Medalion

Harry Potter - J. K. Rowling
M/M
G
Medalion
Summary
Podróże w czasie są niebezpieczne, szczególne te, które dzieją się wbrew Twojej woli. Trójka rodzeństwa Scorpius, James i Lily zostają przeniesieni do przeszłości, gdzie spotykają młodsze wersje swoich rodziców.Nie mają pojęcia jak wrócić do swoich czasów, ich rodzice są zupełnie innymi osobami niż te, które znają, a na domiar złego w świecie czarodziejów trwa bitwa dobra ze złem, dzieci muszą uważać żeby przypadkiem nie zmienić historii.
All Chapters

Z Malfoyem, Harry? Poważnie?

Wpatrywałem się w talerz z naleśnikami, nie byłem głodny, od śmierci Syriusza nie miałem na nic ochoty, jakbym mógł mieć? Zginął przeze mnie, bo nie potrafię słuchać, nie potrafię zatrzymać się i pomyśleć. Nie potrafię rozróżnić fikcji od rzeczywistości, a mój największy wróg może w każdej chwili wejść do mojej głowy i odkryć wszystkie moje myśli. Kątem oka widziałem zmartwione spojrzenie Hermiony, ale już nie miałem siły udawać, że jest dobrze. Nie chciałem martwić moich przyjaciół, ale prawda była taka, że najlepiej by było gdyby mnie zostawili, znajomość ze mną nie jest dla nich dobra, jedyne co przyniesie to ból i strach, oraz niepotrzebną uwagę Voldemorta. Całe moje otoczenie jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie tylko przez to, że ja jestem w pobliżu. Podniosłem głowę i powoli się rozejrzałem, Ron z Hermioną znowu się o coś kłócili, to już była u nich codzienność, ale ja nie zwracałem na to uwagi, moje oczy szybko przeskanowały stół Slytherinu, znowu go nie było. Malfoy coś knuje i ja to wiem, zachowywał się dziwnie, wyglądał dziwnie, Hermiona twierdzi, że zaczynam mieć obsesję, ale ja znam Malfoya, Voldemort wrócił i wszyscy o tym wiedzą, rodzina Malfoyów mu służy co też nie jest tajemnicą, coś szykują i muszę się dowiedzieć co. Moi przyjaciele tego nie rozumieją, ale muszę czymś zająć głowę, czymś pożytecznym, Malfoy i Dumbeldore to jest to na czym się skupię, odkryję co planuje Malfoy i pomogę Dumbeldorowi w tym do czego mnie potrzebuje. Jestem słaby, ostatnie wydarzenia dobitnie to pokazały, a nie mogę być jeżeli chcę w końcu wygrać. Drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły, szybko popatrzyłem w tamtą stronę, ale to tylko jakieś pierwszoroczniaki, pewnie pobłądziły. Moje serce, które szybciej zaczęło bić, znowu wróciło do swojego normalnego tempa, właśnie..jeszcze to. Nie pamiętam, w którym momencie Malfoy zaczął być dla mnie atrakcyjny, a w którym zdałem sobie sprawę co to oznacza, ale chyba około czwartego roku, ale wtedy byliśmy tylko rywalami, on nie znosił mnie za to, że oddychałem, a ja po cichu do niego wzdychałem, a teraz? Teraz jesteśmy po przeciwnych stronach, on dosłownie mnie nienawidzi, a ja muszę zapomnieć o tym co czuję, wyzbyć się tego uczucia, przecież to zwykłe zauroczenie, fizyczny pociąg, w końcu mam szesnaście lat, hormony buzują..a on prawdopodobnie i tak planuje jak mnie zabić, w końcu do tego dąży Jego Pan.
- Harry? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Hermiony, rozkojarzony spojrzałem w jej stronę, miała zmarszczone brwi – znowu to zrobiłeś, odpłynąłeś. Wiemy, że jest Ci ciężko, ale Harry nie możesz się na nas zamykać, jesteśmy Twoimi przyjaciółmi i zaw..
