Inna Magia | Avengers & Harry Potter

Harry Potter - J. K. Rowling Iron Man (Movies)
F/M
M/M
G
Inna Magia | Avengers & Harry Potter
author
Summary
Harry Potter.Zapytasz pewnie kim on jest, bo przecież nikt go nie zna. Jego nazwisko jednak poznasz bez trudu. To starszy brat wybawiciela, Aidena Charlusa Pottera. Syn Lily Evans-Potter oraz Jamesa Pottera.Dlaczego jednak nic o nim nie wiadomo? Dlaczego wszyscy uważali, że Aiden jest jedynakiem?
Note
Witam w nowym opowiadaniu :)Nie jest to pierwszy crossover, który piszę, jednak pierwszy w publikacji. Początkowo będzie więcej uniwersum Harry'ego Pottera, w późniejszych rozdziałach natomiast przerzucę się na Avengersów. W większości utrzymuję oryginalne lata z serii HP oraz Marvela!
All Chapters Forward

Nie jesteś dla mnie przeciwnikiem

Hadrian pojawił się w znanym mu budynku. Od razu rozpoznał ściany i salon Malfoy Manor. Chociaż nigdy by nie przypuszczał, że Voldemort od razu poinformowałby o swoim jako-takim powrocie Malfoyów. Może pan domu nawet o tym nie wiedział... Jednak powinien już zorientować się, że coś jest nie tak.

I nie mylił się. Lord Malfoy wkroczył do salonu z nieodłączną laską, a u jego boku powoli kroczyła Narcyza. Wymienili zszokowane spojrzenia na jego widok.

- Przepraszam za najście - wymamrotał. - Ale pewien zły czarnoksiężnik chciał ukraść mojego brata - przewrócił oczami.

Blondyn wyciągnął różdżkę i skierował ją na niego, a żonę schował za plecami. - Kim jesteś i jak się tutaj dostałeś? - Hadrian musiał przyznać, że Malfoy przed spieprzeniem misji z przepowiednią wyglądał nieskazitelnie, jak doskonały czystokrwisty arystokrata.

Było mu go żal. Ale tylko odrobinkę. W końcu nigdy go nie lubił.

Czarnowłosy ukłonił się lekko, okazując szacunek. - Jestem Hadrian Potter, starszy brat Aidena. Nie znalazłem się tutaj przez własny kaprys, zostałem tu przetransportowany wbrew mojej woli - westchnął. - Państwo Malfoy, polecałbym raczej odejść stąd jak najszybciej, zanim pewien idiotyczny Czarny Pan łaskawie się tu zjawi.

Czarodziej nie opuścił różdżki, jednak wymienił zaniepokojone spojrzenia z kobietą. - Dlaczego mielibyśmy ci wierzyć? - zapytał ostrożnie.

- Bo chcesz się wyrwać spod jego tyranii - wzruszył ramionami. Spojrzał nad ramieniem mężczyzny, skąd poczuł ciemną aurę Voldiego. - Idzie tutaj. Naprawdę nie mam ochoty mieć na sumieniu czarodziei - pokręcił głową. - Proszę tylko abyście usunęli się z drogi.

Jak tylko skończył mówić, przez wrota wkroczył Quirrell bez turbanu. W wielkim naściennym lustrze widać było zniekształconą twarz Lordziny.

- Mój panie - Lucjusz skłonił się nisko, podczas gdy jego małżonka dygnęła lekko. - Nigdy nie spodziewalibyśmy się twego powrotu tak szybko...

- Milcz, Lucjuszu - warknął. Mężczyzna zamilkł. - A teraz zabieraj stąd żonę i nie przeszkadzaj mi w załatwianiu spraw.

- Polecałbym odwiedzić Draco! - zawołał za oddalającą się parą. - Zaorał w ziemię podczas meczu Quidditcha, co prawda już nie jest w Skrzydle Szpitalnym, ale nadal się źle czuje.

Kobieta pokiwała jeszcze głową z cichym podziękowaniem, po czym zniknęła za drzwiami.

- No, Voldi, czego ode mnie chcesz? - zapytał, przyjmując swobodniejszą pozę.

