
Chapter 1
Soundtrack. Proszę słuchać w zapętleniu.
— Nienawidzę cię!
Szybko pożałowała słów wyplutych z goryczą.
Jej klatka piersiowa unosiła się szybko, a kilka rozwichrzonych loków poleciało na rumianą twarz, gdy cofnęła się o krok, zszokowana własnym wybuchem. Drżące dłonie opadły wzdłuż sylwetki. Żałosne i przerażające było to, że stała przed Draco w jego białej bokserce, w białych majtkach, bosa oraz obnażona, a mimo to miała czelność krzyczeć na niego, obrażać się i zachowywać irracjonalnie.
Tego dnia to ona była problemem.
Stał przed nią wyprostowany, ale widocznie spięty, zaciskając pięści przy swoich bokach.
Między nimi była tylko smuga słońca, wpadającego przez gotyckie okna, która ukazywała unoszące się w sali pyłki kurzu.
Na twarz Malfoya wpełzł uśmiech, ale nie jego standardowy, kpiący wyraz. Było w nim coś więcej. Smutek. Żal. Naprawdę nie chciała tego widzieć, nie chciała mu tego robić, nie chciała być przyczyną jego przygnębienia.
Hermiona zawahała się, powoli prostując posturę i marszcząc brwi w zmartwieniu.
— Ja… wcale nie miałam tego na myśli — szepnęła, a jej wzrok błagał, aby Draco uwierzył w to, co mówi. — Przepraszam.
Jednak szare oczy pozostały niewzruszone. Maskował się chłodem i dystansem, ale znała go przecież, i widziała cały ból, który spowodowała. W pewien sposób musiała zniszczyć coś w środku, zgnieść jakąś część jego serca, bo przecież nigdy nie patrzył na nią w ten sposób. To konkretne spojrzenie przeznaczone było obcym. Przez to ona sama poczuła się jak obca dla niego osoba.
— Myślałem, że akurat ty zrozumiesz mnie jak nikt inny — wychrypiał po chwili, a zbolały uśmiech poszerzył się.
Krok po kroku poszedł do Hermiony, a ona, czując się przytłoczona wyrzutami sumienia, chciała się cofnąć. Nie zrobiła tego jednak, znosząc miażdżące spojrzenie jako formę kary. Za to zamrugała, lekko rozchylając usta, jakby chciała wydusić coś z siebie, cokolwiek, co mogłoby pomóc w załagodzeniu sytuacji. Tak się niestety nie stało.
Gdy delikatna dłoń założyła zagubiony lok za jej ucho, wciąż nie przerwał kontaktu wzrokowego.
— Draco…
Potrząsnął głową, aby przerwać jej wywód. Schował dłoń do kieszeni, prychnął pod nosem, jak gdyby zaśmiał się z myśli w swojej głowie, odwrócił się i wyszedł.
Zostawił ją samą w wielkiej, pustej sali, w Dworze Malfoyów. Tam, gdzie miało odbyć się ich wesele.
Hermiona poczuła, jak coś ścisnęło ją pod żebrami. Sapnęła, a łzy same napłynęły do jej oczu. Ucisk pojawił się w nasadzie nosa, a potem zapłakała nad samą sobą, nad Draco i nad chaosem, który w nich panował. Zawyła żałośnie, chwytając się za mostek, by po chwili zgiąć się i zachłysnąć powietrzem.
Histeryczne łzy rozmazały jej wizję.
Dlatego nie zorientowała się, kiedy znalazła się na podłodze.
Ból psychiczny i złość przyćmiły ból fizyczny.
Dlatego nie poczuła, jak zbiła kolana, padając gołymi nogami na parkiet.
Wyrwana niczym z tragicznego obrazu, półnaga, łkała, opierając się ręką o podłogę, wyciągnięta na biodrze, czując odrętwienie oraz żal.
Rozpaczała między cieniami ogromnej sali, w samym środku zakurzonych promieni zachodzącego słońca.
Ułożona na pięknych, gotyckich płytkach ze wzorem symetrycznego, kwiatowego ornamentu, gdzie czarne elementy kontrastowały z białym tłem.
Zamknięta między czterema beżowymi ścianami, które odbijały echo jej płaczu oraz nieregularnych, desperackich oddechów.
— Głupia, głupia, głupia… — beształa samą siebie pod nosem, z pochyloną w pokorze głową. Loki zasłoniły jej widok na salę. Widziała tylko tę piękną podłogę, na którą wypłakiwała swe cierpienia oraz wyrzuty.
Nigdy wcześniej nie powiedziała, że go nienawidzi.
Nigdy nie pozwoliła, aby ktokolwiek rzucił mu tym w twarz.
Chroniła go przed niechęcią, nienawiścią, wiedząc, jak bardzo jest wrażliwy na odrzucenie pod hardą fasadą. Wojna go zmieniła. Zmieniła też ją. Ale nawet wtedy, gdy trwały procesy, gdy cały świat był przeciwko Draco, ona stała u jego boku. Teraz czuła się niczym zdrajczyni.
Zabawne, bo nawet w najcięższych kłótniach nie była tak okrutna w słowach. Ironia sytuacji wcale jej nie cieszyła.
Mogła się tłumaczyć stresem, głową, która parowała od przygotowań ślubnych, ale też frustracją z powodu bezczynności w domu. Od trzech dni siedziała w dworze, beznadziejnie znudzona, nieprzyzwyczajona do… odpoczynku.
I kiedy kolejny raz usłyszała, że on znów angażuje się w kontakty z resztą rodziny Carrowów, że znów przenika przez ciemny światek, narażając siebie na kolejne zarzuty prasy, że znów całe społeczeństwo zacznie kwestionować jej reputację, jego intencje… wybuchła.
Draco był dobrym człowiekiem. Naprawdę. Nikt inny nie był tak lojalny jak on. Zawsze szczery, a przynajmniej wobec niej. Chronił ich za wszelką cenę, a jednak chęć zemsty na Śmierciożercach, którzy ukrywali się w cieniach Nokturnu, na wyspach, w Szkocji była ogromna. Kingsley wiedział o jego podwójnym życiu. Malfoy był Aurorem, całkiem niezłym jak to mawiał Harry. Dostawał dodatkowe dni wolne, znikając z domu na godziny, czasami na noce, a potem wracał zmęczony, cuchnący alkoholem, nieraz zakrwawiony. Padał na łóżko, dusząc wszystko w sobie, a na drugi dzień pisał poufny raport wprost do rąk Ministra.
To było za dużo.
Nie chciała takiego rozwoju sytuacji. Nie przed ślubem.
Bardzo pragnęli spokoju. Łapali się każdego skrawka normalności, jednak im więcej stabilizacji wypełniało ich życie, tym częściej przyłapywała Malfoya na snuciu następnych planów. Wtedy była tak po prostu… rozczarowana.
Wielokrotnie próbowała rozmowy. Najpierw sądziła, że szuka ekscytacji czy mocnych emocji. Zdarzyło się jej czytać o osobach, które uzależniały się od adrenaliny. Niektóre z nich, po ciężkich przeżyciach, nie potrafiły żyć w spokoju. Potrzebowały ostrej stymulacji, skoków hormonalnych, które pobudzały i zmuszały umysł do wyostrzenia się, a ciało do sprawnego działania. Na początku ich związku, gdy powiedział jej o dodatkowym projekcie, nie potrafił się otworzyć. Zwinnie unikał rozwinięcia tematu – ot tak, przez przypadek, jego dłoń muskała jej udo, nagle wspominał o dokumentach, których prawie nie spakował lub przekierowywał rozmowę na inne drogi, a ona przypominała sobie, że miał srebrny język, już po fakcie. Dopiero z czasem zaczął przebąkiwać coś o rewanżu. Potem o zemście.
