kids in the dark

5 Seconds of Summer (Band)
F/F
G
kids in the dark
Summary
Michelle i Lucy są przeciwieństwami.Michelle, córka szefa jednego z najbogatszych gangów, punk rockowa i niebezpieczna. Zabójcza. Podobna do ojca we wszystkim i jedna z najlepszych w swoim fachu.Lucy, ukochana córeczka miejscowego szeryfa, delikatna i niewinna. Uwielbina w okolicy, dobra uczennica. Chciałaby być taka jak jej tata, bronić tych, którzy nie potrafią bronić siebie.
All Chapters Forward

1₪

- Wstawaj, szkoła czeka! - Michelle została oburzona przez brutalne ściągnięcie z niej kołdry i wystawienie na zimne powietrze.

- Muszę? - jeszcze raz spróbowała zmienić zdanie ojca.

- Musisz - potwierdził - A za chwilę widzę cię na dole gotową.

Michelle ukryła twarz w poduszce i wydała z siebie przeciągły jęk. Po co miała przez rok chodzić do liceum? Już od tygodnia usiłowała przestawić się że swojego nocnego trybu życia na dzienny i jak na razie słabo jej szło. Po wejściu do łazienki i spojrzeniu do lustra nabrała jedynie większej niechęci do pójścia do szkoły. Jej włosy sterczały we wszystkich możliwych kierunkach i już zauważyła w nich kilka kołtunów. Połączyła prostownicę do prądu i zabrała się za rozczesywanie sięgających za łopatki włosów. Kołtuniące się włosy były jedynym aspektem jakiego nienawidziła po ich farbowaniu. Kiedy już nie było kołtunów Michelle zabrała się za makijaż. Miała niemałą wprawę w rysowaniu perfekcyjnych kresek eyelinerem, więc wszystkie działania nie zajęły jej dużo czasu. Na koniec wyprostowała włosy i była prawie gotowa. Wróciła do swojego pokoju i ubrała wcześniej wybrane jeansy z dziurą na kolanie i t-shirt z nadrukiem All Time Low z motywem nawiązującym do ich albumu Future Hearts. Na ramiona narzuciła czarną bluzę, a stopy wsunęła do glanów. Jeszcze raz w lustrze poprawiła włosy i zabierając z krzesła torbę pobiegła na dół.

- Co jest do jedzenia? - zapytała wpadając do kuchni i siadając na blacie.

- To co sobie zrobisz - odparł jej ojciec znad telefonu.

- No ej - zaprotestowała dziewczyna i sięgnęła po banana leżącego w koszyku z owocami - Kiedy Jenn wraca? - zapytała nawiązując do ich kucharki.

- Pojutrze.

- Dopiero?

- Michelle, masz osiemnaście lat, właściwie to ty powinnaś tu gotować - dodał Clifford.

- Chyba sobie kpisz - parsknęła i włożyła do torby jogurt wyjęty z lodówki - Które auto mam wziąć?

- Które chcesz, byle nie te niedawno kradzione.

- Dzięki - mruknęła biorąc do reki kluczyki z jej ulubionego pojazdu, czarnego Porsche.

- Michelle wracaj - zatrzymał ją jeszcze ojciec - Nie bierzesz broni do szkoły.

- Ale tato - zaprotestowała - Nie pójdę tam bezbronna - skrzywiła się.

- Bezbronna to ty nigdy nie jesteś, broń na blat.

Dziewczyna z ociąganiem wyciągnęła zza paska spodni mały pistolet.

- Mogę już iść?

- Cała broń na blat Michelle.

Wywróciła oczami i z buta wyjęła sztylet. Pod groźnym spojrzeniem ojca na blacie wylądowały kolejno jeszcze dwa pistolety spód bluzy, malutki sztylecik z trucizną w ostrzu z podeszwy buta, pasek z ukrytą w nim amunicją i kilka innych niebezpiecznych przedmiotów.

- Mogę już iść? - spytała kolejny raz kładąc na blacie ostatnie śmiercionośne narzędzie.

- Możesz - skinął głową mężczyzna - Powodzenia.

- Dzięki tato.

***

- O nie suko, to moje miejsce - mruknęła pod nosem Michelle widząc jak po drugiej stronie parkingu inne auto chcę zająć miejsce, na którym ona chciała zostawić swój pojazd. Przycisnęła pedał gazu i w kilka sekund zaparkowała i wysiadła szybko zamykając za sobą drzwi.

- Chyba musisz poszukać innego miejsca - uśmiechnęła się słodko do tlenionej blondynki za kierownicą czerwonego mini.

W sekundzie fioletowo włosa przypomniała sobie, że miała nie rzucać się w oczy, więc opuściła głowę i szybkim krokiem udała się w kierunku szkoły, żeby odebrać plan lekcji i potwierdzić wszystkie konieczne papiery.

- Nieźle prowadzisz - usłyszała pełen podziwu głos jednego z przechodzących tam chłopaków.

- Dzięki - uśmiechnęła się.

- I fajne auto - dodał inny głos.

