MIND

Harry Potter - J. K. Rowling
G
MIND
author
Summary
Po pewnym mrocznym incydencie z pierwszego roku, za który przyszło komuś drogo zapłacić, Harry’emu zostaje przylepiony tytuł następcy Czarnego Pana. Dumbledore jest tym wyraźnie zaniepokojony, zwłaszcza, gdy Komnata Tajemnic zostaje otwarta, a według pogłosek jest to właśnie sprawka Harry’ego. Harry natomiast szybko spotyka prawdziwego dziedzica i postanawia go wykorzystać… W końcu jest Ślizgonem, a Dziedzic jest zbyt potężny i intrygujący, by zmarnować jego potencjał.
All Chapters Forward

Uczeń Dwóch Mistrzów

Detektyw Leigh uśmiechnął się sztucznie. 

- Severus Snape jest tu w roli opiekuna, jako że pan Potter jest uczniem z jego domu - powiedział uprzejmie.

Lucjusz Malfoy uniósł lewą brew, podchodząc bliżej. Zatrzymał się tuż obok Harry’ego.

- Nie przypominam sobie, żeby przepisy się zmieniły - odparł spokojnie. - Profesor Snape nie jest oficjalnym opiekunem pana Pottera. O ile mi wiadomo, nadal pozostaje nim, na nieszczęście moje i chłopaka, Albus Dumbledore. Nie widzę go tutaj.

Harry poczuł nagle dziwną pustkę, szybko zapełniającą się gniewem. Dumbledore nigdy mu o tym nawet nie raczył wspomnieć!

- To dość niezwykłe, że przybyłeś tu, by pomóc chłopakowi, przez którego twój syn spędził rok w śpiączce - zauważył Leigh z przekąsem. - Naprawdę, godne podziwu.

Pan Malfoy uśmiechnął się nieprzyjemnie.

- Gdybyś odrobił swoją pracę domową, wiedziałbyś, że on i Draco są najlepszymi przyjaciółmi, a tamten wypadek nie był winą pana Pottera. 

- Naprawdę? - zdziwił się ironicznie detektyw Leigh i zaczął znów przerzucać kartki swojego notatnika. - Moje notatki mówią, że to jego magia zaatakowała twojego syna.

- Potter nie miał nad nią kontroli - Lucjusz mówił cicho, ale całkiem wyraźnie. - Może, gdyby Dumbledore bardziej zajmował się szkołą niż wtykaniem nosa w politykę, zauważyłby, że jedenastolatkom bardziej przydadzą się lekcje kontroli nad własną magią, zamiast, dajmy na to, brudzenie się ziemią, przesadzając zmieniające kolor kwiatki.

Harry spojrzał na Snape’a, ten jednak nie zareagował. Wpatrywał się w Malfoya z kamienną twarzą. Harry był pewien, że myślą o tym samym - dlaczego mu pomaga?

Lucjusz kontynuował:

- Teraz mogę być tylko wdzięczny za to, że mimo wszystko z Draconem już jest wszystko w porządku, a Potter nauczył się kontroli na własnych błędach. 

- Większość dzieci nie potrzebuje takich lekcji - warknął detektyw Wigtin. On, w przeciwieństwie do Leigha, nie zamierzał udawać uprzejmego. - Byłaby to dla nich strata czasu.

Malfoy zmrużył oczy.

- Cóż, jeśli Ministerstwo też jest takiego zdania, to nie możecie się dziwić, że musicie potem zakopywać ciała, prawda? Osobiście uważam, że zapobieganie takim wypadkom jest o wiele lepszym wyjściem i na pewno będę jeszcze nie raz poruszać tę sprawę z radą pedagogiczną i z samym Ministrem. O tym spotkaniu też z nim porozmawiam. Być może jednak istnieją jakieś przepisy, zezwalające na takie przesłuchanie nieletniego, chociaż nigdy nie obiły mi się o uszy... Tymczasem wolałbym zabrać stąd pana Pottera. Czy macie coś przeciwko?

