Ciągłość w przestrzeni międzyludzkiej (kiedy ją pokonasz?)

Marvel Cinematic Universe Marvel The Avengers (Marvel Movies)
M/M
G
Ciągłość w przestrzeni międzyludzkiej (kiedy ją pokonasz?)
author
Summary
Tony Stark potrzebował ochrony, Bucky Barnes potrzebował pracy, a Steve Rogers potrzebował ich obu, chociaż jeszcze o tym nie wiedział. Sam Wilson chciał tylko coli, pączków i może pokoju na świecie, a Obadiah Stane lubił wojnę i chaos. I każdy w końcu dostał to, na co zasłużył. Nawet, jeśli oczekiwał czegoś zupełnie innego.
All Chapters Forward

Chapter 14

Starkowie wychodzili z założenia, że praca jest dobra na wszystko. Pracowali kiedy było źle i kiedy było dobrze, więc gdy po kłótni Howard zawłaszczył gabinet na piętrze, jego syn, uciekając od ojca jak najdalej nawet zupełnie nieświadomie, zaszył się w piwnicy. Bucky siedział, obserwując go z niepokojem, a Steve krążył pomiędzy piętrami, wyraźnie rozdarty.
- Siadaj, Rogers, bo już prawie ścieżkę wydeptałeś w tym dywanie – burknął w końcu Tony i Steve spojrzał najpierw na niego, a potem odruchowo pod nogi. - To, że tu nie ma dywanu, niczego nie zmienia.
- Tony, wiem, że nie chcesz tego słuchać…
- To może z łaski swojej przymknij się i mi o tym nie mów?
- ...ale musisz chociaż dopuścić możliwość, że Howard chce pomóc.
- Chyba sobie! Twoja ufność w niego jest wzruszająca, Steve, zawsze taka była.
- Tony.
- Bucky – powiedział Tony przez zęby, wyraźnie powstrzymując wybuch złości. - I ty przeciwko mnie?
- Bo nie rozumiem, czemu nagle ci na tym zależy. I tak planowałeś rzucić wszystko w diabły i zniknąć, pozwolić, by ktoś inny kierował Stark Industries. A teraz, kiedy pojawia się idealny kandydat…
- Idealny… przepraszam, co? Ja chyba się przesłyszałem.
Bucky policzył w myśli do dziesięciu.
- W porządku. Nie o to chodzi. Ale skoro i tak byłeś gotów zostawić firmę…
- Osobom do tego kompetentnym! Nie szaleńcowi, który z pełną parą ruszy z produkcją broni. – Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Jesteś ostatnim człowiekiem, o którym bym powiedział, że mu to nie przeszkadza.
- Bo mnie ta broń okaleczyła? Jasne. I wkurza mnie to, naprawdę, że ktoś taki jak Howard Stark produkuje coś, co może w pięć minut zniszczyć to, na co niektórzy pracowali przez całe życie, ale w tej chwili mówimy o oczyszczeniu cię z zarzutów, zdjęcia podejrzeń ze Stark Industries i o wsadzeniu Stane’a za kratki. To jest priorytet. Howard? Z nim możesz policzyć się później i zapewniam cię, że ja ci w tym chętnie pomogę. Nie tylko ja. Po prostu… zróbmy to po kolei. Najpierw pójdziemy po twoich wrogów, potem wrócimy do twojego ojca.
- To jedna i ta sama kategoria. - Tony założył ręce za głowę i wpatrywał się w sufit ze zmarszczonymi brwiami. - Howard to żmija. Odwrócisz wzrok na chwilę, to cię zaatakuje i ukąsi. Pluje jadem dookoła. Wystarczy moment nieuwagi i…
- Mógłbyś robić za narratora na Discovery Chanel, Tones – mruknął Steve, stając za nim i opierając mu ręce na ramionach. Tony spojrzał na niego z irytacją.
- Jak znowu dałeś się nabrać na te jego gładkie gadki…
- Nie dałem! Tony. Znam Howarda i wiem, że to palant. I że nigdy nie trzyma niczyjej strony, poza swoją własną. Ale póki macie ten sam interes, czemu go nie wykorzystać?
- Sam mówiłeś – wtrącił Bucky – zawsze bardziej zależało mu na firmie, niż na tobie.