- Twojej śmierci - warknął, wyciągając różdżkę.

Hadrian zmierzył go wzrokiem. - Nie widziałeś jak walczył Negro? - zapytał z lekceważeniem. - Jestem równie dobry co on.

Czarny Pan prychnął, rzucając szybką Avadę.

Chłopak westchnął. - Chciałem załatwić to rozmową. Ale jesteś niemożliwy - zdecydował, robiąc krok w lewo i tym samym unikając szmaragdowej klątwy. - Za każde twoje pudło, przywołam jeden z twoich Horkruksów - zdecydował z błyskiem w oku.

Normalnie nawet on nie mógłby tego zrobić, jednak znał ich dokładną lokalizację. A przynajmniej sądził, że pozostała niezmienna mimo kilku różnic obu linii czasowych. 

Istoty dzięki Wysokiej Magii mogły przywoływać dosłownie wszystko (oprócz żywych stworzeń i roślin), o ile znali dokładną lokalizację i najlepiej również wygląd przedmiotu.

Po kolejnej spudłowanej klątwie zabijającej, w ręce Hadriana pojawił się pierścień Gauntów. Miał onyksowy kamień jako oczko, który tym razem nie był Kamieniem Wskrzeszenia, skoro zdublowane Insygnia nie mogły istnieć w żadnej linii czasowej ani wszechświecie. Jednak warto było słuchać dyrektora, który przekazał mu z opóźnieniem lokację błyskotki.

- Zastanów się - polecił, podnosząc pierścień na wysokość wzroku. W jego drugiej ręce lekko zwisał obsydianowy sztylet z fioletową rysą pośrodku. W srebrnej rączce znajdował się duży szmaragdowy kamień z szafirem i rubinem po obu stronach. Nieco niżej natomiast widniał topaz.

Voldemort rzucił kolejne zaklęcie z wściekłością. - Crucio!

- Dlaczego jesteś idiotą? - jęknął, kiedy promień odbił się od jego błękitnej tarczy. Patrząc ciągle na czarodzieja, zwącego siebie mianem największego Czarnego Pana.

Czarnoksiężnik może na początku swej drogi zasługiwał na ten tytuł, jednak po rozbiciu swojej duszy w pogoni za nieśmiertelnością... Po straceniu zdrowia psychicznego a nawet większej części ówczesnej mocy... Był zwyczajnym głupcem.

Wbił koniec sztyletu w złotą obręcz pierścienia. Poczuł jak cząstka duszy z niego ucieka, po czym upuścił go. - Jeden na sześć.

-~*~-

Hadrian siedział na fotelu, przeglądając jedną z ciemniejszych ksiąg. Naprzeciw niego siedział spięty Lucjusz, a obok niego nieco mniej zaniepokojona Narcyza. - Sądziłem, że pójdziecie do Draco - odezwał się, przekładając kolejną stronę.

- Byliśmy zaniepokojeni - odparła kobieta. - Niecodziennie spotyka się nastolatka walczącego z Czarnym Panem...

- On nawet nie zasługuje na to miano - skrzywił się. - Istnieją lepsi i mądrzejsi od niego - dodał, podnosząc wzrok znad lektury. - Panie Malfoy, liczę, że odda go pan do Ministerstwa. Bez swoich błyskotek jest podatny na każde zaklęcie, jak normalny człowiek. Poza tym nawet nie sądzę, aby przeżył długo ze strzaskaną duszą, a wielu pragnie sprawiedliwości.

- Oczywiście, panie Potter - kiwnął głową, zerkając na najprawdziwszą, srebrną klatkę w rogu jego salonu. Wirował tam ciemnoszary dym, którego Hadrian nazwał Voldemortem. Quirrell został po kryjomu dostarczony do Świętego Munga oraz wymazano mu wszelkie wspomnienia od Albanii.

- Proszę tylko nie wspominaj nic o przedmiotach, ani o mnie. Nie chcę mieć więcej idiotów chcących mojej śmierci na głowie - przewrócił oczami.

- Co zatem mam powiedzieć Aurorom? Powołać się na przypadek? - pan Malfoy nie wyglądał na zbyt pocieszonego całą sytuacją, chociaż Narcyza uśmiechała się miękko w stronę Hadriana.

