
Intrygi i Sekrety
Snape. Harry wiedział, że opiekun jego domu miał swoje sekrety, jednak nie spodziewał się, że będą one większe od sekretów Dumbledore’a i Steinara. Tymczasem, gdy Harry skupił się na rozwiązywaniu ich zagadek, to Snape wodził go za nos! To Snape był jego prawdziwym wrogiem. Człowiek, do którego przekonywał go Tom; któremu Harry chciał już zaufać…
Głupcze, odezwał się Tom. Nigdy nie mówiłem, żeby mu ufać.
Chciał mnie zabić! Zapłacił za moją śmierć!
Brak odpowiedzi wydał się Harry’emu podejrzany.
Wiesz coś o tym.
Być może. Lepiej jednak o wszystko go wypytać. Nie będę się dzielił samymi przypuszczeniami.
Prychnął zirytowany, dość głośno, by siedząca naprzeciwko Pansy syknęła:
- O co ci chodzi, Potter?
Harry rzucił jej wściekłe spojrzenie. Znajdowali się w Wielkiej Sali w porze kolacji. Z jego obydwu stron siedzieli Blaise i Draco i, choć postanowili nie komentować jego zachowania, teraz przyglądali się mu z ciekawością.
- O co mi niby chodzi?
- Wyglądasz, jakbyś miał komuś rozszarpać gardło zębami.
- Nie bój się, nie chodzi o was - mruknął Harry, jednak uspokoił się trochę. Nie mógł tracić opanowania.
Spojrzał na stół nauczycielski. Steinar obserwował go uważnie od początku posiłku. Snape kończył swoją porcję. Harry zmrużył oczy.
- A o kogo? - spytał Draco. Nie otrzymał odpowiedzi.
Gdy Snape wstał i wyszedł z sali, najwyraźniej nieśwadom bycia obserwowanym, Harry również dźwignął się na nogi. Jego talerz był czysty - nawet niczego sobie nie nałożył.
Poczuł szarpnięcie za rękaw. Spojrzał w dół.
- Powiedz mi, że nie zrobisz czegoś głupiego - powiedział Blaise.
- Możliwe, że zrobię - odparł Harry i ruszył do drzwi.
W tym momencie nie obchodziło go już nic. Nieważne, że będzie musiał uporać się z konsekwencjami, nieważne, że być może będzie musiał opuścić Hogwart, może nawet świat czarodziejów… Snape go oszukał. Przez cały ten czas bawił się nim: chłopcem, którego chciał zamordować jedenaście lat temu! Harry czuł rządzę mordu i nie liczyło się nic innego. Nikt mu nie stanie na drodze - nawet Steinar, który szedł teraz za nim, prawdopodobnie myśląc, że Harry go nie zauważył. Ale minęły już tamte czasy, gdy Harry tracił zmysły pod wpływem gniewu. Tym razem wiedział, co robi. Jego zamiary nie były irracjonalne, jak mogłoby się wydawać - po prostu wiedział, że były warte konsekwencji.
Doszli aż do drzwi jego gabinetu, gdy Snape odwrócił się i uniósł brwi.
- Zakładam, że masz jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawę, Potter?
Za późno rozpoznał wściekłość buzującą w uczniu. Harry wypuścił swoją Magię, a ta uderzyła w Snape’a i przygwoździła go do ściany.
- Potter! - warknął z wysiłkiem. Magia miażdżyła jego klatkę piersiową.
- Mogę cię zabić, Snape, tu i teraz!
Harry nie wyglądał już na wściekłego. Jego oczy były szeroko otwarte, na twarzy błąkał się uśmiech, a na czole pojawił się zimny pot. Wyglądał, jakby oszalał z podniecenia, które miało mu dać morderstwo. Był przepełniony adrenaliną, ale nie z powodu walki o życie czy walki z Tomem - Tom tym razem ani trochę się nie wtrącał, jedynie użyczył swojej Magii. Tym razem był to tylko Harry i najwyraźniej myśl o morderstwie ekscytowała go.
Wydawało się, że Snape również to wszystko zrozumiał - na jego twarz wstąpił niepokój większy niż przerażenie. Jeszcze nigdy nie był w takim niebezpieczeństwie. Nawet, gdy przekazywał Dumbledore'owi usłyszaną przepowiednię i błagał go o ochronienie Lily. Nawet, gdy służył Voldemortowi. Obaj czarodzieje nie byli w stanie go teraz bardziej przerazić od tego dwunastolatka. Voldemort mógł tak jak on lubić zadawać ból, jednak zawsze potrzebował mistrza eliksirów. Dumbledore miał zasady - mógł najwyżej zabić Snape’a. Jednak Harry Potter…
Mógł z nim zrobić co tylko chciał i wyraźnie czerpał z tej świadomości maniakalną przyjemność.
