Krótka historia o zakochaniu

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Krótka historia o zakochaniu
Summary
Nazywam się Draco Malfoy i opowiem Wam dzisiaj moją historię.Sam nie wiem, od czego powinienem zacząć, ale może od tego, że wszystko wydarzyło się w wyjątkowym dniu.Nie zdradzę teraz zbyt wiele, bo chciałbym Was zaskoczyć.Rzucę kilka konkretów.Zakochałem się.Zakochałem się w Hermionie Granger.I niczego nie żałuję.
All Chapters Forward

II. Draco/Hermiona

Draco

 

Szła w moją stronę z dwoma styropianowymi kubkami kawy, a ja się do niej  uśmiechnąłem jak głupek. Miałem ochotę strzelić sobie drętwotą w głowę, ale już było za późno, bo ona również posłała mi szczery, wcale niewymuszony uśmiech. A mi się znowu zrobiło cholernie gorąco.

Usiadła koło mnie i podała mi kawę. Założyła nogę na nogę i muszę przyznać, że wolałem się skupić na jej kolanach niż nad tym, co mi wcisnęła w rękę.

Spojrzałem na kawę i się skrzywiłem, ale był to odruch mimowolny i nie mogłem nad nim zapanować.

– Co to jest? – zapytałem.

– Lodowe latte z piankami marshmallow – wyjaśniła i wyglądała, jakby była z siebie bardzo zadowolona, dlatego od razu przestałem grymasić.

Wziąłem palcami jedną piankę w kształcie serduszka i z uwagą się jej przyjrzałem, a potem zjadłem. Pianki były ciekawe, różnokolorowe, z przewagą zieleni, ale wśród nich sporo było czerwonych.

Zjadłem zielone serduszko. Czerwonego nie byłbym w stanie spróbować.

Na pewno zrozumiecie.

Było dobre, przyjemnie słodkie.

Potem gdy po latach to wspominałem, czułem, że to był dla mnie moment przełomowy.

– A ty co pijesz? 

– Też mam lodowe latte, ale miętowe.

– Bez pianek – stwierdziłem, a ona się uśmiechnęła.

Bardzo często się uśmiechała. 

– Pożyczę sobie jedną od ciebie, jeśli mogę.

Kiwnąłem głowę i patrzyłem, jak sięgnęła po czerwone serduszko, a następnie wrzuciła je do swojej kawy.

Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć.

Zrozumiałem, że nadszedł czas, abym poczęstował ją moim fantazyjnym ciasteczkiem. Spojrzałem tęsknie na pudełko, które wciąż tkwiło na moich kolanach i podjąłem ostateczną decyzję. Wyciągnąłem z teczki różdżkę i po otwarciu pudełka, rozciąłem je na pół, tworząc w ten sposób dwa prowizoryczne talerzyki. Wypowiedziałem zaklęcie i na każdym z nich po chwili leżał mini torcik. Schowałem różdżkę. Położyłem na udach Hermiony deser, a ona posłała mi pytające spojrzenie.

Ładne miała te oczy.

– Draco?

– Chciałbym cię poczęstować urodzinowym ciastkiem – wytłumaczyłem, chociaż myślałem, że sama się domyśli.

– Nie planowałeś tego.

– Nie planowałem też w tym wielkim mieście natknąć się właśnie na ciebie. 

– To miłe z twojej strony – stwierdziła. – Ale nie mamy, czym zjeść tych pięknych ciasteczek.

Odłożyła prowizoryczny talerzyk na ławkę i podniosła się, a następnie przeszła na pobliski trawnik, gdzie kucnęła i szukała czegoś wśród traw. Odprowadziłem ją wzrokiem, a potem gapiłem się na nią, bo nie miałem pojęcia, co ona kombinuje.

Patrzyłem się na jej ciało, ukryte pod materiałem spódnicy. I musiałem przyznać, że podobał mi się ten widok.

Nigdy wcześniej nie myślałem o niej w kategoriach atrakcyjności, ale teraz wiedziałem, że jest ładna. I ma ładne łydki. Moglibyśmy razem chodzić na spacery.

Po chwili wróciła z dwoma patyczkami. Usiadła ponownie obok i przyjrzała im się z zaciekawieniem. Ze swojego kwietnego plecaczka, na który wcześniej nie zwróciłem uwagi, wyciągnęła różdżkę i rozejrzała się po okolicy, ale na szczęście nikogo nie było w pobliżu.

