
Rozdział 1 - Nie tak miało być
— Nie Harry, nie Harry, błagam, tylko nie Harry!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wszędzie była ciemność. Albo może to była jasność? Lily nie była w stanie tego rozróżnić. Nie miała pojęcia czy minęły dwie minuty czy dwa lata. Nie czuła bólu. Może go nie było. Jedyne czego była pewna - jej ukochany syn Harry został sam, sam jak palec, naprzeciw najpotężniejszego czarnoksiężnika na świecie.
Minęła kolejna wieczność, kolejna i kolejna - a może były to sekundy? Gdzie jest, gdzie będzie? Co się dzieje z jej synkiem, co z jej mężem?
Następna wieczność - co się stanie z Syriuszem? A co z Peterem? Czy ktoś powiadomił już Remusa, Mary? Czy to oni będą kolejnymi ofiarami? Czy ktoś kiedykolwiek przerwie tą wojnę?
Kolejnej wieczności nie było. Zamiast tego nastała ciemność - tym razem Lily była pewna, że to ciemność. Wtedy pojawiły się głosy - niewyraźne bełkoty, jakby w obcym języku. Poczuła, że leży na czymś miękkim - czy to już niebo? Uświadomiła sobie, że ma zamknięte oczy. To takie proste, wystarczy, że je otworzy a znowu zobaczy piękny uśmiech Jamesa i oczy małego Harry’ego.
Ale to byłoby zbyt piękne. A życie Lily wcale piękne nie jest. Otworzyła oczy, ale to nie było niebo. Tak na pewno nie wyglądało niebo. Widziała szary sufit, szare ściany. Próbowała podnieść głowę - poczuła piekący ból i odpuściła.
Wtedy zobaczyła, że wcale nie jest sama w tym klaustrofobicznym pomieszczeniu. I wtedy wszystko zaczęło się komplikować.
— Elizabeth! Oh, jak to dobrze!
Przy ramie łóżka Lily stanęła ciemnowłosa kobieta około czterdziestki. Oczy miała zaszklone od łez i uśmiechała się promiennie
— Przepraszam, co się dzieje? Kim Pani jest?
Nie powiedziała tego swoim głosem. Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że był dużo wyższy niż jej i bardziej piskliwy.
— Kochanie, nic nie pamiętasz? Jestem twoją mamą! Razem z Evanem dobraliście się do eliksirów taty, wysadziło całe piętro. Myśleliśmy, że już się nie obudzisz. Kiedy was tu przetransportowaliśmy wszyscy byli pewni, że jesteście martwi.
Lily zaczęło kręcić się w głowie. Domyślała się co się stało, ale przerażało ją to tak bardzo, że próbowała o tym nie myśleć.
— Nic nie pamiętam, nie znam pani. To chyba jakaś pomyłka.
— Jaka pomyłka kochanie, to podobno normalne, takie zaniki pamięci. Wszystko ci pokażemy, nie martw się. No bo w końcu niedługo idziesz do szkoły.
Dreszcz przeszedł ją od stóp do głów. Czyżby miała wrócić do Hogwartu? Jest tak młoda? A może to jakaś mugolska szkoła? Czy w ogóle są w Anglii? Może to jedna z pozostałych szkół magii?
— Który jest rok?
Kobieta zaśmiała się.
— 1991 moja droga! Nie mów, że tego też nie pamiętasz. Już za tydzień pierwszy raz w Hogwarcie, zobaczysz, pokochasz to miejsce.
Lily zmroziło. Nie mogła się poruszyć, nie mogła funkcjonować. 10 lat? To się nie mogło dziać. To musiał być jakiś okropny koszmar. To byłby pierwszy rok Harry’ego w szkole. Zaczęło zbierać się jej na łzy. To się nie może dziać. Nie może i tyle. Ma iść do Hogwartu z dzieciakami z którymi szedłby jej syn? Może spotkać syna Alice i Franka albo syna Molly. To nie może być prawda. Wolałaby być martwa, tak martwa jak to tylko możliwe. Kolejne 7 lat Hogwartu, mimo tego, że był jej domem, byłyby największą udręką.
