
Rozdział 2
Po kupieniu różdżki, podręczników i wszystkich książek które zainteresowały Hadriana, kufra z powiększonymi przegrodami, szat i nowej garderoby oraz wszystkiego, czego tylko mógłby potrzebować nowy uczeń Hogwartu, wrócili do dworu.
Hadrian chciał przeczytać wszystkie podręczniki przed rozpoczęciem zajęć. Chociaż miał ogromną wiedzę na temat magii, zazwyczaj obejmowała ona materiał nienauczany w Hogwarcie - czarna magia, nekromancja, zapomniane rytuały, magia silnie ofensywna - to wszystko jest ledwie wspominane podczas lekcji.
Chciał również przetestować, czy jest w stanie wykonywać jasną magię. Wcześniej, w większości przypadków, było to dla niego niesamowicie trudne. Teraz przychodziła mu równie łatwo, jak jego wrodzona. Miał miesiąc na opanowanie podstawowych zaklęć.
--
Sam aportował się na stację - gdy powiedział swojemu opiekunowi, że potrafi się aportować samodzielnie, ten tylko się uśmiechnął; nie miał nic przeciwko samotnej podróży Hadriana. Wyszedł z punktu przeznaczonego właśnie dla takich podróży i udał się w stronę platform. Marvolo wcześniej poinformował go, że aby dostać się na miejsce odjazdu pociągu do Hogwartu, musi przebiec przez ścianę pomiędzy peronami dziewiątym i dziesiątym.
Raczej był zadowolony z widoku, jaki zobaczył po przedostaniu się platformę 9 i 3/4 - wielka czerwona lokomotywa lśniła w jesiennym słońcu. Na peronie nie znajdowało się jeszcze wielu czarodziejów; postanowił przybyć nieco wcześniej, aby móc zająć wolny przedział. Zasunął drzwi i zatracił się w książce.
Z transu wyrwało go pukanie do drzwi. Podniósł wzrok i zobaczył młodych spadkobierców, raczej skoncentrowanych na mrok, rodzin.
- Witaj. Nazywam się Draco Malfoy, spadkobierca rodu Malfoy. Za mną to Daphne Greengrass, spadkobierczyni rodu Greengrass. Czy mamy przyjemność z Hadrianem Peverellem, spadkobiercą rodziny Peverell? - odezwał się blondyn.
Hadrian nie był zdziwiony, że tak szybko go odnaleziono. Był świadomy planów swojego opiekuna, kiedy zaprosił większość ciemnych rodzin na prywatne przyjęcie; wtedy z przyjemnością odegrał wymaganą od niego rolę, wywierając wrażenie na głowach najbardziej wpływowych rodzin w Wielkiej Brytanii. Na pewno stał się popularną sylwetką wśród młodych spadkobierców, próbujących nawiązać najkorzystniejsze kontakty. Przez jego charakterystyczny wygląd nie dało się go przegapić. Chociaż jego magia się zmieniła nie sądził, że inne dzieci mogą w ogóle to wyczuć.
Być może będzie miał na kim wyładowywać swoje sadystyczne zapędy.
Przez długi czas beznamiętnie wpatrywał się w parę. Kiedy był pewien, że trwało to zdecydowanie dłużej niż powinno, uniósł kącik ust.
- Być może - oznajmił, świadomy niekomfortowej sytuacji, w jakiej znaleźli się jego goście. - Możecie usiąść, jeśli właśnie do tego zmierzacie.
Dwójka, próbując zamaskować swoje zmieszanie weszła do przedziału i zajęli miejsca. Wzdrygnęli się, kiedy drzwi zamknęły się samoistnie. Hadrian wrócił do czytania swojej książki; po przedłużającej się chwili niezręcznej ciszy, Draco i Daphne zaczęli rozmawiać.
Młody Peverell zdawał sobie sprawę, że powinien nawiązywać przyjaźnie, ale cieszyło go wprowadzanie w zakłopotanie raczkujących lordów - to było takie proste. Podczas podróży zaangażował się w rozmowę kilka razy, zapytany o ulubione przedmioty, dom do którego chciałby się dostać i czy przeczytał już podręcznik do eliksirów.
