Ciągłość w przestrzeni międzyludzkiej (kiedy ją pokonasz?)

Marvel Cinematic Universe Marvel The Avengers (Marvel Movies)
M/M
G
Ciągłość w przestrzeni międzyludzkiej (kiedy ją pokonasz?)
author
Summary
Tony Stark potrzebował ochrony, Bucky Barnes potrzebował pracy, a Steve Rogers potrzebował ich obu, chociaż jeszcze o tym nie wiedział. Sam Wilson chciał tylko coli, pączków i może pokoju na świecie, a Obadiah Stane lubił wojnę i chaos. I każdy w końcu dostał to, na co zasłużył. Nawet, jeśli oczekiwał czegoś zupełnie innego.
All Chapters Forward

Chapter 16

- Nie mogę uwierzyć, że dałem się na to namówić.
- Nawet, jak powtórzysz to po raz dziesiąty, nie stanie się mniej prawdziwe. Za późno na wahanie, już nas wprowadziłeś.
- I wciąż nie mogę uwierzyć, że dałem się na to namówić! - Sam spojrzał na niego z irytacją. - Daj spokój, Barnes, człowiek ma prawo czasem ponarzekać.
- Skoro i tak nas tu wpuściłeś…
- ...i nadal nie wierzę, że to zrobiłem. Do Pentagonu. Podejrzanego o terroryzm, poszukiwanego przez całą policję w kraju.
- Tony potrafi być bardzo przekonujący, prawda? - Sam spojrzał na niego jakby oszalał i Bucky zmarszczył brwi. - No co?
- Myślisz, że pozwoliłem wam tu wejść, bo Stark mnie przekonał? Nie bądź kretynem, Jimmy. Te jego wielkie oczęta może i działają na ciebie, ja na szczęście mam żonę, która może i ma świrniętą mamuśkę, no i totalnie nie potrafi piec brownie, za to uwielbia słuchać Britnety Spears, ale przynajmniej nie ścigają jej wszyscy agenci i każdy glina w Ameryce, więc właściwie…
- Wilson, co ty pieprzysz?
- Że robię to, bo mnie o to poprosiłeś, James, nie dlatego, że twój chłopak mi tak kazał – wyjaśnił mu Sam i Bucky poczuł się trochę głupio. Spojrzał na niego niepewnie – Sam odwzajemnił jego spojrzenie – a potem obaj nagle parsknęli śmiechem i Sam potrząsnął głową. - Okej, przez chwilę było dziwnie.
- Bałem się, że rzucisz mi się na szyję, czy coś – powiedział złośliwie Bucky i parsknął, kiedy Sam kopnął go w kostkę. Spoważniał, uśmiechając się przelotnie. - Ale naprawdę… Wiem, co dla mnie robisz, kumplu. Doceniam to.
- Taaa, oby mi to było pociechą, jak mnie aresztują za konspirację. Stark, długo jeszcze?
- Jak będziesz co pięć minut o to pytał i mi przeszkadzał, będzie dłużej! - odkrzyknął mu Tony i Sam westchnął.
- Cudowny, promienny charakter.
- Cały on. Sam… to z Cleveland naprawdę się zgadza? - zapytał Bucky cicho i Sam skinął głową. Przez chwilę obaj milczeli, a Bucky po raz pierwszy, odkąd Tony zajął się jego protezą, poczuł dawno zapomniane, przykre swędzenie wokół zabliźnionego ramienia. Wiedział, że to tylko fantomowy ból w jego głowie, ale i tak przesunął po skórze palcami – i niżej, po metalu, jakby musiał upewnić się, że jest tam zamiast poszarpanego ciała, i kości, i krwi. - To jest, kurwa, niewiarygodne… że Rhodes mógł zrobić coś takiego.
Sam milczał, wpatrując się w ekran monitora, który wyświetlał obrazy z zewnętrznych kamer, aby upewnić się, że nikt ich tu nie zaskoczy, póki Tony nie skończy, ale słysząc słowa Bucky’ego przełknął ślinę.
- Kurewsko niewiarygodne, bracie. Rhodes jest legendą. To, że tuszował takie śmierdzące bagno… myślisz, że współpracuje teraz ze Starkiem?
- Albo to, albo Howard użył Steve’a, żeby go do tego zmusić. Ale jeśli poskładali puzzle, to wiedzą to samo, co my: że Stane stał za tym wtedy i że stoi za tym teraz.