- Wiem – przerwałem jej, chyba trochę za głośno, więc ściszyłem głos – wiem Hermiona, ale nic nie możecie zrobić – widziałem, że chce coś powiedzieć, ale nie miałem ochoty na kolejne kazanie – z tym muszę uporać się sam. Dajcie mi trochę czasu – posłałem jej niemrawy uśmiech i wróciłem do wpatrywania się w talerze, usłyszałem jej westchnienie, ale chyba zdała sobie sprawę, że rozmowa ze mną nie ma sensu.
Nie chciałem ich tak traktować, ale potrzebowałem wytchnienia, spokoju. Miałem wrażenie, że wszyscy oczekują ode mnie bycia kimś kim nie jestem, wybrańcem, złotym chłopcem, kiedy ja tak naprawdę jestem bezsilnym nastolatkiem, który musi udawać dorosłego i silnego.
- Ronald wykonałeś już pracę domową na eliksiry?
- Yyy no jakby Ci to..
- Nie mów, że nawet nie zacząłeś, przecież termin upływa jutro, ja nie wiedziałam na który temat się zdecydować, więc wybrałam dwa, nie rozumiem jak możesz..- uśmiechnąłem się pod nosem, tyrady Hermiony były nawet śmieszne kiedy nie były skierowane w Twoją stronę, czerwona twarz Rona tylko to potwierdzała.
- Tak się składa, że ja i Harry..
- Mnie w to nie mieszaj, ja odrobiłem zadanie – zdradzony wyraz twarzy mojego przyjaciela jeszcze bardziej poprawił mi humor, nie rozumiałem tych moich wahań nastroju, ale to chyba też mogłem zwalić na mój wiek.
- Miałeś na myśli, że ty i Twój książę półkrwi zrobiliście zadanie – popatrzył na mnie triumfalnie, no tak te bitwę wygrał, czekałem tylko aż cała uwaga Hermiony znów skupi się na mnie, nie rozumiałem dlaczego miała takie pretensje, dzięki książce, którą znalazłem, eliksiry szły mi o wiele lepiej.

-Harry już o tym rozmawialiśmy, powinieneś oddać te książkę – Hermiona nawet nie starała się ukryć swojego niezadowolenia, patrzyła na mnie wyczekująco jakby się spodziewała, że zaraz jej oddam książkę i będzie po sprawie.
- Nie wiem dlaczego się tak czepiasz, dzięki tej książce polubiłem ten przedmiot, mam o wiele lepsze oceny.
- Ale ona zmienia przepisy, nie wiadomo kto ją stworzył – Hermiona ściszyła głos – a co jeśli to był ktoś od Sam Wiesz Kogo?
- Hermiona błagam Cię, nie popadajmy w paranoję – zacisnąłem dłonie, sama wzmianka o nim budziła wspomnienia, śmierć Syriusza, moja rozpacz i wściekłość, byłem wtedy gotowy zabić..ale nie potrafiłem, byłem zbyt słaby, jak mam walczyć z Voldemortem skoro jestem w takiej rozsypce? Ile jeszcze osób przeze mnie zginie?
- Harry, Harry.. słyszysz mnie? – Hermiona delikatnie złapała moją zaciśniętą w pięść rękę – przepraszam – patrzyła na mnie z troską, jakby potrafiła czytać w moich myślach – nie powinnam teraz o nim wspominać, masz rację chyba trochę przesadzam, po prostu cała ta akcja z książką wydaje mi się podejrzana, jednak nie zmienia to faktu, że nie mam prawa mówić Ci co masz robić – ostatni raz ścisnęła moją rękę i delikatnie się uśmiechnęła, odwzajemniłem uśmiech tym razem szczerze.
- To ja przepraszam, po prostu ostatnio..nie jest ze mną dobrze, z resztą sami widzicie – Hermiona i Ron patrzyli na mnie ze zrozumieniem – to co się stało..ja nie..przepraszam, ale nie potrafię jeszcze o tym rozmawiać. Ta książka i inne rzeczy – nie miałem zamiaru wspominać o Malfoyu, ale nie musiałem, Hermiona delikatnie uniosła brwi, a Ron tylko wzruszył ramionami – pozwalają mi na chwilę zapomnieć – to nie było wiele, ale i tak po raz pierwszy w ogóle poruszyłem ten temat.