Skończyło się na vendetcie.
Żądza krwi zasłaniała mu oczy. Było to przerażające, ale w pełni go rozumiała. Robił to dla swojej zamordowanej matki. Każdy stracił coś na wojnie. Każdy stracił kogoś.
Jednak Hermiona nie chciała, by Draco zatracił siebie.
Otępiałym wzrokiem spojrzała najpierw na ogromne, antyczne lustro w sali, a później na zamknięte drzwi, ocierając spuchnięte, zaczerwienione oczy. Przy drugiej próbie udało jej się ustać na chwiejnych nogach. Poprawiła brzeg białej bokserki, naciągając ją na majtki.
O dziwo, pomogło jej to. Po miesiącach napięcia oraz ostatnich trudnych dniach przeżycie katharsis było wyzwalające. Mogła sobie na to pozwolić, bo była w bezpiecznym miejscu, w samotności. Wszystko, co gniotło ją od środka, wylało się ze strumieniem łez i krzyków, które wchłonęła pusta sala.
Jej oddech powoli się normował, gdy sunęła słabymi nogami w stronę drzwi. Draco miał zaraz wyjść i wrócić… Godryk wiedział kiedy. Sumienie wciąż szlachtowało jej serce na myśl, co mógł przez nią teraz czuć. Pozwolenie mu na opuszczenie dworu w takim stanie byłoby zabójcze dla ich dwójki. Nie mogła do tego dopuścić.
Salę i sypialnię dzieliło piętro.
Dotarła do otwartych drzwi, opierając się skronią o drewnianą framugę. Przymknęła oczy, odchrząkając, by pobudzić zdartą od płaczu krtań. Akurat przygotowywał standardowy pakunek eliksirów, który zawsze brał ze sobą. Coś regenerującego, coś leczącego, jedno Veritaserum oraz Wywar Żywej Śmierci. Stał odwrócony tyłem, przerzucając rzeczami na etażerce.
— Przepraszam — powiedziała cicho, a jej głos osłabł przy ostatniej sylabie.
Draco spiął się, mimo tego, że usłyszał wcześniej jej kroki. Przerwał pakowanie na krótką chwilę, zastygając w miejscu z uniesioną nad woreczkiem dłonią. Jego głowa odwróciła się lekko, zerknął na nią ze swojego profilu, jednak w sekundę wrócił do przygotowań.
— Powiedziałaś to, co chciałaś — oznajmił chłodno.
Dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie.
— Wcale nie czuję nienawiści — wyszeptała nieco pewniejszym tonem, choć pełnym skruchy. Usłyszała ciche prychnięcie pod nosem, gdy podszedł do szafki nocnej po swoją różdżkę. Zaklęciem wyprasował czarną koszulę, którą musiał założyć tuż przed tym, gdy przyszła. — Draco. Chciałam, żeby zakłuło i…
— Zadziałało.
Zacisnęła oczy, czując ścisk lęku w żołądku.
Potem był szelest tkanin, kroki ciężkich butów i ciepło dłoni na jej policzku.
Niemrawo otworzyła zaszklone, przekrwione oczy.
Draco muskał jej twarz kciukiem i choć wydawał się beznamiętny, wciąż widziała w jego twarzy krzywdę oraz spustoszenie, które wyrządziła. Wtuliła policzek w jego dotyk, przymykając powieki. Znów miała ochotę płakać. Wylot w takim momencie wydawał się katorgą. W dwie minuty nie mogli rozwiązać problemu i wrócić do normalności. Zawsze potrzebowali czasu.
— Nie płacz, maluszka.
Przekornie poczuła więcej łez, które bezwiednie spływały po jej twarzy.
Dotyk zniknął, a mężczyzna powoli wyszedł z sypialni. Nie poszła za nim. Nie znosili pożegnań, więc nigdy tego nie robili. Kojarzyło się im to z drogą bez powrotu, czymś ostatecznym.
Hermiona zrobiła krok w prawo, przylegając plecami do framugi, z odchyloną głową, obserwując, jak Draco odchodzi korytarzem w kierunku schodów. Z różdżką w lewej dłoni i szarym płaszczem, który przewiesił na ramieniu. Nawet nie zerknął.
Wzięła drżący wdech, próbując powstrzymać płacz.
Tym razem wspomniał coś o nocy lub dwóch. Trzymała go za słowo.
Zamknęła drzwi do sypialni, by nie słyszeć płomieni Fiuu z dołu i podeszła do komody, aby znaleźć jakieś komfortowe spodnie z dzianiny. Wieczór zbliżał się, a ona nie była na tyle zmęczona, aby bezmyślnie spać i zresetować mózg. Zresztą, gdyby się położyła, sumienie pożarłoby ją w całości.
W łazience ochlapała twarz, związała włosy, czując nudności. Na pewno była spokojniejsza po wybuchu, jednak odczuwała to jak chorobę. Osłabiona, słaniająca się, z opuchniętą od płaczu twarzą przyglądała się swojemu odbiciu nad umywalką.
Rzadko się kłócili.
Tak naprawdę mieli bardzo dobry związek. Potrafili się zrozumieć. Na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że są całkowicie różni i było w tym dużo prawdy, jednak równocześnie cholernie dużo ich łączyło.
Patrząc na szesnastoletniego Malfoya, w życiu nie powiedziałaby, że jest pasjonatem biografii czy książek historycznych tak jak ona. Już w szkole często ścigał się z nią w punktacji na lekcjach, ale wtedy buńczucznie mamrotała pod nosem, że to dzięki galeonom tatusia. Finalnie okazał się diabelsko inteligentny. Gdy uratowali go tuż przed bitwą, gdy spędzali czas w Muszelce, mogli rozmawiać całymi nocami – najpierw nieśmiało, rzucając pojedyncze komentarze, które opiewały w uszczypliwość i ironię. Stopniowo wdawali się w grzecznościowe rozmowy, kiedy lądowali w tym samym pomieszczeniu lub gdy musiała go pilnować. Potem przesiadywali przez całe noce, nie odczuwając zmęczenia, tylko gawędząc. O czym? Tematy bywały przeróżne. Od złośliwego wspominania, przez dysputy polityczne po ciekawostki historyczne. Z czasem okazało się, że też stosuje ten sam trik z wywarami ziołowymi, aby utrzymać je w lepszej kondycji na kilka godzin. Podzielił się z nią wskazówką na szybsze zasypianie. Była to jedna z technik oddechowych, których nauczyła go niania. W zamian za to Hermiona pokazała mu, jak obsługiwać pralkę.
W gorsze dni milczeli. Po prostu szwędali się po dworze, zajęci własnymi sprawami, a w nocy kładli się do łóżka, przytulali i zasypiali.
Zawsze się przytulali, nawet po największej kłótni.
W lepsze dni byli swoim wsparciem.
