
Nie da się ukryć, że Irina przeżyła już odrobinę lat. Lepszych czy gorszych, to już nieważne. Czuła podświadomie, że zbliża się koniec. Najgorsze było to, że nie potrafiła powiedzieć czy naprawdę się z tego cieszy.
Psycholodzy to całkiem nowy wynalazek. Mieli pomóc ludziom leczyć się z wewnętrznych demonów. Och, ale wiecie, nie tych dosłownych. Czarodziejka czasem, kiedy jej się nudziło, czyli naprawdę rzadko, wyobrażała sobie rozmowę z podobnym jegomościem.
Z tego co wiedziała, pacjent z lekarzem, siedzieli naprzeciwko siebie i rozmawiali. W jej wyobraźni podobny mężczyzna był ubrany bardziej do naukowca i nosił okulary, jak jej brat i paru innych.
Co sprawiło, że jesteś zła?
Dziwnym trafem, to zawsze było dla niej pierwszym pytaniem. Nie imię czy życiorys, tylko od razu dojście do sedna.
Zapewne powiedziałaby, że choroba. Choroba, która dla niej była czystą przyjemnością, najlepszym pretekstem.
Tylko że, dla niej, lekarz zmienia całkowicie tok rozmowy, pytając z okrutnym uśmiechem:
To dlatego zabiłaś Elluke?
Nigdy, nawet przed samą sobą, nie potrafiła na to odpowiedzieć. Ale przecież odpowiedź jest prosta, Irina chciała być Ma, poza tym blondwłosa (teraz nie uważała tej nowej Elluki za tą pierwszą. To całkiem inne osoby, na pewno) zaczepiała jej brata. Zresztą, mordowała z mniejszych powodów, to zabójstwo nie było niczym nowym.
A jednak, tylko i wyłącznie przy niej zapłakała. I właśnie te łzy sprawiły, że czarodziejka cały czas się gubiła w swoich uczuciach do Elluki.
Nienawidziła jej oraz tego pytania.
Dziękuję ci, Irino.
Ale te słowa sprawiały, że popadała w całkowitą wściekłość. Nigdy nie przypominała sobie wszystkich ostatnich słów, nie potrafiła. Te ,,dziękuję", sprawiało, że cały czas czuła wyrzuty sumienia. Zmalały kiedy usłyszała o zmartwychwstaniu szwagierki. Nie, tak naprawdę prawie zniknęły.
Wtedy. Powróciły, kiedy uświadomiła sobie, że ta nowa przeciwniczka nie jest tą durną i miłą blondynką.
Lekarz w jej wyobraźni kiwnął głową i znowu się uśmiechnął. Być może na widok jej niewidocznych łez. Następnie wstawał i wychodził, rzucając na pożegnanie:
Odpowiedz sobie sama, czy było warto.