Dancing in the Dark

Supernatural
F/F
F/M
M/M
G
Dancing in the Dark
Summary
Pustka zabrała Castiela. Dean widział to na własne oczy.Wszyscy na całej planecie wyparowali. Już nawet Sam stracił nadzieję.Jack utracił swoje moce, a przynajmniej tak mu się wydaje.A Chuck wciąż pozostaje przy władzy, wciąż bawi się ich życiami...  Ktokolwiek dopuścił do takiego zakończenia zostanie obiektem mojej osobistej wendetty. A więc muszę to naprawić.Akcja rozpoczyna się pod koniec 18 odcinka 15 sezonu Supernatural.
Note
Musimy to naprawić, nie uważacie? Tak piękna historia miłosna i nie miłosna nie może mieć takiego końca. Więc zignorujmy na chwilę, krótszą albo dłuższą, dwa ostatnie odcinki Supernatural i pozwólcie mi napisać je po swojemu.To jest odrobinę starszy one-shot, który powstał zaraz po 15x18. Ale wiecie co, myślę, że idealnie nada się na początek tego czegoś. Jeszcze nie jestem do końca pewna, co to będzie, ale czuję wewnętrzną potrzebę naprawienia grzechów finału Supernatural.
All Chapters Forward

Patrząc jak świat płonie, wszystkim, o czym myślę, jesteś ty

Sam natychmiast usiadł do badań, zdeterminowany, by odzyskać Eileen, pokonać Boga i raz na zawsze uwolnić się spod wpływów sił wyższych. Co jakiś czas zerkał na telefon, z wątłą nadzieją, że zadzwoni, że ktokolwiek przetrwał. Próbował się przekonać, że dalsza walka ma jakiś sens, że uda im się coś wymyślić, że nie będą musieli poddawać się Chuckowi i jego chorym gierkom.

Dean praktycznie od razu po rozładowaniu Impali wybrał się na przejażdżkę, wmawiając im, że spróbuje poszukać kogoś, kto mógł przetrwać. Nie był pewien, czy przejrzeli przez jego oczywiste kłamstwo, ale wsiadł za kierownicę Dziecinki i wcisnął pedał gazu, kierując się gdziekolwiek poniesie go wzrok. Wjechał na jakąś dość skromną drogę, która ciągnęła się przez las, patrząc na to, jak jesień powoli pochłaniała zieleń liści. Było w tym coś poetyckiego i coś ironicznego. Zbliżała się jesień, czas snu i śmierci. Jesień, gdy świat powoli robił się coraz zimniejszy i coraz bardziej pusty. Zupełnie, jak jego świat w tym momencie, chłodny, pozbawiony nadziei i tak przerażająco ogołocony z tego, wokół którego jeszcze niedawno się kręcił, czy Dean chciał to przyznać, czy też nie. Wiedział, że nie powinien aż tak oddalać się od bunkra, nie wiedział, co planuje Chuck, ale jak mógł się skupić na czymś tak ordynarnym, jak kierunek jazdy, kiedy...

Na drogę nagle wpadł mały, czarny kotek, a Dean z całej siły przycisnął hamulec. Więc może jednak nie wszystko było stracone, może Chuck nie dopadł jeszcze wszystkiego, jakieś życie pozostało na tej smętnej, ponurej planecie. Wysiadł z samochodu, cały czas patrząc na wielkie, błękitne oczy niewinnego kociątka, które w tej chwili miauknęło i... zniknęło. Rozpłynęło się w powietrzu.

Dean rozejrzał się wokół siebie, zastanawiając się, czy oszalał. Nikogo nie było w pobliżu, otaczała go całkowita cisza, nie wliczając ryku silnika Impali. Tylko on i pusta droga oraz kilka drzew na poboczach. Ani śladu Chucka, albo jakiejkolwiek innej istoty.

- Szalejesz. - rzucił w nicość i ruszył dalej. I była to prawda. Jego myśli wirowały, rozpędzone niczym tornado w "Czarnoksiężniku z Krainy Oz". Dlaczego w ogóle myślał o "Czarnoksiężniku..."? Czarnoksiężnik nie miał tu nic do rzeczy. Musiał się pozbierać do kupy. Dla niego. Musiał stać się człowiekiem, którego Cas kochał, bo inaczej to poświęcenie nie będzie miało sensu. Musiał starać się być lepszym, musiał starać się działać z miłości, bo inaczej wiedział, że oszaleje. Oszaleje, wiedząc, że to miłość do niego doprowadziła Casa do wszelkiego zła, które wyrządził. Wiedział, że to przez nią Lewiatany, a teraz Pustka, że to jego wina, że to przez niego, że to...

Prawie zjechał z drogi, nie będąc już w stanie powstrzymać kolejnych strumieni łez. Zatrzymał się na środku drogi. I tak nikt nią nie pojedzie. Ponownie wysiadł z auta, bo nie mógł już wytrzymać zamknięcia. Liczył, że świeże powietrze mu pomoże, że przestanie się czuć jak zwierzę w klatce, ale...