- Więc myślisz… - Sam spojrzał na niego z nadzieją i Bucky wzruszył ramionami, patrząc na niego przepraszająco.
- Żałuję, że nie mogę wiedzieć tego na pewno, stary – powiedział przepraszająco. - Ale tak, myślę, że Rhodes zgodził się współpracować ze Starkiem, żeby dorwać Stane’a. A jeśli tak, to wie, że za nim pójdziemy. I jest gotów się poddać.
- To dlaczego w ten sposób? Nie oficjalnie? Jakby pogadali z Furym…
- Fury ma klapki na oczach i chce tylko dorwać Starka. Tony’ego czy Howarda, obojętnie, a najlepiej obu. Zanim przemówiliby mu do rozumu, straciliby masę czasu, a Stane zniknąłby na amen. Albo i Howard nie chce dać się zamknąć w więzieniu, kto wie? Może to jakiś dziwaczny kompromis, na który poszli z Rhodesem. Robią to nieoficjalnie, albo wcale. Stark nie jest głupi. Wie, że jak to wyjdzie na jaw, Stark Industries będzie spalone na rynku.
- I myślisz, że chce wrócić i przejąć firmę, więc się zabezpiecza? Czy zabezpiecza ją dla syna?
- Nie mam pojęcia. Tony jest przekonany, że Howard chce go wygryźć, ja nie jestem tego taki pewien. I myślę, że Steve też – i dlatego zgodził się z nim pojechać.
Bucky urwał – bo było coś, jakaś męcząca, uciążliwa myśl z tyłu głowy, upierdliwe przeczucie, że o czymś zapomniał, że czegoś brakuje, że było coś…
- Mam go! - Tony, pracujący do tej pory w skupieniu, poderwał się od komputera tak, że prawie zrzucił go z blatu. Przytrzymał monitor dłonią, odwracając go w ich stronę. - Nie zrozum mnie źle, Wilson, ten wasz sprzęt to kawał przestarzałego gówna, ale dostęp… człowieku! Nie miałem pojęcia, że takie serwery istnieją. - Tony’emu błyszczały oczy i Sam poczuł żelazną pewność, że kiedy to się skończy, na pewno spróbuje im się na te serwery włamać, ale postanowił chwilowo porzucić temat.
- Co znalazłeś?
- O ile dobrze myślę, to Stane’a. Ludzie Fury’ego śledzili go aż do Nowej Zelandii…
- Nowej Zelandii? - Bucky spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Jakim, kurwa, cudem, zdołał się przedostać do Nowej Zelandii?
- Mało tego, zdążył nawet wrócić. To już ustalenia samego Rhodeya. - Tony wyglądał jakby miał ochotę zatrzeć ręce. - Oh, Rhodey-misiu, jak cię dorwę, to najpierw skopię ci ten twój durny tyłek, a potem cię uściskam. Mówiłem ci – dodał rozpromieniony, spoglądając na Bucky’ego. - Współpracuje z Pepper, ustawili spotkanie. Udawali, że wierzą w moją winę…
Bucky nie wszczynał kłótni – były ważniejsze sprawy.
- Okej – powiedział beznamiętnie. - Gdzie to spotkanie?
- W Cleveland. Tam, gdzie się wszystko zaczęło.

W Cleveland na lotnisku czekał na nich ktoś, kogo na pewno się tu nie spodziewali. Natasza Romanov okazała się być nie tylko oszałamiająco piękną kobietą, która zrobiła furorę, idąc kiedyś z Tonym na galę, ale i wszechstronnie wykwalifikowanym szpiegiem, który na prośbę Nicka Fury’ego prześwietlał i inwigilował Stark Industries. Równie zdziwiony jak oni Sam przywitał się z nią jak z dobrą przyjaciółką, a Tony mruknął coś z irytacją i klepnął się w czoło.
- Jasne – powiedział gorzko. - Cholerna Pepper, dobrze o tym wiedziała, co?
- To dzięki pani Hogan CIA nawiązało współpracę z pana firmą. Dała nam możliwość wniknięcia do środka…
- Pepper mnie sprawdzała?
- Raczej: sprawdzała wszystkich, poza panem. - Natasha spojrzała na niego spokojnie, wyciągając rękę, którą Tony uścisnął po chwili wahania. - Bez urazy, panie Stark. Musieliśmy mieć pewność.
- Więc Fury mnie nie nienawidzi?
