Lesser Evil || Harry Potter fanfiction

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
Gen
G
Lesser Evil || Harry Potter fanfiction
Summary
Latona wiedziała, że ciąży na niej duża odpowiedzialność za dalsze losy swojej rodziny, od kiedy nauczyła się odróżniać jeden koniec różdżki od drugiego. Przeszła do historii, to fakt, a historia kocha się powtarzać.Gdy Czarny Pan odradza się na jej oczach, wszystkie intrygi wychodzą na jaw. Latona, która niedawno zdała sobie sprawę ze swojej choroby, przekonuje się, że nie każdy musi być tym, za kogo się podaje, wrogowie czasem okazują się przyjaciółmi, a niewinne zawiniątko, które znalazła przy koszu na śmieci, może raz na zawsze zmienić bieg wydarzeń.❝Chciałem ją zabić... Tak, to byłby ogromny błąd. Musisz wybaczyć moją ówczesna samolubność, Latono.❞.❗postać ewoluuje❗❗slowburn alert❗❗Niektóre zdania lub sceny są wyrwane z kontekstu, ale warto zwracać na nie uwagę ❗
All Chapters Forward

W końcu w domu

Latona została w skrzydle szpitalnym jeszcze przez kilka dni. Za dnia bardzo się nudziła, a w nocy nawiedzały ją koszmary i widma minionych wydarzeń. Tragiczne obrazy przesuwały się w jej głowie niczym pełna zdjęć klisza, tylko po to, aby wyrwać ją ze snu i wydrzeć z jej gardła przerażający krzyk. Na początku pani Pomfrey przychodziła do niej, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale po kilku dniach odpuściła i wieczorami przynosiła jej czarkę z eliksirem nasennym.

Każda miniona minuta zdawała się przynosić ze sobą kolejną falę lęku. Latona czuwała i czekała na wyrok. To nie mogło ujść jej na sucho. Chociaż "Prorok Codzienny" dziwnym trafem milczał — Skeeter nie napisała nawet linijki tekstu ani o Cedriku, ani o Latonie — wszyscy i tak dobrze widzieli, jak pojawia się z Harrym i martwym Diggorym pośrodku stadionu, jak otacza ją złota bryza i jak jej okropne rany błyszczą niczym zachodzące słońce.

Uświadomiwszy sobie, że wszystko się wydało, poczuła się tak, jakby obdarto ją z godności.

Trzy dni przed oficjalnym zakończeniem roku szkolnego profesor Dumbledore przyszedł do skrzydła szpitalnego, aby zobaczyć, jak się czuła. Latona w istocie miała się już całkiem dobrze. Z ukąszonej nogi zeszła opuchlizna, a ramiona przestały boleć ją przy każdym ruchu. Dumbledore uśmiechnął się do niej łaskawie, przysiadając na skraju jej łóżka.

— Poppy powiedziała mi, że możesz już wracać do domu — rzekł. — Zanim jednak to nastąpi, chciałbym, abyś udała się ze mną do mojego gabinetu. Skrzaty domowe już pakują twoje bagaże.

— Tak jest — powiedziała Latona.

Przebrała się w szatę, wypraną i zacerowaną i podążyła za profesorem Dumbledore'em, który czekał na nią na korytarzu. Gdy szli, większość uczniów patrzyła na nią, unikając jej spojrzenia. Niektórzy szeptali, zakrywając usta rękami i wskazując na jej zabliźnione dłonie wystające spod rękawów. Latona starała się nie zwracać na to uwagi, aż tu nagle, gdy wspinali się po marmurowych schodach, usłyszała głośny krzyk:

— LATONA!

Odwróciła się. Dumbledore zatrzymał się i spojrzał przez ramię. U stóp schodów, z przerażonymi minami, stały Tracey i Dafne. Serce Latony zabiło szybciej, niż zazwyczaj, gdy dziewczęta rzuciły się biegiem w ich kierunku. Dumbledore uniósł rękę, a one zatrzymały się w połowie kroku, patrząc na nich wielkimi jak galeon oczyma.