Ona szukała komfortu i bezpieczeństwa w jego ramionach, a on często kładł głowę na jej udach, zamykając oczy. Hermiona wiedziała, że wtedy potrzebował dotyku, troski, a przede wszystkim spokoju. Leniwie przeczesywała jego włosy, pytając, czy chce o tym porozmawiać. Czasami chciał, czasami potrzebował czasu. Tu reguła nie istniała. Szczególnie lubowała wieczory na tarasie, na tyłach dworu. Rozsiadali się pod kocem na huśtawce i rozmawiali przy ciepłej kawie lub herbacie. Wtedy rozglądała się po ogrodach w oczekiwaniu na kota. Był przybłędą, która nieraz pojawiała się w krzakach. Draco śmiał się z jej zawziętości i zawsze powtarzał:
— Chcesz go oswoić siłą. Tak jak mnie.
Raz zmarszczyła nos z udawaną zgryzotą i odpowiedziała:
— Z tobą się udało. Kot potrzebuje więcej czasu, aby się do nas przyzwyczaić.
— Byłem mniejszym wyzwaniem niż on? — Uniósł brew, bosą stopą odpychając ich od ziemi i wprawiając drewnianą huśtawkę w ruch.
— Ty łagodniałeś, gdy tylko ubierałam większy dekolt. Na niego to nie działa — mruknęła.
Jego śmiech odbił się echem po otwartym podwórzu.
Hermiona przetarła umytą twarz i wyszła z łazienki. Powinna już być sama, dlatego zdecydowała się na zejście na parter. Najlepszą opcją wydawało się zajrzenie do menu dla gości, które przygotowywali, lub wzięcie się za książki. Cokolwiek, aby powstrzymać falę luźnych myśli, wytrwałych w dobijaniu jej serca. Martwiła się o Draco przy każdym takim wyjściu. Dziś, wyjątkowo, martwiła się bardziej.
Powinna przejrzeć sugestie, które zapisał na swojej liście propozycji. Dzień wcześniej wspomniał, że część dań pokrywała się z jej wyborami, więc mogli je zaakceptować.
Będąc na dole, uświadomiła sobie, że nie wzięła różdżki, a bez niej nie miała szans na znalezienie wszystkich potrzebnych papierów. Z cichym westchnieniem na ustach ruszyła do pustej sali balowej. Musiała ją tam zostawić, gdy rozglądali się po ścianach, planując wystrój. Upierali się na biel oraz odcienie złota, które pasowałyby do narcyzów. To był pomysł Hermiony, aby użyć akurat ich, dla upamiętnienia jego mamy. Nawet nie zauważyła jego wzroku pełnego uwielbienia, gdy to zaproponowała, a chwilę później wyraził swoją wdzięczność. Bardzo dosadnie. Jednym zaklęciem pozbył się jej bluzki, dlatego też teraz chodziła w bokserce, którą jej oddał.
Potem niby przelotnie wspomniał o Carrowach i wszystko diabli wzięli.
Pchnęła biodrem ciężkie drzwi, chuchnęła na opadający na oczy lok i faktycznie dostrzegła swoją różdżkę na jednym z parapetów. Doczłapała się do okien, za którymi zmierzchało. Niektóre lampy na ogrodach zdążyły rozbłysnąć.
Szelest materiału i kroki.
Natychmiast obróciła się, rozglądając niepewnie po skąpanym w półmroku pomieszczeniu. Z dłonią zaciśniętą wokół różdżki, nasłuchiwała, a wzrok zdawał się wyostrzać.
Znów słyszała kroki na sali, ale… nie widziała nikogo.
Omamy. Musiała mieć omamy.
Zachorowałam na coś.
To była pierwsza racjonalna myśl. Jej serce przyspieszyło, gdy uświadomiła sobie, że kroki były coraz wyraźniejsze. Naprawdę, nie miało to sensu. Dwór był bardzo dobrze zabezpieczony zarówno przez Malfoya, jak i nią.
— Kto tu jest? — zapytała Hermiona, siłując się z własnym głosem, który powinien zabrzmieć twardo.
Odpowiedziała jej cisza, co tym bardziej ją zaniepokoiło.
Postawiła chwiejny krok w głąb sali, ponieważ jej nogi zmiękły ze strachu. Merlinie, ile czasu minęło od momentu, w którym czuła przerażenie? Jednak w tamtej chwili, w samotności, w wielkim dworze, nie potrafiła poczuć niczego innego.
Zaczęła znów rozglądać się po ścianach, kątach, gdy coś mignęło z boku. Szybko odwróciła się, celując różdżką w drżącej dłoni na lustro i krzyknęła.
Z bijącym sercem przyglądała się mężczyźnie, który stał w… lustrze. Jego niebieskie oczy wydawały się zdeterminowane, a pół twarzy, do nosa, zasłonięte było przez coś, co przypominało szalik lub kominiarkę. Nosił rynsztunek, który wyglądał na usztywniany materiał oraz czarną, grubą, wełnianą pelerynę. Zresztą, jego całe szaty były czarne. Jedynym kontrastem były płatki śniegu na szerokich ramionach i rozwianych włosach.
— Draco? — wydusiła słabym głosem, ale nie opuściła różdżki.
W odbiciu nie było niczego prócz Malfoya, który wyglądał odrobinę inaczej. Żadnego obrazu z sali, tylko jasne tło, przypominające poświatę.
Drgnął.
Uniosła różdżkę wyżej, ściskając ją tak mocno, że pobielały jej palce.
On po prostu się w nią wpatrywał, ostrym wzrokiem, spod zmarszczonych brwi.
Hermiona przełknęła ślinę.
— Nie jesteś Draco… — szepnęła.
To musiało być coś innego, zmiennokształtnego. Przypominał jej narzeczonego, jednak było w nim coś obcego.
Ruszył z miejsca szybkimi, zdecydowanymi krokami.
W jej kierunku.
Zachłysnęła się powietrzem, cofając i niemal potykając o własne stopy. Wciąż mierzyła w niego różdżką, a szerokootwarte oczy w panice przyglądały się temu, jak bez problemu wyszedł z lustra.
Zrób coś.
Sparaliżowało ją to.
Naprawdę wyglądał jak Draco.
Cofała się, a on szarżował wprost na nią. Porażona lękiem, nie użyła różdżki. Nie na nim. Żadne z zaklęć, które poznała w trakcie wojny, nie przyszło do jej głowy.
— Nie! — w końcu jęknęła w popłochu, gdy był na wyciągnięcie ręki. Potknęła się przez miękkie, poplątane nogi. Sapnęła, wiedząc, że zaraz spadnie, ale Draco nagle zamknął ją w uścisku, podtrzymując wiotkie ciało.
Jego ramiona owinęły się wokół jej rąk, pleców, przyciągając ją do torsu z desperacką siłą. Praktycznie miażdżył jej żebra, aż Hermiona czuła ból w klatce piersiowej. Próbowała wziąć wdech. Nadaremnie.
Malfoy schował twarz w zagłębieniu jej szyi, muskając zimnym nosem jej skórę. Płatki śniegu z jego rynsztunku opadły na nią. Chłodny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa.
Nagle zapomniała o różdżce.
Oszołomiona, stała nieruchomo, pozwalając mu na przytulenie się, bezwiednie mrugając. Jej usta rozchyliły się, ale nie potrafiła wykrztusić z nich słowa.