- Więc może chęć pomocy jej przeważy nad chęcią zaszkodzenia mnie. - Tony przez chwilę wyglądał, jakby żuł cytrynę. - Milutkie. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o własnego ojca, to nie mam wielu złudzeń, ale to jest naprawdę, naprawdę milutkie.
- Mam być szczery, czy miły? - Bucky zapytał retorycznie i Tony burknął coś niewyraźnie. - No, daj spokój. Wiesz, że mamy rację.
- I wcale mi się to nie podoba. Jeśli tylko zrobi coś, co mnie zaniepokoi…
- Zabiję go, a Steve posprząta – zaoferował Bucky i obaj spojrzeli na niego z niedowierzaniem. - W porządku – prychnął. - Unieszkodliwię go, a Steve wsadzi do więzienia, to lepiej brzmi?
- Niejako. - Tony popatrzył na niego z pewnym podziwem i uśmiechnął się krzywo. - Dobra, Buckaroo, przekonałeś mnie. To chyba… pójdę porozmawiać z tą namiastką ludzkości. Dam znać, jak będę potrzebował sprzątania.
- Tony – poprosił Steve i Tony wywrócił oczami.
- Jak będę potrzebował pomocy – doprecyzował i potrząsnął głową. - Howard w jednym ma rację. Jestem sentymentalnym gnojkiem.
- Kochasz nas – powiedział Steve łagodnie. - To nie jest takie złe.
- Och, odczep się i szykuj worki, Rogers. - Tony jak zwykle musiał mieć ostatnie słowo.
Kiedy wymaszerował z pokoju, Steve i Bucky spojrzeli na siebie niepewnie. Bucky pierwszy wypuścił z płuc powstrzymywane powietrze.
- Z jednym Starkiem człowiek czuje się, jakby siedział na polu minowym, dwóch to już zdecydowanie za dużo – skwitował od serca i Steve z westchnieniem oparł brodę na jego ramieniu. Bucky miarowo gładził go po napiętych plecach. - Co myślisz? - zapytał z ciekawością i pocałował go w ucho. - Znasz ich lepiej ode mnie.
- Najgorsze co sobie wyobrażasz i pomnóż przez tysiąc? - Steve wzdrygnął się, kiedy na górze coś huknęło. - Widzisz? Jeśli o nich chodzi, to ja naprawdę jestem gotów uwierzyć, że jeden może drugiego wyrzucić przez okno.
- Ale namawiałeś Tony’ego, żeby skorzystał z jego pomocy.
- Bo nie wyobrażam sobie, żeby na dodatek do tego, co już się dzieje, musiał z nim jeszcze walczyć! To nie znaczy, że mu ufam, bo tak nie jest. W najmniejszym stopniu. Howard Stark to przebiegła, złośliwa łasica.
- Ostatnio był żmiją.
- Może być i Belzebubem. Wiesz, co mnie dodatkowo martwi?
- Rhodes – zgadł Bucky i zacisnął szczęki, kiedy Steve pokiwał głową. - Też o tym myślę. Co za gnój.
- Nie rozumiem, dlaczego się na to zdecydował. Był tak blisko z Tonym – widział, co przeżywał po tym, jak go poinformowano, że Howard nie żyje. A cały czas wiedział – przez ten cały czas wiedział, że ta cała śmierć to lipa! Nie powiedziałbym, że Tony jest sentymentalny, bo to bzdura, ale on naprawdę za bardzo ufa ludziom. To całe towarzystwo, Stane, Potts, Rhodes, nawet Hogan – przecież każde z nich mogłoby skorzystać na jego nieszczęściu, więc gdyby ich odciąć…
- Masz absolutną rację. Wiemy, co jest dla niego najlepsze, więc najlepiej odizolujmy go od ludzi i zabrońmy mu podejmować własne decyzje – powiedział poważnie Bucky i Steve zamilkł, patrząc na niego z niedowierzaniem, które szybko przerodziło się w złość na widok jego kpiącego uśmieszku.