Po chwili zaczęła myśleć racjonalniej. To Hogwart. Nigdzie nie widziała takiej wielkiej biblioteki jak tam. Na pewno znajdzie jakieś rozwiązanie. Kilka sekund później Lily wymyśliła nawet lepszą opcję. Przecież tam wciąż jest Dumbledore. Wciąż jest stara McGonagall.
Kolejny dreszcz. Czy wciąż żyją? Co jeśli Voldemort przejął szkołę? Co się wydarzyło przez te 10 lat, kiedy Lily lewitowała między ziemią a niebem? Co się stało z Harrym? Czy jakimś cudem przeżył?
Ma tydzień - 7 dni żeby nadrobić 10 lat. To chyba nie sprawiedliwy układ. I kim jest Evan? Kim jest jej nowa rodzina, rodzina której wszechświat ukradł córkę i w zamian przysłał duszę biednej Lily?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
1 września 1991
Lily nie uwierzyłaby, gdyby ktoś jej powiedział, że na powrót zostanie jedenastoletnią dziewczynką. A jednak właśnie w takiej sytuacji się znalazła. Czuła się bardzo dziwnie. Wydawałoby się, że jeszcze kilka chwil temu sama była matką, a teraz inna kobieta pierze jej ubrania i robi obiady.
A teraz wbrew wszystkim próbom, znowu jest na King’s Cross z zapakowanym po brzegi kufrem i klatką z kotem. Bała się. Bardzo się bała. Nie chciała nawet myśleć o wszystkim co się może wydarzyć.
Ale mimo tego miała jedną iskierkę nadziei, która rozświetlała jej serce przez prawie cały ten ponury okres. Harry, jej mały Harry żyje i jest bohaterem. Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył. A Voldemorta już nie ma. Jej synek wychował się w świecie bez wojny - takim jakim dla niego chciała. A zaraz może poznać go od nowa.
Razem z nową rodziną szła na peron. Po lewej minęli kantorek z biletami. Lily spojrzała na swoje odbicie w szybie. Wciąż nie przyzwyczaiła się do swojego nowego wyglądu. Była bardzo ładna - przynajmniej jak na swoją opinię. Niska, szczuplutka brunetka z jasnymi oczami i twarzą obsypaną piegami. Podobała się sobie, ale to nie była ona. Twarz którą widziała należała do innej dziewczynki, której dusza uleciała w szpitalu.
Tydzień wystarczył żeby poznać swoją rodzinę. Jej matka - Elladora Black. Była ładna - ciemnowłosa wysoka szefowa Departamentu Magicznych Środków Transportu. Lily, a raczej Elizabeth odziedziczyła po niej śliczne błękitne oczy, jasne jak lód i błyszczące w słońcu.
Jej ojciec był troszkę starszy i widać było na jego twarzy resztki dawnej przystojności. Był dobrze zbudowany i umięśniony, z jasnobrązowymi włosami opadającymi na orzechowe oczy. Pomiędzy piegami na twarzy połyskiwały blizny - skutki pracy Aurora.
Oprócz rodziców Lily miała teraz starszego brata Evana. To z nim Elizabeth wpakowała się w tarapaty wysadzając piętro. Był do niej bardzo podobny - takie same jasnobrązowe loki, twarz pokryta piegami i błękitne oczy. Był przystojny, z pewnością dziewczyny za nim latały. Podobno byli sobie bardzo bliscy a dwa lata które ich dzieliły były wspominane tylko w ironicznych żartach Evana.
Wiedziała, że powinna się cieszyć. Dostała drugą szansę. Pewnie wielu poległych w wojnie oddałoby wiele za taką szansę. Albo może tak wygląda śmierć? Pojawienie się w ciele biednego dziecka którego duszę śmierć zabrała zbyt szybko? Jakkolwiek by nie było, Lily nie chciała żyć bez Jamesa. Przecież to James był jej bratnią duszą. Czy on też znalazł się przed taką szansą? Czy to ma jakikolwiek sens?
Musiała odłożyć jednak rozmyślenia na inny moment. Właśnie wkroczyli na peron 9 i 3/4.