W tym geście było coś rozpaczliwego. Nie puszczał jej, tylko ściskał, ale po chwili zorientowała się, że obejmujące ją ramiona drżą.
— Maluszka… — szepnął w jej włosy. Ledwie to usłyszała.
To musiał być on.
Zdezorientowana Hermiona nie wiedziała, co się dzieje, co powinna robić. Po prostu stała z chaosem w głowie, akceptując sytuację, ale nie rozumiejąc jej.
Po chwili musiał zorientować się, że robi jej krzywdę. Uścisk rozluźnił się, jednak mężczyzna jej nie puścił. Odchylił się, aby spojrzeć w jej oczy wzrokiem pełnym bólu.
— Draco?
— To ja. To tylko ja. Przepraszam, że cię przestraszyłem — powiedział cicho. Dłonią w mokrej, skórzanej rękawiczce pogładził jej policzek z czułością, tak delikatnie, jakby bał się ją skrzywdzić. Zaglądała w jego zdeterminowane, ale zaszklone spojrzenie, doszukując się… czegokolwiek. Nie znalazła nic innego poza miłością.
— Co ty tu robisz? Skąd… — Granger zerknęła ponad jego ramię. Lustro pozostawało nietknięte, a odbicie sali wróciło na miejsce. W jej głowie pojawiła się salwa pytań. Było zaczarowane? Służyło jako teleport? Malfoy nigdy wcześniej o tym nie wspomniał.
Draco głaskał jej policzek, nie spuszczając z niej wzroku. Bijąca z niego tęsknota była nieopisywalna. Sama ją poczuła. Ta desperacja i skupienie na niej — wszystko było intensywne, jakby coś się stało.
Hermiona zmarszczyła brwi, przenosząc na niego całą uwagę.
Wahała się.
Rozważała coś.
Wyczuł to i nagle odsunął się o krok, wyciągnął z kieszeni różdżkę. Zakręcił nią między palcami wyćwiczonym ruchem i skierował rękojeść w jej stronę.
— Weź ją.
— Słucham? — Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
— Chcę ci coś opowiedzieć, ale… — zmrużył oczy — znam cię. Zaczniesz znów wątpić w to, czy ja to ja.
Różdżka wyglądała jak różdżka Malfoya.
Dziesięć cali, głóg.
W międzyczasie Malfoy szarpnął kominiarką w dół. Jedyną różnicą, jaką zauważyła, była drobna, wygojona blizna pod lewym kącikiem ust. Oddychał szybko, starając się wziąć jak najgłębsze wdechy. Śnieg, który przyniósł ze sobą, zdążył się stopić.
To był Draco, ale nie jej Draco.
Coś ścisnęło ją w żołądku ze stresu i natychmiast wzięła od niego różdżkę.
Gdy miał już wolne ręce, zaczął odpinać pelerynę. Zdawało się, że było mu komfortowo, nie miał problemu z rozgoszczeniem się, choć rozglądał się po ścianach, jakby bywał tu rzadko.
— Co się dzieje? — zapytała jeszcze raz.
Malfoy uraczył ją charakterystycznym uśmieszkiem, unosząc brew i kręcąc głową.
— Nie uwierzysz. — Peleryna opadła na podłogę, a on westchnął i zaczesał włosy w tył. — Jestem na misji?
Otępiała Hermiona skinęła głową, po czym mocniej zmarszczyła brwi.
— Tak, to znaczy… Jesteś z przyszłości?
Pierwszy pomysł, jaki przyszedł jej do głowy. W tym przypadku nie zgadzało się wiele rzeczy, bo wyszedł z lustra. Udział antyku w całym przedsięwzięciu był abstrakcyjny. Poza tym nie zauważyła nigdzie zmieniacza czasu.
— Nie. Jestem z równoległego czasu, ale odmiennej rzeczywistości — powiedział spokojnie.
Granger prychnęła pod nosem, co prawie przypominało niedorzeczny śmiech. Odwróciła na chwilę wzrok, aby zebrać myśli.
— Niby jakim cudem? — Słyszała o teorii równoległych czasoprzestrzeni. Przecież nawet mugole nad nią dywagowali, jednak nikt jeszcze nie udowodnił jej prawdziwości. — I po co tu jesteś?
Znów się w nią wpatrywał tak, jakby chciał pożreć ją samym spojrzeniem. Kolejny dreszcz przeszył jej ciało. Było to na tyle intensywne, że aż niepokojące.
— Dla ciebie. Dla siebie. Chyba… obie odpowiedzi są poprawne. — Znów podszedł bliżej, a Hermiona tym razem nie ruszyła się z miejsca, bacznie obserwując jego zachowanie. W każdej z rąk miała różdżkę. — W moim świecie… na razie jesteś niedostępna — szepnął, ściągając rękawice i ciskając je na leżącą pelerynę. Nie spuszczał z niej wzorku. — Stęskniłem się.
— I dlatego przeszedłeś do innej czasoprzestrzeni? — zapytała z czystym niedowierzaniem, unosząc brwi.
Skinął głową i uśmiechnął się bez cienia kpiny.
— Mam kilka godzin, aby przestać tęsknić. Jeśli mnie przyjmiesz — zaznaczył. — Jeśli nie, jedno słowo i wrócę z powrotem. — Wskazał kciukiem za siebie, na lustro.
Cała sytuacja przyprawiała ją o zawrót głowy.
— Czemu jestem niedostępna w innej czasoprzestrzeni? — Jej głos znów wydawał się słaby.
Niebieskie oczy pociemniały na moment, jednak szybko odzyskał rezon.
— Wyjechałaś do innego dystryktu. Kilka miesięcy temu. Nie mam na razie żadnej możliwości kontaktu z tobą.
Dystryktu?
— Więc stwierdziłeś, że znajdziesz mnie w innej czasoprzestrzeni?
— Naturalnie.
— To brzmi jak szaleństwo.
— Raczej jak tęsknota.
Mocno zacisnęła usta. Uświadomiła sobie, że lekko odchyla plecy, kreując odrobinę dystansu między innym Draco a sobą. Nie zniechęciło go to. Zachowywał się tak, jakby tego się spodziewał.
— To nie jest pierwszy raz, kiedy jesteś w innym świecie — wyszeptała z dozą nieufności.
Kilka mokrych kosmyków z zaczesanej grzywki spadło na jego czoło, gdy się nad nią nachylał.
— Czwarty — odpowiedział twardo.
Jej oczy rozszerzyły się w szoku.
Czwarty?
— Powiedz mi coś, co tylko mój Draco mógłby wiedzieć — poprosiła, marszcząc brwi.
Uśmieszek mężczyzny poszerzył się zawadiacko.
— O tym świecie? Wiem, że jesteśmy zaręczeni. Voldemorta nie ma, ale te rzeczy to wiedza ogólnodostępna. Pewnie rozpisywali się o naszych zaręczynach, prawda? — westchnął, mrużąc oczy w zastanowieniu. Nagle jedna dłoń zsunęła się na dół jej pleców, asekurując ją, by nie upadła przez mocne odchylenie. Jednocześnie miał pretekst, aby pochylić się bardziej. — Może pieprzyk cię przekona? Ten, pod lewym pośladkiem, którego nie lubisz. Albo to, że gdy myjesz zęby, zaczynasz od dolnej, lewej strony, potem przechodzisz na prawą, a górę myjesz zawsze ze zbolałą miną? Przecież masz nadwrażliwość dziąseł i potrzebujesz szczoteczek z miękkim włosiem. — Zniżył głos, a jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko jej szyi. Nagle uśmiech mężczyzny zmiękł, a Hermiona wstrzymała oddech, polegając na przytrzymującym ją ramieniu. — Wiem, że mój oddech potrafi załaskotać twoją szyję. — Zamknął oczy, gdy jego nos musnął jej obojczyk. Jego uścisk się wzmocnił.