Chłoszczyść – mruknęła, a ja nie miałem pojęcia, po co akurat teraz bawi się śmieciami. Dałem jej moje ciastko, powinna się na nim skupić.

Potem wypowiedziała, jakieś zaklęcie, o którym nigdy w życiu nie słyszałem.

I patyki zamieniły się w dwa zgrabne widelczyki. 

McGonagall byłaby z niej dumna. Transmutacja pierwsza klasa.

– Będzie nam łatwiej – odpowiedziała wyraźnie dumna z siebie.

Wziąłem od niej jeden ze sztućców, ale musiałem przyznać, że straciłem zainteresowanie moim ciastkiem. 

Patrzyłem na Hermionę Granger, która przyglądała się z zachwytem słodkiej przyjemności. Trzymała tekturkę na swoich kolanach i wyraźnie zastanawiała się, z której strony powinna spróbować. Zmarszczyła brwi, a za chwile jej rysy się rozluźniły. Widelczyk wbił się w twardą skorupkę, a za chwilę miała już na nim kawałek ciastka. Zaskoczyło mnie to, że w środku był czekoladowy mus. Zjadła i spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

– Dlaczego nie jesz?

A ja nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć, bo przecież zajęty byłem gapieniem się na nią. I wiedziałem, że to gapienie się było bezczelne i zawstydzające, mnie w szczególności.

Szybko spróbowałem mojego kawałka i już po chwili delektowałem się tym niewyobrażalnie dobrym smakiem. To ciastko mogło mnie zaprowadzić do nieba. To był cudowny wybór. W duchu musiałem przyznać, że mugole również potrafią robić fantastyczne przysmaki.

– Pyszne, a ty wybrałeś doskonale – pochwaliła mnie, a ja się uśmiechnąłem, ale nie odważyłem się na nią patrzeć. 

– Masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj? – zapytała i odłożyła ciastko na bok.

Trzymała w dłoniach kubek zimnej kawy i piła z niego małymi łyczkami. Założyła nogę na nogę.

Nie wytrzymałem i musiałem zerknąć na jej wyeksponowane łydki i kolana. 

Jej wymowne milczenie po zadanym pytaniu wyrwało mnie z zadumy i spojrzałem na Hermionę, która patrzyła na mnie otwarcie i przyjaźnie. I właśnie sobie uzmysłowiłem, że mnie o coś zapytała, a ja kompletnie nie miałem pojęcia, o co dokładnie. Cholera. Znowu zrobiło mi się gorąco.

– Słucham? – zapytałem, bo ona wciąż nie spuszczała ze mnie wzroku, a wolałem nie zgadywać, bo tylko jeszcze bardziej bym się pogrążył.

– Czy masz jeszcze jakieś plany?

– Plany, tak… – odchrząknąłem, a po chwili mówiłem dalej. – Chciałem zjeść pizzę.

– Pizzę? – szczerze się zdziwiła, odstawiła kawę i ponownie zabrała się za deser. – Najlepsze pizza jest w Małej Sycylii, to mały street food niedaleko budynku Sądu Koronnego w Newington.

– Właśnie tam się wybieram.

– Na pewno nie pożałujesz – zapewniła mnie, a ja znowu się na nią zapatrzyłem.

Poczułem, że powinienem coś zrobić, coś powiedzieć, ale nie zrobiłem niczego.

Patrzyłem jak Hermiona bierze w dwa palce słodką truskawkę, którą udekorowane było ciastko i ją ugryzła. I mruknęła.

Merlinie. 

Jakie to było zaskakujące z jej strony, nie potrafię odnaleźć odpowiedniego słowa. Potem gdy opowiadałem jej ze szczegółami o tym, co siedziało w mojej głowie w czasie naszego pierwszego spotkania po latach, uznała, że to było po prostu “zmysłowe”.

Tak, to było właśnie cholernie zmysłowe. 

Tak samo zmysłowe, gdy zjadła truskawkę i ciastko do końca. 

Nie mogłem uwierzyć w to, że przez nią straciłem zainteresowanie moim mini torcikiem. 

– Co robisz na co dzień? – zapytała, gdy zabrałem puste tekturki i odniosłem do pobliskiego kosza, a potem wróciłem na ławkę, żeby dokończyć z nią kawę.

– Pracuję w Ministerstwie, Departament Magicznych Wypadków i Katastrof – mruknąłem.

– Bardzo ciekawy departament – skwitowała dyplomatycznie. 

To nie był ciekawy departament, ale miło, że otwarcie się ze mnie nie wyśmiewała. 

