
Chapter 3
Otwierając powoli oczy, przeciągam się na łóżku i jęcze. Powoli siadam przecierając oczy po czym wstaje z łóżka niezadowolony, dzisiaj obiecałem pomóc Heldze zbierać zioła do skrzydła szpitalnego w lesie.
Idę do łazienki i ochlapuje twarz zimna wodą by się dobudzić. Załatwiam swoje potrzeby po czym wracam do pokoju i się ubieram w wygodne skórzane spodnie, czarne buty do kolan, też skórzane i ciemno-zieloną tunikę. Związuje włosy tylko wstążką by być praktycznym.
Kierując się w stronę wielkiej sali spotykam po drodze wspomnianą założycielkę. -Hej, Helga!- mówię trochę głośnie by zwrócić jej uwagę co od razu działa. Odwraca się w moją stronę i się uśmiecha.
Helga zawsze była radosną i miłą dziewczyną która stara się nam matkować, ale gdy ktoś ją zdenerwuje jest naprawdę przerażająca.
-Hej, Sal. Gotowy?- Pyta się tym swoim delikatnym głosem który sprawia że się rozluźniam i uśmiecham lekko.
-Tylko śniadanie i możemy iść.- Podaję jej swoje ramię jak dżentelmen i gdy je obejmuje swoją delikatną dłonią, razem wchodzimy do wielkiej sali.
Witając tych kilku uczniów którzy już wstali siadamy przy pustym stole głównym. Pozostała dwójką jeszcze się nie pojawiła.
Nakładając sobie owsianke z owocami i miodem i do picia sok dyniowy szybko jemy śniadanie w ciszy po czym kierujemy się do wyjścia na teren.
-Więc, co chcesz dzisiaj zebrać w lesie?- Pytam blondynkę, żucając na nas oboje zaklęcie rozgrzewające.
-Nie wiele, tylko kilka ziół które konczą się w skrzydle szpitalnym.- Przytakuje i razem wchodzimy między drzewa.
Już po chwili robi się ciemno więc rzucam lumos i idziemy dalej w milczeniu, Helga szuka ziół których potrzebuje a ja rozglądam się ostrożnie, w tym lesie jest wiele niebezpiecznych stworzeń i chce być przygotowany na wszystko. To jest też powód dla którego nie wchodzimy do lasu w pojedynkę a uczniowie mają zakaz wstępu.
Po jakieś godzinie rozkojażyłem się i niechcący weszłem w jakieś różowe kwiatki. Od razu zacząłem kichać i poczułem się dziwnie lecz to uczucie zniknęło gdy Helga wyciągnęła mnie z nich ciągnąć mnie za kaptur.
-O nie, Salazar?! Wszystko dobrze? Jesteś strasznie czerwony, co to za kwiaty, nigdy wcześniej ich nie widziałam?- Zaczęła sprawdzać mnie wszystkimi znanymi mi zakleciami diagnostycznymi i innymi które pierwszy raz słyszałem.
Nic nie mówiłem wiedząc że to nic nie da. Po kilku minutach nareszcie przestała. -Wydaje się w pożytku...- Kieruje na mnie swój stanowczy wzrok i dodaje. -W chwili gdy poczujesz się nieswojo od razu do mnie przychodzisz, jasne?-
Ja tylko kiwam głową, czując się dziwnie ale nic nie mówię nie chcąc martwić dziewczyny, już wystarczająco jest zmartwiona. -Dobrze, wracajmy. Zebrałam już wystarczająco i nie chce byś przebywał w lesie gdy nie wiem jak te kwiaty na ciebie działają.-
Łapie mnie za łokieć i ciągnie w stronę Hogwartu, milcze co tylko ściąga mi jej zaniepokojone spojrzenia, normalnie bym narzekał na takie traktowanie.
Gdy wchodzimy do środka i drzwi się za nami zamkną wzdycham z ulgą na wzrost temperatury. Szybko żegnam się z dziewczyną i idę do moich komnat gdzie zrzucam z siebie ubranie i zakładam cienką białą tunikę i białe luźne spodnie.
Wzywam skrzata by przyniósł mi obiad nie chcąc jeść go w wielkiej sali. Zaledwie chwilę później już jem prosty gulasz warzywny.
Gdy skończe czuję nagłą fale zmęczenia więc kładę się do łóżka i nakrywam ciepłym kocem. Już po chwili zasypiam.
Kilko godzin później otwieram oczy zdezorientowany po przyjemnym śnie gdy coś mną potrząsa. Gdy dobudzę się zauważam ciemny zarys postaci.
Szybko zapalając w pokoju pochodnie prostym zaklęciem zauważam że to Godrik. Na zewnątrz jest już ciemno co oznacza że przegapiłem kolację.
-Hej, Rik...- Mamrocze zaspany, przecierając oczy i siadając. Dalej jestem zmęczony ale nie tak bardzo jak wcześniej.
-Hej, Sal. Wszystko dobrze? Helga powiedziała że wróciliście wcześniej niż myślała i od tamtej pory nikt cie nie widział.-
Czując się winny że tak zmartwiłem moich przyjaciół nie myślę dwa razy, mój zaspany mózg jeszcze nie kontaktuję, gdy pochylam się do przody i opieram czoło na jego ramieniu.
-Przepraszam, gdy wróciłem byłem tak zmęczony ze prawie od razu zasnąłem. Dalej jestem zmęczony...-
Mówię cicho w jego ramię, ziewając. Czuje jak chcichocze cicho więc uderzam go lekko w klatkę piersiową dłonią w upomnieniu.
-Cicho bądź.- Szepczę, czując jak oczy znowu mi się zamykają. -Hej, nie śpij tu na mnie. Poza tym najpierw musisz coś zjeść.-
Czuję jak rudowłosy próbuje mnie od siebie odciągnąć ale ja tylko sie przysuwam bliżej, jęcząc niezadowolony.
-Hej, Sal. Zaraz pójdziesz spać ale zjedz najpierw chociaż owoce które przyniosłem.- Kręcę głową na nie, nie chcąc się odsuwać od jego ciepła.
Godrik tylko wzdycha i obraca mnie tak że opieram się plecami o jego ramię i sięga po owoce, wpychając mi kawałek po kawałku banana, kiwi lub jabłka.
Jem powoli, cały czas mając zamknięte oczy. Po chwili czuje jak odpływam i coś mnie powoli opuszczę na materac. Przykrywa mnie kocem i w końcu zasypiam z zadowolonych uśmiechem na ustach.