- Dyrektor Fury nie ma w zwyczaju kierować się w pracy swoją osobistą animozją – odpowiedziała uprzejmie Natasha i Tony prychnął pod nosem.
- Zrozumiałem. Nienawidzi mnie profesjonalnie. Czemu, do diabła, Pepper nie powiedziała mi o tym?
- Bo nie wiedziała, gdzie pana szukać. Kiedy pan wyjechał, państwo Hogan byli śledzeni przez naszych pracowników. Harold Hogan zorientował się któregoś dnia i wysłał dwóch agentów do szpitala…
- Brawo, Happy.
- … a jego żona wtargnęła do siedziby dyrektora Fury’ego i zażądała widzenia się z nim. Ujawniła, że jeśli nie pójdzie z nią na transparentną współpracę, ona w zamian pójdzie ze wszystkim do gazet…
- Brawo, Pepper!
- … więc dyrektor Fury zgodził się z nią współpracować – dokończyła niewzruszenie Natasha. - Stane odezwał się dość szybko. Oczywiście, tak jak uprzedziła nas pani Hogan, od początku próbował winą za wszystko obarczyć pana…
- Oczywiście – powiedział Tony sucho. - Ktoś jest zdziwiony?
Nikt nie był. Bucky słuchał ze zmarszczonymi brwiami i dopiero teraz odchrząknął, skupiając na sobie ich uwagę.
- Tak, sierżancie? - zapytała Natasha. - Coś pana niepokoi?
- Howard Stark – powiedział Bucky wprost. - Wiedzieliście, że żyje?
Twarz Natashy zamknęła się nagle – jeszcze przed chwilą uprzejma i uśmiechnięta, teraz wyglądała, jakby jej rysy ściągnęły się lodem.
- Nie – powiedziała, jakby ze wstrętem. - O tym nie wiedzieliśmy.
- Nie przejmuj się, Nat – pocieszył ją Tony – Bucky uśmiechnął się mimowolnie, przypominając sobie, jak i jemu kiedyś tak bez problemu wszedł w poczucie komfortu i przestrzeń osobistą. - Mój ojciec wykiwał wszystkich.
- Nie dam się zwieść dwa razy – obiecała. Patrzyła na niego analitycznie, oceniając – najwyraźniej nie wiedziała, co zrobić i z tą „Nat” i z tą czułością – a potem na jej ustach pojawił się delikatny, przelotny uśmiech. - Nie jesteś dokładnie taki, jak o tobie mówią, Tony.
- Nie daj się zwieść i jemu, jest dwa razy gorszy. - Bucky uśmiechnął się do niej. - Szybka piłka, Romanov: znasz Clinta Bartona? - zapytał i jeszcze nim odpowiedziała, już znał odpowiedź. - Jasne, że znasz. A niech mnie.
- Kto to jest Clint Barton?
- Pracował jako twój szef ochrony.
- Steve był moim szefem ochrony.
- Nieoficjalnie. W papierach w tej roli figurował Clint Barton. To ten, który zniknął po ataku, prawda? Tak myślałem, że cię z nim kiedyś widziałem.
- Tak – przyznała Natasha. Napięcie w kącikach ust świadczyło o dyskomforcie. - Nie odnaleźliśmy go do tej pory.
- Myślisz, że współpracuje ze Stanem? - zapytał Bucky i Natasha wbiła w niego wzrok. Wyglądała, jakby go mogła uderzyć.
- Albo to, albo to on poluje na Stane'a – wypluła z siebie i oczy błysnęły jej gniewnie. - I dlatego, jak go znajdę, zamierzam mu wypruć flaki. - Opanowała się błyskawicznie, choć jeszcze przez chwilę zaciskała pięści. Ale kiedy się odezwała, jej głos nie drżał. - Miałam na myśli: zamierzam sprawdzić, czy żyje – poprawiła się i nawet, jeśli żaden z nich jej nie uwierzył to nikt się nie odezwał. Dopiero Tony, kiedy spojrzał na samochód, do którego ich prowadziła.
- Skąd wiedziałaś, że tu będziemy?
- Poszłam tą samą drogą. A potem pomyślałam, komu sierżant Barnes mógłby ufać najbardziej. I w czyim gabinecie przydałby się podsłuch – przyznała. Spojrzała na Sama z czymś w rodzaju skruchy. - Bez urazy, Sam.