Jego ojciec zganił go, za nieodpowiednie zachowanie w towarzystwie, jednak nauczył się brać wszystko co mówi z dystansem. Widząc, że jest ignorowany, po prostu się rozpłynął - już przekonał się, że Hadriana bardzo trudno namówić do czegokolwiek. Porównał go raz do Dumbledora - Hadrian stał się jeszcze bardziej milczący, niż zwykle; minął tydzień, zanim cokolwiek powiedział.
--
Pociąg dojechał na stację w Hogsmeade bez żadnych problemów. Uczniowie na miejscu od razu wsiedli do łódek; Draco i Daphne nie odstępowali Hadriana. Postawili sobie za cel bycia najbliższymi Peverella w Hogwarcie - co, jak tak dalej pójdzie, chłopak będzie musiał zaakceptować. Nie szczególnie mu to przeszkadzało; po życiu w izolacji, rozmawiając jedynie ze zbłąkanymi duszami i okazjonalnie z lordem domu Black, byłoby to ciekawym urozmaiceniem.
Przeszli przez bramy zamku; w przedsionku Wielkiej Sali czekała już na nich profesor McGonagall. Podziękowała Hagridowi za przyprowadzenie pierwszoklasistów i przywitała przyszłych uczniów; kiedy opowiadała im o domach Hogwartu, chłopiec w zużytej szacie i rudymi, poczochranymi włosami widocznie dopiero teraz zauważył Hadriana, ponieważ zaczął wskazywać w niego palcem z oburzonym wyrazem twarzy.
- To z tobą kazali mi się zaprzyjaźnić! Myślisz, że udało ci się omamić nas wszystkich? Bądź pewien, że ze mną nie przejdą te sztuczki, pompatyczny, mroczny czystej krwi - dosyć głośno oznajmił, w mniemaniu Hadriana, Weasley.
Podejrzewał już wcześniej, że Dumbledore opowiedział o nim swoim wyznawcom. Bardzo prawdopodobnym było, że kazał Molly zaangażować swojego najmłodszego syna, który dziwnym trafem był w jego wieku; widocznie jeszcze bardziej uprzedzony od swojej rodziny - nie potrafił przynajmniej udawać jego przyjaciela.
Hadrian tylko obojętnie patrzył na chłopca. Nie próbował go przekonać o swojej "niewinności"- nic nie znaczył w wielkiej grze; nawet nie potrafił słuchać najprostszych poleceń swojego pana.
Głośne zachowanie chłopca wywołało lekkie poruszenie wśród tłumu dzieciaków. Niewielka część dzieci z jasnych rodzin rozpoznała Hadriana - nieufnie przyglądając się jego sylwetce. Jednak wielu mrocznych spadkobierców rozpoznało go i przyglądali mu się z podziwem, zaciekawieniem, a nawet zazdrością.
MacGonnagal widząc lekkie rozproszenie uwagi jej uczniów przez najmłodszego syna Molly, głośno zwróciła mu uwagę; na szczęście to starczyło, aby na razie odwrócić uwagę tłumu.
Wprowadziła uczniów do Wielkiej sali; kazała im się zatrzymać tuż pod podwyższeniem dla nauczycieli i zajęła swoje miejsce obok Czapki Przydziału. Alfabetycznie odczytywała nazwiska pierwszorocznych; ze stołów domów słychać było głośne klaskanie.
- Hadrian P-peverell - Po ogłoszeniu nazwiska nastała cisza. Hadrian, z gracją prawdziwego arystokraty, podszedł do stołka, stukając butami o posadzkę Wielkiej Sali; usiadł na stołku nie łapiąc kontaktu wzrokowego z nikim z obecnych.
Tak na prawdę, obojętne mu było do jakiego domu zostanie przydzielony - jednak Marvolo zamordowałby go, gdyby wybrał inny dom, niż jego przodka.
- Widzę twe myśli, mała śmierć; nie przejmuj się, twe sekrety są u mnie bezpieczne. A więc niech będzie...