Hermiona chciała żebym się otworzył, żebym mówił o swoich problemach głośno, ale ja nie byłem na to gotowy, nie miałem tyle odwagi, bałem się konsekwencji, jakby wypowiedzenie niektórych słów na głos sprawiło, że staną się prawdziwe. A przecież już były prawdziwe, Voldemort namieszał mi w głowie i przez to naraziłem wszystkich na niebezpieczeństwo, a Syriusz zginął. Czułem, że zaczyna brakować mi powietrza, miewałem już ataki paniki, ale nigdy przy ludziach,
- Harry spokojnie, oddychaj głęboko, nie myśl już o tym – Hermiona uśmiechała się do mnie uspokajająco – porozmawiajmy o czymś innym, dobrze? – skupiłem się na oddechu, na tym gdzie jestem i na głosach dookoła – dobra jakiś temat, który by was zainteresował, jak idą Twoje przygotowania do quidditcha Ronald? – zaśmiałem się cicho, dosłownie było widać po twarzy mojej przyjaciółki jak bardzo nie chce o tym rozmawiać, sport to nie jest odpowiedni temat dla najbystrzejszej czarownicy.
- Beznadziejnie, strasznie się tym stresuje, chyba nie jestem w formie.. – wyłączyłem się, Ron nie wierzył w siebie, a mnie Jego kandydatura do drużyny stawiała na złej pozycji, z jednej strony byłem kapitanem, a z drugiej przyjacielem, wiedziałem, że Ron nie będzie mi miał za złe jeżeli go nie wybiorę, ale sam ze sobą czuł bym się źle – co powiesz, Harry?
- Hmm? – za dużo razy mnie przyłapali na niesłuchaniu żeby dać po sobie poznać, że są choć trochę zaskoczeni.
- Pytałem czy potrenujesz dzisiaj ze mną? – nie chciałem wypominać, że robię to codziennie, więc tylko kiwnąłem głową – świetnie, myślałem żebyśmy dzisiaj przećwi..

Wtedy to poczułem, jakaś dziwna energia, jakby z Sali wyssało całe powietrze, wstałem szybko wyciągając różdżkę i rozglądając się za potencjalnym zagrożeniem.
- Harry, co się..? – Hermionie przerwał głośny trzask, wszystkie głosy ucichły, przy wejściu pojawiła się trójka dzieci, znikąd, jakby się teleportowali, ale na terenie zamku to było niemożliwe.
Trzymałem kurczowo różdżkę przyglądając się przybyszom, wyglądali niegroźnie, mała dziewczynka o rudych włosach i dwóch starszych chłopaków, jeden blondyn, choć z tej odległości włosy wyglądały na niemal białe, niebezpiecznie przypominały mi o Malfoyu i najwyższy z całej trójki brunet, to z nim złapałem kontakt wzrokowy, wpatrywał się we mnie z konsternacją wymieszaną z przerażeniem co na chwilę odebrało mi dech, miałem złe przeczucia. Chwilowa cisza na Sali została przerwana przez szmer rozmów, odwróciłem się do stołu nauczycieli, Dumbeldore pochylił się trochę do przodu, jakby zaintrygowany, reszta nauczycieli obserwowała całe wydarzenie z zaciekawieniem, czasem miałem wrażenie, że oni w tej szkole są tylko na ozdobę. W końcu czy to jest normalna reakcja na pojawienie się obcych ludzi w zamku, który jest zabezpieczony najmocniejszymi zaklęciami jakie w ogóle istnieją?