- I potem to ty sprawdzałaś akta? - Sam westchnął. - Rhodes nie miał pojęcia, kto to robił i po co.
- Już z pół roku temu wpadliśmy z Clintem na trop Cleveland. Sprawdzaliśmy to – i nagle rozkaz z góry, że mamy się wycofać. Fury niczego nam nie wyjaśnił – dodała niechętnie. - I ja bym to zostawiła, bo najwyraźniej miał swoje powody, ale Clint…
- Ale Clint nie odpuścił?
- Clint nie odpuścił. Myślę, że dotarł dalej, niż my wtedy, tylko już mi o tym nie mówił.
- Więc myślisz, że Fury współpracował z Rhodeyem? - Tony spojrzał na nią ze zdumieniem. - Ale… jak?
- Najwyraźniej Stark Industries jest zbyt cenne, żeby pozwolić, by tamten skandal wypłynął.
- I Fury o tym wiedział?!
- Możliwe – przyznała. - Mógł nie mieć pewności, mógł winić ciebie, czy twojego ojca – ale kiedy Stane zrobił to znowu…
- Jezu Chryste. - Sam patrzył na nią z napięciem. - Nat, ty nam czegoś nie mówisz. Przecież tu się rozpęta jakieś pieprzone piekło na ziemi. Jeśli jedzie tu CIA, i FBI, SWAT i wszyscy…
- Nikt tu nie jedzie, bo ich skierowałam gdzie indziej – powiedziała Natasza po chwili i Sam zamilkł, patrząc na nią bezradnie. Tony wyglądał, jakby już rozumiał – i Bucky poczuł, jak zimny ciężar osiada mu na żołądku.
- Ty naprawdę boisz się, że Barton nie żyje. Że Stane go wykończył. I zamierzasz go za to zabić – powiedział powoli. Natasza zawahała się -ale skinęła głową. - I wiesz, że nie mogę ci na to pozwolić.
- Wiem, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy – zgodziła się. Sam wodził wzrokiem pomiędzy nimi.
- Ale dlaczego, do diabła? - zażądał odpowiedzi. - Dlaczego Stane ma być żywy?
- Bo tylko, jeśli będzie zeznawał, oczyści mnie z zarzutów – powiedział Tony. Patrzył na Nataszę, jakby się nad czymś zastanawiał. - Tylko nie rozumiem, czemu w takim razie na nas tutaj czekałaś…
Natasza milczała przez chwilę; kiedy patrzyli na siebie z Tonym, było między nimi jakieś porozumienie, które wcale się Bucky’emu nie podobało.
- Bo nie dotrę do niego sama – przyznała niechętnie. - Ma własnych najemników, jest poza moim zasięgiem. Ale jeśli będę miała swoich ludzi…
- Chcesz, żebym ci pomógł. - Bucky drgnął, spoglądając na Sama. - I Sam także.
- I Rogers, jeśli uda się go namierzyć.
- Oszalałaś. Jeśli myślisz, że zgodzę się na coś, co wyśle Tony’ego do więzienia…
- I Stane zniknie. - Tony patrzył na swoje stopy. Włożył ręce do kieszeni i kołysał się lekko na piętach, schowany za swoimi ciemnymi okularami, krzywym uśmieszkiem i kpiną; Bucky spojrzał na niego prawie z agresją, bo rozmawiali już o tym i przecież…
- Obiecałeś, żadnych ucieczek więcej. Obiecałeś, że będziesz walczył.
- I jestem tutaj, prawda? - Tony szybkim ruchem pogłaskał jego policzek. - Ale jeśli Stane zginie…
- To będziesz się ukrywał do końca życia.
- Pomogę wam zniknąć – obiecała Natasza. - Barnes. Wilson. Ja… proszę.
- Mówimy o samosądzie. Rozważamy zwykłe morderstwo – mruknął Sam. - Nie mogę powiedzieć, że mi się to podoba.
- Ale rozumiesz konieczność? - Tony spojrzał na niego przeciągle i Sam uciekł wzrokiem. Bucky warknął przez zęby.
- Nie mówisz serio, Wilson.
- Przykro mi, kumplu. - Sam rzucił mu przepraszające spojrzenie. - Ale oni mają rację. Stane’a trzeba powstrzymać za wszelką cenę. I nie sądzę, by – o ile w ogóle tam trafi - samo wsadzenie go za kratki załatwiło sprawę.