- Uważasz, że to zabawne? - warknął Steve. - Chcę tylko jego dobra, to przecież…
- To dorosły człowiek, który jest twoim równoprawnym partnerem, a nie nieporadnym dzieckiem pod twoją opieką, Stevie. Nie możesz zamknąć go w złotej klatce na szczycie szklanej wieży, żeby go tam nikt nie dopadł, bo prędzej sam rzuci się do gardła.
Steve milczał przez chwilę, a potem westchnął ciężko.
- A więc – przesadzam? - zapytał i Bucky rozłożył ręce.
- Tylko o jakieś miliard procent, kochanie. Wiem, że chcesz go chronić, ale nakazy i zakazy? Nie tędy droga. Wiesz dobrze, jak reaguje na próby kontroli. Prędzej narazi się na kłopoty tylko po to, żeby zrobić ci na złość i pokazać, że może.
- Och, Boże, ten facet. To co robimy?
- Co do nas należy. Nadal macie tę bezpieczną linię? Trzeba będzie zorganizować transport.
- Ktoś przyjeżdża?
- Myślę, że pora, by przyjechali – wszyscy. Trzeba spróbować zakończyć to raz na zawsze. Tony im ufa, tak? Więc zobaczmy, jak sobie z tym zaufaniem poradzą. Potts i Rhodes. Od Stane’a nic nie wymagam, poza tym by dał się złapać i nie szkodził więcej. No i jest duży plus odnośnie Starków – dodał Bucky, pokazując za okno. - Jak na razie żaden nie próbował wyrzucić stąd drugiego.

Kiedy tylko Starkowie się dogadali – z trudem, dużą ilością wzajemnych obelg i oskarżeń, no i raczej niechętnie – Bucky natychmiast zapragnął, by się dogadywać przestali.
Nawet Steve był zaskoczony.
- Chcecie – co?
- Wracam do Nowego Jorku – powtórzył Tony. - To moja firma i nie dam nikomu jej zniszczyć.
- Nasza firma, dzieciaku – zwrócił mu uwagę Howard i zignorował, kiedy Tony kazał mu iść do diabła. - Ukrywanie się tutaj? Nie ma sensu. Trzeba zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę.
- Więc jesteś gotów zaryzykować, jeśli to ryzyko życiem Tony’ego? - Bucky zmarszczył brwi i przeskoczył wzrokiem między nimi. To było wkurzające, bo upór na twarzy młodszego Starka dobitnie uświadomił mu, że jakiekolwiek odwoływanie się do jego rozsądku jest bezcelowe – do kwestii własnego bezpieczeństwa Tony podchodził zawsze raczej niefrasobliwie. I teraz był nieprzejednany.
- Tak zrobię – powiedział sucho, odwracając się do nich plecami. Najwyraźniej rozstrojony walką z własnym ojcem, nie miał już siły na kolejną rundę. - Doceniłbym więc raczej nie kłody pod nogi, a wsparcie. Tak. Trochę wsparcia byłoby mile widziane.
- Masz nas, Tones – powiedział więc Bucky, choć zabrzmiało to raczej jak „porozmawiamy o tym później” i obaj o tym wiedzieli.
- Więc, jeśli mogę spytać – nazwijcie to ojcowską troską, panowie – jak działa ten… układ między wami a moim synem? Dzielicie się nim po równo, czy może po kolei? Jednocześnie? - Howard uniósł brwi, kiedy Tony najpierw poradził mu, żeby się pieprzył, a potem wyszedł z pokoju. Steve podążył za nim, a Bucky spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Rozumiem, że to drażliwy temat.
- Temat? Nie, nieszczególnie. Za to pytanie tak skonstruowane, żeby wyjść na dupka – powiedział Bucky obcesowo i potrząsnął głową. - Nie czaję cię, Stark, wiesz? Wracasz do żywych i pierwsze co robisz, to jeszcze bardziej rujnujesz relację z własnym synem, zamiast spróbować ją naprawić.
- Anthony już dawno spisał mnie na straty.
- Jestem w stanie z łatwością zrozumieć dlaczego. - Bucky obejrzał go uważnie i wzruszył ramionami. - Szkoda. Że nawet nie próbujesz zrozumieć, co zrobiłeś źle.
- W którym momencie zgodziłem się, żeby mnie pan pouczał, sierżancie Barnes? - zapytał Howard z rozdrażnieniem. - Bo chyba go przeoczyłem.
