O nie! Jak to się mogło stać?

Harry Potter - J. K. Rowling
M/M
Other
G
O nie! Jak to się mogło stać?
Summary
Sequel "Małego Wypadku"Minęło kilka lat odkąd ich życie w końcu się ułożyło i chłopcy postanowili, że najwyższy czas się pobrać. Harry zapomniał jednak, że jego życie nigdy nie układało się tak, jak tego chciał. To by przecież było za proste.Jakim cudem szachy stały się idealnym sposobem na rozwiązywanie problemów?Dlaczego doprowadzanie Toma do szału stało się jedną z ulubionych rozrywek całej rodziny?Ile razy Harry zawali sprawę?Czy Draco kiedykolwiek nie będzie miał racji?Jak bardzo powiększy się rodzina Weasleyów?Dlaczego, po tylu latach niepotrzebnego odwlekania ślubu, na dzień przed wydarzeniem przyszła para młoda postanowiła zrobić wszystko, aby do niego nie doszło?I co w tym całym chaosie robi Dudley?
All Chapters Forward

Pieprzyć Starożytną Magię

W Szpitalu Św. Munga słowa „dziwne” lub „niespodziewane” straciły popularność już bardzo dawno temu. Ale czy można było oczekiwać czegoś innego po placówce będącej głównym miejscem ratunku dla większości mieszkańców Wielkiej Brytanii? Mieszkańców posługujących się magią?

Ludzie z najróżniejszymi, zwierzęcymi częściami ciała przestali być fascynujący trzy stulecia temu, a oderwane kończyny, brak włosów, czy zmiana koloru twarzy na fioletowy były częściej spotykane niż poważny katar. Mimo to, życie medyka pracującego u Św. Munga nie było łatwe. Fala napływających pacjentów nigdy się nie kończyła, wszechobecny hałas mógł doprowadzić do szału i eliksiry przeciwbólowe traciły moc w najmniej odpowiednich momentach. Oczywiście, jedną z najgorszych sytuacji, jaka mogła spotkać lekarza był obowiązek poinformowania rodziny, że pomimo wszystko, chorego nie udało się uratować. Na szczęście były to bardzo rzadkie przypadki. W świecie, w którym rządziła magia, medycyna była rozwinięta na tyle, aby móc doprowadzić człowieka do stanu używalności nawet w skrajnych okolicznościach, jednak czasami brakowało jedynie kilku sekund, żeby to zrobić. Dlatego też, cały personel był regularnie szkolony do szybkiego reagowania w najcięższych sytuacjach kryzysowych, w samym centrum chaosu i zamieszania.

Jednak, aby nie było zbyt pięknie, są momenty, na które nie da się przygotować.

Jednym z nich jest, na przykład, pojawienie się w rejestracji Harry’ego Pottera w towarzystwie mugoli.

Pomijając fakt, że pojawienie się Harry’ego Pottera gdziekolwiek jest okolicznością, na którą nie dało się przygotować (chyba wszyscy słyszeli o chaosie, który towarzyszy jego osobie, gdzie tylko się pojawi), nie można było zapomnieć, że chłopak był Władcą. I może ciągłe powtarzanie tego było nieco nudne to nie dało się zaprzeczyć, że oznaczało to coś innego niż w poprzednich latach. W porównaniu do swoich poprzedników, działających i rządzących w cieniu, Gryfon od urodzenia był postacią publiczną, czego nie zmienił po objęciu przez władzy. Wiele osób współczuło mu przez to braku jakiejkolwiek anonimowości (której mógł jedynie zażądać), wiele zazdrościło mocy, jaką posiadał, jednak nie było czarodzieja, który nie szanowałby go za wszystko, co robił.

Dlatego też, niezależnie gdzie Harry się pojawiał i jak bardzo przeciw temu protestował, wszyscy natychmiast porzucali swoje zajęcia, czasami padając na kolana lub pochylając głowy. I tak było też tym razem. W pomieszczeniu zapadła totalna cisza, przerywana tylko cichym szumem wentylacji, biegające dzieci zatrzymały się, jakby przykleiły do podłogi, a kłócące w rogu o hasło krzyżówki starsze czarownice nagle znalazły wspólnie satysfakcjonujące je rozwiązanie. Ot, magia Harry’ego Pottera.

(Istnieje też możliwość, że obecny tłum zdziwiła obecność mugoli, ale kto by zwracał na nich uwagę przy Wybrańcu?)

