O tym jak Draco Malfoy stał się Fretką

Harry Potter - J. K. Rowling
M/M
G
O tym jak Draco Malfoy stał się Fretką
Summary
Draco nie chciał niczego innego jak tylko zadowolić ojca, chciał żeby w końcu był z niego dumnyale nic co robi nie jest wystarczająco dobre, postanowił więc zostać animagiemjeśli to nie będzie wystarczająco dobre dla jego ojca, to nic nie będzie...
Note
Historia na wattpadzie https://www.wattpad.com/story/323887643-o-tym-jak-draco-malfoy-sta%C5%82-si%C4%99-tch%C3%B3rzofretk%C4%85i w języku angielskim https://archiveofourown.org/works/42398985/chapters/106475505
All Chapters Forward

Professor Quirrel i koniec roku pierwszego

Następne dni próbował nie myśleć o tajemniczym człowieku z lasu,  też z obawy że go Koledzy wyśmieją nie mówił im niczego konkretnego, a na pytanie a co się wydarzyło odpowiadał im. że szukali jednorożca w lesie jednakże pominą część z Nevillem i jego żałosnej ucieczce
Cały czas też zastanawiał się co to było za zaklęcie i jak potężny musiał być ten czarodziej że wykonał te zaklęcie bezsłownie i bezróżdżkowo.
Po obmyśleniu wszelkich za i przeciw postanowił się udać do Profesora Quirrella po lekcji. Jeśli był ktoś kto mógłby mu udzielić odpowiedzi bez narażania się na wyśmianie to był to on. Podczas tego roku naprawdę zacząć doceniać profesora, nie wyglądał na kogoś kto by cię wyśmiał i poniżył jak np. profesor Snape, szanował i podziwiał Snapa ale nie śmiał by mu się zwierzyć z jego porażki. Z kolei Quirrell wzbudził jego zaufanie , mimo problemów x wymową czół od niego swego rodzaju ciepło, zawsze gdy potrzebował tego dostał od niego odpowiedzi, cały czas go chwalił i zachęcał do dalszej nauki, nie próbował stępić jego ciekawości dotyczącej czarnej magii jak np. jego rodzice którzy bardzo kontrolowali jakie książki czyta i nie pochwalali gdy był nazbyt ciekawy. Tak więc po lekcjach zaczepił profesora:

-Panie profesorze.. zaczepił
Bo ja mam do pana pytanie
-T -Tak?
-tylko niech Pan obieca że nic nikomu nie wygada. Odrzekł zawstydzony
-o-obiecuje
-bo miałem niedawno areszt, z Hagridem
-f faktycznie,  słyszał-łem że szukaliście jednorożca
-Tak, znaleźliśmy, było dla niego za późno, potem się tak trochę zgubiłem, to było straszne...ale spotkałem czarodzieja, chyba czarodzieja.. on stworzył takiego małego ognika który mnie zaprowadził do zamku, pomyślałem że nauczenia się tego zaklęcia byli by przydatne...
Wytłumaczył Draco, z każdym słowem coraz bardziej tracąc pewność siebie, to było tak bardzo sprzeczne z tym czego nauczyli go rodzice. Profesor tylko spojrzał na niego miękko.


-to nic strasznego się zgubić, wciąż jesteś bardzo młody a zakazany las skrywa tajemnice które przestraszyły by nie jednego czarodzieja. To co zrobił ten czarodziej to zaklęcie drogowskazu .
Jeśli chcesz się nauczyć tego zaklęcia to przyjdź do mojego gabinetu w sobotę wieczór. rzekł jednocześnie gładząc delikatnie jego włosy. Przystaną na propozycje po czym pożegnał się i wyszedł.
Tak więc gdy sobotni wieczór nastał udał się do gabinetu profesora Quirrella. Zapukał do drzwi i wszedł gdy usłyszał odpowiedz.
-Dobry wieczór profesorze. przywitał się zamykając za sobą drzwi
- Do-dobry wieczór P-Panie Malfoy
Przywitał się profesor zza biurka na którym wypiął jakieś papieru, gdy go zobaczył natychmiast schował pióro atrament oraz pergaminy na miejsce.
Po czym rzucił na drzwi zaklęcie wyciszające i zablokował je. Co wydało mu się trochę dziwne przecież będą się tylko uczyć niewinnego zaklęcia, prawda?
-nie chce że-żeby k-ktoś nam-m prze-prze-eszkadzał
Powiedział jakby wyczytał wszystko z jego wyrazu twarzy. Po czym wstał i podrzędu do niego po czym zaczął tłumaczyć