– A ty?

– Ja pracuję w filii Esów i Floresów w Hogsmeade. – To dlatego nigdy jej nie widywałem, nawet przypadkiem.

– Dlaczego? – wyrwało mi się, a ona spojrzała na mnie jakoś dziwnie, dlatego dodałem. – Nie mam nic złego na myśli.

– Bo ta praca jest dla mnie satysfakcjonująca i spokojna. Kiedyś wydawało mi się, że powinnam wszystkim udowadniać, jak wiele potrafię. Ale potem przestałam. I jestem szczęśliwa.

Zastanowiły mnie jej słowa. Spojrzałem na nią i widziałem, że jest pewna swoich słów. Ona naprawdę niczego się nie bała. Ja się bałem, ale ona nie musiała o tym wiedzieć. Zawsze chciałem, żeby ludzie patrzyli na mnie w taki sposób, w jaki siebie wykreowałem. Nikt nie powinien się domyślać, jaki byłem naprawdę.

W mojej kawie pływało ostatnie serduszko. Było czerwone. W tym momencie nie myślałem o niczym. Wsadziłem dwa palce do chłodnego płynu, aby wyciągnąć słodką piankę. Zjadłem ją i oblizałem palce.

Zjadłem czerwone serduszko.

Zawsze się zastanawiałem, czy to był symbol. Zapowiedź. Zwiastun miłości, która mnie dopadła chwilę później.

Hermiona patrzyła na mnie jakoś inaczej niż wcześniej. Przygryzła dolną wargę, a za chwilę podniosła się i wzięła ode mnie pusty kubek. Tym razem ona poszła w stronę kosza.

Ciastko zostało zjedzone.

Kawa została wypita.

A ja czułem niedosyt. 

Dziwaczny dyskomfort związany z faktem, że Hermiona zaraz odejdzie i to tak szybko i niespodziewanie, jak się w moim życiu pojawiła. 



Hermiona



Wróciłam do Draco i nie wiedziałam, co dalej powinnam zrobić. Chwyciłam mój plecaczek, sprawdziłam, czy w środku jest różdżka, a potem zarzuciłam go na plecy.

Draco się podniósł, a ja musiałam unieść głowę, żeby mieć szansę na to, aby spojrzeć mu w oczy.

Cholera. Patrzył na mnie dziwnie, jakby odczuwał ból. I być może smutek, ale możliwe, że to już była moja interpretacja rzeczywistości.

Ta miła i niespodziewana przygoda musiała się dzisiaj, właśnie teraz skończyć.

– Draco – zwróciłam się do niego i starałam się, żeby mój uśmiech był całkiem naturalny.

– Hermiono – powiedział, a ja poczułam, że w moim brzuchu coś się wydarzyło.

Stado motyli ruszyło nagle do lotu i rozbijało się o ściany mojego ciała, nie bacząc na to, że i tak jestem niesamowicie skrępowana jego spojrzeniem. Moje imię w jego ustach zabrzmiało tak ciepło i sympatycznie, że nie mogłam uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. 

– Chodź ze mną na pizzę.

– Powinnam już iść.

– Słucham?

– Słucham?

– Ty pierwsza.

– Ty pierwszy.

Uśmiechnęłam się do niego, a on ten uśmiech odwzajemnił. Zamilkł i czekał, aż pierwsza powiem to, co chciałam. Serce dziwnie szybko trzepotało w mojej piersi. Wcześniej wydawało mi się, że panuję nad sytuacją i traktuję wszystko wyjątkowo swobodnie. Okazało się, że nie umiem udawać. 

– Chętnie pójdę z tobą na pizzę.

– Urodzinową pizzę – podkreślił. 

Ruszyliśmy w stronę wyjścia z parku. Miałam wrażenie, że ciągle mi się przygląda, ale wolałam tego nie sprawdzać. Zorientowałby się, że też mam ochotę się na pogapić.

– A Potter? – zapytał, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Podejrzewałam, że jego imię nie przejdzie mu przez gardło.

– Harry jest szczęśliwym mężem i ojcem, a dodatkowo spełnia się zawodowo – odpowiedziałam, a on nie drążył tematu. – A Ron – dodałam. – Też ułożył sobie życie. 

– A ty? – zadał kolejne pytanie i zwolnił, bo chyba zorientował się, że nie mogę iść za nim tak szybko w tak wysokich butach.

– A o co pytasz? 