— Panno Davies, panno Greengrass. Proszę iść na lekcje. Latona musi wrócić do domu, ale myślę, że wkrótce wymienicie się listami.

I złapał ją za ramię, prowadząc ją za sobą. Latona odwróciła się ostatni raz, aż w końcu skręcili, a Tracey i Dafne zniknęły jej sprzed oczu. Doszli do wielkiego, kamiennego gargulca, Dumbledore wypowiedział hasło ("Karaluchowy blok!") i wspiąwszy się po krętych schodach, weszli do gabinetu. Przy biurku na żerdzi siedział ogromny, bajecznie złoty i szkarłatny feniks, który na ich widok głośno zaskrzeczał. Latona cofnęła się o kilka kroków, jeszcze nigdy nie widziała feniksa.

— Spokojnie, Latono — rzekł Dumbledore. — To Faweks, mój oddany przyjaciel.

Faweks wzbił się w powietrze, gdy Latona usiadła na fotelu przed biurkiem dyrektora, i wylądował na jej kolanie. Jego ciężar przynosił dziwną ulgę i spokój. Latona zapatrzyła się na jego majestatyczne pióra i zapominając, że zwierzęta za nią nie przepadają, pogładziła go po grzbiecie. Faweks zaskrzeczał i przylgnął łbem do jej dłoni.

— Chyba cię polubił — roześmiał się Dumbledore. — To dobrze o tobie świadczy.

— Faweks to jedyne stworzenie, które nie spróbowało ode mnie uciec — powiedziała Latona, podziwiając feniksa. — Ach, no i jeszcze jednorożec na lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami.

— Tak twierdzisz? — Oczy Dumbledore'a rozbłysły i Latona przez chwilę widziała w nich wielką ekscytację. — To rzuca jasne światło na twoją przypadłość. Tak, bardzo jasne.

— Jak to?

— Widzisz, zwierzęta wyczuwają obecność magii kilka razy lepiej, niż ludzie. Uciekają, jeśli jest jej za dużo. Jeśli większość naszych małych przyjaciół pałała do ciebie niechęcią, widocznie czuła, że bije od ciebie niezwykle silna, magiczna energia, o wiele silniejsza, niż od przeciętnego czarodzieja.

— Och — wyrzuciła z siebie Latona. — A jednorożce... kochają magiczną aurę.

— Tak samo, jak feniksy. Jeśli nadal powątpiewasz w swoje zdolności, moja droga, nie wiem, co może przekonać cię o ich istnieniu — powiedział Dumbledore. Latona westchnęła, czekając. — Jak już mówiłem, twoje spotkanie z Lordem Voldemortem bardzo wiele zmieniło. Czarny Pan myśli, że zostałaś obdarzona jakimś darem, czymś, czym jesteś w stanie się podzielić. Muszę przyznać mu rację.

— To na pewno nie jest dar. — Latona skrzywiła się. — Ani żadna przepowiednia. Tak, wiem, że moja babcia napisała jakiś list, ale ona przecież... ona nie mogła...

Latona przypomniała sobie, jak w wakacje, tuż po tym, jak ojciec pokazał jej Kodeks Warellów, przez przypadek zbudziła portret babki Elwiry. Była bardzo podekscytowana, powiedziała jej, że SUM-y poszły jej świetnie, odżałowywała chwilę Syriusza, a potem stwierdziła, że profesor Snape coś już jej powiedział.

— Panie profesorze? Czy moja babcia miała talent do wróżb?

— Elwira? Cóż, patrząc na to, że przepowiedziała twoje narodziny w liście, to bardzo prawdopodobne.

— W moim domu wisi wiele uśpionych portretów moich przodków, w tym portret babki Elwiry. Zbudziłam ją kiedyś przez przypadek, a ona zaczęła mi opowiadać o profesorze Snape'ie, moich SUM-ach... i Syriuszu. — Profesor Dumbledore nagle na nią spojrzał. — Całkowicie o tym zapomniałam, ale wydaje mi się, że to bardzo ważne.