-wpo-porządku za-zaklęcie-cie któ-które mo-mogłes zo-zoba-baczyć to Monstrant viam, to to zaklęcie którere w tłumaczeniu-niu oznacza wskaż mi dro-drogę do na prz-przykład
Monstrant viam biurko.
Powiedział wykonując niezbyt skomplikowane ruchy różdżka z którego końca wytworzył się mały zielony płomyczek który następnie przekształcił się w zielonego ognika który pofruną w stronę biurka a następnie rozpłyną się w powietrzu
-te-teraz ty spróbuj. Polecił profesor.
Następnie kilka razy ćwiczyli ruch różdżka, i poprawiały wymowę zaklęcia aż w końcu gdy przyszło co do czego udało mu się wyczarować malutkiego śnieżno białego ognika już za pierwszym razem. Rzucił to zaklęcie jeszcze parę razy.


-od czego zależy kolor ognika? Mój nie jest zielony, czy to źle?
-a absolutnie nie, ko-kolor ognika tak samo jak różdżka różnią się pod sie-siebie w za-zależności od czarodzieja po-powiedz mi czy-czy wiesz z cze-czego je-jest twoja różdżka?
-głóg i włos z ogona jednorożca.
Odpowiedzialnie zgodnie z prawda
Quirrell zmarszczył brwi po chwili odpowiedział
-głóg nie-nie jest łatwy do opanowania, to bardzo intrygujące drewno często tak samo intrygujący jak ich właściciel, nadaje się za-zarówno do klątw ja-jak i do ma-magi leczniczej z ko-kolei różdżka z  włosa je-jednorożca dodaje bardzo spójna magię, jest też na-najbardziej wierna, sam je-jednorożec jest symbolem niewinności, tak samo jak biel. Nie wiem czy cię zadowoli ta odpowiedz ale może ci być ciężko uprawiać czarną magię. Odrzekł profesor. 

Westchnął czuł się trochę zawiedzony, jego rodzina zarówno od strony ojca jak i matki, miała długą historię związaną z czarną magią, oboje z jego rodziców było bardzo zdolnymi czarownikami i oboje mieli w swoim repertuarze parę mrocznych zaklęć, wiedzieli tez doświadczenie w kontakcie z mrocznymi artefaktami które tak hojnie zdobiły jego dom ale słysząc że nie nadaje się do uprawiania mrocznej magii trochę go to przygasiło, naprawdę nie chciał być uzdrowicielem ani nic w ten deseń, uważał to nudne tak samo jak cała "jasna" magia do której miał teoretycznie predyspozycje.

-No już rozchmurz się, w dalszym ciągu możesz zostać wspaniałym czarodziejem. Pocieszył go profesor przybliżając się do niego jeszcze bardziej, w tym momencie prawie się stykali, a profesor spoglądał niego z góry tym swoim miękkim wzrokiem następnie pogładził delikatnie jego blady policzek, wtulił się w jego dłoń bez uprzedniego zastanowienia się czy tak wypada. na szczęście profesor nie miał najwyraźniej nic przeciwko

- Za niedługo egzaminy, jestem pewien że z twoim zapałem do nauki będziesz miał pełny grafik.-zagadał jednocześnie majstrując przy guzikach jego kaszmirowego swetra-Obserwowałem cię rzez cały rok i musze powiedzieć że mi zaimponowałeś swoja ambicją, wytrwałością, nie jeden uczeń robił by absolutne minimum ale ty, ty jesteś wyjątkowy, jesteś owocem dwóch wspaniałych rodów, masz najczystszą krew, zauważyłem twoje umiłowanie do tradycji, czarnej magii. zacząłeś dorastać a ja chciałbym ci towarzyszyć w tym procesie. Powiedział bez zająknięcia się w międzyczasie  ściągając sweter i rzucając go gdzieś na podłogę, nie był pewien dlaczego profesor robi to wszystko ale postanowił nie reagować, dorośli zazwyczaj nie lubią jak się im sprzeciwia. 