- Racja. Szkoda słów. Chyba po prostu trudno mi uwierzyć, że ojciec takiego syna może być takim dupkiem.
- Wystarczy „drogi teściu”, panie Barnes.
- „Pan Barnes” też się nada. - Bucky skrzywił się na samą myśl, że Howard miałby zacząć nazywać go synem, czy coś równie niedorzecznego. - Więc – jaki ty masz plan?
Howard jakby się zastanowił. I spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- Wydaje mi się, że mój syn już go przedstawił?
- Tony powiedział, co on zamierza zrobić. Czekam, aż ty zrobisz to samo.
- I nie wierzysz, że myślimy o tym samym kierunku.
- Może? Mam nadzieję. Ale na pewno innymi środkami. - Bucky podszedł do lodówki i wyjął z niej dwa piwa. Howard przyglądał mu się nieufnie, kiedy podsunął mu butelkę. - Co? Spokojnie, tylko daję ci piwo, nie zamierzam rozbijać ci go na głowie.
- To raczej zdumiewające. Bardziej spodziewałem się, że obrazisz się i uciekniesz.
- Czemu? Mówiłem ci już, mam twoje słowa gdzieś, bo mam gdzieś to, co o mnie myślisz. Teraz chcę tylko wiedzieć, czy chodzi nam o to samo.
- O dobro firmy?
- O dobro Tony’ego. - Bucky odstawił piwo i otarł usta dłonią. - Możesz pieprzyć swoje bzdury, Stark i bawić się w to homofobiczne gówno, ale to tylko przykrywka. Tony i Steve się dadzą nabrać, bo obaj chcą twojej aprobaty, zawsze jej chcieli. Więc ich boli. Jasne. I nie mogą wytrzymać. Też jasne. Ale ty… tu musi być coś więcej.
- I skąd taki wniosek? - Z głodu Howarda zniknęła drwina, zastąpiona zwykłą ciekawością i Bucky odwzajemnił intensywne spojrzenie. To było tak, jakby obaj próbowali prześwietlić się wzrokiem, wejść temu drugiemu do głowy. Bucky pokazał głową na drzwi.
- Bo do niego wróciłeś. Mogłeś jechać od razu do Stark Industries. Mogłeś dogadać się z Rhodesem na boku, robić Tony’emu pod górę. A ty zamiast tego przyjechałeś tutaj. Żeby się wzajemnie poobrażać? Bez urazy, ale to wątpliwa rozrywka, więc nie sądzę. A inny powód? Nie, Stark, ty nie chcesz działać przeciwko swojemu synowi, ty chcesz się z nim pogodzić. Ale że obaj jesteście w tym dość gówniani, to żaden z was nie wie, jak zacząć.
Howard milczał długo. Nie patrzył już na Bucky’ego, tylko na własne dłonie, nagle trochę mniej wyzywający i arogancki niż wcześniej. Kiedy podniósł głowę, na twarzy miał cień żalu i Bucky oparł się pokusie pocieszenia go. Żmija, łasica czy Belzebub, w tej chwili Howard Stark był po prostu złamanym facetem i było mu go szkoda. Masa fatalnych życiowych decyzji, jedna głupia prowadząca do drugiej jeszcze głupszej i nikogo, kto mógłby cię zawrócić znad krawędzi. On to rozumiał. Bo gdyby nie miał Steve’a i Tony’ego w swoim życiu, zapewne skończyłby tak samo. I Tony chciał to zrobić – Bucky był tam, żeby go zatrzymać.
A Howardowi nikt nigdy nie kazał wrócić.
- Śmiała teza. Nie boi się pan, sierżancie, że kiedy Anthony usłyszy, co mówi pan za jego plecami, da panu w zęby?
- Bez obaw, Tones doskonale wie, co o nim myślę. - Bucky uśmiechnął się, może i wciąż oszczędnie, ale pierwszy raz naprawdę szczerze. - Wszystko co złe i dobre, ale bez ściemniania. Może mu się to nie podobać, ale o tym wie.
- I dogadujecie się. - Howard mówił teraz ostrożniej, wciąż z lekkim oporem, ale i bez osądzania. Potrząsnął głową, kiedy Bucky potwierdził. - Nie mogę powiedzieć, żebym to rozumiał.
