Romans

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Romans
Summary
Draco Malfoy próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, pełnej spokoju i obcych twarzy.Po otrzymaniu nowej pracy stara się ustabilizować swoje życie i ukryć piętno śmierciożercy, które na nim ciąży.Hermiona Granger, zapracowana, zapędzona, ale mimo wszystko pełna optymizmu, usiłuje w natłoku obowiązków, zrealizować kolejny cel, jakim są przygotowania do jej ślubu i wesela.Co ich zatrzyma? Czy dawni wrogowie, przy ponownym spotkaniu, poczują do siebie coś innego poza wstrętem i nienawiścią?Czy może zdecydują się na bardzo niebezpieczny układ?
All Chapters

Jego strach.

Od kilku godzin usiłował bezskutecznie skupić się na pracy. Spotkanie z Granger dodatkowo wyprowadziło go z równowagi. Początkowo patrzyła na niego takim wzrokiem, jakby chciała go zetrzeć z powierzchni ziemi albo zgnieść jak robaka, a za chwilę zmierzyła go tak oceniającym spojrzeniem, lustrując go od stóp do głów, dłużej zatrzymując się na jego zmęczonej twarzy, że sam zaczął tracić kontrolę nad swoim gniewem. Zawsze taka odważna i pyskata, teraz milczała, zapominając języka w gębie, a na koniec, jakby chciała go dobić, podniosła wzrok i posłała mu tak mdlącolitościwe spojrzenie, że uznał, że dłużej tego nie zniesie, odwrócił się i odszedł. Nie potrzebował od niej litości, dusił w sobie zbyt wiele negatywnych emocji, żeby dodatkowo obarczać się cudzymi. Nie rozumiał tego, co się stało pomiędzy nimi i nie zamierzał sobie tym dłużej zaprzątać głowy.

Powrócił do swoich codziennych zadań i zaczął segregować nowe pisma, rozkładając je na dwie, równe sterty. Po lewej stronie układał te podania, gdzie będzie potrzebna jak najszybsza interwencja, a po prawej te, gdzie ekipy zostaną wysłane w dalszej kolejności. Wiosna była dosyć intensywną porą roku, kiedy różnego rodzaju szkodniki uprzykrzały czarodziejom życie, a oni uprzykrzali je jemu, zasypując sowami ze skargami na opieszałość i bezczynność.

Nagle uwagę Dracona zwróciła maleńka karteczka, która wleciała przez szparą pod drzwiami i zawirowała nad głową Ruthmore'a, ale za chwilę zmieniła kierunek i podleciała w jego stronę, opadając tuż przed jego nosem.

– Może to zaproszenie do Azkabanu? – zapytał złośliwie jego współpracownik.

Zdziwiony Ślizgon podniósł ją i rozłożył.


             Szanowny Panie Draconie Malfoy,

Chciałabym Pana poinformować, że został Pan zaproszony na spotkanie w okrągłym pokoju o godzinie 17.00 (piętro 9, ostatni pokój po prawej stronie korytarza, dostęp do niego uzyska Pan dopiero w momencie pojawienia się we wskazanym miejscu, Departament Tajemnic). Z chwilą przeczytania tej notatki, zostaje na Pana nałożony obowiązek zachowania wszystkich informacji w sekrecie. Wszelkie naruszenia zasad tajności będą skutkowały wszczęciem postępowania dyscyplinarnego.

Z wyrazami szacunku
B.J. Hitrope, Zastępca Dyrektora Departamentu Tajemnic
Ministerstwo Magii

Nie zdążył doczytać ostatniej linijki, gdy poczuł, że papier go parzy, zaczął dymić, a po chwili zapłonął i zmienił się w kupkę popiołu na aktach. Co to ma oznaczać? Czy został tam wezwany za karę? Czy w którymś momencie popełnił błąd i ktoś na niego doniósł? Po plecach przeszedł mu zimny dreszcz strachu. Przeniósł pytający wzrok na Ruthmore'a, ale ten był zatopiony w lekturze. Draco domyślił się, że gdyby był on odpowiedzialny za donos, to teraz siedziałby z triumfującą miną.