- Wiem - odparła uśmiechając się - Aż żal je oszczędzać na ograniczeniach prędkości - dodała na koniec i nie oglądając się za siebie weszła do budynku.

Budynek szkoły był duży i nowoczesny. Jednak dziewczyna, niemalże z przyzwyczajenia, by do wszystkiego być przygotowaną, dokładnie znała rozkład pomieszczeń i wszelkich możliwych kryjówek. Pewnym krokiem przeszła przez korytarz z szafkami wzdłuż ścian i skręciła do sekretariatu. Po wypełnieniu wszystkich formalności Michelle dołączyła do tłumu zmierzającego na drugą lekcję. Z niezadowoleniem zauważyła, że była to historia. Na całe szczęście była to najbardziej podstawowa opcja tego przedmiotu, a Michelle większość materiału już dawno omówiła w domu. Wchodząc do klasy zauważyła wolne miejsce na tyłach. Podeszła do ławki i zajęła miejsce. Nim zdążyła wyciągnąć długopis odwróciła się do niej brunetka siedząca przed nią.

- Hej jestem California Hood, ale mów do mnie Cally - przedstawiła się.

- Michelle Clifford - odparła zdezorientowana zielonooka.

- Słyszałam że dałaś niezły popis za kierownicą na parkingu - zachichotała brunetka - Maddy całą lekcję na ciebie narzekała i oświadczyła, że jesteś gremlinem.

- Ugh, świetnie - skrzydła się Michelle - Nie minęła godzina, a już ktoś mnie nienawidzi.

- To tylko Maddy - machnęła ręką California - Cała reszta szkoły cię podziwia, nie zdziwię się jak wyjdziesz ze szkoły z kilkoma zaproszeniami na randkę od wszystkich zachwyconych tobą facetów, w których będzie na tyle odwagi, żeby do Ciebie podejść.

- To.. fajnie - oświadczyła Michelle, a w myślach dodała - Wolałabym dziewczyny.

Na okienku, jakie Michelle miała tego dnia na 4. lekcji, opiekun jej grupy kazał jednemu z chłopaków oprowadzić ją po całej szkole.

- Thomas - przedstawił się - Widziałem cię rano na parkingu, byłaś gorąca słonko - szepnął jej do ucha przyciskając niższą od siebie dziewczynę do ściany.

- Nie nazywaj mnie tak - syknęła przez zaciśnięte zęby usiłując zachować spokój.

- Dlaczego nie słonko? Dam głowę, że mógłbym cię nauczyć kilku sztuczek za kierownicą, co ty na to? - dodał kładąc usta na wargach Michelle.

Dziewczyna w myślach podziękowała ojcu, że zabrał jej broń, bo już by odstrzeliła pół czaszki tego idioty z niepohamowaną satysfakcją. Zamiast tego wymierzyła mu silne uderzenie tam gdzie słońce nie dosięga i sprawną dźwignią wykręciła mu rękę za plecy przy okazji ułatwiając jego twarzy pocałunek z posadzką szkolnego korytarza.

- Właśnie dlatego. A co do tych sztuczek to szczerze wątpię, czy ty mógłbyś mnie czegokolwiek nauczyć - dodała z pogardą w głosie.

- Daj spokój Michelle - zaśmiał się chłopak - Na pewno ci się spodobało jak cię pocałowałem i chciałabyś dostać się do mojego kutasa..

- Jestem lesbijką, palancie - prychnęła - Nie interesuje mnie co masz w spodniach, nie ważne jak małe to jest. A teraz zbieraj się i rób co powinieneś, albo znajdę sobie innego przewodnika - dodała z wyższością.

Po lunchu, który Michelle spędziła usiłując znaleźć miejsce do siedzenia poza spojrzeniami śliniących się nastolatków, przyszedł czas na angielski. Pod koniec przerwy jeszcze weszła w toalety, żeby upewnić się jak wygląda, poprawiła minimalnie makijaż, przez co minimalnie się spóźniła. Odetchnęła z ulgą widząc, że nauczyciela jeszcze nie było i przeskanowała wzrokiem salę w poszukiwaniu wolnego miejsca. Wtedy jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem najpiękniejszej dziewczyny jaką kiedykolwiek widziała. Mimowolnie się uśmiechnęła do błękitnych jak ocean oczu i zorientowała się, że jedyne wolne miejsce jest obok blondwłosej piękności. Ruszyła w kierunku ławki i stanęła obok blondynki.

- Wolne? - zapytała wskazując na miejsce.

- Tak, jasne - odparła blondynka. Michelle wyciągnęła z torby potrzebne rzeczy i zauważając, że blondynka nie jest tak otwarta jak Cally, czy inne osoby jakie dzisiaj poznała, postanowiła pierwsza się odezwać.

- Jestem Michelle Clifford - przedstawiła się.

- Lucy Hemmings - odpowiedziała blondynka z uśmiechem.

- Hemmings? Jak szeryf Hemmings? - przestraszyła się Michelle.

- Tak, to mój tata - potwierdziła Lucy.