Kiedy dojechali do motelu, dochodziła czternasta. Według informacji Nataszy, spotkanie ze Stanem wyznaczono na dwudziestą trzydzieści. Zameldowali się w dwóch sąsiadujących ze sobą pokojach i kiedy tylko Bucky został z Tonym sam, natychmiast odwrócił się w jego stronę.
- Nie możesz ode mnie wymagać, żebym się na to zgodził, Tony! To jakieś szaleństwo, Romanov żal odebrał rozum, Sam… do cholery, nie wiem, czego chce Sam, chyba desperacko pragnie wszystko zatuszować i fajnie, że się zgadzają, że zabicie Stane’a sprawi, że magicznie zniknie cały syf, którego narobił, uleczy się żałoba Romanov i wybieli się historia armii, ale…
- Bucky. - Tony wyciągnął do niego rękę – i Bucky, nieważne, jak nie byłby wściekły, musiał tę rękę ująć. - Ufasz mi?
- Ufam ci. Ale tu brak ci osądu, jak w ogóle możesz myśleć, że morderstwo…
- Bucky! James, spójrz na mnie. - Tony stuknął go w klatkę piersiową zgiętym palcem. - To ja. Zapomniałeś? Zawsze mam plan zapasowy. A o moich planach zapasowych nikt nie wie. Nie zamierzam zabijać Stane’a.
- Nie zamierzasz?
- Nie, nieszczególnie. Chcę, żeby stary drań trafił do pierdla. Chcę, żeby spadło na niego całe to gówno, którego narobił i żeby nie dał rady wygrzebać się z tego syfu. Czy pomogłoby mi, gdyby zginął? Nie. Czy byłoby to mile widziane i sprawiłoby, żebym lepiej spał w nocy? O wiele. Ale nie, jego śmierć nie jest mi na rękę.
- Więc czemu…
- Bo Natasza Romanov nie myśli teraz logicznie, James. Żyje zemstą. Clint Barton musiał być dla niej kimś wyjątkowym. I jeśli się okaże, że jest martwy, rozpęta burzę.
- Cholera, głupi Rogers. - Bucky usiadł z impetem na łóżku, chowając twarz w dłoniach. - Czy on ma w ogóle pojęcie, w jakich kłopotach nas zostawił?
- Ma – odpowiedział Tony i Bucky, który nie spodziewał się tej odpowiedzi, przez chwilę nie rozumiał. Poderwał głowę i spojrzał na niego uważnie.
- Jak to „ma”?
- Tak. - Tony znów wyciągnął do niego rękę i Bucky zamrugał. Jeśli chciał teraz się przytulać… i nagle Tony przekręcił rękę. Przekręcił rękę i nacisnął palcami miejsce po wewnętrznej stronie przedramienia – w Bucky’ego zrozumienie uderzyło z całą siłą, kiedy wpatrywał się prostokątny ślad bez słowa.
Lokalizator.
To o tym myślał, kiedy wiedział, że o czymś zapomniał.
- Jezu, no jasne – westchnął. - Steve wie, że tu jesteś. Zakładam, że nie mamy takiego szczęścia i to nie działa w dwie strony?
- Nie. Coś zakłóca sygnał. Przypuszczam, że to robota Howarda, musi mieć ze sobą jakieś silny przekaźnik. Ale wciąż możemy wysłać Steve’owi wiadomość. A przynajmniej sprawić, że tutaj przyjdzie.
- Jak? Masz tam wbudowany jakiś sygnał SOS, czy co?
- Nie. - Tony pochylił się, sprawnie rozpinając ukrytą kaburę, w której Bucky nosił przy kostce nóż. Ostrze zalśniło, kiedy przyciskał je do skóry. - Ale mam to.
- I co mam z tym zrobić?
- Masz mi to wyciąć ze skóry – powiedział Tony tak spokojnie, jakby pytał, co chce zjeść na śniadanie. - Jeśli Steve pomyśli, że nie żyję – zakład o sto dolców, że przyjdzie to sprawdzić?

Trzęsły mu się ręce. Był na wojnie i widział piekło, wiedział, co to znaczy czuć pod palcami własne pogruchotane kości i ciepłą, lepką krew, a jednak kiedy przyciskał ostrze noża do skóry Tony’ego, wszystko w nim buntowało się na to, co robi.
- James, na litość boską. - Tony odetchnął głębiej. - To czekanie sprawia, że to wszystko wydaje się jeszcze gorsze. Zabijasz mnie, przedłużając to. Po prostu to zrób.