Dumbledore wstał i zaczął przechadzać się po gabinecie z założonymi ramionami. Krążył tak kilka minut, aż w końcu wrócił na swoje miejsce. Latona wpatrywała się w niego wyczekująco, nie mogąc znieść tej tajemniczej aury, którą wokół siebie roztaczał.

— Gdyby Elwira była wróżbitką, profesor Trelawney nie omieszkałaby mi o tym przypomnieć i wytknąć braku odziedziczonego talentu.

— To bardzo dziwne — odpowiedział profesor Dumbledore. — Jeśli jest tak, jak mówisz, powinnaś spróbować obudzić ją jeszcze raz.

— To nie zadziała, ona nic mi nie powie. Ostatnio tak na mnie nakrzyczała, że myślałam, że wyskoczy z ram i mnie udusi!

— Nalegam, Latono. To wiele zmienia. Chociaż spróbuj.

— Dobrze — powiedziała. — Ale o co mam ją zapytać?

— O wszystko, co istotne w sprawie twojej przypadłości. Czy w jej rodzinie stwierdzono i utajniono jakąś chorobę? Dlaczego pierworodne kobiety z jej rodu miewały problemy? Jak ujarzmiła swoje zdolności? Gdy widzieliśmy się po raz ostatni, powiedziałem ci, że musisz dowiedzieć się jeszcze wielu rzeczy, na przykład, co sprawiło, że różdżki Harry'ego oraz Voldemorta połączyły się. Oczywiście, dowiesz się tego, ale nie teraz. Zawitam w twoim domu w te wakacje, jest parę spraw, o których muszę pomówić z Aurorą i Alexandrem przed rozpoczęciem roku szkolnego.

Dumbledore podszedł do kominka, sięgnął do kubeczka, wziął z niego garść proszku Fiuu i wrzucił ją tam. Płomienie pozieleniały i wtem, przecisnąwszy się przez otwór i otrzepując się z popiołu, do gabinetu wszedł Alexander. Latona uśmiechnęła się, nie mogąc się powstrzymać.

— Dobrze, że jesteś — powiedział Dumbledore. — Latono, wrócisz teraz do domu. Oczekuj ode mnie listu. Postaram się dowiedzieć, czy Korneliusz Knot zechce wysłuchać, dlaczego pojawiłaś się na trzecim zadaniu, choć przypuszczam, że szybko zamiecie tę sprawę pod dywan.

— Dlaczego?

— Latono, gdyby Knot chciał postawić cię przed Wizengamotem za fałszerstwo i maczanie palców w ostatecznym wyniku turnieju, zrobiłby to, gdy tylko odzyskałaś przytomność. Podałby ci serum prawdy... i czego by się dowiedział? Że Lord Voldemort naprawdę powrócił! Knot nam nie wierzy, jest święcie przekonany, że to wyssane z palca bzdury. Gdybyś opowiedziała o tym pod wpływem veritaserum, nie mógłby dalej ukrywać przed sobą i całą społecznością czarodziejów, że Czarny Pan odzyskał moc...

Strzeliło i dwa skrzaty domowe pojawiły się w gabinecie z jej walizkami w ręku. Skłoniły się nisko przed nimi, a potem zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.

Pani Pomfrey dała Latonie zapas eliksiru nasennego. Kiedy pojawili się w długim przedpokoju na Colville Terrace 9, ominąwszy portret babki Elwiry, który teraz przyprawiał ją o dreszcze, pobiegła na górę. Zanim Aurora i Alexander zdążyli przypomnieć sobie, że mają do niej ogrom pytań, Latona pociągnęła z fiolki duży łyk eliksiru i opadła bezwładnie na śnieżnobiałe, pachnące poduszki.