-czeka nas obu wiele pracy ale teraz, myślę ze nam obu przydałby się trochę relaksu przed egzaminem. Po tym jak to powiedział zrobił cos czego nigdy by się nie spodziewał. Złożył na jego ustach pocałunek, ale nie taki zwykły niewinny, to był pocałunek głęboki, zachłanny jakby był bardzo spragniony a on był wodą, to  było dokładnie takie uczucie, z jego gardła wydostał się stłumiony jęk, znowu poczuł znajome uczucie paraliżu. Jego ręce powędrowały pod koszulę , wodząc o całym ciele, przez chwilę bawiąc się sutkami po czym oderwał się od niego.

-Rozbieraj się, nakazał stanowczo jednocześnie odpinając pasek przy spodniach  i rozporek. On w tym czasie był przerażony ale bardziej niż w zakazanym lesie, to była całkowicie inna sytuacja na której nadejście w ogóle nie był przygotowany, czy to jest normalny etap dorastania ? czy to robią każdy normalny dzieciak w jego wieku? ale nie chcąc zezłościć czy rozczarować osoby na której opinii mu zależało zrobił jak kazał, zdjął białą koszulę, spodnie i buty aż w kocu został w samych skarpetkach i bieliźnie. Czuł na sobie wzrok profesora który śledzi każdy jego ruch, następnie stał skrępowany nie wiedząc co ze sobą zrobić, czuł ze na jego policzki skrada się soczysty rumieniec, tymczasem Quirrell podziwiał go w pełnej krasie. Pociągną go za rękę i popchną go w stronne biurka na którym zgiął się w pół , tymczasem mężczyzna rzucił na siebie i  na niego zaklęcia których właściwości nie wiedział i nie chciał znać ale po jednym z nich poczuł się mokro, tam w dole.

 To co poczuł następne to ból, palce profesora, jego wizja mu zaszła mgłą, zatracił poczucie czasu i poczucie realności, w którymś monecie poczuł straszny ból gdy profesor zaczął go popychać, chciał uciec ale nie mógł się ruszyć, był cały czas przytrzymywany silnymi dłońmi profesora, czas mijał aż w końcu usłyszał głośny jęk profesora i uczycie bycia wypełnionym jakąś cieczą. w tym monecie całkowicie stracił przytomność, gdy się ockną leżał na sobie na przeciwko biurka profesora, czuł że gardło go boli, mimo że fizycznie był czysty cały czas miał wrażenie że jest oblepiony jakąś nieznaną mu substancją, był taki obolały, nie było na jego ciele miejska na którym nie czuł by dłoni mężczyzny, gdy spróbował wstać prawie zgiął się z bólu.

 Powoli zaczęły docierać do niego mgliste wspomnienia tego co się stało. chciało mu się płakać, nie wiedział czym dokładnie było to co mężczyzna mu zrobił ale nie podobało mu się to, modlił się zęby jego ojciec się o tym nie dowiedział.

 Z jego rozmyślań wyrwał go glos profesora, który jak gdyby nigdy nic zaproponował mu herbatę ziołową. chciał odmówić ale przyjął ofertę z grzeczności, jak się okazało, była to najzwyklejsza herbata ziołowa prawdopodobnie bez dodatków jakiś dziwnych substancji. Nie odzywał się, czekał aż profesor pierwszy się odezwie, wytłumaczy się jakoś ale nic takiego nie nadeszło. Wyszło na to że wrócił do wypełniania papierów. gdy skończył herbatę  z trudem wstał i się ubrał, gdy miał wychodzić zatrzymał go głos profesora.