- Wasza Wysokość, co…? – zaczęła kobieta siedząca za biurkiem, zrywając się na równe nogi.

- Potrzebuję lekarza i wolnej sali – przerwał jej Potter. – Natychmiast.

Może i było to niegrzeczne, może kłóciło się z jego zazwyczaj pogodnym wizerunkiem, może gryzło z niechęcią do chłodnego wydawania rozkazów, jednak w tym momencie, nie miało to dla niego żadnego znaczenia. W tym momencie najważniejsza była ciotka Petunia i Harry zamierzał zrobić wszystko żeby jej pomóc.

A jednego był pewien.

Nie było czarodzieja, który zlekceważyłby jego bezpośredni rozkaz.

Ot, magia Harry’ego Pottera.

Następne pół godziny ciągnęło się dłużej niż najnudniejszy wykład z Historii Magii. Cała grupa została zaprowadzona do jednej z pustych sali, gdzie nad ciotką Petunią natychmiast pochyliło się trzech medyków, w ciszy machając różdżkami i co chwilę podając jej nieznane im eliksiry. Pozostawiając przekazanie najważniejszych informacji Draco i Anice, Harry usiadł w kącie na jednym z niewygodnych krzeseł w towarzystwie Dudleya i Toma. Żaden z nich nie próbował się odezwać. Bo po co? O czym mieliby rozmawiać? I dlatego, kiedy gdzieś w międzyczasie dołączyła do nich pozostała dwójka, nikt nadal nie starał się rozpocząć żadnej rozmowy.

I tak spędzili następne minuty, w ciszy wbijając wzrok w podłogę lub (dla odmiany) w sufit.

Harry nie wiedział co myśleć.

- Wasza Wysokość – chłopak drgnął, zwracając spojrzenie w stronę łóżka ciotki Petunii, gdzie medycy powoli chowali różdżki, najwyraźniej kończąc swoje zadanie, a następnie ruszyli w ich kierunku. - Wasza Wysokość – powtórzył najstarszy z nich, kiwając głową. – Ze względu na to, że pacjentka jest mugolem, nie mogliśmy podać naszych standardowych eliksirów, ponieważ mogłyby nie zadziałać lub źle zareagować z układem odpornościowym, dlatego ograniczyliśmy się do neutralnie magicznych wywarów, przyspieszających uzupełnianie krwi. Żebra, mostek i prawe ramię zostały naprawione i nie będzie śladu po złamaniach, tak samo jak krwotok wewnętrzny spowodowany pęknięciem jelita. Podejrzewamy, że w trakcie upadku pacjentka uderzyła głową o kant, miażdżąc fragment czaszki, który wbił się w mózg, a także naruszył układ nerwowy. Dzięki szybkiej reakcji udało nam się odsunąć możliwość jakiejkolwiek niesprawności ruchowej w przyszłości, jednak odbudowa mózgu bez użycia normalnych środków magicznych potrwa nieco dłużej niż normalnie, pozostawiając pacjentkę na obserwacji na następny miesiąc. W tym czasie prowadzone będą wszelkie badania kontrolne, aby upewnić się, że leczenie przebiega prawidłowo, więc jeżeli nie pojawią się żadne komplikacje, do świąt wszystko powinno wrócić do pełnej sprawności. Pańska ciotka będzie żyć.

Harry wypuścił z siebie powietrze, które najwyraźniej musiał w sobie trzymać już zbyt długo, słysząc jak Draco robi to samo, nieświadomie nerwowo przeczesując włosy. Po jego prawej Dudley zaczął płakać, natychmiast odnajdując się w ramionach wspierającej go Aniki, a Tom pokręcił głową, zamykając oczy.

Napięcie w pomieszczeniu wyraźnie opadło.

- Dziękuję – odezwał się w końcu Potter, wstając i kłaniając się lekarzom. – Dziękuję za szybką reakcję i przepraszam za takie nagłe wtargnięcie i przerwanie obowiązków.

- Ratowanie życia jest naszym obowiązkiem, Wasza Wysokość – powiedział najmłodszy z medyków, wyciągając przed siebie dłoń. – James Brown, Wasza Wysokość. Będę osobiście odpowiedzialny za doprowadzenie pacjentki do pełni zdrowia.

- Dziękuję – powtórzył jedynie Gryfon, ściskając zaoferowaną mu rękę. Nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć. W jego głowie kołatała się tylko jedna myśl – ciotka żyje.