Wigtin wyglądał, jakby dostał szczękościsku, co Malfoy najwyraźniej uznał za zgodę, bo skinął wszystkim głową i złapał Harry’ego za szatę, podnosząc go z krzesła. Harry wyszedł z nim na korytarz, gdzie wyszarpnął się z jego uścisku. 

- Bardzo doceniam pana pomoc - warknął - ale dobrze wiem, że miał pan w tym swój interes. 

- To oczywiste - mruknął chłodno pan Malfoy i odwrócił się. Gdy odezwał się przez ramię, jego głos znów nabrał oficjalnego tonu. - Proszę za mną, panie Potter. 

Nie odzywali się do siebie przez całą drogę. Ojciec Dracona poprowadził Harry’ego na wyższe piętro i, znalazłszy pustą klasę, zaprosił go do środka. Harry zawahał się przez chwilę, ale szybko pomyślał, że Malfoy nie może nic mu zrobić zaraz po tym, jak wyciągnął go z rąk pracowników Ministerstwa i nauczyciela. Malfoy zamknął za nimi drzwi. 

- Nieźle się wpakowałeś - oznajmił, opierając obie dłonie na lasce przed sobą. - Jak zamierzasz z tego wybrnąć?

- Jeszcze nie wiem, trochę mnie to zaskoczyło - przyznał ostrożnie Harry, zastanawiając się, o co Malfoyowi w tym wszystkim chodzi. 

- A więc dobrze, że przybyłem.

- Skąd pan wiedział?

Lucjusz Malfoy wzruszył nonszalancko ramionami.

- Jestem popularną osobą w Ministerstwie i wiem praktycznie o wszystkim, co się w nim dzieje. Jest to coś, czego najwyraźniej brakuje tobie. 

- Rozumiem, że proponuje pan wymianę? - spytał Harry, krzyżując ręce na piersi i przechylając lekko głowę na bok.

- Oczywiście.

Gdy Harry nie odpowiedział, Malfoy kontynuował:

- Mogę ci pomóc, Potter, w walce z tymi detektywami. Mam dostęp do najlepszych prawników. Nie będziesz musiał marnować na to ani sekundy. Ale potrzebuję czegoś od ciebie. Z tego, co mi wiadomo, posiadasz dość ciekawe zdolności. Draco nic mi nie powiedział - dodał szybko, bezbłędnie odczytując nagłe napięcie na twarzy Harry’ego. - Ale nie trzeba być Einsteinem, żeby się tego nie domyślić. Jednak, żebyś mógł mi się odwdzięczyć, musiałbyś opuścić szkołę, więc musimy z tym niestety poczekać do wakacji. 

- Chciałbym mimo wszystko wiedzieć, czego się pan spodziewa. 

Pan Malfoy uśmiechnął się lekko.

- Zapewniam cię, że niczego, co wpędziłoby cię w większe lub nawet porównywalne kłopoty niż te, w których jesteś teraz. 

- Nie zgodzę się na kota w worku - odparł chłodno Harry.

Potrzebujemy go, powiedział Tom.

Podoba ci się ta umowa?Może zażądać wszystkiego.

To prawda, ale w tej chwili nie mamy wyboru.

Malfoy zbliżył się.

- Widzę, że nadal nosisz Kryształ Morgany - oznajmił i wyciągnął dłoń. Uniósł oczekująco brwi.

Po chwili Harry podał mu swoją, a pierścień na jego palcu rozjarzył się barwnie… na żółto, co oznaczało, że intencje jego rozmówcy były neutralne. Malfoy nieznacznie uniósł jeden kącik ust i cofnął się.

- W każdym razie życzę powodzenia w użeraniu się z prawem czarodziejów i licznymi przesłuchaniami w obecności Dumbledore’a. Miłego dnia. 

