Aby wyleczyć rany, należy ich przestać dotykać

Marvel Cinematic Universe Marvel The Avengers (Marvel Movies) Marvel (Comics)
F/M
M/M
G
Aby wyleczyć rany, należy ich przestać dotykać
author
Summary
(Nigdy nie sądziłam, że to się kiedykolwiek wydarzy, a jednak to się dzieje! Dalszy ciąg Blizn przed Wami. Czytanie bez znajomości pierwszej części serii możliwe, acz nieco trudne, bo wchodzimy w ciąg dalszy mocno związany z poprzednią częścią, z masą odniesień do niej.)- Nat też wpadnie?- Nie – powiedział Clint i jakiś ostrożny ton zabrzmiał w jego głosie. - Tylko ja. Masz piwo?- Likier czekoladowy.- Ja pierdolę, Rogers, co ty robisz ze swoim życiem?- Niech mnie diabli, jeśli wiem. Za ile będziesz?- Jak kupię browar. Zamawiaj tę kaczkę, kapitanie.
All Chapters

Chapter 12

Pięć lat później

4 lipca większość nagłówków prasowych – jak zwykle o tej porze roku - zdominowało wspomnienie bohaterskiej śmierci Steve’a Rogersa. Uwielbiany przez tłumy Kapitan Ameryka zginął, walcząc w obronie tego, w co wierzył i miliardy ludzi wciąż były mu wdzięczne. Mimo, że poległ już pięć lat temu, wciąż był czczony, wspominany i uwielbiany.

Na tyle, że nawet udało się niektórym artykułom in memorian prześcignąć w klikalności najbardziej sensacyjną (choć przez wielu wyczekiwaną) wiadomość o tym, że Anthony Edward Stark zdeklasował swojego politycznego rywala i z miażdżącą przewagą wygrał wyścig o prezydencki fotel, reprezentując to, co w Ameryce najlepsze: wiarę w drugą szansę, odkupienie, równość…

Oszczędna, czuła pieszczota chłodnej dłoni na karku sprawiła, że - oficjalnie nieżyjący od lat pięciu - Steve zszedł na mini-zawał, niemal spadając z krzesła. Łucznikowi udało się do niego podkraść zupełnie bezszelestnie.

- Co czytasz? - Clint zajrzał mu przez ramię i cmoknął. - A, tak. To czytasz. Ty martwy i pod ziemią, Tony potężny i niezwyciężony, Barnes czarujący w roli pierwszej damy…

- Clint!

- Nie mów, że nie wyglądałby dobrze w sukience. - Clint rzucił na stół dwie papierowe torby z zakupami i udało mu się przybrać skruszony wyraz twarzy, kiedy z jednej z nich rządkiem wypadły i potoczyły się z blatu na podłogę, by roztrzaskać tam spektakularnie, jajka. - Zrobiłem zakupy.

- Widzę. - Steve gwizdnął na palcach i z tupotem silnych, twardych łap do domu z ogrodu wpadły dwa kudłate bernardyny, które z zapałem zajęły się rozbitą jajecznicą. Clint przyglądał się z upodobaniem, jak drobny, niższy prawie od ogromnych psów, Steve sprawnie i bez cienia strachu komenderuje nimi, a potem rzuca w niego rolką papierowego ręcznika. - Sprzątaj teraz te zakupy, Barton.

- Przecież wylizały podłogę. - Clint kłócił się tylko dla zasady, ale posłusznie zmył panele i, w międzyczasie, klepnął Steve’a w wypięty tyłek, kiedy ten chował mleko do lodówki. - Szczęśliwej piątej rocznicy śmierci, kapitanie.

- Chyba nowego życia. - Steve roześmiał się, kiedy pod nos podsunięto mu babeczkę w kształcie uroczej, żołciutkiej kaczuszki, dzierżącej w łapkach miniaturową butelkę likieru czekoladowego. Zdmuchnął świeczkę i oparł głowę na ramieniu łucznika. Na plecach czuł ciężar jego dłoni, łagodny i uspokajający dotyk, który w każdej chwili mógł przerodzić się w zmysłową pieszczotę; na razie było to tylko ostrożne pocieszenie, jak zwykle w ten dzień. Clint zawsze dawał mu komfort wyboru – mógł opłakiwać życie, które zostawił, albo celebrować to, które zyskał. Dziś Steve bez wahania zdjął podkoszulek przez głowę, ciesząc się sposobem, w jaki oczy Clinta rozbłysły, gdy chłonął wzrokiem jego nagie ciało.

Clint wyśledził go niecały rok po jego „śmierci”. Łucznik odmówił uwierzenia w oficjalną wersję, według której Steve poległ podczas tajemniczej misji dla SHIELD, otwarcie nazwał Nicka Fury’ego zawszonym sukinsynem i kłamcą, wywołał skandal dyplomatyczny w Brukseli i – zanim ktokolwiek zdążył go aresztować – zmylił trop, zbiegł i ukrył się tak skutecznie, że do dziś nikt nie mógł trafić na jego ślad. Żyło im się zaskakująco zgodnie. Steve uczył sztuki w pobliskiej szkole i czasem anonimowo sprzedawał swoje prace przez internet, a Clint pracował jako szyper na statkach handlowych. Zawijał do portu średnio raz na trzy miesiące, po czym zostawał w domu przez kolejne dwa i wypływał, nim zdążyli ze Stevem się sobą nacieszyć – a dzięki temu nie kłócili się niemal nigdy. Steve czasem wciąż nie wierzył, że łucznik naprawdę może go pragnąć, gdy wygląda tak, jak teraz, wielkooki i chudy, ale Clint był dobry – o, był bardzo dobry – w pozbywaniu się tych obaw jedna po drugiej. Z jednej ze swoich wypraw sprowadził frachtem wysłużoną, niebieską kanapę i Betsy zajęła główne miejsce w salonie. „Jedyna kobieta, która nigdy nie złamie mi serca”, mówił o niej Clint i Steve gryzł się w język, żeby nie pytać. Nie rozmawiali o Nataszy, o Tonym, o Buckym, ani o małym Rogerze – a jednak Clint trzymał w portfelu zdjęcie wychowywanego przez Starków syna, a Steve co roku płacił fortunę za anonimowe dostarczenie prezentu na urodziny Morgan.

Żaden z nich nigdy nie chciał wrócić do domu, bo żaden tak naprawdę nie miał go nigdy wcześniej – a miejsce, w którym byli teraz, miało dach nad głową, pobliska knajpa wietnamska dostarczała na zamówienie najlepszą kaczkę i Clint nigdy już nie myślał, że się ośmieszy, kiedy w lodówce chłodziło się białe wino.

Listy, które Steve wysłał do Starków, wróciły nieotwarte, więc przestał je pisać.

Coraz rzadziej śnił o Syberii.

Sign in to leave a review.