SLYTHERIN
Dumbledore już wiedział, że został omamiony cudownym aktem niewinnego dziecka; popełnił ogromny błąd wpuszczając do Hogwartu Hadriana.
--
Uczniowie widywali Hadriana jedynie na lekcjach. Cały wolny czas spędzał w odmętach biblioteki Hogwartu, zafascynowany nowymi książkami, do których nie miał dostępu w bibliotece Black. Z pasją rozwijał swoją nową umiejętność; wreszcie mógł korzystać z magii, którą używało całe magiczne społeczeństwo. Czytał przez cały czas, nawet na lekcjach; na początku nauczyciele nie byli zbyt zadowoleni podejściem do nauki Hadriana, ale kiedy udowodnił im, że zawsze jest w stanie wykonać wymagane od niego zadania, zrezygnowali z ciągłego upominania młodego Peverella.
Osobą, która cały czas podążała za Hadrianem, był Draco. Peverell na początku był lekko zirytowany chłopcem, ale z czasem przyzwyczaił się do jego stałej obecności. Razem odrabiali lekcje - gdy młody spadkobierca Malfoy nie rozumiał jakiegoś zagadnienia, cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania swojego nowego przyjaciela.
W akademikach chłopców pierwszego roku mieszka po pięć chłopców; Draco dziwnym trafem otrzymał miejsce w dormitorium Hadriana. Zawsze wracali po godzinie policyjnej do akademików, kiedy ich współlokatorzy dawno już spali. Dzięki instynktownej umiejętności Peverella poruszania się po Hogwarcie, tajnych przejściach i skrótach, nie zostali złapani.
Dworowi Slytherinu nie spodobały się nawyki Hadriana; raz kiedy weszli do Pokoju Wspólnego, czekała na nich cała rada starszych uczniów, z obecnym królem na czele. Draco miał zamiar się wycofać, ale kiedy zauważył niezachwianą sylwetkę swojego przyjaciela, postanowił nie pozostawiać go samego.
Podczas uwag kierowanych na nich ze strony króla Slytherinu, Hadrian stał, jak zwykle beznamiętnie wpatrując się w swojego "rozmówcę". Starszy uczeń, zirytowany brakiem reakcji pierwszorocznego, ostrzegł że do zmuszenia ich do przestrzegania regulaminu, jest gotów użyć siły; nie ma zamiaru robić dla nich wyjątku, jedynie przez ich nazwiska. Hadrian zadowolony faktem, że może nabrać nowych doświadczeń, jedynie lekko podniósł kącik ust.
Sprowokowany chłopak zaatakował, na pierwszy rzut oka, dosyć bolesną klątwą. Kiedy tylko dotknęła wyciągniętego w przód rękę Hadriana, po prostu zniknęła; została wchłonięta przez inną, tą jego mroczniejszą, stronę. Lekko zawiedziony, że nie może odczuć prawdziwych konsekwencji czarnomagicznego zaklęcia, rzucanego przez normalnego czarodzieja, nie zauważył przerażonych min wszystkich zgromadzonych w pokoju. To była dosyć potężna, mroczna klątwa, której mało siódmoklasistów mogłoby się oprzeć - on zneutralizował ją samym dotykiem, co było niemożliwe, nawet wśród potężnych, dorosłych czarodziejów.
Czyżby to była moc prawdziwego Peverella? W wieku jedenastu lat był w stanie dokonać rzeczy niemożliwych. Gdyby tylko wiedzieli, że poznali jedynie ułamek umiejętności chłopca.
Postanowili zostawić ich w spokoju; była niepisana umowa nie rozmawiania o młodym spadkobiercy Peverell.
--
Marvolo cały czas męczył Hadriana, tym jak to on w jego wieku był już królem Slytherinu; że powiniem od razu wyzwać obecnego na pojedynek - pokonałby go z zamkniętymi oczami. Jednak Peverella zniechęcały obowiązki wiążące się z tą pozycją; poza tym może zapisać jako długoterminowy projekt, może w starszych klasach będzie bardziej zainteresowany polityką czarodziejów.