Tysiące myśli przebiegały przez jego umysł, podsuwając mu ciężkie do zrozumienia obrazy, gdy usiłował mimo wszystko, skupić się na pracy. Ból głowy, męczący go od rana, nie ustawał. Spojrzał na wielki, wiszący zegar, z nadzieją, że może już nadszedł czas, żeby wyruszyć na spotkanie, ale ten uparcie pokazywał, że jest dopiero południe.

Zastanawiał się, czy nie powinien wysłać sowy Astorii z informacją, że musi się stawić przed urzędnikiem Ministerstwa, bo być może była to jego ostatnia szansa na nawiązanie z nią kontaktu. Gdy już sięgał po pergamin, uświadomił sobie, że nie wolno mu tego zrobić, ze względu na objęcie go tajemnicą. Zaklął w myślach i założył ręce za głowę.

Potrzebował się uspokoić, ale nerwy jedynie rosły w nim z każdą kolejną chwilą. Pomyślał o alkoholu, nawet niewielka szklanka ognistej, pomogłaby mu się z tym uporać.

– Nie płacą ci Malfoy za obijanie się – usłyszał drwiący głos Ruthmore'a. – Bierz się do roboty.

Gdy nadeszła pora, podniósł się i z ciężkim sercem ruszył w stronę wind. Bał się, że zrobił coś, co sprawiło, że jego rehabilitacja zostanie anulowana, a on zostanie wysłany zesłany do więzienia, aby odbyć karę. Nacisnął przycisk „w dół" i winda pojawiła się w ciągu kilku sekund. Wszedł do środka. Usłyszał gruchot zamykanych krat.

Zgodnie z instrukcjami z notatki otrzymanej rano, poszedł w stronę wskazanych w niej drzwi. Rozglądał się po mrocznym korytarzu, a delikatne płomienie zapalających się przed nim pochodni, rozświetlały mrok. Cisza dzwoniła mu w uszach, a bijące mocno serce potęgowało jego lęk. Nigdy wcześniej nie miał okazji przebywać w Departamencie Tajemnic, znał go jedynie z opowiadań ojca, który przekazał mu ze szczegółami relację o pogoni za Potterem na piątym roku jego nauki w Hogwarcie. Lucjusz Malfoy miał wtedy za zadanie odebrać chłopcu przepowiednię, która bezpośrednio dotyczyła Voldemorta i tym samym losów świata. Ojciec nigdy nie przyznał mu się, w jaki sposób został ukarany przez Czarnego Pana za niepowodzenie tej misji, ale Draco dostrzegł wtedy, że po rozmowie, z Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, jego tata utracił część swojej duszy. Wiele razy zastanawiał się, czy jego dusza również ucierpiała na tej chorej współpracy, do której został zmuszony jeszcze jako dziecko. Czy coś w nim wtedy umarło, a on teraz jest jedynie swoim cieniem?

Dotarł do drzwi i nacisnął klamkę, ale nie ustąpiły. Odsunął się i zamyślony się im przyjrzał. Wyciągnął różdżkę i stuknął w nie, szepcząc Alohomora, ale nic się nie wydarzyło. Stwierdził, że może to wszystko jest jednym wielkim dowcipem, a on się nabrał. Nagle na drzwiach pojawił się słaby blask, który powiększał się, zmieniając barwę z mlecznobiałej przez pomarańczową, aż stał się krwistoczerwony, przybierając formę odciśniętej dłoni. Z pewną dozą ostrożności zbliżył się, dźgając ten twór końcem różdżki.

– Panie Malfoy, nie mam całego dnia! - usłyszał głos we wnętrzu swojej głowy. – Proszę przyłożyć swoją dłoń i jak najszybciej się ruszyć, za panem stoi ogromna kolejka.