Skłonił się lekko i wyszedł z klasy. Harry zacisnął zęby. Malfoy miał rację - teraz wszystkie pytania Leigha i Wigtina zostaną wypowiedziane przy Dumbledorze. Co, jeśli nakierują go na właściwe odpowiedzi? Ojciec Dracona całkowicie go ograł - oznajmiając, że przesłuchanie powinno odbywać się w obecności jego prawnego opiekuna, nie tylko go uratował przed detektywami, wyświadczając mu przysługę, za którą Harry powinien się odwdzięczyć, ale też zadbał o to, by Harry był skłonniejszy przystać na jego propozycję.

- Panie Malfoy! - zawołał, wybiegłszy za nim na korytarz.

Czarodziej zatrzymał się już na drugim końcu i spojrzał na niego pozornie uprzejmie. W jego oczach pojawił się błysk triumfu.

- Zgadzam się - powiedział Harry.

- A więc pozostaniemy w kontakcie - Malfoy skinął znów głową i zniknął mu z oczu. 

 

 

 

 

Czego Lucjusz Malfoy chciał od ciebie? - spytał Blaise, znajdując go w bibliotece między regałami. 

- Pomocy - odparł cicho Harry. - Obustronnej.

Szukał właśnie książek, które pomogłyby mu przy napisaniu wypracowania z historii magii na temat masowych migracji europejskiej czarodziejskiej społeczności w trzynastym wieku na północ Europy. Ostatnio nauczyciele nie dawali im ani chwili oddechu - do egzaminów pozostał tylko miesiąc, a nadal pozostało im trochę materiału do przerobienia.

- Posłuchaj. - Blaise również ściszył głos. - Dowiedziałem się od matki, że Malfoy wpadł ostatnio w kłopoty. Ministerstwo przeszukało jego dom. Podobno nic nie znaleźli, ale nie zdziwiłbym się, gdyby dostał odpowiednio wcześnie cynk o ich zamiarach i zdążył wszystko ukryć. Nikt o tym nie mówi, ale wszyscy wiedzą, że ma dość pokaźną kolekcję rzeczy o wątpliwym pochodzeniu.

- Czemu mi o tym mówisz? - zdziwił się Harry.

- Bo jeśli obiecałeś mu pomoc, to mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że nie będzie to nic legalnego. Malfoy wykorzystuje wszystkich wokół siebie jak tylko może. Na twoim miejscu uważałbym na to, na co się zgadzam.

- Wiem o tym, Blaise - powiedział stanowczo Harry. - I dzięki za ostrzeżenie, ale nie spodziewam się po nim niczego innego. 

- To dobrze. Pomyślałem tylko, że ci to przekażę. Domyślam się, że Draco nic nie mówił?

- Nie. Nie mówi przy mnie o swoim ojcu. - Widząc uniesione brwi Blaise’a, dodał niecierpliwie: - Nie w innym kontekście niż to, że mu się poskarży na cały świat. 

- Lucjusz pewnie zabronił mu o tym wspominać - mruknął Blaise i westchnął. - A jeśli szukasz książek do wypracowania dla Binnsa, to ta twoja Granger większość zabrała.

Harry jęknął.

- Jak zwykle.

Rozejrzał się po bibliotece i szybko znalazł ją obładowaną książkami przy stole kilka działów dalej. O tej porze roku o wiele trudniej było znaleźć wolny stolik, ale jej się to udało. Gdy się dosiadł, uśmiechnęła się do niego.

- Niech zgadnę… Znów byłam pierwsza?

- Coś mnie zatrzymało po drodze - mruknął, rozkładając swoje rzeczy i sięgając po tom, z którego akurat nie korzystała.