Odważyłam się spojrzeć na niego i miałam nadzieję, że uda mi się to zrobić ukradkiem, ale on w tym samym momencie spojrzał w dół i nasze oczy się spotkały.

– O to, czy się z kimś spotykasz – rzucił otwarcie, a mi na chwilę odebrało mowę. Zaskoczyło mnie to, że mogło go to interesować.

– Nie – odparłam zgodnie z prawdą.

Po kilkunastu minutach przyjemnego spaceru, gdy mijaliśmy przechodniów, dotarliśmy na miejsce. Zdążyłam już zapomnieć o słodyczach, a przyjemny zapach pizzy roznosił się po okolicy, zaciskając z głodu mój żołądek.

Potrzebowałam przegryźć słodki smak, słonym przysmakiem.

– Dlaczego akurat pizza?

– Bo zwykle jej nie jadam, dlatego dzisiaj chciałem zrobić wyjątek – wyjaśnił, wpatrując się w rozpisaną kredą listę dostępnych dzisiaj rodzajów.

– Jaką lubisz?

– Nie wiem – odpowiedział, wciąż skupiony. – Ale ciekawa mi się wydaje ta z pastą truflową i borowikami. 

–  I taką wybierzesz?

– Jeszcze nie wiem.

– Możesz zaszaleć – zasugerowałam. – Tutaj sprzedają na kawałki i możesz wybrać cztery różne.

– W takim razie zaszaleję. – Powiedział to takim obojętnym tonem, że ja mimowolnie parsknęłam, a on się na mnie spojrzał z lekką naganą w oczach.

– Szalony to ty chyba rzadko bywasz – zakpiłam z niego celowo. Chciałam sprawdzić jego reakcję na moje słowa.

– A nie uważasz, że szalone jest to, że jesteśmy tutaj razem?

– Zaskakujące – stwierdziłam, nie dając się zbić z tropu. 

– Jaką pizzę chcesz? – zapytał, a ja odpowiedziałam bez namysłu.

– Quattro Formaggi, ale sama sobie kupię

– Nie ma mowy – mruknął. – To zajmij jeden z tych rachitycznych stolików, a ja zaraz przyjdę z zamówieniem.

Początkowo nie chciałam się na to zgodzić, ale potem uznałam, że nie zamierzam się z nim kłócić. Wybrałam stolik usytuowany najdalej od gwarnego chodniku i usiadłam, zawieszając na oparciu plecak. Poprawiłam spódnicę, usiadłam wygodnie i patrzyłam z oddali na mężczyznę, który zaskakiwał mnie każdym kroku.

Moje życie się zmieniło. Nie byłam przygotowana na wszystkie zmiany, ale z biegiem czasu je zaakceptowałam, z większą bądź mniejszą trudnością. 

Dzisiejsze przypadkowe spotkanie na Lambeth Bridge Dracona Malfoya i jego zachowanie w stosunku do mnie było największym zaskoczeniem, jakie spotkało mnie od lat. Nie wiedziałam, czego powinnam się po nim spodziewać. Myślałam, że spojrzy na mnie obojętnie, a może nawet wrogo, przez wzgląd na naszą przeszłość i odejdzie. 

Ale tego nie zrobił. Rozpoczął rozmowę, a ja dałam się w nią wciągnąć. I wszystko potoczyło się szybko i naturalnie.

– Proszę – powiedział i postawił przede mną tacę, na której leżała pizza oraz dwie otwarte butelki piwa. Bardzo dużo kawałków pizzy.

– Zamówiłeś każdą? – szczerze się zdziwiłam.

– Tak. Ostrzegałem, że dzisiaj się nie ograniczam. Tutaj jest ta twoja serowa, ale oczywiście częstuj się też innymi – powiedział, nie zwracając na mnie większej uwagi. Skupił się na jedzeniu. – Smacznego – wymruczał po chwili z pełnymi ustami.

Ukradkiem, a przynajmniej miałam taką nadzieję, spojrzałam na jego szczupłą sylwetkę i zastanowiłam się, gdzie on ma zamiar to wszystko pomieścić.

Wzięłam jeden kawałek i spróbowałam. To była zdecydowanie najlepsza pizza w mieście.

– Będziesz tu siedział cały wieczór.

– Będziemy – poprawił mnie i wziął butelkę piwa, z której się napił.

Patrzyłam na jego poruszające się jabłko Adama i nie mogłam oderwać wzroku.

Nie miałam pojęcia, jaka siła mnie dzisiaj stąd od niego zabierze.