Mój wzrok wrócił do nieznajomych, powoli ruszyli w moim kierunku, jednak to brunet, który wydawało mi się był najstarszy szedł z przodu, ręce miał delikatnie podniesione, jakby zagradzał drogę swoim towarzyszom, choć bardziej wyglądało to na gest obronny. W miarę jak się do mnie zbliżali zacząłem się im przyglądać, blondyn, którego włosy przypominały Malfoya patrzył na mnie z zaskoczeniem, niewiele brakowało a otworzyłby usta ze zdziwienia, dziewczynka rozglądała się niepewnie, ale z zaciekawieniem jakie mogą mieć tylko dzieci, które za bardzo nie rozumieją co się dzieje, dopiero po chwili jej oczy spoczęły na mnie, przekrzywiła głowę, a jej brwi delikatnie się zmarszczyły, miałem wrażenie, że trochę przyśpieszyła byli już trzy metry ode mnie
- Ta..- nie dokończyła, najstarszy chłopak szybko zasłonił jej usta, ale jakaś część mnie wiedziała co ona chciała powiedzieć i to mnie zmroziło.
Kiedy cała trójka stanęła przede mną, nie miałem już wątpliwości. Usłyszałem tylko głośne westchnienie Hermiony, musiała zobaczyć to samo co ja. W każdym z dzieci zobaczyłem jakąś część siebie, najstarszy był chyba najbardziej do mnie podobny, ta sama linia szczęki, te same włosy, ale oczy miał błękitne, kogoś mi przypominały, ale nie potrafiłem powiedzieć kogo. Chłopak z blond włosami, miał mój nos i nosił okulary, takie same jak ja, jednak jego oczy były jakby mieszanką błękitu i zieleni. Dziewczynka za to miała moje oczy, długie rude włosy opadały jej falami na plecy, nie miałem za dużo zdjęć, ale byłem pewny, że wygląda jak moja mama. Usiadłem, to były moje dzieci, ale jak? Oczywiście chciałem kiedyś mieć dzieci, ale biorąc pod uwagę co się dzieje, powoli przestawałem wierzyć, że tego dożyję. Zerknąłem na Rona, on akurat nie krył swojego szoku, miał rozdziawione usta, a jego oczy wędrowały po całej trójce jakby ich skanował.
- Zamknij usta Ronald – głos Hermiony poniósł się po całej Sali, w której znowu zapadła grobowa cisza, wszyscy jakby z zapartym tchem czekali na rozwój wydarzeń, dzięki Merlinowi za spokój i opanowanie mojej przyjaciółki – a teraz może zacznijmy od najważniejszego kim jesteście i skąd się tutaj wzięliście?
- Byliśmy u..
- Cicho – najstarszy z chłopaków szybko uciszył brata – ja mam na imię Scorpius, a to jest mój brat James i siostra Lily – chłopak odetchnął, niepewnie na mnie zerkając – jesteśmy tak samo zaskoczeni jak wy, nie wiemy jak to się stało, ale z tego co zdążyłem zauważyć, jakoś musieliśmy się przenieść w czasie, dlatego nie chcę za wiele zdradzać, chyba rozumiecie.
- Dlaczego niby nie możecie? Zjawiacie się tutaj nie wiadomo skąd, do tego wyglądacie jak..jak..
- Ronald! To chyba logiczne, prawdopodobnie są z przyszłości, więc tak naprawdę wszystko co tutaj powiedzą może zmienić ich rzeczywistość – Hermiona wyjaśniła spokojnym tonem, kiedy mi było daleko do spokoju.
- Co do naszego wyglądu, no nie da się tego ukryć, jesteśmy Twoimi dziećmi – Scorpius patrzył na mnie niepewnie, posłałem mu niemrawy uśmiech, na więcej nie było mnie stać
- Ale jak? – chłopak podniósł pytająco brwi – w sensie kto jest waszą matką?
- Harry to chyba oczywiste – popatrzyłem na Hermionę zaskoczony – szczególnie dla Ciebie – popatrzyła na mnie znacząco, nie miałem pojęcia o co jej chodzi, jednak zanim zdążyłem zapytać, drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się.
Malfoy stanął w wejściu zaskoczony, w końcu wszystkie głowy odwróciły się w Jego kierunku, a pewnie chciał wejść niezauważony.
- Tatuć – Lily ruszyła w Jego stronę biegiem, na szczęście Scorpius zdążył ją złapać
- Lily nie, to nie jest tatuś, którego znasz – szepnął, ale zdołałem to usłyszeć, co do jasnej..?