- Zawsze możesz zagarnąć chwałę dla siebie, choć wątpię, czy byłoby to mądre. Nigdy nie wiadomo kto słucha - mrugnął. - Sądziłem, że sam coś wymyślisz... Czas na obmyślenie tego - westchnął, przymykając oczy i odkładając lekturę.

Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli, jednak czarnowłosy widział, jak patriarcha rodu wygląda nadal nie niespokojnego. - Coś jeszcze?

- Zakładam, że skoro pokonałeś Czarnego Pana, wiesz również o Śmierciożercach na jego usługach - splótł ze sobą palce i podniósł srebrzyste oczy na chłopca, ponoć Pottera.

- Oczywiście, że tak - odparł. - Co w związku z nimi? Nie sądzę, aby większość sprawiała problemy po schwytaniu Lordziny. Może tylko Bellatriks - wymamrotał.

- Moja siostra jest w Azkabanie - wtrąciła Narcyza.

- Więc nie będzie problemem - prychnął. W jego oryginalnej linii czasowej Bella wraz z kilkoma innymi Śmierciożercami została wydostana z więzienia z pomocą Lorda Gadziej Twarzy. Skoro ten sam trafi Merlin wie gdzie, nie sądził, aby ktokolwiek chciał uwolnić szaloną czarownicę. - Panie Malfoy?

Odchrząknął. - Chodzi o Znak. Zapewne spodziewasz się, że ja również należę do Śmierciożerców, choć niechętnie - dodał od razu. - Skoro wie pan tyle, panie Potter, potrafi pan zdjąć ten urok?

- Jasne - wzruszył ramionami. - Normalnie każdy Znak zniknąłby po śmierci rzucającego zaklęcie, jednak Wężouści mogą również je usunąć. Tak się składa, że jestem takowym.

- Czy mógłbyś nam pomóc? - zapytała miękko Narcyza.

- Jasne - wzruszył ponownie ramionami.

-~*~-

- Naprawdę, czemu zawsze ja - wymamrotał Tony, wychodząc z Wielkiej Sali po odprowadzeniu dzieciaka. Negro został zatrzymany przez Severusa, a Hadrian zniknął. - J, nie mam co robić! - zawołał zrozpaczony.

- Przykro mi sir, mam za mało informacji o zamku, aby polecić jakieś zajęcie - odpowiedział JARVIS, brzmiąc na nieco zrezygnowanego.

- Zatem postanowione - Stark zatarł ręce, rozglądając się po korytarzu. - Zaczynamy zwiedzanie.

- Nie jestem pewien, czy to mądre, odkąd nie ma Hadriana, sir...

- Mam różdżkę - odpowiedział jakby nigdy nic. - Damy radę, nie martw się!

- Martwię się bardziej o budynek, niż pana - wymamrotał w odpowiedzi.

Tony go zignorował na rzecz rozglądania się po lewo i prawo idąc tam, gdzie jego mapa pozostawała jeszcze niedokończona.

- Hej! - ktoś za nim zawołał. Obejrzał się niechętnie.

W jego stronę biegło dwóch rudowłosych nastolatków. Jeżeli dobrze pamiętał z opowieści Hadriana, ten wyższy o dokładnie pół cala to Fred, a drugi to George.

- Jesteś Tony Stark? - zapytał jeden. W jego głowie przeleciały liczby, kiedy próbował rozszyfrować, który był wyższy. Przez ich włosy było to nieco trudniejsze.

- Yep - odpowiedział prawdopodobnie George'owi.

- Ja jestem George, a to mój brat Fred - wskazał na siebie wyższy z bliźniaków, a następnie na brata.

- A nie jest to czasem na odwrót? - wymamrotał. Widocznie jednak nie dostatecznie cicho, skoro nastolatki spojrzeli na niego w szoku.

- On nas zna! - zawołał George.

- Nie mogę w to uwierzyć! - dodał Fred.

- Musimy jednak utrzymać naszą reputacją - chrząknął.

- A jakże, Georgie. Nazywaj nas Gred i Forge!