-Zaczekaj-podszedł do niego-bardzo miło mi się z tobą pracowało, z chęcią nauczyłbym cię więcej rzeczy i rozumiem też że wszystko co dzisiaj zaszło zostanie miedzy nami tajemnicą, a teraz zmykaj do spania bo jest już późno. pożegnał go składając delikatny pocałunek na jego czole, czym prędzej opuścił gabinet bez słowa. wrócił do dormitoriów próbując nie myśleć o zaistniałej sytuacji, gdy wszedł do swojego pokoju Blaise na szczęście już spał, oszczędziło mu to kłopotu w postaci odpowiadania na pytania co robił tak długo. Wziął swoja jasnozieloną jedwabną piżamę i udał się do łazienki, rozebrał się i staną przed lustrem, spojrzał badawczo na swoje ciało. Od góry do dołu, cały tors ramiona i nogi  usiane były jasnoróżowymi malinkami które mocno odznaczały u się na bladej skórze, ani jedna na szczęście nie znajdowała się w okolicach szyi z wyjątkiem kilku ugryzień, nie było więc większego problemu by to zakryć. Jego pośladki były całe zaczerwienione. Nie zastanawiając się nad tym dłużej wszedł pod prysznic i umył się dokładnie używającą swoich ulubionych kosmetyków o zapachu zielonego jabłka i orzeszków. Po załatwieniu swoich potrzeb wyszedł z łazienki, miną śpiącego Blaisa i udał się do biurka które stało na przeciwko jego łóżka. Zaklęciem zapalił świece, wyją z głębi szuflady białe tabletki, po ich przepiciu cicho zabrały się do nauki.

****
Obudziło go szturchanie różdżką w policzek przez współlokatora, leniwie otworzyć oczy


- wstawaj albo prześpisz cały dzień. Rzekł Blase nie przestając go szturchać                                              

-obudziłem się,  skończ już albo się przegnasz z rękami. Zagroził po czym się wygrzebał z łóżka      

-która jest godzina?                                                                                                                                                              

-7.50. Odpowiedział z kpiącym uśmiechem                                                                                                                

-to po co mnie budzisz tak wcześnie, w dodatku w niedzielę! Odpowiedzialnie uderzając go poduszką                                                                                                                                                                                   

-idziemy na śniadanie                                                                                                                                                        

- nigdzie nie idę, nie jestem głodny, idź beze mnie                                                                                            

- idziesz, prefekt kazał mi tego dopilnować, w tym tygodniu nie widziałem cię ani razu na wielkiej sali, wyglądasz jak duch. Odrzekł Blase trzymając się stanowczo swojego planu dotyczącego śniadania. Widząc że go nie przekona zgodził się. Po czym udał się do toalety z ubraniami na dziś.

Gdy wychodzili udali się jeszcze do Theo oraz Craba i Goyla, ci dwaj nigdy nie przepuścili by posiłku. Razem udali się do Wielkiej sali  

-hey Draco a ty co tak kulejesz? Zapytał spostrzegawczo Theo. Wciąż go wszystko bolało po wizycie i profesora.

-źle spałem, powiedział wymijająco.
-a właśnie gdzieś ty się podziałał tak długo była godzina policyjna jak zasypiałem. Co?
Na to pytanie trochę dłużej zajęła mu odpowiedz, więc postanowił odpowiedzieć zgodnie z prawda, z wykluczeniem kilku informacji.
- byłem u profesora Qiurrella, pomagał mi w nauce.
-Aha rozumiem, ty to się uczysz nawet więcej niż ta wszystko wiedzącą szlama Granger. Odpowiedzialnie że zrozumieniem Blase.
-czego się w czym ci pomagał? Założę się że to coś na następny rok, zbyt łatwo ci idzie zajęcia z tego roku. Odrzekł z wyraźną zazdrością Theo.
- między innymi zaklęcia na drogowskaz, znając te zaklęcie nigdy się nie zgubisz. Powiedział dumnie Draco po czym zaprezentował je kolegą a przed nimi pojawiła się mały śnieżnobiały ognika, który leciał wyraźnie w stronę wielkiej sali
Koledzy byli pod wrażeniem, co połechtało jego ego. Draco uśmiechną się i naruszył niczym pawie albinosy w jego rezydencji.
Przez całą drogę do sali gadali na tematy zajęć i zbliżających się egzaminów. Gdy tylko zbliżyli się do drzwi ognik rozpłyną się w powietrzu zgodnie z oczekiwaniem.
-Hey Draco pomógłbyś nam w nauce? Bez twojej pomocy na bank skończymy z trollem na koniec roku. Odrzekł ubolewająco Crab gdy siadali przy stole Slitherinu.