- Łatwo ci mówić.
- Tak, bardzo łatwo mi prosić cię, żebyś mi rozciął rękę. - Tony uśmiechnął się krzywo i pocałował go w policzek. - No, do roboty, żołnierzu. Dawaj.
- Już, już. - Bucky mruknął coś pod nosem i policzył do dziesięciu. Jego dłonie były pewne, kiedy naciął skórę. Tony siedział nieruchomo, choć nad jego górną wargą perlił się pot i z całej siły zaciskał szczęki, żeby nie krzyczeć. Bucky starł krew z jego skóry, wsuwając ostrze w ranę. Tony jęknął, kiedy poruszał nożem, próbując podważyć krawędź lokalizatora. - Jeszcze chwilę, kochanie… mam to.
Zakrwawiony nadajnik rzucił na łóżko. Kiedy zszywał mu ranę, Tony pociągnął spory łyk z miniaturowej, znalezionej w hotelowym barku wódki.
- Uch – skomentował, kiedy Bucky bandażem owinął mu ramię. - Nie było aż tak źle. Ale chyba nie zostanę fanem tych rzeczy.
- Tych rzeczy?
- No wiesz. Noże, kaleczenie się, cięcie skóry. Tych rzeczy.
- Czy ty znowu mówisz o seksie? - Bucky wyrzucił zakrwawione gazy i umył ręce pod kranem. Kiedy usiadł obok Tony’ego na łóżku, sięgnął po lokalizator. - Jakaś część mnie wcale nie chce tego robić.
- Czemu?
- Czemu? Tony, przecież Steve pomyśli, że nie żyjesz.
- Taki jest plan. - Tony mówił twardo, ale Bucky widział, jaki był spięty. Delikatnie pocałował go w zranioną rękę i Tony na chwilę przylgnął do jego ramienia. Bucky kołysał go w objęciach, całując jego włosy – i Tony westchnął, opierając czoło na jego barku. - Cholera. Będzie przerażony.
- Będzie. Mówiłem, Tones. On cię kocha.
- Barnes, bo będę płakał – powiedział Tony, ale bez zwyczajowej werwy. Nagle wyprostował się. - Czekaj. Może jest inny sposób.
- Co masz na myśli?
- Nadajnik. - Tony już sięgał po swojego laptopa, marszcząc brwi w wyrazie determinacji. - Mój ojciec był poza obiegiem trzy lata, do cholery. Niech mnie diabli, jeśli pozwolę mu dowieść, że wciąż jest ode mnie w czymś lepszy.
- Zamierzasz złamać jego zabezpieczenia.
- Zamierzam kazać Rogersowi przywlec tu ten jego głupi tyłek. Czy mu się to podoba, czy nie.

Steve nie pojawił się sam. Towarzyszył mu niewysoki, obcięty na krótko mężczyzna – kiedy Natasza Romanov zobaczyła jego twarz, zachwiała się na nogach.
- Clint – powiedziała głucho. - Ty żyjesz.
A potem z całej siły uderzyła go w twarz.
- Miło. - Steve uśmiechnął się niepewnie, przechodząc za upadającym Clintem Bartonem, bo to on był zapewne. - Czy mnie też coś takiego czeka?
- Mogę ci to załatwić, ty tępa kupo mięśni. - Bucky objął go krótko, przesuwając dłońmi po jego włosach. - Dobrze, że nic ci nie jest.
- Tęskniłeś? - Uśmiechnął się Steve, zanim pocałował go mocno. - Bo się wzruszę. - Uśmiech spadł z jego twarzy, kiedy spojrzał na stojącego za nim Tony’ego. Kiedy zrobił krok w jego stronę, wyglądał na mocno niepewnego. - Tony…
- Jak mogłeś mi to zrobić? - Tony pchnął go tak mocno, że Steve zatoczył się w ramiona Bucky’ego. - Wyjechać z Howardem. Z Howardem! Ze wszystkich ludzi…
- Przecież wiedziałem, że pojedziecie za mną! - Steve położył mu rękę na ramieniu – i cofnął ją szybko, kiedy Tony spojrzał na nią tak, jakby chciał mu ją odgryźć. - Okej. Nie dotykać. Jesteś wściekły.
- Nie masz pojęcia, Rogers.