Pracowali w milczeniu aż do kolacji, na którą wspólnie poszli. Gdy się żegnali w Wielkiej Sali, Harry zauważył, że jest o wiele spokojniejszy niż by się spodziewał po takim dniu. Uznał, że będzie potrzebował tego spokoju po kolacji - słońce mogło już zachodzić, ale musiał jeszcze zrobić jedną rzecz. Usiadł przy stole Ślizgonów.

- Mój ojciec był dzisiaj w szkole - poinformował Harry’ego Draco, gdy nałożyli sobie jedzenie.

- Tak?

- Chyba miał jakąś sprawę do Dumbledore’a. - Wzruszył ramionami. - Mam nadzieję, że w końcu uda mu się go stąd wyrzucić i załatwić nam jakiegoś normalnego dyrektora. 

- Byłoby pięknie - zgodził się Harry, nie zamierzając wtajemniczać blondyna w swoją umowę z jego ojcem, tym bardziej, że on sam tego nie zrobił. Miał też inne rzeczy na głowie.

Spojrzał na stół nauczycielski, gdzie siedział Steinar. Już niedługo dowie się wszystkiego - nie da mu innego wyboru.

Jego stary nauczyciel nie kwapił się jednak, by szybko skończyć posiłek i kolacja zdawała się trwać o wiele dłużej niż zwykle. Do Harry’ego dochodziły tylko strzępki rozmów reszty Ślizgonów. Na szczęście nikt nie zapraszał go do wzięcia udziału w tych dyskusjach - jego koledzy zauważyli, że jest nieobecny myślami. 

Harry drgnął nagle, gdy zauważył, że Steinar odkłada sztućce i przeciera usta serwetką. Okazało się to jednak fałszywym alarmem, bo nadal rozmawiał swobodnie z profesor McGonagall. Dopiero po kilku minutach kiwnął głową na pożegnanie i wstał od stołu. Harry poczekał, aż wyjdzie z sali, a wtedy ruszył jego śladem. Nie próbował się ukrywać - szedł kilka metrów za profesorem, który całkowicie go ignorował.

Przeszli tak przez wszystkie korytarze aż do jego gabinetu. Dopiero tam Steinar dał znać, że wie kto jest za nim - wchodząc do środka, nie zamknął drzwi i zatrzymał się, nie odwracając się.

Harry stanął w drzwiach.

- Pamiętasz mnie - powiedział bez ogródek. - Chcę wiedzieć, dlaczego udajesz, że nie. 

- Zamknij drzwi.

Harry posłuchał, czując narastające napięcie Toma. Steinar obrócił się twarzą do niego.

- Dumbledore nie może się dowiedzieć, że znaliśmy się już wcześniej - powiedział.

- Dlaczego?

Steinar przechylił głowę na bok.

- Masz swoje tajemnice, ja mam własne. Przy okazji… pozdrów ode mnie Riddle’a. 

Skąd on wie? syknął Tom. 

- Nie wiem, co masz na myśli - powiedział Harry, marszcząc brwi. Jego serce przyspieszyło.

Czarodziej uśmiechnął się, a brzydka blizna szpecąca jego twarz rozciągnęła się nieprzyjemnie. 

- Rzecz w tym, Harry, że wiem o tobie więcej niż ktokolwiek inny. Leży to, że tak powiem, w moim interesie. Interesie, o którym Dumbledore nie może się dowiedzieć.

- Dlaczego? - powtórzył Harry, a w jego głosie zabrzmiała irytacja.

Steinar wpatrywał się w niego przez chwilę. Jego ciemne oczy zawsze miały w sobie pewien błysk inteligencji.

- Obiecałem twoim rodzicom, że będę cię chronił - oznajmił, krzywiąc się lekko. - I to na razie musi ci wystarczyć.

W głowie Harry’ego eksplodowało naraz milion pytań. W końcu zdecydował się na jedno.