- Jasne - wzruszył ramionami. Hadrian ostrzegał go przed taką możliwością i reakcją.

- Jesteś opiekunem Hadriana?

- Również przyjacielem - odparł, kołysząc się na piętach. - Potrzebujecie czegoś?

- Co planujesz teraz robić, skoro Hadrian zniknął, a ten Negro jest w Lochach? - zapytał George.

Tony powstrzymał cisnące się na usta pytanie, skąd o tym wiedzieli. Zamiast tego odpowiedział zgodnie z prawdą. - Planowałem przejść się po Zamku. Moja mapa jest nadal niekompletna, a dziewczęta są nadal przerażone.

- Bardzo chętnie do pana dołączymy! - zawołał Fred.

- Jesteśmy świetnymi przewodnikami i znamy każde możliwe tajne przejście!

- Czemu nie - westchnął, wzruszając ramionami. - A i wystarczy Tony. Nie żaden pan. Czuje się wtedy staro.

- Oczywiście! - zawołali w tym samym czasie.

Tony jeszcze raz spojrzał na swoją holograficzną mapę. Miała zaznaczone większość tajnych przejść. Pytanie, czy bliźniacy nie byliby tym zbytnio zdziwieni. Z tego co pamiętał od Hadriana, rudzielcy już mieli Mapę Huncwotów i z jej pomocą nie raz wyrwali się nauczycielom.

- J, wyłącz tajne przejścia na wszelki wypadek - wymamrotał cicho.

SI natychmiast usunął z widocznej mapy tajne przejścia. Tuż po tym pokazał bliźniakom mapę. - Brakuje mi tych obszarów - wskazał prawdopodobną lokację Wieży Astronomicznej. - Możecie mnie tam nieco oprowadzić?

- Czemu nie, co nie Freddie? - zapytał jeden.

- Jak Tony chce, to jasne - zanucił drugi z równie szerokim uśmiechem.

- Życzę panu powodzenia, sir - dodał na koniec JARVIS.

Po jego słowach, ruszył za Fredem i George'em.

-~*~-

Przechadzał się po Malfoy Manor z rękoma zaplecionymi za głową. To był pierwszy raz, kiedy mógł się rozejrzeć, skoro był tam tylko raz. W dodatku jako więzień. Swoje kroki skierował do schodów do lochów willi. Był ciekawy, kto mógłby tam teraz przebywać.

Buty o twardej podeszwie słychać było przez całą długość korytarza. Było tam porządne echo, ale cele były puste.

Jedynie w ostatniej, ktoś stał, patrząc w kierunku zakraconego okienka z widokiem na zaczarowany księżyc. Zatrzymał się przed celą.

To była kobieta. Miała piękne, odbijające księżycowy blask srebrzyste włosy długie do pasa. Kiedy odwróciła się w jego stronę, zauważył granatowe oczy z plamkami srebrna niczym rozgwieżdżone niebo. Na sobie miała lśniącą suknię z rozpiętą czarodziejską szatą w kolorze granatu.

- Makia - skrzywił się.

Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, ukazując śnieżnobiałe zęby. - Hadrianie. Co tam u ciebie?

- Co tu robisz? - warknął przez zaciśnięte zęby.

Roześmiała się lekko, przykładając jasną dłoń do ust. - Ojej. Nie spodziewałam się takiej agresji - zachichotała. - Przyszłam tylko odwiedzić moją ulubioną hybrydę.

Prychnął. - Czego chciałaś od mojego brata?

Podeszła do krat i przeszła przez nie, jakby były powietrzem. Nachyliła się nad nim. - Nie zapominaj, że jesteś hybrydą, a nie człowiekiem, czy istotą, Harry - warknęła, nagle zaciskając dłoń na jego gardle. W mniej niż sekundę uderzyła jego plecami w ścianę, tworząc wgłębienie.

- To dom ludzi, Makia - syknął, próbując odciągnąć jej rękę od jego gardła. Ale ona była w swojej formie istoty. Nie miał z nią szans.

- Co z tego? - prychnęła. - Nigdy nie lubiłeś Malfoyów. Winno cię cieszyć, jeżeli coś się im stanie.