— To naprawdę ty… — rzekła cicho, spoglądając na niego ze zdumieniem i nutą przerażenia.
Draco otworzył oczy i powoli sprowadził ich do pionu, wciąż obejmując jej talię. Rozpościerał palce na jej plecach, mocno wbijając opuszki w skórę, jak gdyby szukał potwierdzenia, że tu jest i jest prawdziwa.
— Mogę tu zostać? — zapytał. — Mam tylko kilka godzin, które mogę spędzić poza granicami swojej rzeczywistości. Obiecuję, że wystarczy jedno słowo, a wyjdę natychmiast, gdy tak zdecydujesz.
Czemu brzmiało to jak błaganie?
— Zatrzymam twoją różdżkę — wyjąkała Hermiona, na co Malfoy pokiwał ze zrozumieniem głową.
— Nie potrzebuję niczego poza twoim czasem — powiedział z pokorą i odstąpił na krok. — Przejdziemy do salonu? — zaproponował.
Wciąż otępiała, pokiwała głową, cały czas obserwując narzeczonego lub jedną z jego wersji. Mężczyzna cofnął się nieco rozluźniony, a potem odwrócił i pochylił, by wziąć pelerynę oraz rękawiczki z ziemi.
— Wiesz, że mam mnóstwo pytań?
Ruszyła za nim, jednak utrzymywała odrobinę dystansu.
— Zdziwiłoby mnie, gdyby było inaczej.
Sam poprowadził ich do salonu, co nie było dziwne. W teorii był to jego dom. Najwyraźniej w innej rzeczywistości dwór Malfoyów miał ten sam rozkład pomieszczeń. Cały czas rozglądał się, chłonąc otoczenie. Hermiona doszła do wniosku, że wystrój musiał się zmieniać w zależności od świata, w którym był. Sama dekorowała dwór. Zachowała antyczny wyraz, ale stanowczo rozjaśniła wnętrza. Z szacunku do całego rodu i pomysłu Narcyzy nie wyrzuciła ani jednego mebla. Jedynie zmieniła obicie sof w salonie z czarnych na beżowe. Draco dał jej w tym wolną rękę, prosząc tylko o niewprowadzenie pustej nowoczesności. W życiu by o tym nie pomyślała. Nie zamierzała zmieniać charakteru Malfoya ani jego posiadłości.
— W tym świecie dom jest o wiele cieplejszy — rzucił Draco pod nosem i opadł na fotel. Wyglądał na zmęczonego. Rozpostarł ramiona na oparciu i rozkraczył nogi, próbując zrelaksować zastygłe mięśnie. — Dekorowałaś, prawda?
Hermiona skinęła głową i nieśmiało podeszła bliżej.
— Posłuchaj, chciałabym…
— Nie potrzebuję niczego oprócz twojego czasu — wtrącił, powtarzając swoje słowa. Granger usiadła na sofie obok fotela, a zmarszczka między jej brwiami pogłębiła się. — Jeśli jesteś zajęta, to po prostu ci potowarzyszę. Jeśli nie chcesz rozmawiać, mogę milczeć. Jeśli chcesz, żebym wrócił do siebie, to w tym momencie sobie pójdę.
Żałowała go z całego serca, bo dobrze znała tę minę. W szczególności z procesów, gdzie po tygodniach rozłąki patrzył na nią ze środka sali z tą samą tęsknotą.
Przez chwilę po prostu nie mrugała, wciąż próbując zrozumieć, co się działo.
— Naprawdę jesteś sam? — zapytała z troską.
Wyglądało na to, że pytanie go rozbawiło. Powoli pochylił się w fotelu, opierając łokcie na swoich kolanach. Wzrok wbił w brązowy, puchaty dywan, ostrożnie dobierając słowa. Dostrzegła napięcie w jego profilu i chociaż nie był… jej, wydawał się być bezpośredni i współczuła mu.
Nagle westchnął ze zrezygnowaniem.
— Utknąłem w samotności, która pożera mnie żywcem.
Hermioną wstrząsnęło.
Jej ramiona opadły, a usta rozchyliły się w podziwie dla przerażającej szczerości. Nieprzytomnie zamrugała, jak gdyby chciała odsunąć od siebie senną zmorę i przekonać się, czy wciąż tkwią w rzeczywistości.
W ciągu pół godziny zdarzyło się tak wiele rzeczy nieoczywistych i brutalnych.
Okazywało się z każdą sekundą, że z jakichkolwiek powodów ten Draco pojawił się w jej świecie, powody te łamały jej serce bardziej, niż mogła się tego spodziewać. Surowe emocje, które tkwiły w jego głosie, rozbrajały ją doszczętnie.
Wzięła się w garść i po głębokim oddechu zapytała raz jeszcze:
— Dlaczego więc nie odnajdziesz mnie ze swojej rzeczywistości?
Spojrzał na nią z ukosa, wzrokiem miękkim, pełnym uwielbienia, ale i smutku, którego nie udało się mu ukryć nawet pod uśmiechem.
— Mówiłem ci, wyjechałaś w daleką podróż. Dokładnie… na Syberię. — Usłyszała drgnięcie niepewności w jego głosie, ale on szybko kontynuował. — Mocno strzeżony teren. Naprawdę, łatwiej jest mi otworzyć portal do innej rzeczywistości, niżeli wybrać się na północ. Nie mogę ci powiedzieć zbyt wiele, aby nie naruszyć czasoprzestrzeni, ale w moim świecie wciąż trwa wojna.
Hermiona wyprostowała się gwałtownie.
— Voldemort wciąż żyje? — wyszeptała z lekką zgrozą. Poczuła ten sam stres, skumulowany pod żebrami, który czuła na każdym spotkaniu przed wylotami, w Muszelce.
Malfoy pokiwał głową i również wyprostował się na fotelu, biorąc głęboki wdech i kręcąc barkami, aby pozbyć się napięcia.
— Już niedługo. Mamy ostatniego Horkruksa. Z tego co wiem, w tym świecie minęła już chwila od wojny? — zagadnął.
— Tak, dokładnie trzy lata… — Jej wzrok powędrował do różdżek w dłoni. Abstrakcyjność sytuacji powoli mijała w jej głowie. Drugi Draco naprawdę tu był, jednak wciąż nie mogła mu zaufać. Wciąż… nawet po kilkunastu latach w świecie magii potrafiła się zdziwić oraz odkryć coś nieznanego. Jednak niewiedza ją przerażała. Szybkim ruchem, zakręciła swoją różdżką i wycelowała w zaskoczonego Draco. Ten nawet nie drgnął, gdy wokół niego pojawiła się szara poświata, która w moment zabieliła się. Hermiona sapnęła, obserwując, jak zaklęcie pokazuje czystą energię.