- Przepraszam, ale nie rozumiem. W jaki sposób mnie chroniłeś? - spytał drwiąco. W jego głosie słychać było gorycz, którą tak długo zatrzymywał dla siebie. - Najpierw spędziłem kilka lat u Dursleyów, którzy się nade mną znęcali, a potem trafiłem do sierocińca, gdzie musiałem zadbać o siebie robiąc… - urwał i zmrużył oczy. - Ale ty pewnie o tym wiesz, co?

Steinar pokiwał lekko głową. Wyglądał, jakby niewiele go to obchodziło. W Harrym narastała złość.

- Ty się tylko pojawiałeś raz na parę miesięcy lub lat. To nie jest ochrona.

- Nadal żyjesz, prawda? - mruknął profesor. - Upewniałem się tylko, czy wszystko dobrze.

- Dobrze? Nic nie było dobrze! - warknął Harry, w duchu ganiąc się za to, że pozwolił swojemu głosowi tak zadrżeć. - Nie zrobiłeś nic, żeby mnie chronić, więc nie wciskaj mi takiego kitu!

- Zrobiłem wystarczająco. - Tym razem Steinar był zupełnie poważny. Jego twarz nabrała groźnego wyglądu. - Ale o tym nie musisz wiedzieć. Teraz jednak muszę zrobić więcej i dlatego tu jestem. 

- Cóż, teraz cię nie potrzebuję.

- Sam w to nawet nie wierzysz - zauważył beztrosko, jakby to stwierdzenie go rozbawiło. - Z jednej strony masz Dumbledore’a, z drugiej Malfoya. Ach, no i zabierasz się też za wskrzeszenie Voldemorta, bo jego część siedzi ci w głowie i, mimo że już nie przejmuje nad tobą kontroli, jest coraz silniejszy i działa dla twojego dobra tylko tak długo, jak długo będziesz mu pomagał. Teraz jeszcze Ministerstwo ma na ciebie oko, bo jesteś podejrzanym w dwóch morderstwach i jednej petryfikacji. Czy coś pominąłem? - Zastanowił się ceremonialnie. - Niech pomyślę… Lockhart? 

Na moment zapanowała głucha cisza. 

- Skąd o tym wszystkim wiesz? - spytał Harry, oszołomiony.

- Mówiłem ci, to leży w moim interesie - powiedział cicho Steinar. - Rzecz w tym, że wpakowałeś się w bagno i, chcesz czy nie, potrzebujesz mojej pomocy. A ja jestem gotów ci jej udzielić. Mogę ci pokazać, jak sprawić, by różdżka słuchała cię tak, jak dawniej, a co więcej, mogę cię nauczyć jak wykorzystać całą moc, którą masz w sobie. To, co robiłeś dotąd, jest tylko przedsmakiem twoich możliwości. Mam tylko jeden warunek. Pytania zachowaj dla siebie.

Harry skrzywił się. Nienawidził pytań bez odpowiedzi. Nie cierpiał niewiedzy. Jednak to, co Steinar proponował… Mimo wszystkich tajemnic i zagadek Harry nadal mu ufał. No i był świetnym nauczycielem, więc gdyby rzeczywiście udało mu się spełnić te obietnice…

- Jeśli zgadzasz się na taki układ, przyjdź do mnie jutro po lekcjach - odparł Steinar, odwracając się plecami i rozkładając zapisane kawałki pergaminów na biurku. Harry domyślił się, że są to wypracowania uczniów. - A jeśli nie, to widzimy się na kolejnej lekcji.

Zasiadł za biurkiem i przestał zwracać na niego uwagę, więc Harry powoli opuścił gabinet z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż wtedy, gdy tu wparował, żądając odpowiedzi.

Szybko dotarł do pokoju wspólnego i dormitorium, gdzie założył na siebie pelerynę niewidkę. Potrzebował miejsca, w którym będzie mógł pomyśleć. Przy okazji odwiedzi też przyjaciela. Wyszedł z lochów i po kolejnych kilku minutach znalazł się pod drzwiami do toalety dla dziewczyn na drugim piętrze. Obawiał się trochę tego, że ktoś w niej już będzie - odkąd pozbył się Marty, dziewczyny nie miały powodu, by tu nie przychodzić. Okazało się jednak, że albo przyzwyczaiły się do niekorzystania z tej toalety, albo samo wspomnienie morderczego i zawodzącego ducha nadal trzymało je z daleka.