Obudziła ją Zmorka. Gdy Latona wyjrzała za okno, uświadomiła sobie, że słońce już prawie zachodziło. Przeciągając się i ziewając, Latona zeszła do kuchni. Pachniało tam pieczonymi ziemniaczkami i dobrze przyprawionym schabem. Aurora i Alexander siedzieli obok siebie przy długim, ciemnym stole i zobaczywszy, że Latona przyszła, delikatnie się uśmiechnęli. Byli ubrani tak, jakby zaraz gdzieś wychodzili.

— Jesteś głodna? — zapytała Aurora. — Nawet jeśli nie, zjedz coś. Pomfrey powiedziała, że musisz się dobrze odżywiać.

— Tak, poproszę.

Latona usiadła naprzeciwko nich, a chwilę później Zmorka podała jej talerz pełen pyszności. Nawet jeśli bardzo chcieli, Aurora i Alexander nie mogli odwrócić wzroku od jej głębokich, spiralnych blizn.

— Idziecie gdzieś? — zapytała Latona, pragnąc, aby w końcu przestali się patrzeć.

— Tak — odrzekł Alexander. — Idziemy na zabranie... Latono, czy słyszałaś kiedyś o Zakonie Feniksa?

— Eee — bąknęła, mrużąc oczy. — Nie, nie wydaje mi się. Co to takiego?

Alexander skinął na Aurorę i zniknął na klatce schodowej wiodącej na piętro. Aurora, całkowicie niespodziewanie, wyciągnęła rękę i delikatnie chwyciła rękę Latony. To uczucie było tak naturalne, a jednak tak nieprzyjemne w swojej istocie, że Latona, która bardzo chciała, aby ta chwila trwała jak najdłużej, drgnęła.

— Mogę, prawda? — wyszeptała Aurora. Warell kiwnęła głową. Poczuła, jak ciepło rozlewa się w jej wnętrzu. — Zakon Feniksa to tajna organizacja, którą Dumbledore założył, aby walczyć z Czarnym Panem podczas Wojny Czarodziejów. Ojciec i ja byliśmy jej członkami. W obliczu tego, co się stało, Dumbledore ponownie powołał Zakon. Właśnie za niecałą godzinę idziemy na jego zebranie.

— To ja też chcę iść.

— Nie ma mowy, Latono — powiedziała z powagą Aurora, a z jej twarzy zniknął przyjacielski wyraz. — Członkami Zakonu mogą zostać jedynie pełnoletni. Wiem, co chcesz powiedzieć — dodała, gdy Latona otwierała usta, aby zaprotestować. — Doskonale rozumiem, że to właśnie ty i Harry byliście świadkami odrodzenia... Voldemorta... ale Zakon Feniksa to nie miejsca dla nastolatków. Bardzo mi przykro.

Wrócił Alexander. Trzymał w rękach gruby, czerwony album, na którego okładce, złotą farbą, wymalowane były odciski łap czterech zwierząt. Wyglądał, jakby zaraz miał się rozpaść. Latona już go kiedyś widziała, rodzice wyjmowali z niego ruchome zdjęcia, aby pokazać jej Wielką Salę i pokój wspólny Gryffindoru, zanim pierwszy raz wyjechała do Hogwartu.

Alexander otworzył go na pewnej stronie i odwrócił, tak, aby Latona mogła dokładnie przyjrzeć się dużemu obrazkowi.

Fotografia przedstawiała grupkę ludzi; niektórzy machali do niej rękami, inni unosili okulary, aby jej się przyjrzeć. Latona rozpoznała swoich rodziców, Dumbledore'a i profesora Lupina oraz Syriusza Blacka... i Glizdogona.

— Mieliśmy po dwadzieścia lat — mruknęła Aurora. — Wiele osób, które tu widzisz, już nie żyje. Gideon Prewett zginął jak bohater, o, tutaj stoi... Marlena McKinnon, zamordowali ją z całą rodziną, zrobiła mi w życiu tyle świństwa... A tutaj, patrz, Potterowie.

Lily i James, szeroko się uśmiechając, stanęli w pierwszym rzędzie i dokładnie się jej przypatrywali. Latona zauważyła, że Syriusz, bardzo wówczas przystojny, co jakiś czas zerkał w kierunku Aurory i Alexandra, którzy się obejmowali.