- Tyle czasu, co, Snape?
Harry z emocji nie potrafił ustać w miejscu. Kilka kroków w tył, kilka w bok… jednak ani na chwilę nie spuszczał ze swojej ofiary wzroku. Uśmiechał się, pokazując zęby, jakby był gotów zatopić je w jego szyi. Snape nawet by się nie zdziwił, gdyby urosły mu nagle kły.
- Przez tyle czasu trzymałeś to przede mną, a ja chciałem nawet wpuścić cię w krąg zaufania… - wyrwał mu się krótki chichot - miałeś być w moim wewnętrznym kręgu!
- Nie wiem..., o co ci chodzi… ale… porozmawiajmy w gabinecie - wydusił Snape.
- Nie - powiedział Harry pozornie spokojnym głosem. Teraz jego błyszczące szaleństwem, duże oczy błądziły po ciele Snape’a, jakby szukały miejsca, w które najlepiej ugodzić. - Skończyliśmy rozmawiać.
- Potter!
To Steinar wyszedł w końcu z cienia. Harry przewrócił oczami, spodziewając się długiej reprymendy i prób odwiedzenia go od jego zamiarów. Mentor ograniczył się jednak tylko do jednej uwagi:
- Myślałem, że nie jesteś taki jak Voldemort.
Harry prychnął. Tom roześmiał się głośno.
Wygląda na to, że jesteśmy podobniejsi, niż myślałeś!
Szaleńczy uśmiech spełzł z jego ust, gdy Harry przypomniał sobie własne słowa: Voldemort był… potworem. Mordował w zależności od humoru...
- ...Ja taki nie jestem - dokończył na głos, lecz tak cicho, że nikt go nie usłyszał.
Spojrzał na Snape’a. Tak bardzo chciał zadać mu ból, cierpienie, sprawić, by pożałował swoich czynów, zabić… Odwrócił się do Steinara.
- Dlaczego nie powinienem się zemścić? - spytał.
Steinar wzruszył ramionami. Był całkowicie spokojny, jakby cała ta sytuacja ani trochę go nie ruszała, a nawet jakby go nudziła.
- Nie mówię, że nie powinieneś. Ale jeśli masz to zrobić, to pora przestać się oszukiwać i zaakceptować to, że jesteś podobny do Voldemorta.
Tom nadal chichotał z uciechy w jego głowie.
Teraz mnie rozumiesz, co, Harry? Och, wspaniale będzie się nam razem pracowało!
Nie powinieneś odwodzić mnie od tego? Zirytował się Harry. Snape miał nam pomóc w znalezieniu Voldemorta. Miał pomóc…
Nagle zrozumiał. Tom poradzi sobie bez Snape’a, bo jeśli Harry go teraz zabije, Tom udowodni, że mogą pracować razem. Będzie to oznaczało, że Tom miał rację, że Dumbledore miał rację… Harry będzie kolejnym złym czarodziejem, kolejnym tyranem. Zabicie Snape’a będzie pierwszym krokiem, po którym posypie się cała reszta. Nieważne, że Harry już kiedyś zabił. Ray był zagrożeniem. Harry się bronił. Teraz miał zabić z zemsty, dla własnej ulgi.
Nie będzie drugim Tomem Riddlem.
Uwolnił Snape’a ze swojej Magii i powiedział:
- Porozmawiajmy więc.
I bezceremonialnie wszedł do jego gabinetu. Mistrz eliksirów i Steinar podążyli za nim. Steinar zamknął drzwi i został z tyłu, a Harry i Snape ustawili się pośrodku pokoju, twarzami do siebie.
- Dlaczego chciałeś mnie zabić? - Harry nie trudził się wstępem.
Snape przechylił głowę, zdziwiony.
- Och, nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi! - jęknął Harry, nie potrafiąc ukryć irytacji. - Chyba że…
Na moment zapadła cisza, podczas której zielone oczy Harry’ego rozszerzyły się lekko, a szaleństwo powróciło.
- Jak nieczyste jest twoje sumienie, Snape? - teraz mówił już prawie szeptem. Uśmiechnął się i zaczął się do niego powoli zbliżać. - Może nie próbowałeś zabić mnie raz, ale dwa? A może jeszcze więcej? Jesteś zaplątany też w coś innego, prawda? I nie chcesz, żebym się o tym dowiedział….