Żadnych manipulacji zaklęciami.
Zero wpływu eliksirów.
Przed nią naprawdę siedział Draco Malfoy.
Milczeli, wpatrując się w siebie, a mgła wokół jego sylwetki powoli rozpływała się w powietrzu.
Jego mina wróciła do delikatnego rozbawienia, a Hermiona, lekko zawstydzona, odłożyła różdżki na kanapę obok siebie.
— Czy mogę zrobić coś jeszcze, abyś poczuła się bezpiecznie? — spytał bezpośrednio, unosząc brwi, gotów na wszystko, czego tylko sobie zażyczyła.
Ta serdeczność i ofiarowanie się sprawiły, że Granger zarumieniła się.
— Ja… przepraszam, ale po prostu…
— Nie musisz mi się tłumaczyć. Powinnaś to zrobić. Wiem, że cię zaskoczyłem, ale sądzę, że twój dystans jest właściwy. Dbaj o siebie, kiedy nie ma mnie w pobliżu. — Skinął głową w kierunku Fiuu i opadł plecami na fotel. — Pewnie, gdy zniknę, zaczniesz rozczytywać się o czasoprzestrzeniach. Trafisz tam na wzmiankę o tym, że stworzenie portalu oraz przejście do innej rzeczywistości usuwa każde maskowanie od zaklęć, przez formy animagów, po Wielosokowy.
— Och. — Hermiona nerwowo oblizała usta, nie wiedząc, co więcej może powiedzieć. Ten Draco wyglądał… groźniej od swojej codziennej wersji. Jego wzrok był hardy, ciało spięte i wydawał się szerszy w barkach. Przygryzła dolną wargę, znów marszcząc brwi. — Herbaty? — wypaliła, aby przerwać ciszę.
— Wiesz, że wolę kawę. — Zmrużył oczy, chowając uśmiech za dłonią, na której się podpierał.
Wypuściła z siebie powietrze, a dźwięk przypominał zalążek śmiechu.
— Prawda. Kawy?
— Nie. Czy trzymam whiskey tam, gdzie zwykle?
— Nie wiem, czym dla ciebie jest tam, gdzie zwykle.
Odciągnął jeden palec od brody, aby wskazać na dolną szafkę pod regałem z książkami, w której tkwił kluczyk. Podążyła za jego wzrokiem.
Tak.
To definitywnie był jej narzeczony.
— Mogę się rozgościć? — zapytał. — We własnym domu?
Znów spąsowiała, ale przystała na jego prośbę. Siedziała sztywno na kanapie i obserwowała, jak krząta się po salonie w dość swobodny sposób. Nie potrafiła mieć mu tego za złe. Naprawdę zachowywał się tak… jak zwykle. Jedynie był bardziej poruszony jej obecnością. Powiedział, że chce z nią spędzić trochę czasu.
Kto normalny przemierzyłby czasoprzestrzeń, aby spotkać się z kimś na chwilę?
— Jak otworzyć portal? Czy to lustro…
Uciszył ją przez uniesienie dłoni, gdy kończył nalewać whiskey, stojąc odwrócony plecami.
— Musisz sama do tego dotrzeć, Hermiono — wtrącił i zakorkował karafkę. — Wiedza, której nie masz, wpływa na to uniwersum. — Draco pociągnął łyk, westchnął z ulgą, czując rozpływające się po wnętrzu ciepło i strzyknął karkiem. — Mogę ci jednak dać wskazówkę. — Niespiesznie podszedł do kanapy, na której siedziała. Podał jej różdżki, które leżały na wolnym siedzisku i ułożył się wygodnie obok Granger, wpatrzony w nią jak w obrazek. W skupieniu przygryzła wnętrze policzka. Z mniejszym wahaniem odłożyła różdżki na stolik kawowy. Oczy Malfoya błysnęły, gdy zdał sobie sprawę z tego, że wierzyła mu coraz bardziej. — Musisz zgłosić się do Hogwartu, do Działu Ksiąg Zakazanych. Jest tam dużo czytania między wierszami, ale gdy natrafisz na książki astrologiczne, poświęć im całą swoją uwagę. Pewnie masz kontakty, które ci to umożliwią?
Słuchała uważnie, kiwając głową.
— Ty tak zrobiłeś? — Zmrużyła oczy, wiedząc, że to pytanie jest podchwytliwe.
On również wyczuł podstęp.
Draco przechylił głowę i sparodiował jej mimikę. Nie zamierzał mówić jej niczego o stanie Hogwartu. Ta rozmowa powinna bazować tylko na ogólnikach.
— Już w ostatniej klasie — powiedział.
— Czyli jest szansa, że mój narzeczony też o tym wie? Teraz? — zapytała głosem przesyconym oburzeniem.
Malfoy zaśmiał się, kręcąc głową.
— Tego nie jestem w stanie stwierdzić. Choć jestem pewien, że ta księga jest tam w każdym świecie. — Wziął kolejnego łyka i uniósł podbródek, zastanawiając się nad czymś. — Też jestem twoim narzeczonym — dodał ciszej.
Speszyła się.
Hermiona odchrząknęła, zdając sobie sprawę z tego, że w nerwowym geście obracała pierścionkiem zaręczynowym na swoim palcu. Natychmiast przestała, aby skupić się na Draco i posłać mu niezręczny uśmiech.
— Wspominałeś, że to twój czwarty świat? — zagadnęła.
— Zgadza się. Tylko tyle znalazłem. — Widząc jej wyczekującą minę i gotowość do pytania, uniósł palec, którym pokiwał karcąco. — Tak, aby się gdzieś dostać, musisz wiedzieć, gdzie. Więcej sobie doczytasz.
Wziął kolejny łyk.
— W każdym świecie jesteś tak samo uparty? — mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, ale usłyszał to i zakrztusił alkoholem przez śmiech.
— Tak — odparł krótko i wskazał szklanką na nią — a ty jesteś tak samo wielką masochistką, ponieważ to znosisz.
— We wszystkich czterech światach?
— Jeszcze nie znalazłem takiego, w którym nie bylibyśmy razem.
Zaparło jej dech w piersi.
Orzekł to w taki sposób, jakby dla niego była to najbardziej naturalna rzecz na świecie, niezmienny stan rzeczy, a ona poczuła w sobie największe ciepło i mrowienie, które wprawiły ją w niesamowitą lekkość. Czym prędzej odwróciła wzrok w obawie, że gdy popatrzy na niego dłużej, popłacze się z dziwnego wzruszenia, które nią targało.
On widział poruszenie, które w niej wywołał i nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu na swojej twarzy. Tylko taką chciał ją widzieć. Otwarta przed nim niczym księga, obnażona, ofiarująca mu swoje emocje na dłoni, a przede wszystkim bezpieczna.
— Jak wypadłam na tle moich innych wcieleń? — nieśmiało zapytała Hermiona, chcąc pozbyć się nuty melancholii, która zaczęła wdzierać się między ich słowa.
Draco zaśmiał się, kręcąc głową.