Odejdź - warknął. Ziemia się zatrzęsła przez sekundę, a ze stropu posypał się pył.

- Ojej - odsunęła się krok w tył. - W końcu nauczyłeś się używać Wyższej Magii.

Zacisnął dłonie w pięści. Czuł jak po jednej z nich pociekła krew zmieszana z mazią. - Zapytam po raz ostatni, czego tu szukasz, Makia?

Dotknęła wskazującym palcem jego podbródka i uniosła go. - Aby cię czymś zająć - szepnęła.

W jego ręce pojawił się sztylet. Machnął nim, ale kobieta odchyliła się do tył. Spróbował ponownie. Co podszedł o krok, ona się cofała.

Harry... - pokręciła głową. - To nie jest zabawne - pstryknęła palcami. 

Obsydianowe ostrze wypadło mu z dłoni, rozbijając się jak kryształ na drobne kawałeczki.

Makia klasnęła dłońmi. - Skoro pozbyliśmy się przeszkody... - usiadła w fotelu, który pojawił się ze złocistej mgiełki. - Już wspominałam, że jestem tu, aby cię zatrzymać - zanuciła, przekładając między palcami jakąś kremową różdżkę.

- Przed czym? - zapytał, machając dłonią. Kilka świec otoczyło ich okolicę.

- Czy nie zostawiłeś kogoś w szkole? - jej ocz błysnęły rozbawieniem.

Zmarszczył brwi. - Aiden już nie jest pod twoją kontrolą.

Zachichotała. - Nie mówię o tej ofierze losu - pokręciła głową. - Mugol o nazwisku Stark. Przyszły super bohater, Iron Man...

Jego oczy błysnęły fioletem, kiedy zbliżył się nienaturalnie szybko i przyłożył jej ponownie sztylet do gardła.

Jej granatowe oczy na chwilę zdawały się być zdziwione. - Czas zwolnił... - szepnęła, jednak on to zignorował.

- Co mu zrobiłaś!? - jego głos poniósł się echem po pustym korytarzu.

- Ja nic - odparła, wracając do swojej lekceważącej wersji. - Nie obiecuję jednak, że Zuko potrafi się wstrzymać równie dobrze co ja - zanuciła, nie bacząc, że czarna maź zabarwiła kawałek jej jasnej sukni.

Odsunął się zszokowany. - Wysłałaś Zuko do Hogwartu!?

Wzruszyła ramionami, wstając. Fotel rozpłynął się za nią. - Obiecał nie skrzywdzić innych ludzi.

- Nie spodziewałem się, że jesteś aż tak głupia, aby zaufać Wojnie! - zniknął z trzaskiem.

Dwa piętra wyżej, Lucjusz Malfoy zmarszczył brwi, czując jak ktoś się aportował z jego rezydencji. Westchnął, wiedząc, że to "Potter". Chłopak nie mógł być zwykłym czarodziejem, skoro potrafił się przebić z łatwością przez jego osłony, nieprawdaż?

Makia spojrzała przez zakratowane okienko na księżyc. - Któżby się tego spodziewał - szepnęła. - Wrócił... - potem jej oczy zaszły mgłą. Zdezorientowana rozejrzała się i zniknęła z ciemnego korytarza Malfoy Manor.

-~*~-

Dyrektor Dumbledore od razu wyczuł, jak ktoś się aportował do hogwarckich osłon, ale... Kto byłby na tyle potężny, aby tego dokonać? Tylko on sam i Tom Riddle. Jednak jego były uczeń nie odzyskał nadal ciała, a bezcielesne widmo nie mogło używać czarodziejskiej magii. Tak samo ludzki wasal nie mógłby korzystać z całej potęgi ducha, który by go opętał.

Spojrzał na Fawkesa i portrety, które również wydawały się być zaniepokojone naruszeniem osłon, które przetrwały tysiąclecia. Tiara tak jak pozostali patrzyła w jego stronę.

- Rozejdźcie się i sprawdźcie, kto naruszył osłony - polecił, wstając od biurka. - Ja powiadomię nauczycieli o możliwym niebezpieczeństwie - rzucił przez ramię, szybko wychodząc z gabinetu.