Po tej wymianie zdań nie minęło wiele czasu zanim lekarze zostawili ich samych, zapewniając przez wyjściem, że nie ma się czego obawiać i wszystko będzie w porządku. Wtedy w sali ponownie zrobiło się cicho. W przeciwieństwie do mugolskich urządzeń, magicznie monitory nie wydawały z siebie żadnych dźwięków, nie zakłócając spokoju pacjentów i ich odwiedzających. Gryfon bardzo chciał, aby było inaczej.

- Harry? – odezwał się w końcu Draco, podchodząc bliżej i ściskając go za ramię. Blondyn nie musiał mówić nic więcej. Doskonale wyczuwał, że z Potterem jest coś nie tak.

I miał rację.

Jak zawsze.

Problem polegał na tym, że sam Harry nie do końca wiedział co konkretnie było nie tak.

- Podejrzewam, że chcecie tu na razie zostać, prawda? – odezwał się w końcu, na razie ignorując blondyna i jego oceniające spojrzenie, i zwracając się do kuzyna, który jedynie kiwnął głową. – Różyczka zapewni wam wszystko, czego możecie potrzebować. Postarajcie się nie wychodzić poza salę, jeśli nie będzie to konieczne. Może i jest to szpital, ale możecie trafić na bardzo… niecodzienne przypadki. Odezwę się jutro, dobrze? Tom – wyciągnął do Ślizgona dłoń, którą ten natychmiast chwycił, a następnie przeteleportował ich z powrotem do zamku.

- Harry – powtórzył bardziej stanowczo Malfoy, kiedy tylko znaleźli się w swoich komnatach. Nadal nie wiedząc jak zareagować, Potter postanowił uciec, odchodząc bez słowa do sypialni. – Idź odpocząć, Tom – usłyszał gdzieś z tyłu głowy cichy głos Draco. - Przyjdź jutro, dobrze? Nadal musimy dokończyć rozmowę – ze względu na brak werbalnej odpowiedzi Gryfon założył, że Riddle jedynie skinął głową. – Harry! – i znowu to on był w centrum zainteresowania narzeczonego. Ale co niby miał mu powiedzieć, kiedy sam nie wiedział, co dzieje się w jego głowie? – Harry? Dlaczego nic od ciebie nie wyczuwam? Nie zamykaj się, proszę – niepokój w głosie blondyna był praktycznie namacalny.

I wtedy poczuł się jakby ktoś odciął ostatnie przytrzymujące go sznurki, opadając bez ostrzeżenia na kolana.

Draco rzucił się w jego stronę.

- Harry, kochanie, powiedz coś, proszę – usłyszał przerażony szept Malfoya, a następnie jego głowa została delikatnie skierowana w górę. Na widnokręgu pojawiła się wykrzywiona niepokojem twarz blondyna. Mimo wszystko Harry nie mógł się powstrzymać od poświęcenia kilku sekund na podziwianie perfekcyjnie wyrzeźbionych rys narzeczonego. Jakim cudem ktoś taki uznał, że to właśnie Harry zasługuje na przebywanie w jego obecności do końca życia? – Na Merlina! – oh, chyba powinien w końcu coś powiedzieć. Draco był otoczony przez negatywne emocje, a tego Harry nie lubił. Ani trochę. Obiecywał sobie w duchu każdego wieczora, że będzie robić co w jego mocy, żeby tylko uchronić chłopaka od wszystkiego co negatywne. Ale tym razem nie miał pojęcia, co się dzieje. Nigdy się tak nie czuł. Zawsze był człowiekiem pełnym emocji, przeżywającym je o wiele intensywniej niż powinien. Impulsywnym. A tu nic. Nie czuł złości. A powinien. Nie czuł smutku. A powinien. Nie był przerażony. A powinien. Tylko pustka. Ta pustka, o której jedynie słyszał od innych, nie rozumiejąc, co tak naprawdę oznacza. Jak to jest nie czuć totalnie nic. – Harry! – i nadal się nie odezwał, a sądząc po minie Malfoya ten miał desperacką ochotę nim potrząsnąć. Lub może go spoliczkować. Albo jedno i drugie.

Zamrugał.

- Harry? – powtórzył po raz niezliczony Draco, opuszczając dłoń i wpatrując się w niego z nadzieją. - No dalej!