– Ale musisz przyznać, że to wszystko jest dosyć zaskakujące. Nie wywróżyłbyś tego z fusów ani z kuli.

– To prawda – przyznał, a ja widziałam, że z każdą kolejną minutą, coraz bardziej się rozluźniał w moim towarzystwie.

– Nie spodziewałam się też, że będziesz miły.

– A sądziłaś, że będę się zachowywał jak piętnastolatek?

– Nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać – odparłam wymijająco.

– To tylko ciastko, kawa i teraz pizza z piwem – powiedział spokojnie.

– Oczywiście – potwierdziłam.

Draco odłożył ugryziony kawałek i się wyprostował na krzesełku.

Trącił niechcący pod stołem swoją nogą moje kolano.

Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

– To nie było tylko ciastko z kawą i pizza z piwem – sprostował po chwili i się uśmiechnął, tak delikatnie.

Wyglądał uroczo.

Zrobiło mi się przyjemnie gorąco, pomimo chłodniejszych powiewów wiatru, za które byłam wdzięczna naturze.
Draco odstawił butelkę odrobinę zbyt głośno i utkwił we mnie spojrzenie.

Coś, czego nazwać nie potrafiłam, działo się właśnie między nami i nie zamierzałam się temu opierać.
Chciałabym wiedzieć, co to było. Wy wiecie?




Kilka godzin później, gdy zaskoczyła nas wieczorna, przyjemna letnia noc, my nadal nie mieliśmy ochoty na rozstanie.

Ja nie chciałam się z nim rozstawać.
Okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów do rozmowy, a nawet udało się nam zebrać kilka wspomnień, które nie były przeplecione wzajemną niechęcią rodem ze szkolnych lat. 

Zrobiło się chłodniej, a Draco okrył moje ramiona swoją marynarkę, chociaż ja początkowo nie chciałam na to pozwolić. Czułam, że to jest przekroczenie jakiejś niewidzialnej granicy i nie wiedziałam, czy będę na to gotowa.

Ale mu uległam, gdy poprosił.

Przed północą poczułam, że jestem już wyjątkowo zmęczona. Okropnie bolały mnie stopy po całodziennym spacerze po Londynie. 

Musieliśmy się rozstać. Wieczór się skończył. Wciąż miałam na sobie jego marynarkę, która otulała mnie przyjemnym zapachem pomarańczy, kardamonu i imbiru, który od teraz zawsze będzie mi się z nim kojarzył.
Stanęłam naprzeciwko niego i zaczęłam ściągać z ramion ubranie, ale mnie powstrzymał, kładąc dłoń na mojej ręce. 

– Zostaw – mruknął.

Stanęłam więc bez ruchu, czekając na to, co powie.

Milczał.

A ja chciałam go zapytać o milion rzeczy, ale postanowiłam uzbroić się w cierpliwość i poczekać.

Czułam, że to była jego chwila.

Znacie takie momenty, kiedy świat się zatrzymuje? Dosłownie przestaje istnieć. I zostaje tylko ta druga osoba. Wszystko znika. 

Nie mogliśmy stać tak w nieskończoność, chociaż on chyba by tak wolał.

– Draco – powiedziałam cicho, a on jeszcze bardziej skupił na mnie swoje gorące spojrzenie.

Wyciągnęłam dłoń, którą on po chwili ujął w swoją.

– W sumie jeszcze nie złożyłam ci życzeń. Chciałabym ci życzyć wszystkiego, co najlepsze, dużo zdrowia i miłości. – Czułam ciepło na moich policzkach, ale nic dziwnego, bo byłam przepełniona emocjami, na szczęście dobrymi.

Wciąż trzymając jego dłoń, przyciągnęłam go do siebie, bo chciałam wspiąć się na palce i pocałować go w policzek. Tak przecież wypadało.

Nachylił się, a ja zrealizowałam mój plan i delikatnie musnęłam ustami jego gładką skórę. 

Odsunęłam się, a jego spojrzenie się zmieniło. Z sympatycznego stało się pełne pożądania. Miałam ochotę westchnąć, ale się powstrzymałam dosłownie w ostatniej chwili.

– Przyjdź jutro na moją imprezę urodzinową. – Wiedziałam, że nie będę w stanie mu odmówić. Chciałam go znowu spotkać.

Nasze dłonie wciąż były złączone, gdy kiwnęłam głową, a on znowu podarował mi najpiękniejszy na świecie uśmiech.

Forward
Sign in to leave a review.