— Ty jesteś moja niezależnie od rzeczywistości — zaczął łagodnie. — Wszędzie taka sama. Wrzucona w wojnę, ułożona w moich pościelach, zaczytana w fotelu, w naszym domu. Niezmiennie jesteś moja. Piękna, uparta, oddana i najmądrzejsza. — Jej usta rozchyliły się, gdy stopniowo kruszył dystans między nimi. Jak mógł mówić takie słowa z taką lekkością? Oczy Draco wpatrywały się w jej oczy z lubością, czystym umiłowaniem i z tęsknotą. — Nie ma innych wersji mojej Hermiony, jest jedna, ale w innych warunkach. — Ochrypł. — Czasem musisz być po prostu bardziej uparta, czasem bardziej przebiegła, ale ty się nie zmieniasz. Ja też się nie zmieniam. Patrzę na swoje odbicia, którymi władają różne emocje, ale nie ma świata, w którym bym cię nie kochał.
Gardło Hermiony zacisnęło się. Oniemiała, była w stanie tylko na niego patrzeć, bo wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa, wiązałoby się ze łzami. Płacz napierał na nią od środka, dusił i drapał w gardło. Czuła ścisk w głowie, ogromnie ciśnienie, ale nie chciała dziś już więcej łkać.
To był jej Draco, bo jej Draco zawsze ujmował miłość w podobnie piękne słowa.
Robił to rzadko, ale gdy już tak się działo, zawsze się wzruszała.
— No już, maluszka — szepnął, obserwując ją spod pochylonej głowy. — Rozchmurz się.
— Ja… — Zakaszlała i odwróciła spojrzenie na stolik kawowy, kaszląc bardziej, by ukryć poruszenie, które w niej wywołał.
Doskonale wiedział, co się z nią działo i także nie chciał, by płakała.
Draco westchnął i uśmiechnął się ckliwie, zanim wziął następny łyk.
— Dobrze cię traktuję, prawda?
Szybko pokiwała głową i wstała, pocierając lewe ramię w poszukiwaniu odrobiny komfortu. Podeszła do komody, gdzie na małej, drewnianej tacce stał dzbanek z wodą i trzy szklanki. Cały czas czuła jego palący wzrok na sobie.
— Najlepiej na świecie — przyznała ze skrywanym uśmiechem. Troszczył się o to, jak ją traktował, nawet z poziomu innego uniwersum. Było to zabawne, ale na swój sposób rozczulające. — Masz w sobie niekończące się pokłady cierpliwości. Dopiero w relacji z tobą uświadomiłam sobie, że jestem uparta. Biedny Harry. I biedny Ron.
Przewrócił oczami na wzmiankę o jej przyjaciołach.
— Sądzę, że jesteśmy tak samo uparci. To bardzo duże wyzwanie, lecz równie ekscytujące.
Hermiona odwróciła się z półpełną szklanką wody i oparła biodrem o komodę. Prychnęła pod nosem.
— Chyba w tej wersji jesteś bardziej dyplomatyczny.
Mężczyzna powątpiewająco uniósł brew.
— Nie chcę marnować czasu na kłótnie, skoro mamy go tak niewiele, jednak jestem szczery. Byłoby nudno, gdyby któreś z nas było bardziej uległe. — Wzruszył ramionami i odstawił drinka na bok.
Z cichym westchnieniem wróciła na miejsce obok niego. Wpatrywał się w gzyms kominka, gdzie mieli ustawionych kilka zdjęć.
Hermiona schowała się za szklanką wody i z wahaniem zaczęła:
— Pokłóciłam się z tobą, wiesz?
Ponownie miała jego uwagę. Z bliższej odległości zauważyła kolejną bliznę, która odznaczała się tuż przy jabłku Adama.
— Ach, tak? Czym cię zdenerwowałem?
— Od razu przypuszczasz, że to ty byłeś przyczyną kłótni? — parsknęła.
— Oczywiście. Niezależnie od uniwersum, mój charakter pozostaje niezmiennie niekompromisowy — rzekł z uśmieszkiem.
Fala ciepła rozlała się od jej serca aż po same kończyny. Spojrzała na niego z czułością.
— Obrażasz samego siebie — stwierdziła.
— Bezkompromisowość nie jest dla mnie obelgą, Hermiono — zaśmiał się.
— A niereformowalność?
— Kłamczucha — szepnął i gwałtownie nachylił się ku niej, wywołując w kobiecie nagłą nieśmiałość. — Nie uwierzę, że w tym świecie jestem takim samym idiotą jak kiedyś. Jeśli jesteśmy razem, na pewno zmieniłem się dla ciebie.
Bardzo chciała zachować lekko bojową postawę, mimo kwitnących rumieńców na twarzy, dlatego odpowiedziała:
— Mogłeś się zmienić, ale nie powiedziałam, że pozbyłeś się idiotyzmu.
Draco uśmiechnął się zadziornie. Dzieliło ich kilka centymetrów, ochoczo zerknął na jej usta, ale nie zrobił nic, szybko skupiając się znów na jej oczach.
— O co się pokłóciliśmy? — zapytał, zamiast ciągnąć przekorę i znów odchylił się na oparcie.
Hermiona wypuściła wstrzymywany wdech i szybko wzięła łyk wody, gdy poczuła gorąco, które ją dopadło. Dopadła ją także myśl o tym, że prawie go pocałowała. W końcu to był Draco, ale…
— O twoją pracę — wydusiła, starając się zagłuszyć myśli.
Tym razem poczuła dreszcz.
Malfoy spostrzegł to, ale zrozumiał jej reakcję opacznie. Bez słowa podniósł się z kanapy, rozciągając ramiona, które uniósł i podszedł do kominka. Kucnął przed paleniskiem, aby poukładać w nim drewienka.
— Jestem Aurorem?
— Tak, ale… — zawahała się. Jej kciuk gładził brzeg szklanki. — Ale w międzyczasie szukasz niedobitków. Pracujesz w podziemiu i narażasz się cały czas, szukając Śmierciożerców, pozorując współpracę z nimi i jest to nieznośne. Chciałabym, żebyś przestał.
Na chwilę zamarł. Mięśnie ramion spięły się, ale wrócił do układania drewna w stożek.
— Szukam zemsty?
— Cały czas. Od lat.
— Skarżysz się na mnie. — Nawet gdy był odwrócony, wyczuła uśmiech między słowami.
— Odrobinę — przyznała, również z nieśmiałym uśmiechem.
Zerknął na nią znad ramienia, rozbawiony, ale tylko na sekundę.
— Znając siebie, nie przestanę, dopóki inni nie będą w Azkabanie. — Wstał z westchnięciem, otrzepał spodnie i sięgnął do stolika po różdżkę. Jego ręka zawisła nad blatem, a on spojrzał się na Hermionę tak, jakby szukał przyzwolenia. W pierwszej chwili nie zrozumiała przekazu, ale szybko skinęła głową. Draco rzucił Incendio na ułożony stos, który buchnął małymi płomieniami. — Lub nie będą martwi.
Suche drwa trzaskały pod wpływem temperatury. Drobny snop żaru wystrzelił w szyb kominka.
W salonie zrobiło się przytulniej i jaśniej. Do tej pory oświetlały ich dwie, stojące w kątach lampy, których abażury przyozdobiono we wzór szklanych mozaik. Światło wciąż było przygaszone, jednak odcienie ciepłych barw przyjemnie odbijały się na ich twarzach.
