaciele, nie ma co. Teraz już na pewno nie będzie dla nich nadstawiał tyłka, bo bardzo podoba mu się bycie nie martwym. Wielkie rzeczy – kanon.

- A kto to w ogóle wymyślił? To było zdecydowanie przekombinowane, te całe horkruksy. I tak zrobiła się z tego epicka opowieść w siedmiu aktach - każdemu może się znudzić. Normalni siedemnastolatkowie na randki chodzą, a nie urządzają misje samobójcze. To całe odstawianie bohatera jest do dupy. Pieprzę to.

Kątem oka Harry zobaczył, jak Minerwa McGonagall z przerażeniem podniosła dłoń do ust, a słowa uwięzły jej w gardle. Za to Snape, z wyraźnym zadowoleniem, wyręczył opiekunkę Gryfonów.

- Minus 50 punktów za wulgarne słownictwo, Potter.

- I tak mam to gdzieś. Możecie mi skoczyć.

- Ej, bez takich. Dasz się zabić i koniec. Kropka – stwierdził po prostu Kurosaki, czy jak mu tam. Harry zaczynał się martwić. A jeśli pozostali naprawdę uwierzą w ten nonsens? Przecież go nie mogą zmusić, żeby się podłożył wężowatemu… Ha!

- No to powodzenia, chyba że masz żywego Voldemorta pod ręką. Żeby było kanonicznie – wycedził Harry z satysfakcją obserwując konsternację na twarzach obecnych. Naprawdę miał dość tego całego odstawiania bohatera.

- Wystarczy cofnąć się w przeszłość, tak jak zrobiliśmy z Harrym ratując Syriusza. I sprowadzić wcześniejszą, żyjącą wersję Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Myślę, że to wykonalne, a Sami-Wiecie-Kto raczej nie będzie potrzebował długiego namawiania, żeby skoczyć tu na chwilę i zabić Harry'ego – streściła swój pomysł z wypiekami na twarzy Hermiona, podekscytowana własną przemyślnością.

Idiotka. Harry miał ochotę jej przygrzmocić w ten rozczochrany łeb.

- To jest jakiś pomysł. Panno Granger, jestem pod wrażeniem. Oczywiście użyjemy zmieniacza czasu – podłapała McGonagall, zapewne układając już w głowie, na jego zgubę, scenariusz wyprawy w czasie. – 50 punktów dla Gryffindoru za nieszablonowe myślenie – dodała ich opiekunka Domu po chwili, łypiąc z uśmiechem w kierunku unieszczęśliwionego Snape'a. Harry poczuł się zdradzony. I ona przeciwko niemu?

- Ale… ale to jest idiotyczne! – prawie wyskamlał chłopak typowany wbrew swojej woli do misji samobójczej. Odwołanie do logiki było jego ostatnią deską ratunku.

- Harry, mój drogi. Przykro mi, ale to nie podlega dyskusji – zgasiła go Minerwa McGonagall. – Nie wolno igrać z kanonem i należy nadać rzeczom ich właściwy kierunek. Inaczej… - pani profesor zniżyła głos, a w jej oczach pojawiło się przerażenie – wszyscy na wieczność wylądujemy w yaoi.

Forward
Sign in to leave a review.