Teraz ich twarze prawie się stykały.
- Co jeszcze zmalowałeś? - zastanawiał się Harry, przewiercając go wzrokiem.
- Nie wiem, o czym ty bredzisz, Potter.
Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej. Obejrzał się na Stenara.
- Słyszysz? Jest niewinny!
Gdy znów skupił się na mistrzu eliksirów, jego uśmiech zastąpiła wyraźna rządza mordu.
Tom.
Zielone oczy zamieniły się w szkarłat. Tom zachichotał w jego myślach, gdy Snape cofnął się raptownie.
To nigdy nie zacznie mnie nudzić!
- Dlaczego chciałeś mnie zabić? - warknął Harry.
Snape przybrał kamienną twarz, tak jak miał w zwyczaju. Jeśli Voldemort lub Harry go przerażali, nie zamierzał już więcej tego pokazać. Nie był jednak głupi. Jeśli miał wybierać między dumą a życiem, wybierał życie.
- A więc dobrze.... Jedenaście lat temu byłem Śmierciożercą - powiedział, ledwo poruszając ustami. - Pewnego razu podsłuchałem coś, co musiałem powtórzyć Czarnemu Panu. Informacja, którą przekazałem, miała być znana tylko Dumbledore’owi… a ja dopiero po przekazaniu jej zrozumiałem, co tak naprawdę oznacza. - Wziął powolny wdech, zanim kontynuował. - Czarny Pan uznał, że musi cię zabić.
- Ach! Więc uznałeś, że zlecisz to jakiemuś mordercy, żeby go wyręczył?
- Znałem twoją matkę.
Harry zmrużył oczy, ich zieleń powróciła. Głos Snape’a zadrżał, choć ledwo dało się to wychwycić.
- Nie chciałem, żeby coś jej się stało. - Skrzywił się. - Ty mnie nie obchodziłeś. Ale wiedziałem, że Czarny Pan cię zabije, a jeśli Lily stanie mu na drodze, zabije również ją. Prosiłem go, żeby ją oszczędził, ale nie byłem przekonany, czy posłucha...
- To bardzo wzruszające, Snape - wycedził cicho Harry.
- ...Słyszałem opowieści o pewnym człowieku. Dzięki Lucjuszowi udało mi się zdobyć do niego kontakt. Malfoy posiada bardzo użytecznych znajomych.
- I kazałeś mu mnie zabić, ale nie ruszać mojej matki - dokończył za niego Harry. Nie potrafił zidentyfikować swoich uczuć. Czy nadal był wściekły na Snape’a? Zdecydowanie tak, ale teraz jego złość spowodowana była czymś innym.
- Co takiego przekazałeś Voldemortowi, że ruszył za mną i wymordował mi rodziców? - Jego cichy głos drżał od nie do końca opanowanej furii.
Snape tym razem od razu dostrzegł niebezpieczeństwo i sięgnął po różdżkę. Harry nie wyglądał, jakby się nią przejął.
- Pracowałem wtedy dla Czarnego Pana.
Ten czas przeszły jest przykry...
- Dumbledore przesłuchiwał Trelawney na stanowisko nauczycielki wróżbiarstwa, a ona… wygłosiła przepowiednię - powiedział ostrożnie Snape.
- Przepowiednię? O mnie?
Przytaknął.
- Według niej masz mieć moc pokonania Czarnego Pana.
Harry wpatrywał się w niego jeszcze przez chwilę. Po części nie chciał w to uwierzyć. Ale jeśli to była prawda… Jak zabawnie potoczyły się jego losy! Miał być tym, który pokona Voldemorta, tymczasem pomoże mu odzyskać ciało i władzę! Nic dziwnego, że Dumbledore wyłaził ze skóry, żeby go nawrócić na swoją stronę.
Nie zauważył, kiedy zaczął się śmiać. Snape opuścił nieco różdżkę.
Steinar, o którym Harry i Snape niemal zapomnieli, poruszył się niespokojnie przy drzwiach i chrząknął. Harry tylko się na niego obejrzał i machnął niedbale ręką.
- Spokojnie.
Odetchnął, podszedł do biurka i usiadł w fotelu Snape’a. Oparł się wygodnie i wyciągnął ręce na podłokietnikach.