Kiedy był sam, zwiedzał zamek szukając wszystkich przed wzrokiem uczniów smaczków. Bardzo pomocny okazał się Marvolo, który znał większość z nich - "Każdy godny Ślizgon, powinien znać drogi ucieczki na wszelki wypadek". On robił to nie tylko dla poznania miejsca, w którym będzie mieszkać przez kolejne siedem lat, ale i fascynowała go starożytna magia Hogwartu. Był pewien, że zamek jest świadomy, przynajmniej w małej części, działań wszystkich mieszkańców.
--
Dumbledore szukał sposobów na zneutralizowanie Hadriana - teraz magia Hogwartu oraz przysięgi uniemożliwiały zabicie chłopca, więc jedynym sposobem na kontrolowanie go, było zdobycie jego zaufania - najmłodszy syn Molly nie mógł poradzić sobie nawet z tak prostym zadaniem; czasem trzeba pozbyć się swoich uprzedzeń i przystosować do zaistniałej sytuacji.
Próbował legilimencji, ale jedyne co zobaczył, to nic - dosłownie, znajdował się w pustce krajobrazu umysłu młodego Peverella. Był zły na siebie, że nie odnalazł go wcześniej, aby wychować tak zdolnego chłopca na posłusznego żołnierza - jak można zmarnować taki potencjał?
Zauważył, że Hadrian zaprzyjaźnił się z młodym Draco. Może to jest sposób, w który może dotrzeć do chłopca?
Niestety wielkimi krokami zbliżało się Yule; zaplanuje coś, gdy uczniowie powrócą na przyszły semestr.
--
Śmierć obserwował Hadriana - cieszyło go, że chłopiec tak rozwija dane mu przez niego prezenty. Uwielbiał to, że był taki ambitny - tak bardzo jego...
Planował niespodziankę dla Hadriana, jego prezent na Yule.
--
Pociąg, pełen uczniów wracających na przerwę zimową, zatrzymał się na peronie 9 i 3/4. Fala młodych czarodziejów wylała się przez drzwi na całą długość platformy. Gdy wydawało się, że pociąg już został w pełni opróżniony, Lord Black zobaczył Hadriana wychodzącego bez widocznego bagażu - gdyby nie wiedział kim jest, zastanawiałby się, jaką niezdarą musi być ten chłopak - zresztą tak pewnie myśleli wszyscy, którzy nie znali pochodzenia chłopca.
Zobaczył błysk zaskoczenia w oczach Hadriana, gdy zauważył go stojącego na peronie, widocznie czekającego na jego przyjazd - chłopak nie spodziewał się, że pofatyguje się aż do Londynu, aby odebrać go ze stacji. W rzeczywistości nieliczne obowiązki wiążące się z opieką młodego Peverella, stanowiły miły przerywnik od jego codziennej rutyny - uwielbiał obserwować tego małego geniusza w każdej możliwej sekundzie.
Chłopak z gracją podszedł do niego; lekko skłonił głowę, jak wymagała od niego etykieta i przywitał się oficjalną formułą. Uśmiechnął się widząc idealny akt Hadriana i odwzajemnił powitanie.
Złapał go za rękaw i bez ostrzeżenia aportował do Black Manor. Uwielbiał patrzyć na zdezorientowanego Peverella - ukrywał to po mistrzowsku ale po tylu latach był w stanie czytać jego emocje chociaż przez część czasu.
- Otrzymałeś zaproszenie na Yule Ball, który odbędzie się w Malfoy Manor - oznajmił chłopcu odwracając się od niego. - Mam nadzieję, że zaakceptujesz.
- Oczywiście, Lordzie Black - odpowiedział formalnie chłopak, cały czas nie poruszając się odkąd się aportowali, wpatrując się w plecy swojego opiekuna.
Nawet po tylu latach, Hadrian upierał się, aby zwracać się do niego oficjalnym tytułem. Nadawało mu to pewnego uroku. Na pewno wielu czystej krwi pozazdrościłoby mu manier jego wychowanka.