— Byliście wtedy pokłóceni, prawda? — zapytała Latona. — Wcześniej nie chciałaś mi powiedzieć, dlaczego, a teraz? Przecież ty, Potter, Lupin, Black i Petigrew byliście paczką najlepszych przyjaciół.

— A teraz nie chcę jeszcze bardziej — odrzekła szorstko Aurora. — Przysięgam, że jeśli tylko się do mnie odezwie na tym piekielnym zebraniu, to go rozszarpię... A więc, młoda damo, czy możesz nam wyjaśnić, dlaczego, na brodę Merlina, postanowiłaś zrobić te piekielne portale?

Latona, która miała nadzieję, że ta chwila już nie nastąpi, wzdrygnęła się.

— Ja... — bąknęła. — Przepraszam was. Naprawdę nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Byłam już zmęczona tą ciągłą rutyną, brakowało mi rozrywki. Gdy dowiedziałam się, że portale nie zostawiają magicznego śladu, nie mogłam już się oprzeć...

— Przyjmij do wiadomości, że masz szlaban na wszystko, co ci tylko przyjdzie do głowy — oznajmił chłodno Alexander. — Wiesz, ile problemów sobie narobiłaś? Wszyscy widzieli twoje ramiona, wszyscy! Czeka cię rozprawa w Wizengamocie! 

— W pracy nie możemy odpędzić się od dziennikarzy i natrętów — powiedziała Aurora. — Tracimy uznanie, a to bardzo utrudnia nam wykonywanie zadań dla Zakonu.

— Przepraszam, naprawdę.

— Przeprosiny nic nie zmienią. — Alexander wstał i poprawił mankiety marynarki. — Mogłaś pomyśleć o kimś innym, niż o sobie. Ten jeden raz.

— Na litość boską, jak udało ci się chodzić po terenie szkoły w środku nocy, postawić ołtarz, przekonać Jęczącą Martę do współpracy i nie zostać przyłapaną? — zapytała Aurora, a na jej twarzy wymalowała się prawdziwa ciekawość. — Nie danie się złapać to wielka sztuka, możesz mi wierzyć, bo coś o tym wiem.

— Pewnego dnia znalazłam... waszą mapę — powiedziała Latona.

Przez chwilę Aurora marszczyła brwi, a potem jakby ją olśniło i spojrzała na nią, otwierając i zamykając usta, jak gdyby głos ugrzązł jej w gardle.

— Znalazłaś Mapę Huncwotów? Naszą mapę? Nie żartuj! Pracowaliśmy na nią kupę czasu! Gdzie ona jest, masz ją przy sobie? Muszę ją zobaczyć!

— Potter był jej właścicielem przez cały czas — powiedziała Latona. — Zgubił ją, to sobie ją przywłaszczyłam, ale Dumbledore kazał mi ją mu jak najszybciej zwrócić. Oczywiście prędzej bym dała sobie odciąć rękę, niż porozmawiać z nim z własnej woli, więc... — zawahała się, ale widząc wyczekujące twarze Aurory i Alexandra, powiedziała: — więc oddałam ją osobiście Syriuszowi.

— Co zrobiłaś?! — wrzasnął Alexander. — Przez ten cały czas wiedziałaś, gdzie przebywał?! To niezrównoważone bydle, co ci strzeliło do głowy?!

— Black jest niewinny — powiedziała Latona. — Dowiedziałam się, że ukrywał się w grocie pod Hogsemade. Nie mogłam wysłać mapy sową, nie wiadomo, co by się z nią stało, więc się tam przeszłam. Na początku mnie nie rozpoznał, ale potem wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wydaje mi się, że on mnie bardzo polubił.

Latona wolała nie wspominać, że rozszarpał jej łydkę, będąc pod postacią psa. Coś tak czuła, że Kwatera Głowna Zakonu Feniksa zamieniłaby się wtedy w miejsce zbrodni.