-~*~-

W innej części zamku, bliźniacy biegli przed siebie, uciekając przed ogromnym ognistym smokiem. Pojawił się nagle, kiedy pokazywali Starkowi tajny korytarz. Najpierw czerwonooki mężczyzna, potem Tony zniknął tam gdzie stał, a ich zaczął gonić smok.

Próbowali zgubić go, skręcając ostro w korytarze, jednak to nie działało.

- Hej, Freddie, jak myślisz, czy to prawdziwy smok? - wysapał George.

- Nie wiem, Georgie - odparł, równie zmęczony. - Ale wiem, że jak zaraz nie odpoczniemy, to padnę!

Skręcając w kolejny korytarz, wpadli na białowłosego chłopaka, który siedział obok Hadriana na uczcie. Nowy Ślizgon.

- Uważajcie jak biegacie - warknął na nich, od razu wstając i otrzepując z kurzu. Korytarz był rzadko uczęszczany, przez co dozorca, Filch, nie zawsze go czyścił.

- Smok! - zawołał jeden z nich.

- Płonący smok! - dodał drugi.

Negro pokręcił głową. Nigdy nie udałoby mu się odróżnić bliźniaków Weasley. Tylko Hadrian był do tego zdolny. I prawdopodobnie Stark. - Jaki znowu płonący smok? - wymamrotał niepocieszony, wyglądając zza rogu. - A... Taki smok - jego złote oczy rozszerzyły się w lekkim szoku.

Od kiedy Zuko był w Hogwarcie!? Teraz, ze wszystkich możliwych chwil? Kiedy akurat Hadrian był Merlin wie gdzie?

Spojrzał na rudzielców. - Widzieliście Tony'ego Starka? - zapytał od razu.

- Był z nami...

- Ale kiedy jakiś czerwonowłosy facet się pojawił, kazał nam uciekać...

- A sam zniknął tam, gdzie stał - zakończyli chórem.

- Mam przechlapane - jęknął, kręcąc głową. - Hadrian mnie zabije... Chyba, że Zuko go uprzedzi...

- Co chcesz zrobić?

Podniósł brew. - Ratować Starka przed Zuko - pokręcił głową. - Wy lepiej wróćcie do dormitorium Gryffindoru i nie wychylajcie nosa za portret, dopóki nauczyciele nie uznają, że jest bezpiecznie - polecił.

Przechadzając się po korytarzach, widział, jak niektórzy patrolowali w spokoju, dopóki dyrektor nie zaczął ich informować o możliwym niebezpieczeństwie w zamku. Zapewne Opiekunowie Domów w tym momencie sprawdzali swoich podopiecznych. O tyle, o ile Snape może się nie martwić o ich trójkę, to bliźniacy takiego luksusu nie mieli. A nikt nie chciałby stanąć po złej stronie Minerwy McGonagall.

- Mówię serio, znikajcie stąd - prychnął.

Rudzielcy niechętnie zaczęli się oddalać.

- Hej, chwila! - zawołał za nimi. - Gdzie ostatni raz widzieliście Tony'ego?

- Niedaleko Wieży Astronomicznej.

Negro spojrzał w kierunku korytarza ze smokiem. - Dzięki - machnął ręką, znikając za rogiem.

Smok spojrzał w jego stronę i ryknął.

- Hej, nie ładnie tak ganiać uczniów po korytarzach - prychnął, machając nadgarstkiem. Woda znikąd polała całe cielsko gada, który zniknął z sykiem. - Też mi płomień - wymamrotał, ruszając biegiem przed siebie. - Błagam, Stark bądź cały... - wymamrotał. - Inaczej Hadrian mnie zabije~

-~*~-

Tony zmierzył wzrokiem mężczyznę, który pojawił się znikąd wśród szarego dymu. Czerwone włosy. Szkarłatne oczy. Śniady i w skórzanych ciuchach. - Czy to tylko moje szczęście? - wymamrotał, od razu decydując, że musiał być to Zuko. Personifikacja Wojny. Typ, który chciał skrzywdzić, a najlepiej zabić Hadriana.

Spojrzał na bliźniaków, którzy gapili się w szoku. - Uciekajcie, teraz! - krzyknął do nich.