 Draco Westchną na to cierpiętniczo, nauczanie ich było większą męczarnia niż wysłuchiwanie  wykładu Pana od historii, do nich absolutnie nic nie docierało! Spojrzał się porozumiewawczo na resztę kolegów którzy pochwycili jego wzrok że zrozumieniem, Draco mimo najszczerszych prób  brakowało mu do niech cierpliwości Blasa i umiejętności tłumaczenia Theo.
-wybaczcie jestem zbyt zajęty sobą samym bym jeszcze wam pomagał. Crab i goyle jeszcze kilka razy próbowali go przekonać bezskutecznie. Pozostali dwaj też nie pisali się na męczenie się z nimi.
-Słyszałem że Daphne jest aniołem pod tym względem, nie dość że jest ładna to jeszcze nauczy nawet największego idiotę, tak więc jeszcze jest dla was nadzieja.
Próbował ich pocieszyć Theo, na co Draco i Blase parsknęli ze śmiechu.
-O wilku mowa, powiedział  Draco wskazując na zbliżającą się dziewczynę.

-co tam. przywitała się podczas gdy Draco nalewał sobie soku z dyni.

-tak sobie rozmawialiśmy i zastanawialiśmy się czy nie pomogłabyś Crabowi i Goylowi z lekcjami, my się do tego nie nadajemy. wyjaśnił Theo.Daphne zastanowiła się przez chwilę i spojrzała na chłopaków który właśnie rozmawiali o cukiernictwie.

-No mogłabym, i tak będę się uczyć więc przy okazji mogę pomóc też im, ale jesteście mi winny przysługę. odparła dziewczyna a chłopacy o których była mowa jak na zawołanie odwrócili się w ich kierunku wyraźnie nie ogarniając tematu. Blase wytłumaczył im że znaleźli im pomoc w lekcjach, obaj podziękowali dziewczynie. Goyle wydawał się uciekać wzrokiem gdzieś na bok  na jego policzkach wkradł się rumieniec co nie uszło uwadze ich kolegów. Blase szturchną go zaczepnie.

-Da-Dafne, czy nie miałabyś ochoty na ciasteczko? zagaił nieśmiało chłopk proponując jej ciasteczko owsiane z suszoną żurawiną- bardzo dobre. I tak zaczęli razem rozmawiać na temat jedzenia.

*****

Niedługo po tym wielkimi krokami zaczęły się zbliżać egzaminy końcowo roczne wraz z tym biblioteka wypełniała się uczniami o każdej porze dnia, Do grona uczniów którzy tak intensywnie skupiali się na powtarzaniu tematów dołączył także drako który jako samozwańczy lider ślizgozów z jego roku razem organizował kółka naukowe w dormitorium slitherinu, jako że było tam spokojniej i przestrzennie niż w bibliotece. Co wieczór oprócz odrabiania lekcji powtarzał tez materiał z innych zajęć a do niego dołączyli się Theo, Blase , Milisent Bulstrud i Tracey Davis i jakże inaczej jego najdroższa przyjaciółka Pancy.

 Dobromila Zavilecka, dziewczynka z Europy środkowe, znana w szkole również jako "niezidentyfikowana dziewczyna w okularach" postanowiła jednak dołączyć do Daphne. I tak wyglądały jego tygodnie aż do egzaminu. Lekcje, nauka, okazjonalne "sesje naukowe" z profesorem i tak w kółko aż do egzaminu. Co do ów sesji naukowych, zaczął się przyzwyczajać do tego dotyku, kilka razy nawet poczuł przyjemność, profesor zaczął być również dla niego bardziej czuły i troskliwy, to było dla niego trochę szokiem, mężczyźnie w jego życiu zawsze zachowywali dystans, chłód i krytycyzm wobec niego a on był zupełnie inny. Polubił to, czasem sobie wyobrażał jak jego ojciec go tuli opiekuńczo tak jak matka to robi i powie mu że jest z niego dumny, że jest zdolny i tym podobne. może nawet stanie się to prawdą gdy zobaczy wyniki egzaminu i jak zdobędzie pierwsze miejsce za wyniki w nauce.

Dzień tuż przed egzaminem profesor poprosił go by został po lekcjach. Został trak jak prosił.

-Jutro zaczną się egzaminy, widziałem jak wzrosłeś w tym roku i wiem że sobie poradzisz, chciałem ci też powiedzieć ze niebawem jak mnie spotkasz mogę wyglądać nieco inaczej, możesz mnie nie poznać, będę wtedy jakby to ująć "inna osobą" ale wież mi z przyjemnością będę ci towarzyszyć w procesie dorastania tak jak to wyglądało do teraz, może nawet nauczę cię kilku mrocznych zaklęć, ale nie wolno ci nic powiedzieć, to ma być "niespodzianka". jego uśmiech i oczy z każdym słowem nabierały mrocznego wyglądu. Nie zmieniło to podekscytowania Draco.