- Będziemy teraz ze sobą szczerzy, Snape. - Rozglądał się po pokoju z zainteresowaniem. - Mógłbym cię zabić, a twoja śmieszna różdżka by cię nie uchroniła i dobrze o tym wiesz. Moja Magia jest silniejsza od twojej. Jednak… proponuję inne wyjście. Kiedyś pracowałeś dla Voldemorta. Potem dla Dumbledore’a. Teraz będziesz pracować dla mnie.
Ręka Snape’a całkiem opadła.
- Może i jesteś potężny i niebezpieczny - powiedział - ale nadal jesteś dzieckiem.
- Czy ja zachowuję się jak dziecko? - skrzywił się Harry.
- Gorzej.
Spojrzał na Steinara, ten jednak uniósł brwi i pokiwał głową.
- W porządku - warknął. - To nie zmienia faktu, że mogę z tobą zrobić co chcę, Snape. A Voldemort jest teraz ze mną. Służąc mi, służysz jemu. Nie będzie zadowolony, jeśli mi odmówisz… Szczerze mówiąc, już nie patrzy na ciebie tak przychylnie, jak wcześniej.
Oj nie.
- Mam też dla ciebie nieprzyjemną wiadomość. Poznałem najemnika, którego zatrudniłeś. Jesteśmy na dość… przyjacielskich stosunkach. Myślę, że bez problemu może opowiedzieć o wszystkim Dumbledore’owi, jeśli go poproszę, ponieważ dziwnym rozwojem zdarzeń, stał się kimś w rodzaju mojego obrońcy.
Snape nawet nie mrugnął. Był mistrzem w maskowaniu emocji. Był także Ślizgonem, a ci wiedzieli, jak o siebie zadbać..
- Co więc oczekujesz, że będę robił? - spytał.
Harry spojrzał na niego i uśmiechnął się nawet całkiem uprzejmie.
Gdy weszli do gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią, Steinar zamknął drzwi. Dopiero wtedy się odezwał.
- Niezłe przedstawienie.
Harry wywrócił oczami, choć Steinar widział tylko jego plecy.
- Oszczędźmy sobie twoich wykładów i przejdźmy od razu do rozmowy o przepowiedni.
Mentor minął go niespiesznym krokiem i usiadł w swoim fotelu.
- Widzę, że spodobał ci się ten ton. Jednak niech ci się ani przez chwilę nie wydaje, że możesz go używać w stosunku do mnie.
- Przepraszam.
Harry usiadł na krześle naprzeciwko i spojrzał na Steinara z wyczekiwaniem. W tym jednym momencie znów stał się uczniem.
- Nie mam zamiaru komentować twojego zachowania. Myślę, że na tym etapie powinieneś już sam ocenić, co zrobiłeś dobrze, a co źle. Mam nadzieję, że się nie mylę. Jestem tu, żeby cię chronić, więc chcę zauważyć, że przepowiednia sama w sobie niczego ci nie narzuca. Możesz być tym, który ma moc pokonania Voldemorta. Ale to twój wybór. Osobiście wolałbym, żebyś trzymał się od tego z daleka, ale niestety do niczego cię nie zmuszę.
- Nie wiem, jak potoczy się mój los - powiedział Harry. - Ale na razie stoję z Voldemortem po jednej stronie.
- Jest jednak coś, o czym powinieneś wiedzieć - ciągnął Steinar. - To może zaważyć na twojej decyzji. Ja odkryłem to tylko dzięki twojemu strażnikowi. Ale myślę, że nie tylko ja w tym towarzystwie jestem tego świadomy.
Uniósł znacząco brwi, ale Harry zrozumiał dopiero po chwili.
Tom? O czym on mówi?
Skąd mam to wiedzieć? prychnął Tom, jednak w jego głosie pojawiło się napięcie.
Harry wzruszył ramionami.
- Nic dziwnego, że nie chce ci powiedzieć - skwitował Steinar. - Nie zastanawiała cię jego wiedza o Voldemorcie? Tom Riddle w twojej głowie ma szesnaście lat, a…
- Wiedział, że Snape lubił moją matkę - wpadł mu w słowo Harry. Zmarszczył brwi. - Jak?
- W ten sam sposób, w który ty mogłeś się dowiedzieć wszystkiego o nim, pisząc w Dzienniku. Były w nim zapisane wszystkie wspomnienia szesnastoletniego Riddle’a.
- Dziennik był horkruksem.
Steinar pokiwał leniwie głową.
- A czy wiesz, w jaki sposób robi się horkruksy?
Harry przywołał w pamięci informacje nabyte w bibliotece Zabinich.