Był zadowolony, że chłopiec odczytał jego intencje, w związku z balem u Malfoyów. To pierwsze Yule, od kiedy Hadrian oficjalnie istnieje jako spadkobierca Peverell - będzie to jego pierwsza uroczystość, w której będą uczestniczyć potężnie polityczne osoby spoza mrocznej strony. Na pewno zostaną zaproszeni wysoko postawieni urzędnicy ministerstwa, być może sam minister; oni wszyscy na pewno pamiętają jeszcze Licorusa.
Nie miał wątpliwości, że Hadrian poradzi sobie we wszystkich scenariuszach, ale wiedział że chłopiec nie ma zamiaru grać pokornego, dobrego ucznia Hogwartu. Pogłębi jedynie obawy wszystkich o jego mrocznej naturze; chociaż jeżeli ich dobrze wystraszy, będzie miał spokój przez jakiś czas.
Uśmiechnął się, słysząc ciche kroki zbiegającego po schodach dzieciaka.
--
Wszyscy goście wymieniali się uprzejmościami - Hadrian również zaczął się integrować, prowadząc z dorosłymi krótkie rozmowy, zapewniając ich, że jest więcej, niż tylko w stanie, poradzić sobie samodzielnie w takiej sytuacji. Ci którzy już znali go wcześniej, utwierdzili się w przekonaniu o inteligencji dziecka, a ci którzy nie znali Hadriana zostali zszokowani jego idealną osobą.
Jego wzrok zaczął przesiewać tłum; gdy wreszcie znalazł Malfoyów - zamarł. Draco nigdy nie wspominał, że ma rodzeństwo. Obok niego stała... młodsza dziewczyna, tak to bez wątpliwości dziewczyna ubrana w garnitur. Dlaczego. W żadnej książce o etykiecie, ani nawet jego ojciec, nie wspominali o młodych paniach noszących garnitury. Czemu nikt nie wydawał się być przejęty ubiorem domniemanej siostry Draco?
Wiedział, że nie może się teraz skontaktować ani z Marvolo, ani z jego ojcem, niechętnie zwrócił się do Lorda Blacka. Zabrał na przyjęcie ze sobą swoją żonę; jego syn wyjechał za granicę, pracując w ministerstwie. Wiedział że Lady Black bała się go, dlatego starał się unikać konfrontacji w większości czasu. Jednak teraz musiał być pewien, czy mała Malfoy rzeczywiście istnieje, czy to tylko jakiś duch, który postanowił spłatać mu figle.
Lady Black oddaliła się tylko, gdy zobaczyła, że podchodzi. Zaciekawiony Lord Black rozejrzał się, co spowodowało taką reakcję, ale gdy tylko zobaczył Hadriana, zrozumienie pojawiło się w jego oczach. Chłopiec nieczęsto z własnej woli się do niego odzywał - zazwyczaj to on inicjował wszelkie interakcje.
Gdy tylko usłyszał wątpliwości dziecka, zaśmiał się. Opowiedział mu o młodszym dziecku Lucjusza i jej zamiłowaniu do mugolskich garniturów. Od dawna nie widział młodego Peverella tak zmieszanego. Aby dalej go nie stresować, oddalił się na poszukiwania swojej małżonki.
--
- Draco, nigdy nie wspominałeś, że posiadasz młodsze rodzeństwo - Blondyn wzdrygnął się, dopiero teraz zauważając obecność Hadriana. W jego oczach pojawiła się ta iskra, która zawsze migotała, gdy Peverell znalazł jakąś fascynującą książkę.
- W-wydaje ci się... - przerwał mu wysoki, dziewczęcy krzyk.
- DRACZE! JAK MOGŁEŚ NIE WSPOMINAĆ O MNIE SWOJEMU PRZYJACIELOWI?! - wszyscy obecni w pobliżu obejrzeli się, ale gdy zobaczyli rozwścieczoną dziesięciolatkę, powrócili do swoich rozmów. To była nieodłączna część każdego przyjęcia z udziałem Dorei Malfoy.
Dziewczyna zbliżyła się do nich. Hadrian z uwagą się jej przyglądał; to była rzecz, której jeszcze nigdy nie widział. Nie wiedział, że to w ogóle możliwe, aby czystej krwi nosił się w taki sposób, a inni czarodzieje po prostu to zaakceptowali.
