
X. J.
J. cz. I. Ślub
– Dzień dobry – powiedziałam głośno, gdy spostrzegłam, że do dużej sali weszło kilkoro kolejnych gości weselnych. – Zapraszam tutaj, do pierwszych rzędów – dodałam po chwili zadowolona, że widzę znajome twarze. – Zapraszam serdecznie, mamy jeszcze chwilę czasu.
Kto z Was jest równie podekscytowany, jak ja?
Siadajcie, Kochani, już za chwilę zacznie się show.
Uśmiechałam się dosyć głupio, jak to często miewam w zwyczaju, gdy jestem zdenerwowana. Normalnie, po ludzku się denerwowałam, ale starałam się na tym zapanować, to ja nie tutaj, dzisiaj, byłam gwiazdą. Poprawiłam moje lekko różowe włosy, które specjalnie na tę okazję pokręciłam i pozwoliłam, żeby spłynęły mi na plecy. Koleżanka, specjalistka w tej dziedzinie, pomogła mi z makijażem, abym mogła uzyskać efekt “truskawkowy” na powiekach. Wyszło idealnie.
Miałam na sobie długą, czarną szatę czarodziejów (przypominającą te ministerialne), sięgającą mi prawie do ziemi. Pod szyją miałam przewiązany złoty żabot, wskazujący na moją dzisiejszą, oficjalną funkcję. Buty na obcasie odrobinę cisnęły mnie w palce, ale musiałam wytrzymać.
Pierwszy raz i pewnie ostatni zaliczałam występ w takiej historii.
Poprawiłam rękawy, żeby spływały idealnie i ukradkiem spojrzałam na mój nieśmiertelny zestaw bransoletek składający się z: plecionej bransoletki w żółtym kolorze z truskawką, trzech sznurkowych: pierwszą czarną ze słonecznikiem, drugą złotawą ze smokiem i trzecią zieloną ze srebrnymi elementami – typowo ślizgońską. Na drugiej ręce miałam inne, takie z moimi ukochanymi kryształami – cytrynami i awenturynami.
Czułam, że jestem dobrze przygotowana.
Opowiem Wam, gdzie dokładnie miała się odbyć uroczystość zaślubin Hermiony i Draco. Znajdowaliśmy się w największym w Londynie hotelu czarodziejów o uroczej nazwie “Pod trzema czerwonymi różami”, a dokładnie w sali bankietowej. Stałam na podwyższeniu przed wielkim łukiem weselnym udekorowanym atłasem i co najmniej setką róż. Za mną stały długie, dębowe stoły, przykryte białymi obrusami, a przy każdym z nich ustawiono szereg krzeseł obleczonych w biało – złote pokrowce. Skrzaty domowe przechadzały się pomiędzy nimi, rozstawiając zastawę oraz dokonując ostatnich poprawek. Część z nich z pomocą magii ustawiała niewielkie bukieciki z pięknymi, miniaturowymi różami. Aż tutaj do mnie docierał ich słodki, niepowtarzalny zapach.
W powietrzu unosiły się niewielkie złote drobinki, dobrze widoczne, gdy padało na nie światło z reflektorów. Wirujący w powietrzu brokat, który nie przyklejał się do twarzy.
Było magicznie, nastrojowo, zachwycająco.
Widziałam, że przyszły kolejne osoby. Dosłownie poczułam, jak zrobiło mi się gorąco, gdy Harry Potter usiadł niedaleko razem z Ginny oraz Ronem Weasleyem i pozostałą częścią rodziny. Oczy zaświeciły mi się na widok Charliego z SAMI – WIECIE – KIM. Mogłam się na nich wszystkich gapić, a wszyscy wyglądali naprawdę wyjątkowo.
Luna, druhna Hermiony puściła do mnie oko i się do mnie uśmiechnęła, dodając mi tym samym otuchy.
– Nie wiem, kim jesteś tajemnicza J., ale dasz sobie radę – zapewniła mnie swoim przemiłym głosem, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem, patrząc ze wzruszeniem na jej śliczne kolczyki w kształcie rzodkiewek. Zdecydowanie poczułam jej vibe, bo w moich uszach tkwiły czerwone truskawki.