- Jasna cholera, dlaczego ty jesteś taką idiotką Michelle? - skarciła się w myślach szarpiąc na nitki odstające z jej spodni. Mimowolnie jej wzrok wylądował na nogach Lucy okrytych błękitną spódniczką - Ty nie masz mózgu Michelle, a przynajmniej go nie używasz.

Podczas lekcji dziewczyny miały kilka okazji żeby porozmawiać. Lucy zaproponowała fioletowowłosej miejsce przy stoliku na lunchu i w składzie cheerleaderek.

- Wyobraź sobie mnie jako cheerleaderkę Lucy - zaśmiała się Michelle - To zdecydowanie nie dla mnie, zostanę przy podartych spodniach i kolczyku w brwi.

- W sumie racja - zgodziła się z nią Lucy - Możesz przyjść zobaczyć masz trening, a może zmienisz zdanie, ja i Cally jesteśmy kapitankami.

- Cally Hood? - upewniła się Michelle.

- Już ją poznałaś? - zdziwiła się blondynka.

- Raczej to Cally mnie poznała - sprostowała Michelle rozpływając się nad tym, że w policzku Lucy ukazywał się dołeczek kiedy się uśmiechała.

- Dlaczego mnie to nie dziwi... - pokręciła głową - Ona zna każdego, no może oprócz Ashtona...

- Masz na myśli tego na którego gapi się przez okno całą lekcję?

- Dokładnie tego.

- Clifford, Hemmings, skończyłyście zadanie? - zapytała nauczycielka, pani Ross.

- Tak oczywiście, nawet dwa do przodu - odparła luźno Michelle.

- To dobrze panno Clifford, ale nie gadajcie - skinęła głową kobieta.

- Oczywiście pani Ross.

***

- Wróciłam! - krzyknęła Michelle w głąb domu. Rzuciła torbę na podłogę, a kluczyki z auta położyła na komodzie - Tato? Gdzie jesteś? - dziewczyna nie słysząc odpowiedzi nauczona ostrożności wzięła do ręki pistolet ukryty w szafce na buty, a następnie szybko i cicho go odbezpieczyła.

Znając dom jak własną kieszeń podążyła do piwnicy, gdzie składowali broń i amunicję. W połowie drogi natknęła się na Jordana, który stał na warcie. Michelle odetchnęła z ulgą wiedząc, że wszystko jest w porządku.

- Co się dzieje? - zapytała.

- Nie wiem, nie wypuścili mnie do środka.

- Ale kto? - dopytała.

- Kobry.

- Cholera, nie mogłam mieć lepszego dnia - przeklęła w myślach i weszła do pomieszczenia gdzie zastała swojego ojca oraz Dragha, trzeciego zastępcy głowy Kobr. Prychnęła na myśl jak nisko ich mają, że wysyłają tylko Dragha i kilku innych. Nikogo ważnego.

- Michelle, jesteś już - uśmiechnął się jej ojciec - Wytłumacz temu osobnikowi dlaczego nawet za niezliczone miliardy dolarów nie zabijemy jego szefa - Michelle powstrzymała się od zmarszczenia brwi i w mig pojela dlaczego w ich siedzibie nie pojawił się nikt wyższy rangą. Idiota chciał się buntować.

- Dragh, chyba nie jesteś aż taki głupi na jakiego wyglądasz... - mruknęła dziewczyna - Nie sądzisz chyba że chcielibyśmy bruździć naszemu największemu wspólnikowi - i źródłu dochodu.

- Właśnie że sądzę! - krzyknął rozmówca - Potem wezmę cię za żonę i połączę Kobry i Weneckie Maski!

- Oj Dragh... - pokręciła głową Michelle i usłyszała za plecami parsknięcie śmiechem jej ojca - Nie dla psa kiełbasa.. Wiesz Dragh, obawiam się, że zagrałeś nie do tej bramki co trzeba - dziewczyna bawiła się mężczyzną jak kot myszką - Ale oboje wiemy, że już więcej nie popełnisz tego samego błędu podbijając do lesbijki - oznajmiła na koniec i bez wahania wystrzeliła kulkę prosto między oczy Dragha. Ludzie w weneckich maskach szybko rozprawili się z resztą przybyłą do ich domu.

- To jak ci minął pierwszy dzień w szkole Michelle? Jakieś ładne dziewczyny? - zagadnął córkę Clifford - Jordan! Wyślij im te ciała z serdecznym pozdrowieniami, nie chcę znowu mieć zrujnowanego trawnika.

- Jasne szefie - przytaknął posłusznie brunet.

- Ze szkołą w miarę dobrze - odparła fioletowowłosa, kiedy dwójka Cliffordów wyszła z pomieszczenia zostawiając w nim ludzi, których zadaniem było uporanie się z bałaganem.

- A jak z dziewczynami? - ponaglił dorosły po chwili ciszy - Jakąś wpadła ci w oko?

- Jest taka... jedna... - wydusiła z siebie zawstydzona faktem, że podoba jej się córka szeryfa - Ale ona jest hetero i ma chłopaka. I na nazwisko Hemmings.

Forward
Sign in to leave a review.