Musiał poznać taką ciekawą osobę.
--
Po pouczającej interakcji, oddalił się w bardziej ustronne miejsce - czuł, że Marvolo chce z nim porozmawiać. Opowiedział mu, że w młodości jego najbliższym przyjacielem w Hogwarcie był dziadek Draco - Abraxas. Niedługo przed swoją śmiercią, dziedzic Slytherina podarował mu swój cenny dziennik; wiedział że Dumbledore zamierza się go pozbyć, więc poprosił o ochronę książki. Teraz wiedział, że mógłby się przydać Hadrianowi; zataił co znajduje się w środku, ale upierał się, że muszą go zdobyć.
Dlatego szli teraz przez długie korytarze Malfoy Manor mijając wiele portretów, które nie komentowały niepożądanej obecności ich dwojga - ponieważ w ramach były zaklęte dusze przodków, byli w stanie zobaczyć Marvolo. Wreszcie dotarli do podobizny mężczyzny, bardzo podobnego do ojca Draco.
Gdy tylko ich zobaczył, rozszerzył oczy z niedowierzania.
- M-marvolo... czy to ty? - nie mógł uwierzyć, że po tylu latach wreszcie spotkał swojego przyjaciela.
Duch uśmiechnął się serdecznie. Odwzajemnił entuzjazm Malfoya, witając się z nim; porozmawiali chwilę o latach, od kiedy ich drogi się rozeszły. Wreszcie blondyn spojrzał na Hadriana.
- Czemu nie dziwi mnie, że to ty znalazłeś to przerażające dziecko. Zawsze miałeś talent do znajdywania niesamowitych przedmiotów - Hadrian zwęził oczy. Nie podobało mu się porównanie go do rzeczy, ale postanowił nie przerywać tak rzadkiej interakcji.
Po jakimś czasie temat rozmowy zszedł na dziennik Marvolo. Dowiedzieli się, że po dziś znajduje się w prywatnej bibliotece Abraxasa; wiedział, że jego syn nie byłby taki perfidny, aby złamać najważniejszą zasadę niezabierania jego książek z pomieszczenia, w którym pozostawił je.
Marvolo podziękował mu i pożegnali się na kolejne dekady. Od razu poprowadził Hadriana zawiłym labiryntem dworu do komnat Abraxasa. Ich oczom ukazała się ogromna biblioteka; potomek Slytherina wiedział, gdzie dokładnie znajduje się dziennik. Wskazał to miejsce Hadrianowi, a ten podniósł oprawioną w skórę, dosyć grubą, książkę z wygrawerowanymi inicjałami T. M. Riddle.
- Riddle? I tak na prawdę nie nazywałeś się Marvolo? - chłopak był zaskoczony; myślał że Marvolo miał na nazwisko Slytherin. Nigdy nie słyszał o rodzie "Riddle".
Obejrzał się, ale nie znalazł już nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na jego pytania.
Świetnie. Ciekawe jak sobie wyobrażał powrót Hadriana do głównej sali dworku.
--
Metodą prób i błędów, Peverell wreszcie znalazł drogę do miejsca, w którym znajdowali się wszyscy goście; nie chciał używać swojej mrocznej magii, ponieważ wszyscy dowiedzieliby się o jego problemie, a ponieważ nie był jeszcze tak biegły w zwykłej magii, musiał zrobić to tradycyjnie.
Na szczęście przyjęcie dobiegało końca - dzisiaj będą odprawiać zimowy rytuał, składania ofiar bogom oraz siłom natury - nic specjalnego, trochę krwi i dosyć długa inkantacja. Jest to dosyć intymna sytuacja dla każdego czarodzieja, dlatego każdy robi to w swoim dworze. Hadrian za to zawsze udaje się na tyły rezydencji, gdzie zazwyczaj praktykował swoją mroczną magię, aby nie skazić murów Black Manor.