Kiedy Zuko spojrzał na niego, zarzucił na siebie Pelerynę-Niewidkę i odszedł dalej pod ścianę. Według Negro, nikt, nawet Mortem nie mogli przejrzeć przez pelerynę. Oczywiście, oprócz jej prawdziwego właściciela, czyli Hadriana. Westchnął z ulgą, kiedy rudzielcy zaczęli uciekać, a zaraz za nimi poleciał smok stworzony z płomieni. Miał nadzieję, że bliźniacy zdołają zwiać.

- Tony Stark - zaczął, obracając się wokół własnej osi. - Wielu z nas cię obserwowało od czasu przyjaźni z hybrydą - ostatnie słowo wypluł, jakby było jakąś najgorszą obrazą. Tony zanotował sobie, aby zapytać Hadriana co oznaczało słowo "hybryda" w kręgu istot. - Niby człowiek jak wielu innych, a jednak twoja przyszłość jest bardzo obiecująca. Co ciekawe wiedzą o niej tylko Harry i Mortem. Pozostali z nas nie wiedzieli, że czas w ogóle został cofnięty - pokręcił głową. - Czy nikt z was nie zastanawiał się, dlaczego tylko oni to pamiętają?

Nie otrzymawszy innej odpowiedzi niż cisza, jego szkarłatne oczy zapłonęły gniewem. Rozłożył ręce, z których od razu wyleciały jęzory ognia.

- J, jak tylko uda ci się skontaktować z Hadrianem, ostrzeż go o Zuko - wymamrotał.

Tyle jednak wystarczyło, aby istota spojrzała na niego. Ogień zaatakował ścianę, przy której się ukrywał.

Tony miał nadzieję, że termin Insygnia Śmierci zobowiązywał i Peleryna-Niewidka nie spłonie od odrobinki ognia.

- Tony, gdzie jesteś? - w jego słuchawce rozległ się głos Hadriana. Westchnął z ulgą.

- Niedaleko Wieży Astronomicznej - odparł powoli. - Zuko tu jest.

- Czekaj tam na mnie!

- Olia była bardzo zdenerwowana, kiedy się o tym dowiedziała - kontynuował jakby nigdy nic, znowu z opuszczonymi rękoma. - A Równowaga jest znana ze spokoju. Dla mnie i Makii było to szczególnie niepokojące, skoro ona miała być jedną z najpotężniejszych istot, przed którymi nic się nie ukrywało. A jednak, Negro poszedł nam na rękę, przybywając tutaj... Tylko Chaos potrafił sprawić, że Olia nie widziała tego, co się mogło stać... - pokręcił głową. - Chociaż nigdy nie zapytaliśmy Losu, czy coś o tym wie - podrapał się po brodzie. - Być może Lilith miała coś wspólnego z tym cofnięciem czasu? Jak sądzisz, panie Anthony?

- Sądzę, że powinieneś zniknąć jak najszybciej z Hogwartu, Zuko - Hadrian podszedł spokojnie do nich, na chwilę zawieszając wzrok na Tonym.

Mężczyzna roześmiał się. - Nareszcie przybyłeś! A już myślałem, że będę musiał spalić cały zamek, aby do ciebie dotrzeć!

- Makia by się na to nigdy nie zgodziła.

- Jakbym jej słuchał - prychnął.

- Ale współpracujecie.

Jego wściekłe oczy spoczęły na Hadrianie. - Tylko dlatego, że spieprzyłeś coś z liniami czasowymi razem z Mortemem - warknął.

Czarnowłosy zmarszczył brwi. Spieprzył coś z liniami czasowymi? Przecież Mortem cofnął czas na ziemi. Czy Zuko o tym nie wiedział?

Czerwonowłosy pokręcił głową. - Wielu z nas zauważyło dopiero później, że coś jest nie tak. Mieliśmy wrażenie, jakby wszystko odgrywało się już drugi raz - zaczął. - Olia była pewna, że coś zostało zmienione w liniach czasowych, ale nawet ona nic nie widziała.

- A Lilith? - wtrącił lekko.

- Odgrywa gdzieś na ziemi człowieka - warknął. - Nie mam ochoty szukać jej pod każdym głazem.

