
Na zbyt gęsty mrok, na za krótkie sny
Jack wrócił z naręczem ksiąg i położył je na stole, patrząc na wejście do bunkra, zastanawiając się, kiedy Dean wróci ze swojej przejażdżki. Sam wertował kolejne kartki, w poszukiwaniu czegoś, naprawdę czegokolwiek, co wcześniej przeoczyli, co mogłoby się okazać użyteczne. Niestety, nikt jeszcze nie próbował pokonać wszechmogącego, a nawet jeśli, to nic o tym nie napisał. Rozważał wszelkie artefakty, które mieli pod ręką, ale nic nie przychodziło mu do głowy, a wolał nie testować wszystkich na ślepo. Choć, patrząc na to, ile już stracili, może ostatecznie będą musieli uciec się do atakowania Chucka nieprzetestowaną bronią, o której działaniu nie mieli pojęcia.
Księga Przeklętych nie przyniosła mu żadnej odpowiedzi, wątpił też, czy pomoże mu ona w przywróceniu Eileen, nie kolejny raz. To źródło cudów już wyschło. Jedyna podpowiedź znajdowała się w jego Księdze, ale doskonale wiedział, że nawet, jeżeli wróciliby teraz do archiwum Śmierci, nic by to nie dało. Tylko Śmierć mogła ją otworzyć i przeczytać, a chwilowo nie mieli nikogo na tym stanowisku pod ręką. Oczywiście, mogliby zabić jakiegoś kosiarza, ale Sam szczerze wątpił, że taka osoba byłaby do nich po tym przychylnie nastawiona i zdecydowałaby się im pomóc.
- Sam, kiedy... Kiedy byłem w Pustce, powiedziała, że sprawiłem, że jest głośno. - Sam spojrzał na Jacka, który niepewnie usiadł przy stole i patrzył na pierwszą stronę jednego z wielkich tomiszczy, przez które obecnie się przekopywali.
Sam zaczął myśleć. Może wzięli się do tego od złej strony? Może powinni spróbować odzyskać swoich sojuszników, zamiast mścić się na wrogu?
- Co masz na myśli? - spytał, zamieniając się w słuch, ale jednocześnie wciąż analizując możliwości, które to otwierało.
- Sam powiedziałeś, że Pustka chce spać, że to był główny motyw jej układu z Billie. Obudził ją Castiel, z moją pomocą. Od tamtej pory nie zaznała spokoju. Gdy Cas był tam ostatnim razem, po informacje o Occultum, powiedział, że nie wszyscy śpią. Odnalazł Ruby i rozmawiał z nią. Myślę, że być może to, że Billie wysłała mnie tam, że może to też była część jej planu? Jej planu przeciw Pustce? Co, jeżeli obudziłem kolejne istoty, jeżeli demony i anioły, które się tam znajdują są świadome tego, co się z nimi dzieje? I co jeżeli oni wszyscy chcą się uwolnić? - Sam skinął głową, słysząc te słowa. Wszystko to układało się w całość. Wszystko stanowiło początki jakiegoś planu, teraz wystarczyło tylko go ułożyć.
- Musimy jakoś tam się dostać. - powiedział, po czym wstał od stołu i ruszył w stronę jednego z wielu regałów, starając się przypomnieć sobie, gdzie znajdowały się wszystkie informacje o Pustce. Niestety, podobnie jak mordowanie boga, dostanie się do Pustki nie było popularnym tematem tekstów Ludzi Pisma.
- Nie jestem pewien, czy ludzie w ogóle mogą się tam dostać. - zauważył Jack, które to spostrzeżenie sprawiło, że Sam się zatrzymał. Spojrzał na niego, zakłopotany, niepewny, czy w ogóle powinien prosić o coś takiego.
- A czy ty jesteś w stanie się tam dostać? - Wiedział, że moce Jacka zostały częściowo wessane przez Pustkę i pomyślał, że może nefilim ma teraz z nią jakieś połączenie. W tym roku mieli już w końcu szczęście do dziwnych połączeń z istotami nadnaturalnymi. Gdyby się nad tym zastanowić, Jack sam w sobie był już istotą nadnaturalną, ale Sam już od dawna tak o nim nie myślał. Był ich dzieckiem, czy został spłodzony przez Lucyfera, czy nie, nieważne, jakie miał moce i czy był "użyteczny".