Draco odłożył różdżkę na gzyms, ale za to chwycił jedno ze zdjęć. Kciukiem wytarł smugę na szkle, wpatrując się w ich twarze. O dziwo, zdjęcia nie były zapętlone. Hermiona skorzystała z okazji, by odejść i znów uzupełnić szklankę z wodą. Natomiast on patrzył się z tęsknotą na fotografię, gdzie on sam przytulał narzeczoną, opierając podbródek na czubku jej głowy, gdy słuchali Ginny, która wskazywała na coś przy rogu Pokątnej. Wyglądali na normalną parę, co było rozrzewniające. Przemknął wzrokiem po innych zdjęciach. Na kolejnym całował ją na ogrodach, kadr był dość blisko, więc mógł dostrzec to, jak śmiała się, a on trzymał jej dolną wargę między zębami.
Zwycięzca bierze wszystko, co?, pomyślał gorzko, gdy spotkał spojrzenie swojego roześmianego odbicia.
W ramce obok była ona, we flanelowej piżamie, siedząca na łóżku w rozkroku, z wyprostowanymi nogami, w trakcie przewracania oczami. Draco uśmiechnął się ze smutkiem do samego siebie.
— W tej rzeczywistości mam ogromne szczęście — szepnął, ledwie słyszalnie.
Zrobił to, co potrafił najlepiej. Skoro kradł już momenty, których przeżywać nie powinien, zdecydował się również na wsunięcie małej ramki do kieszeni spodni. Wyczucie czasu pomogło mu uniknąć przyłapania, bo Hermiona odwróciła się z pełną szklanką sekundę później.
— Pada — westchnęła ze wzrokiem utkwionym w oknie.
Na szybie widniały pojedyncze krople deszczu, spływając i błyszcząc w świetle przydwornych latarni. Faktycznie, ciche dudnienie ulewy o okno oraz parapety było słyszalne w tle.
— U nas zima jest obecnie intensywniejsza — mruknął Malfoy, podchodząc bliżej szyby i rozglądając się po ciemnym podwórzu.
— Zauważyłam po pelerynie.
— Zawsze jest tu cieplej?
— Nie. W tym roku to wyjątek. Zwykle powinniśmy być zasypani śniegiem, a nie deszczem — rzekła.
Nagle westchnęła ciężko, prawie z frustracją i nie mogąc się powstrzymać, zapytała:
— Skąd wiesz rzeczy, o których już wspomniałeś? Jak zdobywasz informacje na temat innych światów, które… odkryłeś?
— Zawsze spragniona wiedzy — wymamrotał, kręcąc protekcjonalnie głową. Wciąż wpatrywał się w wieczorny krajobraz. — Mogę powiedzieć, że w momencie znalezienia innego świata, poniekąd łączę się ze swoją inną wersją. — Draco odwrócił się, krzyżując ramiona na torsie oraz nogi w kostkach, gdy oparł się o parapet. — Od dwóch tygodni śnią mi się moje wspomnienia, które pozbierały moje oczy… tutaj. Nie wspominałem ci o intensywnych snach? Powinienem mieć je także w swoim wydaniu z tego świata. — Zamyślił się, ale po chwili prychnął kpiąco. — No tak. Nie zamartwiałbym cię takim trywializmem.
— Och. — Hermiona przechyliła głowę w konsternacji. — To znaczy wspominałeś coś o dziwnych snach, ale nigdy…
— Pewnie śniła mi się zima, ty z mojego świata, może wojna? — Nastał moment ciszy, podczas którego niebieskie oczy złagodniały, jak gdyby zdał sobie z czegoś sprawę. — Jeśli będę bardziej… — szukał słowa z nikłym uśmiechem na ustach — apodyktyczny, nie zdziw się.
Z podejrzliwością podeszła bliżej.
— Zaraz, zaraz… — Wskazała na niego palcem, co go bardzo rozbawiło. Zawsze zadziorna. Prawie wbiła mu paznokieć między żebra. — Co zobaczysz w snach? Co teraźniejsz… Co nieobecny Draco może zobaczyć w snach? Skąd niby apodyktyczność?
Zwinnie chwycił za jej palec i delikatny uścisk przesunął po miękkiej skórze wprost na nadgarstek.
— Cóż… — Uniósł jej rękę, obserwując z satysfakcją, jak się rumieni. — Pewne rzeczy zostawiam tylko dla siebie. — Powoli, badając jej reakcję, nachylił się i musnął ustami wierzch jej dłoni.
Jego wzrok był przeszywający, a on sam zdawał się rozpaczliwie spragniony dotyku, jak gdyby nie mógł się nią nasycić.
Nie odsunęła się, ale poczuła ukłucie nielojalności.
W końcu to był Draco.
Ale jednocześnie nim nie był.
Dualizmu sytuacji nie mógł pojąć nawet jej umysł.
— Czy powinniśmy to robić? — wydusiła po chwili.
W teorii pytała własnego narzeczonego o radę. Narzeczony ten mrugnął do niej i wyprostował się, wciąż trzymając jej rękę. Szorstkim kciukiem pogładził kostkę w jej nadgarstku.
— Ukradłem tylko odrobinę tego co moje — rzekł niskim tonem. — Obiecuję nie kraść więcej. — Przelotnie zerknął na zegar w kącie, który wskazywał kilka minut po dwudziestej. Wywołało to zmartwienie na jego twarzy.
— O co chodzi? — dopytywała Hermiona, gdy dostrzegła napięcie.
— Jednak przeceniłem swój czas. Podróż przez portal trwała nieco dłużej — mruknął i skupił się na Granger. Ścisnął jej rękę jeszcze mocniej.
— Ile ci go zostało?
— Nie mogę przekroczyć astronomicznej doby.
Obejrzała się przez ramię.
— Niecałe cztery godziny — szepnęła do siebie, by za moment spojrzeć na Draco. — Chciałbyś porozmawiać o czymś konkretnym, skoro przemierzyłeś tak skomplikowaną drogę?
— Jeśli nie składasz na mnie żadnych innych skarg, chciałbym po prostu przy tobie posiedzieć — powiedział cicho.
Hermionie umknął moment, w którym również zaczęła gładzić jego knykcie swoim kciukiem.
Pewien rodzaj smutku wypływał z niego całego. Był otulający i z łatwością obejmował ich oboje, ale wiedziała, że Malfoy starał się zachować lekkoduszne pozory.
— Myślę, że możemy to zrobić — szepnęła.
W jego oczach, pod zmarszczonymi brwiami, czaiła się zgryzota.
— Czy miałaś konkretne plany, zanim się tu pojawiłem? — zapytał.
Coś było nie tak.
Coś się nie zgadzało.
Granger ścisnęła mocniej jego dłoń, już świadoma swojego dotyku.
— Chciałam ułożyć pierwszy szkic menu na przyjęcie weselne.
— Świetnie — uśmiechnął się blado — z tym mogę pomóc. Będziemy mieli to z głowy, gdy wrócę do domu — westchnął i zapraszającym gestem ręki wskazał sofy.
Cały czas trzymał jej dłoń.
Zachowywał się tak, jakby nie miał zamiaru odejść, a jednocześnie miał pełny szacunek dla wersji siebie, którą miała na co dzień. Kiedy szli w kierunku kanap, nieśmiało położył dłoń na dole jej pleców.
Był niesamowicie stęskniony za swoją Hermioną, lecz Hermiona z tego świata nie była pewna, czy może dać mu to, czego potrzebował.