– Tajemnicza J. to brzmi nieźle – mruknął do mnie Blaise, który był świadkiem Draco, a za chwilę puścił mi oczko.
O kurczaczki. Jaki on seksowny. Starałam się nie zaczerwienić.
Spokój, J., bo w tym innym świecie, do którego wracasz po weselu, jesteś zajęta.
Wiem, ale skoro już tu jestem, to mogę chociaż popatrzeć. Mam oczy, to patrzę.
Wracamy do ślubu.
Nadszedł TEN czas. Wyprostowałam się i dałam znak pianiście, że może zaczynać.
Wybrał spokojną melodię. Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi, skąd docierały już do nas głośne kroki Dracona. Szedł powoli, ale pewnie. Uśmiechnęłam się do niego szczerze, a on ten uśmiech odwzajemnił. Draco zatrzymał się po drodze przy swoich rodzicach, a za chwilę przy mamie Hermiony, która otarła łzę wzruszenia, gdy coś do niej mówił.
Sama miałam ochotę to zrobić, ale się powstrzymałam i postanowiłam trzymać dzielnie.
A Wy? Przecież też tu z nami jesteście. Draco wygląda wspaniale, prawda?
Miałam wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Promieniał.
Podszedł do mnie, a ja się z nim przywitałam.
Uścisnęłam mu dłoń.
– Witam, pani J., możemy zaczynać – powiedział, a ja musiałam się pilnować, żeby niczego nie zepsuć.
– Jasne – odpowiedziałam.
Pianista zmienił melodię. Rozbrzmiał marsz weselny.
Daleko w głębi korytarza pojawiła się Hermiona. Miałam dosłownie łzy w oczach, gdy ją zobaczyłam. Posłałam szybkie spojrzenie Draconowi, a on wiedział, że może się również odwrócić i zobaczyć swoją przyszłą żonę.
Zrobił to i widziałam, że lekko zadrżał. Byłam dosłownie obok niego i to poczułam. Chyba tłumił łzy, które napłynęły mu do oczu.
Hermiona szła dumnie i spokojnie, prowadzona pod rękę przez ojca.
Opowiem Wam, jaką piękną miała na sobie suknię. Mam obsesję na ich punkcie, niektórzy z Was wiedzą.
Suknia była w kształcie litery “A”. Podkreślała ją smukłą talię. Wykończona była cienkimi, koronkowymi ramiączkami. Cały materiał w okolicach biustu był również pokryty koronką, która miała delikatny różowy odcień. Przepraszam, truskawkowy. We włosy miała wpięty długi welon, na którym znajdowały się setki maleńkich kryształków.
Wyglądała bajecznie.
Ojciec pocałował ją w policzek, a następnie podał rękę Draco, lekko ściskając go również za ramię.
Oddawał mu swoją jedyną córkę, największy skarb.
Hermiona spojrzała na mnie i posłała mi uprzejmy uśmiech. Nie miała pojęcia, kim jestem.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu nie wyglądali, jakby byli zdenerwowani.
Wyglądali, jakby czekali na ten moment bardzo długo. Patrzyli sobie głęboko w oczy, a ja się rozpływałam nad ich miłością, którą dosłownie czułam w powietrzu.
Teraz przyszedł mój czas. Miałam ogromne doświadczenie w publicznych przemowach, ale to mój pierwszy raz na ślubie.
Musiałam wziąć głęboki oddech.