Wyciągnął pistolet. Skierował go w Sammy'ego. Tak bardzo chciał się uwolnić, że był w stanie nawet poświęcić Jacka. Był w stanie zabić osobę, którą traktował jak własne dziecko, był w stanie zastrzelić własnego brata, byle tylko się uwolnić. Był zwierzęciem. Był zwierzęciem, które było w stanie odgryźć sobie własną nogę, byle tylko wydostać się z pułapki. Jego sytuacja już była dramatyczna, a teraz nie mieli już nic. Nie mieli już planu. Billie nie żyła. Cas... został zabrany przez Pustkę. Jack nie był już bombą. Zostali tylko oni, tylko ich trójka. Ich trójka przeciwko Bogu.

Chciałby powiedzieć, że stawiali już czoła większym wyzwaniom, że bywało już gorzej, ale doskonale wiedział, że nie była to prawda. Sytuacja nie była tak dramatyczna, zawsze mieli swoją dobieraną rodzinę, na którą mogli liczyć. Zawsze był ktoś jeszcze, jakiś as w rękawie. Teraz zostali z samymi słabymi kartami, które podrzucił im przeciwnik. I mimo to, musieli grać dalej.

Ale jak Dean mógł grać dalej, jeżeli w momencie, gdy dowiedział się, że jego uczucia być może były odwzajemnione, wszystko zostało mu zabrane. Wciąż chciał wolności, chciał przestać być marionetką zwariowanego boga, ale nie mógł wyzbyć się poczucia, że ta wolność nie będzie już smakowała tak samo. Nie, jeżeli będzie to wolność pozbawiona jego anioła.

Powinien był wrócić do bunkra. Powinien pomóc pokonać Chucka, nie kierować się własnymi, samolubnymi pobudkami. Ale czy naprawdę były aż takie samolubne, jeżeli chciał przywrócić go do życia, bo go kochał, nie tylko dlatego, że chciał być kochany?

Żałował, że nie powiedział nic wcześniej. Żałował, że nigdy nie powiedział aniołowi, który uratował go z czeluści piekielnych, jak wiele dla niego znaczy. Że nie powiedział mu tego, gdy Cas zapytał, gdzie był, kiedy potrzebował jego słów, że odpowiedział wtedy z wyrzutem, że cały czas tutaj był, a to anioł nigdy go nie szukał. Był wtedy zbyt zraniony, zbyt przerażony. Żałował, że nie wykrztusił słów, które cisnęły mu się na usta w momencie, gdy Castiel, kontrolowany przez Naomi, o mało co go nie zabił. Że zmienił je na "potrzebuje cię", że nie powiedział mu prosto w twarz, że jest pewien, że to miłość złamała tą kontrolę. Chciał wtedy tylko ratować swoją skórę, a przynajmniej to wszystkim wmawiał, choć Cas oczywiście wiele dla niego znaczył, ale nigdy nie chciał nikomu przyznać, nawet nie samemu sobie, ile tak naprawdę oznaczało to "wiele".

Żałował, że nie poprosił go, by został, kiedy Cas stał się człowiekiem. Wciąż nie był pewien co nim kierowało, kiedy wyrzucił go wtedy z bunkra. Przeczucie, że teraz cokolwiek między nimi było, będzie całkowicie inne, całkowicie bardziej realne i o ile bardziej zaboli go, że Cas nie czuje wobec niego tego samego? Że nie będzie mógł sobie wmawiać, że Cas jest niezdolny do takich uczuć, bo jest aniołem? Że Dean nie będzie mógł się kontrolować, że zniszczy ich przyjaźń, bo nie będzie w stanie znieść tego, że Cas, jego Cas, Cas, który jest człowiekiem, jest tak blisko, ale Dean i tak nie może go dotknąć, nie w taki sposób, który coś by dla niego znaczył, nie tak, jak chce go dotknąć.

Czy kiedy Cain powiedział, że zabicie Cas go zaboli, i to zaboli w najgorszy możliwy sposób, czy jego praprzodek wiedział? Czy zdawał sobie sprawę z tego, że Cas jest dla Deana tym, czym Colette była dla niego? Że był tą jedną osobą, która poprosiła go, by przestał i choć zapłaciła za to zdecydowanie zbyt wysoką cenę, właśnie to zrobił.

Czy Amara wiedziała, że to Cas go powstrzymuje, że to strach przed odrzuceniem sprawia, że nigdy nie będzie szczęśliwy, nie całkowicie? Czy zauważyła, że jakakolwiek więź wiązała ją z Deanem, nie miała nigdy szans z Castielem, nawet, gdy ten stał się jedynie naczyniem Lucyfera?

Czy kiedy Cas był pewien, że umrze i powiedział, że kocha ich wszystkich, czy może, tylko może, chciał wtedy powiedzieć, że kocha jego? Czy w ogóle było to możliwe, żeby anioł pokochał jego, połamaną skorupę osoby, którą nigdy się nie stał? Czy to w ogóle możliwe, żeby anioł kogokolwiek pokochał w romantyczny sposób?

Czy Cas wiedział, co chciał mu powiedzieć kilka miesięcy temu w Czyśćcu? Czy naprawdę wiedział, do czego zmierzała jego modlitwa?

Te rozmyślania i tak nie miały teraz znaczenia. Znów nie traktował go tak, jak Cas na to zasługiwał i znów go stracił.

I teraz nie miał wyjścia. Musiał go odzyskać.

Forward
Sign in to leave a review.