Popatrzyłem na Hermionę, ale ona tylko wzruszyła ramionami
- Podobieństwo jest uderzające – jakby to wszystko wyjaśniało, ale teraz kiedy to usłyszałem, faktycznie zobaczyłem w dzieciach również cząstkę Malfoya.
- On jest chłopakiem Hermiona – wysyczałem przez zęby – nie może być ich mamą.
- Harry ty jesteś gejem? Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie teraz Ron, to jest najmniej ważne w tej chwili.
- Z Malfoyem, Harry? – to pytanie zabrzmiało jak jęk.
- On nie jest ich mamą Harry tylko ojcem – Hermiona patrzyła na mnie jakbym to ja postradał zmysły.
- Ale jak? – po raz kolejny zadałem to pytanie – mężczyźni nie mogą mieć ze sobą dzieci, adopcja? Nie jesteście za bardzo do nas podobni. Surogatka? Nie wiem jak to działa, ale to musi być to, tak? – Scorpius zaprzeczył tylko głową.
- Coś ty znowu zrobił Potter? – przez to wszystko nawet nie zauważyłem kiedy Malfoy do nas podszedł, nie wyglądał najlepiej, cienie pod Jego oczami powiększyły się, ubrania na nim wisiały, jedyne co to grymas na twarzy i głos przepełniony pogardą pozostawały bez zmian.
- Tym razem to nie ja – wydusiłem z siebie, teraz kiedy obok nich stanął zobaczyłem to wyraźnie. Scorpius miał dokładnie takie same oczy jak Malfoy, James włosy, a Lili kształt twarzy, nie wyparłby się ich nawet jakby próbował.
- Oczywiście, jakieś dziecko biegnie w moją stronę krzycząc tato, do tego pozostała dwójka je zatrzymuje wszyscy stoją obok Ciebie i to nie ma nic z Tobą wspólnego, nie wspomnę już, że wyglądają jak..- i tutaj Malfoy zamilkł jakby dopiero teraz przyjrzał się rodzeństwu, Jego oczy rozszerzyły się w wyrazie szoku – zapytam jeszcze raz i teraz liczę na szczerą odpowiedź Potter, o co tutaj chodzi?
- Hermiona – jęknąłem, to sen, to musiał być sen.
- To są Wasze dzieci, które jakimś cudem przeniosły się tutaj z przyszłości – byłem pewny, że Malfoy ją zignoruje, jednak ten jak gdyby nigdy nic przeniósł swoje zszokowane spojrzenie na nią.
- Ale jak?
- Też bym chciał wiedzieć -mruknąłem
- Z Malforyem, Harry? – Ron chyba był w jakimś szoku
- Jesteśmy chłopakami Granger, o ile mi wiadomo dwóch mężczyzn nie może mieć ze sobą dzieci, a one ewidentnie są do nas podobne. To jakaś mugolska sztuczka? – chyba po raz pierwszy słowo ‘mugol’ nie zabrzmiało jak obelga, ale nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, patrzyłem wyczekująco na przyjaciółkę.
- Nie, to nie ma nic wspólnego z mugolami – Hermiona zawahała się – istnieje pewna legenda, że..że z wystarczająco dużą mocą oraz wielką prawdziwą miłością dwóch mężczyzn jest w stanie spłodzić dziecko, co prawda nie ma potwierdzonych przypadków czegoś takiego, ale najwidoczniej
- Chyba sobie kpisz
- Oczywiście..legenda…na kogo by to mogło trafić jak nie na Harry Pottera, prawda? Nie ma odpowiedniejszej osoby, jakbym miał mało na..-nawet nie zauważyłem, że zacząłem krzyczeć.
-Moi drodzy chyba będzie lepiej jeżeli przeniesiemy te rozmowę w bardziej ustronne miejsce – gdybym nie był tak zdenerwowany pewnie bym się przestraszył, nie zauważyłem, w którym momencie dyrektor do nas podszedł – Harry, Panie Malfoy i Wasza trójka zapraszam do mojego gabinetu.
- Z Malfoyem, Harry? Poważnie?

Sign in to leave a review.