- Nie w tej chwili. - odpowiedział mu Jack. Sam nie chciał go pytać o jego moce, nie sądził, że to odpowiedni moment, by zadawać pytania o takie rzeczy, ale wiedział, że coś nie było w porządku. Podobnie jak Dean, zauważył dziwne złotawe chmury, które unosiły się z roślin, ale nie chciał tego komentować, w każdym razie jeszcze nie teraz. Zdawał sobie sprawę z tego, że Jack właśnie ponownie stracił osobę, którą wybrał na swojego ojca i prawdopodobnie potrzebował trochę czasu, by ponownie oswoić się z tą myślą.
- To nie twoja wina, że Chuck zrobił to tym łowcom. - Jack spojrzał na Sama, którego przeszedł jakiś dziwny dreszcz. Skąd wiedział, o czym myślał? Czy jego poczucie winy było już tak sławne, że nefilim był w stanie wydedukować to z samego faktu, że to wszystko się wydarzyło.
- Um... - Sam nie wiedział, co powiedzieć, nie był w stanie wyartykułować żadnego sensownego zdania, które mogłoby zaprzeczyć tej tezie. Odwrócił się więc z powrotem w stronę regału i wrócił do szukania czegokolwiek, co mogłoby im pomóc w dostaniu się do Pustki.
- Nie mogłeś temu zapobiec. - dodał Jack. Sam wiedział, że ma rację, że nie był w stanie pokonać boga, nie w tym wypadku. Nie zmieniało to tego, że gdyby więcej się uczył, gdyby więcej przeczytał, gdyby walczył dzielniej, z większą siłą, gdyby zabił Chucka wcześniej, gdyby udało im się go zamknąć, gdyby Jack rzeczywiście posłużył jako bomba na niego...
Nie, nie mógł tak o tym myśleć. Nie mógł obwiniać tego, że Jack nie zginął za to, co przytrafiło się łowcom, którym przewodził. Mógł tylko winić siebie i swoją bezsilność.
Przejechał dłonią po grzbietach kolejnych książek. Miał robotę do wykonania. Robotę, od której zależały dalsze losy wszechświata. Nie mógł pozwolić sobie na rozproszenie.
- To nie twoja wina, że Pustka wzięła Casa. - odpowiedział mu Sam. Skoro schodzili już na emocjonalne tematy, co nie było w ich wypadku aż tak częste, postanowił, że choć spróbuje poprawić mu humor.
- Moja. To przeze mnie zawarł ten układ. - Jack westchnął ciężko i przewrócił kolejną kartkę. Sam chwycił odpowiednią książkę, po czym dotarło do niego znaczenie tych słów. Zmarszczył brwi, patrząc na dzieciaka z mieszaniną zdziwienia i troski.
- Jaki układ? - Dean nic nie wspominał o układach i choć Sam doskonale wiedział, że jego starszy brat nie mówi całej prawdy, zdziwiło go wspomnienie o jakiś nieznanych mu knuciach. Więc Jack opowiedział mu o tym, jak to Pustka chciała dopaść go w Niebie i jak Cas na to nie pozwolił, oferując swoje życie w zamian za jego. I o tym, że po niego przyjdzie, gdy Cas wreszcie pozwoli sobie na bycie szczęśliwym.
Ale to nie miało sensu. Dlaczego Cas miałby być szczęśliwy, gdy walczyli przeciwko samemu bogu, gdy sama Śmierć zapukała w drzwi? Co mogłoby sprawić, że układ się dopełnił, kiedy znajdował się wraz z Deanem w pułapce, gdy byli osaczeni, patrzyli Śmierci w twarz?
I wtedy to w niego uderzyło. Ponad dekada spojrzeń, które zawsze sprawiały, że Sam czuł się niekomfortowo, nieśmiałych dotyków, których Sam udawał, że nie widzi, dziwne małe rytuały, ich reakcja, gdy stracili tego drugiego... Oczywiście, zawsze coś podejrzewał, zbyt dobrze znał ich obu, by nie podejrzewać i cieszyłby się, gdyby do czegoś doszło, ale... wydawało mu się to nierealne. Może nawet nie na miejscu. Nie teraz. Nie w tym momencie.