
Przecież są święta!
Doktor odstawił Sherlocka do jego wszechświata, co okazało się być dość kłopotliwe przez ograniczenia Tardis i planował powrócenie do piekła, gdy w jego mózg uderzyła myśl. Nie była to taka zwyczajna myśl, tylko taka bardzo specjalna myśl. Świąteczna myśl. No właśnie, przecież są święta! Nikt nie powinien ich spędzać samotnie, a już na pewno nie jego dawni kompani. Oparł się o barierkę i zaczął myśleć.
Rose. Szczęśliwa, w równoległym wszechświecie z jego klonem. Jej nie musi odwiedzać. Poza tym wraz z biegiem czasu zauważył, że Tyler była mega irytująca i robiła wszystko byle go tylko przelecieć.
Martha. Też szczęśliwa, ratuje ziemie, ma swoją rodzinę, chyba nawet wyszła za mąż za Mike'a. Tego od Rose. Tego, któremu ta blondynka złamała serce, po czym wyrzuciła je do ścieku. W każdym razie z doktor Jones były Rose wydawał się być szczęśliwy.
Donna. Zapomniała o nim. Ale w zasadzie nie mógł jej się pokazywać tylko w poprzednim wcieleniu, teraz może się pojawić i wiedza nie rozsadzi jej głowy! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał? Wstukał odpowiednie współrzędne i wrócił do swojego wszechświata. Na Ziemię.
Wybiegł z pudła na ośnieżoną ulicę. Dwudziesty czwarty grudnia. Wigilia. Teraz pozostaje mu tylko znaleźć tego rudzielca, życzyć wesołych świąt i prawdopodobnie zostać obrzuconym kilkoma wyzwiskami. Wypatrywał dawnej panny Noble. No właśnie, jak ona nazywała się teraz? Przecież pojawił się na chwilę na ślubie, wtedy gdy jego dziesiąte wcielenie umierało.
Wreszcie ją zobaczył. Szła pod rękę z jakimś mężczyzną, za pewne jej mężem i uśmiechała się. Nieśli jakieś siatki, pewnie ostatnie świąteczne zakupy. Doktor nie mógł się nie uśmiechnąć widząc szczęście swojej dawnej towarzyszki. "Przypadkowo" na nią wpadł, co zaowocowało upadkiem kilku toreb na chodnik. No co? Musiał znaleźć jakiś pretekst żeby z nią porozmawiać.
- Przepraszam panią! - Uśmiechnął się pod karcącym wzrokiem Donny. Taka jak zawsze. Nic się nie zmieniła. Pomógł jej pozbierać zakupy i podał reklamówkę.
- Następnym razem radzę uważać. - Kobieta również się uśmiechnęła.
- Jeszcze raz przepraszam. I wesołych świąt! - Wyszczerzył się jeszcze Władca Czasu.
- I szczęśliwego Nowego Roku. - odpowiedziało małżeństwo. Ruszyli dalej, a Doktor wciąż szczerzył się do miejsca, w którym przed chwilą stała. Najważniejsza kobieta we wszechświecie, ta która ocaliła Ziemię i pokonała Daleków.
Wrócił do Tardis i kontynuował wyliczankę.
Amy i Rory. Ich nie mógł odwiedzić, co najwyżej mieć nadzieję, że są szczęśliwi. Ale mieli siebie, prawda? To powinno wystarczyć, przecież się kochają, są szczęśliwi. Muszą być. Przecież to Amy napisała...
Jest jeszcze ich córka. River. Spotkali się już po raz pierwszy. I po raz ostatni. Widział jej śmierć. Widział jak stała się sobą. Jak z Melody Pond stała się River Song. Jego żoną. Musiał ją znaleźć. Tylko kto... Crowley! Na pewno wiedział, że dziecko w kostiumie astronauty to tak naprawdę River Song. Wiedział!
Więc trzeba wrócić do piekła.