- Ja… - odezwał się w końcu, krzywiąc słysząc swój chrapliwy głos. Dlaczego nie był w stanie zmusić się do mówienia głośniej? Głośniej niż dudniące przy jego uchu bicie pełnego strachu serca Ślizgona. Przysunął się bliżej, czując na policzku żebra chłopaka. – Przepraszam, że nie odpowiadałem – powiedział i czując, że Malfoy chce go zapewnić, że nic się nie stało, kontynuował, nie dając mu dojść do słowa. – Nie. Po prostu… Nie wiem. Nie rozumiem. Wydaje mi się… że mogę być w szoku. Czujesz?

- Nic nie czuję, Harry – odpowiedział mu natychmiast Draco, owijając ramiona wokół niego jeszcze mocniej. – Jakbyś się przede mną zamknął.

- No właśnie. Ja też nic nie czuję.

Nie umknęło mu kiedy do blondyna dotarło o co mu chodzi.

- Nie rozumiem dlaczego – kontynuował. – Widziałem w życiu tyle śmierci, byłem bezsilny tyle razy, straciłem tyle osób. A ciotka żyje. Żyje i wyzdrowieje bez żadnej blizny. Dlaczego więc tak bardzo to na mnie… - pokręcił głową, nie wiedząc, co jeszcze miałby powiedzieć.

- Wydaje mi się – zaczął po chwili Draco, dając mu sekundę na ponownie skupienie uwagi. – Wydaje mi się, że to wszystko zależy od okoliczności, Harry.

Okoliczności?

- W trakcie wojny z Voldemortem byliśmy narażeni na niebezpieczeństwo praktycznie cały czas. Co chwilę stykaliśmy się z okropnościami, jakie spotykały nas i naszych bliskich. Wiem, że nie zabrzmi to za dobrze, ale byliśmy przyzwyczajeni do zła, które nas otaczało. Byliśmy gotowi na straty. A teraz… Teraz tak nie jest. W końcu żyjemy bez strachu, że każde opuszczenie domu może skończyć się porwaniem lub zostaniem zamordowanym gdzieś w ciemnej uliczce. Nagłe zderzenie ze śmiercią nie jest… To nie jest łatwe, Harry – chłopak przerwał na chwilę, unosząc jego twarz po raz kolejny, aby złączyć ich spojrzenia. – To nigdy nie było łatwe. I nie będzie. I wiem, że na chwilę obecną możesz nie czuć nic. Ale obiecaj mi, że kiedy to do ciebie dotrze, kiedy w końcu poczujesz, nie będziesz tego trzymał w sobie. To nie sprawi, że będzie lepiej. Dobrze?

- Dobrze.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

- Dobrze – chłopak pochylił się, łącząc ich usta na kilka sekund. – Co powiesz na przeniesienie tego do łóżka? Podłoga nie jest za dobrym miejscem na długie, głębokie rozmowy. Zaczynają mi drętwieć nogi. I jakbyś mógł nie korzystać przy tym z… - nie dając mu dokończyć, Harry otoczył ich swoją magią, przenosząc delikatnie na pościel i nie ruszając przy tym palcem. - … magii.

Malfoy przewrócił oczami.

- Wiesz, że mogliśmy po prostu wstać?

- Mogliśmy – przyznał Potter, doskonale wiedząc dlaczego Draco nie był zachwycony zmianą pozycji za pomocą magii. Normalnie była to czynność zarezerwowana tylko dla nich, którą wykorzystywali w nieco… bardziej prywatnych sytuacjach. – Ale nie chcę się poruszać.

- Jesteś rozpieszczony.

- Ciekawe przez kogo.

Malfoy prychnął rozbawiony i jednocześnie dziwnie zadowolony z siebie, całując go po raz kolejny. I jeszcze raz. I jeszcze.

- Kocham cię – powiedział, odsuwając się na tyle, aby być w stanie się odezwać.

- Ja ciebie też – jedyna prawda, nad którą Harry nie musiał się zastanawiać. Jedyna emocja, która nigdy go nie opuści. - Bardzo, bardzo, bardzo. Bardzo – dodał. - Jesteś moim słońcem i powodem, przez który jeszcze nie zwariowałem, przez który chcę się obudzić następnego poranka. Dziękuję ci za wszystko. Kocham cię. Z każdym dniem coraz bardziej. I… - kontynuował, czując jak w jego gardle powstaje niechciana gula. – I chcę żebyś nigdy o tym nie zapomniał. Nigdy. Niezależnie od sytuacji. Niezależnie co by się wydarzyło. Wydaje mi się, że za rzadko ci to powtarzam.