— Oho, ja już wiem, dlaczego tak cię polubił — prychnęła drwiąco Aurora.

— Musimy już iść — powiedział Alexander i sprzątnął Latonie album sprzed nosa, gdy chwyciła go, aby obejrzeć inne zdjęcia. — Od jakiegoś czasu na naszym domu ciążą bardzo silne zaklęcia ochronne, nie przejmuj się, będziesz bezpieczna. Idź jeszcze spać, chochliku. Wrócimy... nawet nie wiem, o której.

Czas płynął jak oszalały każdego dnia i ani nie śmiał zwolnić. Żar lał się z nieba, ale nie tylko na dworze panowała gorąca atmosfera.

Gdy Aurora i Alexander wrócili z pierwszego zebrania Zakonu Feniksa, obydwoje byli tak wściekli i czerwoni na policzkach, że wyglądali jak dwa dojrzałe pomidory. Narobili rabanu, wchodząc do domu i wparowali do salonu jak dwie błyskawice. Gdy Latona się obudziła, zobaczyła, że była trzecia w nocy. Docierały do niej strzępki wrzasków i usłyszała parę przekleństw.

Od tego czasu, gdy wracali z obrad, byli tak poddenerwowani, że przeszkadzało im nawet zwykłe tykanie zegara. Gdy Latona pytała, co stało się tym razem, mówili, że w Kwaterze Głównej panował wieczny rozgardiasz i to oni musieli doprowadzać wszystko do porządku. Latona wcale im nie wierzyła, ale nie chciała dokładać im nerwów i posłusznie przytakiwała.

Choć Aurora i Alexander starali się spędzać z nią jak najwięcej czasu (i prawić długie kazania), nawet najmilej spędzone dni nie ukrócały męczarni, jakie musiała przechodzić podczas snu. Przed oczami latały jej na zmianę zielone płomienie, widok kikuta Glizdogona, wężowata twarz Lorda Voldemorta i martwe ciało Cedrika. Ciągle zastanawiał ją fakt, jak, do cholery, wyczarowała magiczną tarczę bez użycia różdżki i dlaczego Czarny Pan nagle zmienił zdanie i pragnął, aby stała się jego prawą ręką.

Dumbledore miał rację, musiało minąć naprawdę sporo czasu, aby Latona poukładała sobie wszystko w głowie i zrozumiała, co oznaczał powrót Lorda Voldemorta. Minęła już połowa lipca, gdy Aurora wręczyła jej list od dyrektora Hogwartu.

"Droga Latono

Wczoraj odbyło się pół-tajne zebranie Wizengamotu, w którym poruszono kwestię twojego pojawienia się na Trzecim Zadaniu turnieju.

Knot nie dał nikomu dojść do słowa, uparcie twierdził, że winny temu całemu zamieszaniu jest Barty Crouch Junior, który jak wiesz, podszywał się pod profesora Moody'ego. Gdy zaproponowałem przeprowadzenie faktycznego procesu z twoim udziałem, w dodatku z pomocą veritaserum, Knot stwierdził, że nie ma takiej potrzeby.

On boi się prawdy, Latono. Wie, że dowiedziałby się czegoś, co zaburzyłoby pokój w świecie czarodziejów, który wszyscy starali się budować przez ostatnie czternaście lat.

Nie musisz się więc niczego obawiać. Za kilka dni w "Proroku Codziennym" pojawi się oficjalne oświadczenie w tej sprawie.

Nalegam, abyś nie opuszczała domu bez potrzeby — śmierciożercy są aktywni i już wykonują rozkazy Voldemorta. Musisz być czujna. Staraj się trzymać swoje zdolności pod kontrolą i informuj o wszystkim Aurorę i Alexandra.

Udanych wakacji.

Z poważaniem

Albus Dumbledore" 

 

Latona uświadomiła sobie wówczas, że nastały mroczne czasy.

A najgorsze miało nadejść już za kilka dni.

Forward
Sign in to leave a review.