- Nie chcę przeszkadzać – powiedział Sam, który do tej pory rozglądał się tylko z zaskoczeniem po pokoju. - Ale czy tylko ja chciałbym wiedzieć, jak się spotkałeś z Bartonem?
Clint, wciąż leżąc na podłodze, podparł się na łokciu, spoglądając na Nataszę.
- Nat, naprawdę mi przykro – powiedział pokornie. - Do końca życia będę cię za to przepraszał, ale czy możemy odłożyć to na później? Mamy terrorystę do złapania.
- Do końca życia i jeden dzień dłużej – zagroziła Natasza, ale wyciągnęła rękę i pomogła mu wstać. - Ty kretynie! Myślałam, że nie żyjesz.
- Nie pozbędziesz mnie się tak łatwo, Romanov.
- Po kolei. - Sam przywołał go do porządku. - Jak to się stało, że tu jesteś?
- Śledziłem Stane’a odkąd wrócił do kraju. Stark, pewnie urwiesz mi za to głowę, ale pożyczyłem sobie Jarvisa…
- Pożyczyłeś sobie Jarvisa? - Tony zamrugał, patrząc na niego bez zrozumienia. - O czym ty mówisz, do cholery?
- Kiedy go dezaktywowali w warsztacie? Udało mi się nadpisać kody. Kręciłem się po twojej wieży wystarczająco długo, by poznać protokoły bezpieczeństwa.
- To niemożliwe.
- Co chcesz, jestem dobry – powiedział Clint bez grama skromności i Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Nikt nie jest aż tak dobry. Protokół Alpha-Gamma- Pięć…
- Rozpracowany już w styczniu. Ty mnie nie widziałeś, Stark, ale ja obserwowałem ciebie. Miałem dużo czasu, by spróbować cię rozgryźć. Więc kiedy udało mi się wykraść Jarvisa, musiałem po prostu przekonać go do pomocy…
- I na niego nawet nie mogę się wkurzyć, bo on tylko opierał się o istniejące dane. - Tony spojrzał przeciągle na Steve’a. - Nie to, co niektórzy.
- Ale jakim sposobem spotkaliście się tutaj? - Bucky wtrącił, bo naprawdę paliła go ciekawość. - Gdzie jest Howard?
- Z Rhodesem. Wiesz, że ściągnął tu Virginię Hogan? Ma spotkać się ze Stanem w sprawie przekazania udziałów w firmie. Obserwowałem Stane’a od tygodni.
- Dużo ludzi? - zapytała Natasza i Clint przytaknął.
- Mała armia. Co najmniej dwudziestu pięciu uzbrojonych gości, którzy pilnują go dzień i noc.
- Pilnują go? Chyba chronią?
- Właśnie nie. - Clint podrapał się po głowie; z boku czoła miał źle zagojoną, groźnie wyglądającą ranę. - Mówią po arabsku. Nie znam języka, ale Jarvis mówi, że mu grożą. Broń, którą miał im dostarczyć… co się stało?
- Dezaktywowałem kody. - Tony uśmiechnął się szeroko. - Chcesz powiedzieć, że zadziałało? Bałem się, że udało mi się za późno.
- W samą porę, człowieku. - Clint obejrzał go sobie z uznaniem. - Nieźle. Dzięki tobie Stane siedzi jak na beczce prochu. Najwyraźniej zapłacili mu za coś, czego nie dostali. Próbuje przełamać zabezpieczenia, ale marnie mu to idzie. Liczy na to, że kiedy dostanie się do firmy, będzie mógł legalnie zmienić kody.
- Po moim trupie – mruknął Tony i Clint zaśmiał się tylko. - To takie zabawne?
- Nie, ale swojego staruszka to byś się nie wyparł, bo on powiedział dokładnie to samo.
- Rhodes namierzył Clinta od razu, kiedy przyjechaliśmy tu z Howardem – wyjaśnił Steve. Tony już nie wyrywał się z jego objęć, kiedy miarowo przesuwał ręką po jego ramieniu. - Pracujemy z nim od dwóch dni. Ale kiedy wysłałeś mi wiadomość…
- Powiedziałeś Howardowi, gdzie idziesz?
- Żartujesz? - Clint prychnął pod nosem. - Wystartował tak szybko, że ledwie go dogoniłem. Howard chyba nie wie jeszcze nawet, że zniknęliśmy.
- Nie miałem pojęcia, że zagłusza sygnał, Tony. - Steve potrząsnął głową. - Przypuszczam, że sam nie wiedział, że to robi – chce być poza radarem Stane’a, a o twoim nadajniku nie miał pojęcia.