- Harry, bez urazy, ale nie musisz się martwić, że kiedykolwiek o tym zapomnę – powiedział Draco, pomimo protestów Gryfona, odsuwając się bardziej, aby móc na niego normalnie spojrzeć. - Czuję cię w swojej głowie. Wiem o czym myślisz od ostatnich dziewięciu lat. Nie chciałbym zrujnować atmosfery, ale naprawdę sądzisz, że nie zauważyłem jeszcze tych wszystkich komentarzy, których nie wypowiadasz na głos? Zwłaszcza kiedy odwracam się do ciebie plecami? Nie jestem głuchy, kochanie. Twoje wiecznie niewyżyte fantazje nie raz wybiły mnie z rytmu w trakcie zajęć. Mój Merlinie – zaśmiał się. – Nawet nie zliczę ile razy musiałem udawać przed klasą, że dostałem pilne wezwanie do pani Dyrektor, bo nie byłem w stanie skupić się na lekcji na tyle, żeby nikt nie skończył w Skrzydle Szpitalnym. Rozumiesz, co próbuję ci przekazać, ty bezmyślny Gryfonie?

- Oboje zatrzymaliśmy się w wieku niewyżytych nastolatków.

- Harry! – Malfoy uderzył go w ramię, jednak Potter wiedział, że powstrzymuje się od śmiechu.

- A nie? – Gryfon przyciągnął go bliżej, unosząc brwi.

- Jesteś niemożliwy.

- Ale i tak mnie kochasz.

- Nawet nie wiesz jak bardzo – wyszeptał Draco, prosto w jego usta, tuż przed tym jak Harry złączył je po raz kolejny, ostrożnie zmieniając ich pozycję na nieco wygodniejszą. – Wiesz, że seks nie jest i nie będzie rozwiązaniem problemu, prawda? – spytał, kiedy Potter zaczął powoli rozpinać mu koszulę, śledząc ścieżkę odsłanianego torsu Ślizgona ustami.

- Wiem – odpowiedział, unosząc spojrzenie znad brzucha narzeczonego i uśmiechając się słabo. – Ale chcę czuć, Draco. Chcę czuć i tylko ty możesz mi w tym pomóc.

***

Reszta nocy, minęła im o wiele bardziej… normalnie. Harry w końcu zasnął, opatulony kocami ze wszystkich stron, standardowo wczepiony w Malfoya jak koala, jednak Draco nie mógł spać. Leżał wpatrując się w sufit, słuchając cichego oddechu Gryfona i wiedząc, że jego myśli zbaczają na niebezpieczne tematy. Nie mogąc już dłużej wytrzymać tego cichego głosu, który z godziny na godzinę zaczynał coraz bardziej krzyczeć, wyplątał się ostrożnie z ramion narzeczonego i skierował pod prysznic. Miał nadzieję, że może woda zmyje tę palącą potrzebę zrobienia czegoś, czego może potem żałować. Albo i nie.

Prysznic, będący pierwotnie jedynie rozproszeniem, zamienił się w pełną sesję pielęgnacyjną (na którą narzekał Harry, zwłaszcza kiedy chciał skorzystać z łazienki, a Draco go do niej nie wpuszczał, nie pozwalając nikomu zakłócić swoich dwóch godzin dla ciała i duszy) pochłaniając go na tyle, że ocknął się dopiero pod koniec, kiedy zaczął wklepywać jeden ze swoich ulubionych kremów (ten odpowiedzialny za to, że wyglądał młodziej niż jego niestarzejący się narzeczony), jednak wniosek był taki jak na początku.

Nadszedł czas udowodnić, że nie tylko Harry miał prawo być tym impulsywnym w tej relacji.

Nie zastanawiając się dłużej, wezwał do siebie Różyczkę.

- Chciałbym się jedynie upewnić – powiedział na tyle cicho, aby nie obudzić chłopaka, i odłożył ostatnie pudełeczko na półkę, ostrożnie zamykając szafkę. – Dopóki nie połączy nas z Harrym magia w trakcie ślubu, nie obejmują mnie te same zasady, co niego, prawda?

- Zgadza się, przyszła Władczyni – odpowiedziała Różyczka, trzepocząc uszami.