Cicho odchrząknęłam i zaczęłam:
– Zebraliśmy się tutaj, aby być świadkami zawarcia związku małżeńskiego pomiędzy Hermioną Granger oraz Draconem Malfoyem. Serdecznie Was wszystkich witam i cieszę się, że tutaj razem z nami jesteście. – Powiodłam wzrokiem po zebranych, aby ostatecznie zatrzymać się na przyszłej parze młodej. – Droga, która nas prowadziła do tego miejsca, nie była prosta, ale ostatecznie udało się nam tutaj dotrzeć. Muszę Wam się do czegoś przyznać. To dzięki mnie tutaj jesteście – zwróciłam się bezpośrednio do Draco i Hermiony, dostrzegając na ich twarzach zdziwienie. – Zawsze wierzyłam w to, że do siebie pasujecie. Nakreśliłam w głowie historię, a potem podsuwałam Wam różne rozwiązania. Pozostawiłam Wam wolny wybór. To Ty, Draco, zatrzymałeś się na moście, a Ty, Hermiono kupiłaś mu urodzinową kawę z piankami. To były Wasze decyzje. Być może rzuciłam czasem w Was truskawką albo puściłam nastrojową muzykę, ale reszta należała do Was. Przypomnicie sobie Elvisa Presleya i jego Can’t Help Falling In Love. Wybacz, Draco za te kolorowe drinki Blaise’a, ale wiesz, nie mogło pójść zbyt łatwo. Wszystko miało swój cel. Zakochaliście się bez pamięci i wierzę, że znaleźliście w ten sposób szczęście.
– Czułem, że ktoś tam jest, chociaż to było trochę dziwaczne – zaczął Draco.
– Tak miało być – przerwała mu Hermiona.
– A ten squash? – zapytał Draco.
– A to już ja wymyśliłam – powiedziała Hermiona. – Prawda, J.? – upewniła się.
Przytaknęłam.
Ale tak, jasne, ona to wymyśliła, tak, jak całą resztę. Niech tak sądzi, jeśli to jej przyniesie ulgę, a my wiemy swoje.
– Podajcie sobie prawe dłonie – poleciłam, a oni mnie posłuchali, znów wpatrzeni w siebie.
Luna wyciągnęła w tym momencie różdżkę i mruknęła zaklęcie, na skutek którego ich ręce zostały przewiązane jedwabnym szalem z wyszytymi najprawdziwszymi truskawkami.
Zaniemówiłam i pochwaliłam ją skinieniem głowy. Luna odwaliła kawał dobrej roboty.
Ja oczywiście nie mogłam tego zrobić, bo o magii umiem jedynie pisać.
– Hermiono, powtarzaj proszę za mną słowa przysięgi: Ja Hermiona biorę sobie Ciebie, Draco, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Hermiona uśmiechnęła się do niego, widziałam, że mocniej ścisnęła jego dłoń i zaczęła mówić:
– Ja Hermiona biorę Ciebie Draco za męża i ślubuję Ci: Miłość, Wierność i Uczciwość Małżeńską… – Przerwała na chwilę i pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a jej prawie już mąż natychmiast ją starł. – …oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.
– Ja Draco biorę Ciebie Hermiono za żonę i ślubuję Ci: Miłość, Wierność i Uczciwość Małżeńska oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
– Co Merlin złączył, czarodziej niech nie rozdziela – powiedziałam głośno i wyraźnie. – Małżeństwo przez was zawarte, ja razem ze wszystkimi zebranymi teraz potwierdzamy.
W tej samej chwili jedwabny materiał, oplatający ich dłonie zaczął znikać. Wszyscy przyglądaliśmy się, jak tańczył pomiędzy nimi, aż rozpłynął się w powietrzu, a na ich palcach rozbłysły w tej samej chwili złote obrączki – codzienny symbol ich wielkiej miłości i złożonych wiecznych obietnic.
Draco podniósł do ust dłoń żony i z czułością ją ucałował.
– Ogłaszam was mężem i żoną, możecie się pocałować.
Hermiona zrobiła jeden mały krok, a Draco zamknął ją w czułym, ciasnym uścisku. Przez chwilę znowu spojrzeli sobie w oczy, aby za moment złączyć usta w słodkim pocałunku.
– Zostajesz na wesele, J.? – zapytała mnie Hermiona.
– Jasne! Za nic w świecie nie przegapiłabym takiej okazji.
– A z tym dzieckiem to prawda, czy twoja fikcja, J.? – zapytał mnie szeptem.
– Oczywiście, że prawda, ale imię to ja mu wybrałam i nie masz nic do gadania – mruknęła cicho, a on i tak się ucieszył.
A teraz Moi Kochani idziemy na wesele, bo przecież wszyscy tu dzisiaj z nimi jesteśmy!