Rozpoczął przygotowania do rytuału - zawsze brał to dosyć poważnie. Większość po prostu wykonuje to dla zachowania tradycji i wypowiedzenia formułki bez większego zrozumienia, jednak Hadrian szczerze wierzy w istnienie tych sił. Zawsze przed bierze oczyszczającą kąpiel, przebiera się w rytualne półprzeźroczyste, białe szaty. Rozcina nożem dłoń i pozwala, aby krew powoli spływała do misy.
Zaczyna wypowiadać inkantację - czuje potężną magię, która odpowiada na jego wezwanie. Cały czas ma zamknięte oczy, dając się ponieść słowom i cudownej magii, która z każdym wersem wyraźnie się nasila. Czuje euforię, której nigdy wcześniej nie wywołały w nim te obrządki.
Słowa się kończą i Hadrian upada wyczerpany na kolana. Nagle przed nim pojawia się energia, tak cudowna i tak potężna, że wywołuje u chłopca dreszcze całego ciała; zostaje praktycznie wgnieciony w podłogę ogromem jej natężenia.
--
Śmierć wpatrywał się w drżącego przed nim Hadriana; cieszył się tak cudowną reakcją na jego obecność. Zazwyczaj, gdy objawi się w swojej prawdziwej postaci, ludzie tracą zmysły lub ich ciała i dusze po prostu rozpadają się.
Wręcz widział fale przyjemności przechodzące przez małego chłopca. Ukucnął i złapał ręką jego policzek. Hadrian wpatrywał się w niego z rozszerzonymi oczami; złapał drżącą, zakrwawioną ręką jego, spoczywającą na jego twarzy.
- Ś-śmierć - chłopiec wyszeptał, gdy przyjrzał się dokładniej swojemu niezapowiedzianemu gościu.
Istota uśmiechnęła się szaleńczo, słysząc swoje imię z ust tego cudownego stworzenia, istniejącego tylko dla niego. Taki doskonały.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Hadrianie - odezwał się pierwszy raz od stuleci. Jego głos było słychać, jak gdyby wydobywał się ze wszystkich kierunków. Nie znajdował się obecnie w swojej cielesnej postaci, tak na prawdę nie mógłby fizycznie wpłynąć na żadnego innego człowieka. Tylko Hadrian...
Pocałował w czoło trzęsącą się istotkę, złapał pasemko jego długich włosów i pozostawił tam czarny koralik.
Jeszcze nie czas... Kiedyś wreszcie spotkają się na dłużej. Teraz wiedział, że musi dać ciału Hadriana odpocząć.
--
Hadrian leżał wyczerpany na ziemi; cały czas odczuwał konsekwencje spotkania z tym niesamowicie potężnym bytem. Nie był do końca pewny, co się stało - czy to możliwe, że odwiedził go sam Śmierć? Być może to jego umysł płata mu figle, częstując go takimi potężnymi halucynacjami. Nie wiedział co o tym myśleć; postanowił na razie nie zmieniać swojej pozycji i pozostać nieruchomo rozłożony na ziemi.
Sięgnął dłonią do kosmyka, który jeszcze niedawno znajdował się w ręku domniemanej Śmierci. Poczuł dowód jego obecności - od czarnego koralika emanowały ślady po niesamowitej magii. Cały był w rozsypce - wszystkie myśli krążyły niespójnie nie chcąc współpracować z Hadrianem.
Jego zmysły zarejestrowały pośpieszne kroki, kierujące się prosto w jego stronę. Pozwolił, aby powieki zamknęły się i powoli odpłynął.
--
Kiedy Lord Black wrócił do dworu razem z żoną i Hadrianem wiedział, że chłopiec zamierza odprawić rytuał w miejscu, w którym zazwyczaj trenował swoją mroczną magię. Uwielbiał wtedy obserwować młodego Peverella; nie wyglądał wówczas jak zwykły człowiek - jego ruchy, szata wręcz hipnotyzowały, to była prawdziwa sztuka w wykonaniu chłopca. Nie zamierzał rezygnować ze swojej rutyny Yule i tym razem, dlatego udał się do wielkiej, przeszklonej ściany z widokiem na tyły posiadłości.