Draco spojrzał szybko w obie strony i nie dostrzegając nikogo, z przerażeniem uznał, że albo to wszystko mu się śni, albo coś go opętało. Przyłożył jednak dłoń we wskazane miejsce, nie miał czasu na dłuższe rozmyślania. Wejście się otworzyło i zalała go fala ciepłego światła. Na środku maleńkiego pomieszczenia stało biurko, a przy nim siedziała wiekowa czarownica z białymi, kręconymi włosami. Wielkie okulary, zsuwały się jej z nosa, gdy żywo gestykulowała, wskazując mu krzesło.

– Naprawdę, Panie Malfoy, proszę podać różdżkę, czas nagli. Nie jest to najdłuższa różdżka, jaką widziałam, dziesięć cali, tak? - mówiła dalej, oglądając magiczny przedmiot. – Rdzeń z włosa jednorożca, wykonana z drzewa głogowego? A wie Pan, że herbatka z głogu idealnie działa na problemy sercowe. Wracając do meritum,  pańska różdżka wiele przeszła. Jak się potem ponownie znalazła w Pana posiadaniu?

– Potter mi ją oddał, gdy było po wszystkim – wycedził przez zęby.

– To oczywiste, kto chciałby dłużej mieć przy sobie coś, co zabiło ostatecznie Sam Wiesz Kogo. Przeszedł Pan kontrolę pozytywnie. – Oddała mu różdżkę. – Dosyć tych pogaduszek!

Poczuł szarpnięcie w okolicach pępka i świat zawirował mu przed oczami. Mrugnął kilka razy, przyzwyczajając wzrok do mocnego światła. Ku wielkiemu zaskoczeniu, stwierdził, że nie jest sam, co oznaczało, że ta tajemnicza notatka nie dotyczyła tylko jego osoby.

Niewysłowiona ulga sprawiła, że poczuł się swobodnie. Powiódł wzrokiem wśród zebranych w pomieszczeniu, zatrzymując się dłużej na znanych twarzach. Wśród tłumu wyłowił dawnego kapitana drużyny Gryffindoru Olivera Wooda i kapitana Ravenclaw Rogera Daviesa, Ślizgonów i jego dawnych przyjaciół, Blaise'a Zabiniego i Teodora Notta oraz dawnych nauczycieli w Hogwarcie profesor Vector i profesor McGonagall. Tak, dostrzegł również Granger z jej charakterystyczną burzą brązowych włosów. Stała niedaleko, wpatrzona z zaciekawieniem w miejsce, w którym się znaleźli.

Okrągła sala, w której zorganizowano to tajne spotkanie, sprawiała, że jego lęk wzrastał. Zgodnie z nazwą, wszystko tu było okrągłe, uwypuklone, bądź w kulistym kształcie. Nigdzie nie było drzwi ani okien. Brak było również jakichkolwiek otworów w podłodze. Przypominało więzienie, miejsce, z którego nie można uciec. Na powierzchni ścian majaczyły różnokolorowe znaki, które układały się w skomplikowane wzory. Przemieszczały się, układając w skomplikowane spirale, sięgające aż do wypukłego sklepienia, tworząc piękne świetlne widowisko. Kątem oka zobaczył, że Granger podeszła do nich i sunęła palcami, chcąc zapewne je odczytać. Panna Wiem-Wszystko uczęszczała na Starożytne Runy, więc mogła mieć pojęcie, jak się do tego zabrać.

Większość zebranych ucinała sobie wesołe, towarzyskie pogawędki, on jednak wolał trzymać się na uboczu i obserwować pozostałych. Było to niego niepodobne, ponieważ kiedyś lubił być w centrum wydarzeń i grać pierwsze skrzypce. Te czasy minęły bezpowrotnie. Kilka osób zerknęło w jego stronę z wyraźną niechęcią, ale postanowił się tym nie przejmować. Nie miał wpływu na to, jak był odbierany przez społeczność czarodziejów, a nie zamierzał na siłę udowadniać, że też jest czegoś wart.