To brzmiało jakby... Istoty inne niż on, Mortem i Lilith nie wiedzieli o cofnięciu czasu. Chociaż, czy czasem Negro nie był kolejną osobą, która wiedziała o zmianach w czasie? Pokręcił głową. Musiał go o to zapytać.

- Czego ode mnie oczekujesz, Zuko?

- Odpowiedzi! - warknął. - Czy to naprawdę inna linia czasowa Ziemi? Czy naprawdę ty i Mortem bawiliście się czasem?

- A co jeśli odpowiedzi na oba pytania brzmią "tak"? - zapytał lekko, spoglądając w kierunku Tony'ego i nakazując mu szeptem odejść.

Personifikacja Wojny zamilkła. Przetarł twarz i jęknął. - Zabawa jego domeną nigdy nie kończyła się dobrze... Cała trójka będzie wściekła...

- Kto?

Oczy Zuko zaszkliły się. Hadrian przeklął w myślach.

- Czy to naprawdę inna linia czasowa Ziemi? Czy naprawdę ty i Mortem bawiliście się czasem? - zapytał ponownie o to samo.

- Może tak, może nie - prychnął. - To nie twoja sprawa.

- Moja, jeżeli stanowicie zagrożenie dla innych istot!

- Nie stanowimy - zapewnił go. - A teraz powinieneś odejść, zanim Negro tu w końcu trafi, albo któryś ze śmiertelników cię zobaczy.

Czerwonowłosy zmrużył niebezpiecznie oczy. - Tylko dlatego, że Makia również oczekuje odpowiedzi.

- Jak wolisz - wzruszył ramionami.

Kiedy Zuko zniknął w szarym dymie, oparł się o ścianę i ześlizgnął po niej, dysząc ciężko. Utrzymywanie płomieni, aby nie dotknęły pozostałeś części zamku nie było łatwe, szczególnie jeżeli był na wpół śmiertelnikiem.

Zuko ostrzegł go przed bawieniem się jego domeną. Chodziło zapewne o czas. Czyżby czas miał również personifikację i był istotą? Skoro tak, to dlaczego go nigdy nie poznał? I czy "Czas" był tą osobą, o której wspominali Negro i Mortem, zanim nagle zapominali fragmenty rozmowy?

Pokręcił głową, wzdychając ciężko.

Obok niego osunął się Tony. - Więęęęc... To był Zuko.

- Tak.

- Personifikacja Wojny.

- Tak.

- I mówił coś o istocie, której domeną jest czas? - spojrzał na niego.

- Nigdy nie spotkałem jego personifikacji, a myślałem, że widziałem wszystkich - westchnął. - Jest też szansa, że to właśnie o Czasie Mortem ani Negro nie mogą się wypowiadać.

- Dlaczego akurat Czas? - zmarszczył brwi, składając pelerynę.

- Nie wiem... Wydaje mi się, że jeżeli naprawdę jest istotą, to musi być potężniejszy, niż inni. Włącznie z Mortemem, Lilith i Makią.

- Starszy?

- Być może.

- Ale naprawdę nie mam teraz do tego głowy... - westchnął.

- W takim razie, dlaczego Zuko nazwał cię "hybrydą"? - zapytał lekko, bawiąc się jakimś projektem nowej broni na StarkPadzie.

Chłopak skrzywił się. - Byłem kiedyś człowiekiem. Nawet mimo Przebudzenia, różnie się od innych. W moich żyłach płynie również trochę krwi. Czasem jestem słabszy niż istoty, a czasem przewyższam ich siłą... Tak jakby moja moc nie potrafiła wybrać - pokręcił głową. - Nie potrafię również przybrać w pełni postaci istoty. Zawsze pozostanie coś z człowieka, czarodzieja Harry'ego Pottera...

- Nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego tak jest? - zapytał.

- Sądziłem, że to z powodu mojego życia jako człowiek - wzruszył ramionami. - Każda z istot ma własną domenę i została stworzona.

- A jaka jest twoja domena?

- Ja... - zmarszczył brwi. - Nie wiem...

Forward
Sign in to leave a review.