Chwilę później już stał w Komnacie Tajemnic, wzywając Tsessu.

- Panie! - wysyczał bazyliszek, wynurzając się z basenu. - Nareszcie. Bez ciebie było tu bardzo nudno.

Harry uśmiechnął  się, witając go.

- Wybacz mi tak długą nieobecność. Bałem się, że Tom wykorzysta cię przeciwko mnie.

- Kim jest Tom, panie?

Tsessu nigdy nie poznał mojego imienia, Harry usłyszał w myślach i wytłumaczył wężowi:

- Służyłeś mu przede mną. A teraz jest tu razem ze mną i działamy już wspólnie.

- Tutaj? - Zdziwił się Tsessu. - Nie wyczuwam go… I nie widzę.

- Zdaj się na Magię - podpowiedział Harry i patrzył, jak oczy węża rozszerzają się lekko.

- Czuję go.

Owinął się wokół swojego pana i złożył swój ogromny łeb u jego boku. Harry usiadł na posadzce i oparł się o niego plecami zupełnie tak jak dawniej.

- Dobrze cię widzieć - przyznał, a już po chwili opowiadał mu o ostatnich wydarzeniach. Tsessu, rzecz jasna, nie wszystko rozumiał, jednak był bardzo dobrym słuchaczem.

- Jak zamierzasz to zrobić, panie? - spytał, gdy Harry powiedział mu o planie Toma, by przywrócić Voldemorta do życia. 

- Potrzebuję pomocy... Sojusznika, który by go znalazł. Voldemort ukrywa się w lesie na około Hogwartu.

- Mogę go poszukać.

Harry znów się uśmiechnął i pogładził go po głowie. 

- To musi być człowiek. Nie może przyciągać uwagi.

To musi być Snape, dodał w myślach. Tylko jak go do tego nakłonić?

Harry, ja już wiem, odparł Tom. Chciałem ci powiedzieć już rano ale tyle rzeczy się wydarzyło… Snape zrobi to dla CIEBIE.

Harry zmarszczył brwi, ani trochę się tego nie spodziewając. Tom szybko pospieszył z wyjaśnieniem:

Snape służył mi, gdy byłem u władzy. Był Śmierciożercą. Ale jest coś jeszcze… On znał twoją matkę. I wygląda na to, że ją kochał. Ostatnie zdanie wypowiedział z pogardą. W każdym razie chciał ją uratować, kiedy Voldemort planował cię zabić.

Harry poczuł, że od nadmiaru zagadek zaczyna już boleć go głowa. 

Skąd możesz to wiedzieć? spytał. To wszystko stało się po tobie. 

Nie jestem pewny… Od jakiegoś czasu zaczynam sobie przypominać wydarzenia z życia Voldemorta. Pamiętam jego szczyt władzy i tę noc, kiedy zabił twoich rodziców. Myślę, że kiedy cię zaatakował i zaklęcie odbiło się w niego, zostawił w tobie jakiś ślad, który mogę teraz odczytać. Jest bardzo słaby, ale powoli go odkopuję.

Harry zastanowił się przez chwilę.

Jeśli to prawda, że Snape miał słabość do mojej matki i był Śmierciożercą, to przekonanie go do naszego planu nie powinno być problemem, stwierdził. Ale będę potrzebował twojej pomocy, Tom. Sam jeszcze nie umiem tak przekonywać ludzi do swoich racji. Przynajmniej jeszcze nie. 

Oczywiście, mruknął Riddle zadowolonym tonem. To będzie pestka.

Forward
Sign in to leave a review.