Tak więc nastały egzaminy w po nich luz i czas wolny, czuć już było letni klimat, uczniowie powoli nastawiali się na powrót do domu, lekcje stały się dość luźne, wreszcie mógł sobie pozwolić na trochę wytchnienia i zabawy. Daphne zaprosiła go na wspólne opalanie nad jeziorem, miał z początku odmówić z obawy że koledzy będą się z niego śmiać.

-No daj spokój, a ty zaczynasz przypominać krwawego barona, taka pogoda nie zdarza się często w Anglii poza tym jesteś mi winien przysługę za nauczenie twoich goryli.

Tak więc ostatecznie się zgodził, generalnie lubił rozmawiać z Daphne o urodzie, modzie i innych typowo dziewczyńskich sprawach, nie robił jednak tego często z obawy że jego koledzy obrócą się przeciwko niemu, lubili się naśmiewać z innych uczniów, on też to robił ale głównie po to by być wiecznie w centrum uwagi, uwagi której tak bardzo mu brakowało, oraz ze strachu przed wykluczeniem. Jego rodzice mówili mu jak ważne jest robienie sobie sojuszników i jak ważna w ich życiu bywa gra aktorska, tak więc poszedł za ich przykładem, zachował się inaczej w każdym środowisku w zależności od tego co chciał osiągnąć, nakładał na siebie kolejne maski, maskę idealnego ucznia wśród nauczycieli, księcia slitherinu i lidera wśród kolegów, idealnego dziedzica wśród rodziców. Dlatego tez rzadko znajdywał czas dla siebie, dla prawdziwego Draco, czasem będąc szczerym gubił się kim jest prawdziwy Draco. Jaki jest prawdziwy on? Spragnioną uwagi królową dramatu? Królową wybiegu modowego ? a może przyszłym czarnoksiężnikiem?  

Następnego dnia dowiedział się że Profesor Quirrell nie żyje i że zmarł nocą na zawał. był w szoku, nie chciał w to uwierzyć, było mu źle z tego powodu, cały czas zastanawiał się jaka była ta niespodzianka o której mówił i czy byłby z niego dumny gdyby zobaczył jego wyniki...

Tym właśnie akcentem zakończył się rok szkolny, starania jego domu skutkowało pięknymi zielonymi dekoracjami wielkiej sali, był bardzo dumny z siebie i swojego domu. Jego rodzice na pewno będą z niego dumni jak im powie ile punktów zarobił, równocześnie brakowało mu profesora Quirrella przy stole nauczycielskim, na pewno cieszyłby się z ich wygranej, przynajmniej mają puchar domów...

Wkrótce przed rozpoczęciem uczty dyrektor postanowił rozdać kilka punktów, o kilka punktów za dużo...

Dekoracje zmieniły się na czerwone, czuł wściekłość  tego powodu, nie dość że odebrano mu jego ulubionego profesora to jeszcze odebrano mu puchar domów, nie był sam w tym uczuciu. Cały stów slitheinu był zdenerwowany, smutny i pełen żalu. Natomiast wszystkie inne domu wydawały się być z tego powody w wyśmienitym nastroju. Ucztę kończył w ponurym nastroju, chciał mu się popłakać ale nie mógł tego pokazać przy wszystkich, to było by niegodne i niemęskie, wypłakał się natomiast w poduszkę tego wieczoru zaraz potem jak spakował wszystkie swoje rzeczy.

Podróż powrotną spędził wśród jego kolegów i Pancy która cały czas gładziła jego włosy, które od początku roku zdążyły urosnąć tak że sięgały teraz prawie ramion, Blace skomentował że w rozpuszczonych wygląda trochę jak dziewczynka. Na peronie pożegnał się ze wszystkimi i podszedł eleganckim krokiem do rodziców którzy przywitali go równie elegancko i z dystansem, dopiero na Dworze Malfoyów Mama pozwoliła sobie na mocny uścisk, ojciec tylko poklepał po ramieniu z kamiennym wyrazem twarzy.

 

 

Forward
Sign in to leave a review.