- A jeśli… zrobiłbym coś niewybaczalnego, łamiącego wszelkie zasady, które Harry musi chronić i o które walczy… - kontynuował, siadając na brzegu wanny i zakładając ręce. – Czy to zakłóciłoby proces łączenia naszych magii?

- Istnieje takie prawdopodobieństwo, przyszła Władczyni. Jednak ostateczną decyzję zawsze podejmują Magia i Los. To ich obowiązkiem jest dopilnowanie, aby zajmująca się porządkiem i równowagą na świecie para królewska była odpowiednia do tego zadania.

Czy było to warte ryzyka?

Czy było warto ryzykować całą przyszłość tylko dla jednej…

Delikatne światło wschodzącego słońca nie tylko uświadomiło go, że rozpoczyna się nowy dzień, ale dało idealny podgląd na śpiącego narzeczonego. Narzeczonego, którego twarz była pełna łez, zaczerwieniona i opuchnięta.

I Draco przestał zastanawiać się dłużej. Jeśli Harry jest w stanie poświęcić dla niego wszystko, tylko aby sprawić, żeby był szczęśliwy, dlaczego on miałby się wahać?

Pieprzyć Starożytną Magię

***

Kiedy Harry obudził się następnego dnia pierwsze co zauważył to brak blond głowy koło niego na poduszce. Zawiedziony utratą poranka, który mógłby spędzić z chłopakiem, przez pewien moment nie poczuł nawet jak bardzo wszystko go boli, dopóki nie postanowił wstać z łóżka. Natychmiast zauważył, że ciężko mu otworzyć w pełni oczy, a twarz ma opuchniętą i nieprzyjemnie chropowatą. Czyżby płakał przez sen?

Pokręcił głową, nie chcąc psuć sobie humoru jeszcze bardziej, gdy zaczęła zalewać go fala rzeczy, które musiał dzisiaj zrobić. Jednak najpierw postanowił znaleźć Draco. Rozwiązaniem na dobre rozpoczęcie dnia był zawsze najpierw Draco.

Szybko przekonał się, że z Draco nic nie będzie, znajdując na stoliku przed kanapą kartkę pergaminu zapisaną charakterystycznym pismem blondyna.

 

Dzień dobry, kochanie

Mam nadzieję, że dobrze Ci się spało. Wybacz, że nie było mnie, kiedy się obudziłeś, ale pojawiła się bardzo ważna sprawa, którą musiałem załatwić z samego rana. Zobaczymy się po śniadaniu.

Draco

 

PS. Przed 9:00 przyjdzie do nas Tom, więc bądź gotowy na rozmowę z wczoraj.

 

Przyjmując do wiadomości, że jego życie zostało odgórnie zaplanowane na najbliższe kilka godzin Harry westchnął, kierując się pod prysznic i współczując Malfoyowi, który najprawdopodobniej został wezwany do omówienia jakichś nudnych spraw szkolnych (co zdarzało się w niedzielne poranki częściej niż mu się to podobało, ze względu na dyrektor McGonagall, która uważała ten czas za jedyny, kiedy większość uczniów była zbyt nieprzytomna, aby zrobić coś czego nie powinni i można ich było pozostawić bez nadzoru).

Zgodnie z jego podejrzeniem w Wielkiej Sali nie było ani jednego profesora, potwierdzając, że wszyscy muszą siedzieć uwięzieni i wysłuchiwać kazań dyrektorki, dlatego postanowił zawrócić i zjeść w kuchni. Dawno nie miał możliwości po prostu usiąść i wysłuchać tysięcy słów wypowiadanych przez wszystkie hogwardzkie skrzaty jednocześnie.

- Jesteś spóźniony – przywitał go z uśmiechem Salazar, kiedy dwie godziny później stanął przed jego portretem, aby wejść do swoich komnat.

- Wiem – odpowiedział Harry. – Mróżka nie chciała wypuścić mnie z kuchni.

- Jakoś wątpię, że skrzat domowy jest w stanie zatrzymać cię przed zrobieniem czegokolwiek – prychnął Slytherin, przewracając oczami. – Właź do środka zanim jeszcze bardziej się pogrążysz. Kilka minut opóźnienia dla niektórych to pojawianie się przed czasem, ale dla Toma Riddle’a to obraza.

- Dzięki za pocieszenie, Sal. Zawsze można na ciebie liczyć.

Forward
Sign in to leave a review.