- Trzeba zabić i część duszy zamknąć w jakimś przedmiocie.
- Ale… czy tylko w przedmiocie?
Zapadła dość długa cisza, podczas której Harry zaczął łączyć fakty.
Tom? Czy to oznacza to, o czym myślę?
Jednak Tom milczał, co samo w sobie było odpowiedzią.
- Jestem horkruksem - powiedział Harry. Steinar pokiwał głową, więc mówił dalej. - Byłem horkruksem jeszcze zanim wpuściłem Toma. Byłem nim, odkąd Voldemort próbował mnie zabić.. Kiedy zabił moich rodziców!
Mentor milczał, biernie obserwując jego reakcję.
- Czy on o tym wie? Voldemort? Co to oznacza? Czy to dlatego znam mowę węży? Co się stanie, kiedy Tom połączy się z Voldemortem? Czy zabierze również tę część? Czy wtedy utracę tą umiejętność? - Jego myśli pędziły szybciej niż był w stanie je wyrażać na głos. Nagle trafiły na znak stopu.
- Dlaczego o nim nie wiedziałem? Dlaczego nigdy z nim nie rozmawiałem jak z Tomem?
Jest słaby.
- Wydaje mi się - zastanowił się Steinar - że każdy kolejny horkruks, którego się tworzy, zawiera coraz mniej duszy od poprzedniego. Tom, zamknięty w Dzienniku, był pierwszym horkruksem Voldemorta, zawiera więc jego największą cząstkę. Horkruks ukryty w tobie wydaje się być szczątkowy. I tak, myślę, że to możliwe, że to od niego wzięła się twoja znajomość mowy węży.
Harry zmarszczył brwi.
- Skoro Tom jest tak silny, a horkruks we mnie szczątkowy, to ile horkruksów Voldemort stworzył?
- To dobre pytanie. Tom powinien wiedzieć, ale wątpię, by podzielił się tą informacją.
Tom rzeczywiście milczał.
- Co to więc dla mnie oznacza? - spytał Harry po chwili. - Z jednej strony mam być tym, który może zabić Voldemorta, z drugiej jestem jego horkruksem… Zabezpieczeniem. Jeśli będę chciał go zabić… Czy będę musiał zabić też siebie?
Steinar przyglądał mu się z takim zainteresowaniem, jakby badał niezwykle ciekawą anomalię magiczną. W końcu poznawanie Magii i poszerzanie jej granic jest jego pasją, przypomniał sobie nagle Harry. Wygląda na to, że stałem się jego kolejnym eksperymentem.
- Zobaczymy - mruknął Steinar z błyskiem w oku.
Parę tygodni później Harry z ciężkim sercem poskładał swoje ubrania i zapakował je razem z książkami do wielkiego kufra. Nadszedł koniec roku szkolnego, a on wracał do Hope - sierocińca, którego najchętniej nigdy by już nawet nie wspominał. Tym razem jednak nie był sam. Pierwszy raz miał mieć towarzystwo i, chociaż Tom był zamknięty w jego głowie i najczęściej burczał tylko sarkastyczne uwagi, podnosiło go to na duchu.
Usiadł na łóżku i smętnie spojrzał na zamknięty kufer, gotowy do drogi.
Nie złości cię to, że dopiero po wakacjach będziemy mogli tak naprawdę zacząć?
Snape zacznie bez nas, zauważył Tom.
Tak. Snape póki co posłusznie poddał się rozkazom. To do niego należało zadanie znalezienia miernego cienia Voldemorta w Zakazanym Lesie - jeśli rzeczywiście nadal się tam ukrywał. Ale my przez ponad dwa miesiące będziemy z tego wykluczeni.
To nie znaczy, że musimy je zmarnować. Czeka nas też sprawa z Malfoyami, pamiętasz?
Harry odetchnął ciężko. Lucjusz na pewno miał dla niego wątpliwie przyjemne zadanie, a Harry obiecał je wypełnić. Ale czy wolałby spędzić bite dwa miesiące w Hope, bez kontaktu z czarodziejami? Potrząsnął głową. Oczywiście, że nie. Jeśli miał być ze sobą szczery, nieznajoma przysługa dla Malfoya nawet go ekscytowała. No i, cokolwiek by to było, poradzi sobie z tym. Nie był już tym samotnym Harrym sprzed roku. Miał teraz Toma i Steinara. A nawet Snape’a! Przyszły rok zapowiadał się dość ciekawie. Ale najpierw musiał przetrwać wakacje.