– Witam Państwa – usłyszał kobiecy głos, który wyrwał go z zadumy. Przemawiała wysoka kobieta w średnim wieku, która miała na głowie czerwoną tiarę z widowiskowo przypiętym do niej żółtym kwiatem, przez który przekrzywiała się jej w stronę czoła. – Nazywam się Beatrice Hitrope, jestem Zastępcą Dyrektora Departamentu Tajemnic.
Zaprosiłam tu Państwa na spotkanie wstępne. Przed światem czarodziejów pojawiło się ogromne wyzwanie i chcemy z werwą i zaangażowaniem na nie odpowiedzieć. Jest to objęte tajemnicą tak jak i wasza obecność tutaj. Od momentu, gdy wyruszyliście w drogę do windy, staliście się niewidzialni dla pozostałych, jak i dla siebie nawzajem. Nasze działania..., ale może zacznę od początku – przerwała, poprawiając tiarę. Odchrząknęła i ponownie przemówiła spokojnym głosem. - Pierwszy raz od pięćdziesięciu lat na Międzynarodowym Spotkaniu Czarodziejów, przywódcy państw wyrazili zgodę na zorganizowanie Międzynarodowego Kongresu Czarodziejów. Na tym etapie, kraje starają się o możliwość zorganizowania tego niespotykanego w naszach czasach, wydarzenia. Mamy miesiąc na przygotowanie się i przedstawienie na kolejnym spotkaniu naszej kandydatury, a powinno nam wszystkim zależeć na powodzeniu. Wielka Brytania zasługuje na to, aby spojrzano na nas z zaciekawieniem, a nie wyłącznie przestrachem, bo dopuściliśmy do tego, aby tak wielkie zło, tak długo doprowadziło do ogromnych i bolesnych strat. Każdy z was został starannie wybrany, każdy jest nam potrzebny. Wykonywanie zadań będzie wymagało od Państwa całkowitego poświęcenia, a wiem, że nie każdy jest na to gotowy. W tym momencie nie mogę zdradzić więcej szczegółów. Musicie się liczyć z ogromnym ryzykiem, bo nie wszystkie zadania będą bezpieczne. Będziecie musieli poświęcić bardzo dużo czasu, ale oczywiście, to nie oznacza, że wszyscy macie zrezygnować z tego, co robicie na co dzień. Od niektórych z Was będziemy wymagać jedynie przekazania wiedzy i doświadczenia. – W tym momencie Hitrope spojrzała z uznaniem i szacunkiem w stronę nauczycieli i starszych czarodziejów. – A od innych porzucenia wszystkiego i całkowitego poświęcenia się ciężkiej pracy. Macie Państwo teraz jedyną możliwość, aby się opowiedzieć, czy chcecie uczestniczyć w tym przedsięwzięciu, czy w tej właśnie chwili odejść stąd, zapominając o wszystkim, co usłyszeliście do tej pory. Chciałabym zaznaczyć, że nastąpi to dosłownie za chwilę i każdy, kto nie chce się w to zaangażować, po prostu zniknie i powróci do swoich codziennych zadań. Raz...dwa...trzy...!

Draco zamknął oczy, będąc pewnym, że za chwilę zniknie, bo nie będzie w stanie się przeciwstawić magii, a zaklęcie, które na nich rzucono, na pewnie wydobędzie z niego jego najgorsze cechy i lęki. Nie będzie im potrzebny ktoś, kto jest zerem. Od pogromcy szkodników do tajnych misji na rzecz Departamentu Tajemnic? To jakaś cholerna pomyłka, a nadzieja, która pojawiła się w jego pustym sercu, została natychmiast przegoniona przez gorycz rozczarowania. Nic takiego nie nastąpiło. Otworzył oczy, ciężko oddychając. Stał dalej w tym samym miejscu, ale wielu osób, zabrakło.

– A więc witajcie Niewymowni, przeszliście najtrudniejszy test – usłyszał spokojny, donośny głos czarownicy, a na jego twarzy, po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawił się uśmiech. Może jest jeszcze dla niego szansa? Rozległy się gromkie brawa, a on powiódł wzrokiem po zebranych.

Sign in to leave a review.