Po pewnym czasie zauważył Hadriana - czarujący jak zawsze, zmierzał do swojego ulubionego miejsca. Poczuł magię, którą chłopiec emanował falami podczas mówienia inkantacji; wręcz zapierała dech w piersiach - fascynująca. Uwielbiał ten czas, kiedy mógł po prostu przyglądać się młodemu Peverellovi.
Czując, że magia rytuału pomału zaczyna słabnąć na intensywności, nie spodziewał się fali, która ca³kowicie zwali³a go z nóg. To było przerażające - energia była bardzo podobna do Hadriana, ale tak starożytna i intensywna; czuł jakby skierował na siebie uwagę jakiegoś boga. Był nieco zaniepokojony o chłopca. Zastanawiał się, czym tym razem zaskoczy ich młody podopieczny.
--
Znalazł chłopca leżącego w samym centrum okręgu, który musiał zostać wypalony przez aurę tej nieznanej istoty. Miał nadzieję, że chłopiec będzie w stanie odzyskać świadomość na tyle, aby opowiedzieć mu o swoim niecodziennym gościu. Wyczuwał lekką energię dziecka, bardzo wyczerpaną, ale jednak. Odetchnął z ulgą. Wziął chłopca w ramiona i zaniósł do jednej z nieużywanych sypialni tak, aby miał łatwiejszy dostęp do miejsca pobytu chłopca, nie musząc przemierzać całego dworu w kierunku biblioteki, która i tak nie była przystosowana do kuracji.
Był bardzo świadomy, że nie było możliwości, aby jego żona nie odczuła wcześniejszej inwazji; miał szczerą nadzieję, że przypisze to do potwora, jakiego dostrzegła w chłopcu i nie będzie ubiegać się o więcej informacji. Zdawał sobie sprawę, że ich stosunki nie są najlepsze, chociaż nie były aż takie złe, jak można byłoby się spodziewać po aranżowanych zaślubinach. Miał inne priorytety, które nie zawierały szczęśliwego życia rodzinnego. Być może szaleństwo czarnych wreszcie ukazało się w jego krwi po tylu latach, ale uwielbiał ciarki przerażenia, które przechodziły za każdym razem, gdy przebywał w towarzystwie Hadriana. To oczywiste igranie z siłami ponad zwykłych śmiertelników wręcz go podnieca.
Szybko wziął się do pracy - położył chłopca na łóżku i rzucił zaklęcie diagnostyczne na wypadek, gdyby chłopiec miał inne obrażenia, różne od wyczerpania rdzenia magicznego. W tym stanie Peverell powinien być w stanie sam doprowadzić się do stanu używalności, ale nie mógł się doczekać odpowiedzi chłopca. Nie wykrywając większych obrażeń niż lekkie oziębienie, zaczął pomagać magii dziecka dojść do pierwotnego stanu.
--
Gdy tylko złapał najmniejsze nitki wiadomości, zarejestrować przeszywający go ból i wyczerpanie. Nie widział ile czasu minie od spotkania Śmierci. Był przerażony - nie wiedział co zrobił, aby skupiać na siebie uwagę bytu. Ignorując dyskomfort, sięgnął ręką po koralik, który pozostawił po sobie - ciemne tworzywo świeciło jasno odbijając światło wydobywające się zza zasłony. Cały czas wydobywała się z niego lekka energia, o tej cudownej naturze. Wiedział już, że czekają go długie, możliwie bezowocne badania, w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek na temat Śmierci i nowego prezentu. Chociaż zdecydowanie nie podobała mu się opcja pozostania pod obserwacją sił wyższych, podniecała go myśl o nowym wyzwaniu. Chętnie poświęci resztę swojego wolnego czasu badaniom biblioteki.
Jego entuzjazm opadł nieco gdy zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie został przeniesiony tu przez jego opiekuna, co oznaczało, że był świadomy jego niezbyt dobrego stanu. Zastanawiał się, czy on też poczuł tę energię - jeśli tak, wiedział że będzie musiał udzielić Lordowi przynajmniej częściowych odpowiedzi. Świetnie, czeka go kilka godzin pełnych wrażeń.