- Ale co on zagłusza? - Tony popatrzył na nich z rozdrażnieniem. - Nie rozumiem, czemu miałby…
I nagle urwał. Spojrzeli na niego obaj, zaalarmowani tym milczeniem, Bucky i Steve. A potem spojrzeli na siebie.
- Niemożliwe – powiedział Bucky twardo.
- Prawie na pewno. - Steve wzruszył ramionami.
- Chłopaki, o czym wy mówicie? - zirytował się Sam. - Czujemy się tu trochę poza tematem.
- Dlaczego Cleveland, Sam? - zapytał Tony. Sam potrząsnął głową. - Cały czas zastanawiałem się, czemu Obie miałby być taki głupi… przecież to śmierdzi pułapką na kilometr, spotkanie akurat tutaj. A jednak zgodził się na propozycję Pepper… więc, jak myślisz, czemu Cleveland, Sam?
- Nie wiem, Jezu. Chyba mi nie powiesz, że chodzi o najczystsze powietrze w całym stanie! Przecież tu nic nie ma. Poza ta fabryką… - Oczy Sama rozszerzyły się w nagłym zrozumieniu. - O kurczę, to to, co? Tam coś jeszcze jest?
- Musiało tam być coś więcej. Stane chce to wyciągnąć, Howard nie chce mu na to pozwolić.
- Więc zasadnicze pytanie – powiedział powoli Steve. - Zasadnicze pytanie brzmi, który z nich dostanie się do tego pierwszy. To może być wszystko. Jakaś poza taśmą tworzona broń. Plany. Może nawet umowy z tamtego okresu. Zastanawiam się, czy Rhodes o tym wie.
- Pewnie to właśnie to chce zniszczyć. - Clint trącił Nataszę w ramię. - Jak myślisz, Nat? Fury nas wystawił?
- Technicznie, nie. Kazał nam to zostawić. - Natasza machinalnie przesunęła ręką po rozdartym rękawie jego kurtki. - Nasza wina, żeśmy nie posłuchali.
- Więc na co czekacie? - Tony machnął ręką, wskazując im drzwi. - Wracajcie do domu.
- Powiedziałam „technicznie”, Stark. - W uśmiechu Nataszy było coś zwodniczego. - Kazał nam to zostawić, ale nie kazał nam wracać. Myślę, że dyrektor Fury ma pewne plany…
- Plany, które niekoniecznie pokrywają się z planami Jamesa Rhodesa – domyślił się Sam. - No, jasne, to ma sens. Odwieczna walka między agencjami.
- Albo po prostu nasz szef ma dość tego, że twój już raz spartaczył sprawę – powiedział bezceremonialnie Clint i Sam spojrzał na niego ponuro.
- I wy macie nieoficjalnie posprzątać bałagan, którego wtedy narobili?
- Możliwe – przyznała Natasza. - Pewnie do tego była przeznaczona ta drużyna taktyczna. Zdaje się, że wysłałam ich do Ohio.
- Wysłałaś oddział SWAT do Ohio? - Clint parsknął śmiechem. - Fury będzie zachwycony.
- Czy ja wiem? - zamyśliła się Natasza. - Skoro mi na to pozwolił, może wolał, byśmy załatwili to sami.
- Może to i lepiej, w razie czego mniej osób zostanie oskarżonych o zdradę stanu. - Sam wyglądał na pogodzonego z losem, gdy klasnął energicznie w dłonie. - Dobra, ruszajmy. Panno Romanov, czy mogę liczyć na to, że nie zabije pani Stane’a… przynajmniej nie póki nie dowiemy się, o co tak naprawdę chodzi?
- Nie mogę niczego obiecać. - Natasza założyła kurtkę i spięła włosy, wsuwając je pod kaptur. - Tony, zdajesz sobie sprawę z tego, że będziemy musieli aresztować twojego ojca? I Jamesa Rhodesa także?
- Powodzenia. Nie mogę obiecać, że złożę wam się na trumny – odpowiedział Tony arogancko i Natasza, ku zdziwieniu wszystkich, roześmiała się głośno. Tony odwzajemnił jej uśmiech.
- Lubię cię, Stark – powiedziała przyjaźnie. - Ale posłuchaj mojej rady i nie wchodź nam w drogę.

Forward
Sign in to leave a review.