- Nikt tego nie wymaga. To, co mamy? To nie twój interes… ani niczyj inny.
- Ja mam po prostu siedzieć cicho, udawać, ze mi to nie przeszkadza i akceptować, że mój syn żyje w związku z dwoma mężczyznami. - Teraz już był tam ton buntu i Bucky spojrzał w sufit, błagając niebiosa o cierpliwość, bo, Jezu, ten facet był naprawdę nieznośny.
- Mówiłem ci, możesz z tym zrobić, co zechcesz. Byle byś nie przeszkadzał, bo to cię nie dotyczy. To, co Tony robi publicznie? Jak rządzi firmą? Jasne, możesz się czepiać, choć sam musisz przyznać, że robi to z głową, skoro wszystkiego po twojej śmierci jeszcze szlag nie trafił. Przeciwnie, Stark Industries wciąż jest na szczycie i zarabia jeszcze więcej. To całkiem inteligentne, nie sądzisz? Niewielu właścicieli firm jest w stanie nadążyć za rynkiem, a Tony nie ma z tym kłopotów. Nawet twoja dziecinna uraza, że robi to inaczej, niż ty byś zrobił, nie może nie pozwolić ci tego dostrzec… jest dobrym liderem i o tym wiesz… o rany, o niech mnie. - Bucky popatrzył uważniej na twarz Howarda i uśmiechnął się krzywo. - Ty o tym naprawdę wiesz, co? Dlatego wróciłeś dopiero teraz.
- Planowałem już wcześniej. - Howard nie potwierdził, ale i nie zaprzeczył. Nawet pił swoje piwo i wydawał się całkiem w porządku; i Bucky znów pomyślał, jak bardzo byli do siebie czasem podobni, ojciec z synem, kiedy ich pozbawiono ataku i nie kazano się bronić. - Ale ma pan rację, sierżancie. Nie było takiej potrzeby. Anthony nie jest… nie robił wszystkiego tak, jak ja bym chciał, ale wciąż robił to dobrze. Owszem, parę rzeczy bym zmienił – zbyt duże zaufanie pokładane w pannie Potts, za łatwo oddał jej wpływy.
- Każdy musi mieć kogoś, komu mógłby zaufać.
- Ja miałem Obiego i jak na tym wyszedłem? - Howard zaklął pod nosem. - Do diabła, jak go dorwę, to upewnię się, że do końca życia go wsadzę za kratki.
- Co prowadzi nas do punktu wyjścia, Stark, więc ponawiam swoje pytanie: jaki masz plan? Naprawdę chcesz zaryzykować życiem Tony’ego? Wystawić go na pierwszą linię ognia?
- Nie, do cholery – powiedział Howard Stark gniewnie, wbijając w niego pełne furii spojrzenie. - Ale jak mam mu o tym powiedzieć, żeby żaden z was trzech nie próbował mnie powstrzymać?
I Bucky nie miał pojęcia. A kiedy rano poderwał się na pierwszy dźwięk silnika, było już za późno.
Zerwał się z łóżka i wybiegł na ganek – prawie wpadł na Tony’ego, który stał tam z rękami w kieszeniach, wyglądając, jakby dopiero co zbudzono go ze snu.
- Nie zdążyłem – powiedział, odwracając się do niego. - Ten dupek zabrał Steve’a i gdzieś pojechali.
- Samochód…
- Wysadził mi akumulator. - Tony pozwolił się objąć, choć wciąż wyraźnie drżał. - Naprawię to, ale potrzebuję narzędzi. Założysz się? Że wszystko mi zniszczył? Jezu, jak mogłem – jak chociaż przez chwilę mogłem uwierzyć, że on naprawdę chce dobrze? Dałem się nabrać. Jak zwykle.
Bucky milczał. Po wczorajszej rozmowie z Howardem nie był tego tak do końca pewny. I zastanawiał się tylko, czy Steve zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo to wszystko spieprzył, wyjeżdżając z Howardem i nie mówiąc o tym Tony'emu. I czy będzie w stanie winić Tony'ego, jeśli ten nigdy mu tego nie wybaczy. Bo on chyba sam nie byłby w stanie tego zrobić.

Forward
Sign in to leave a review.