Lesser Evil || Harry Potter fanfiction

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
Gen
G
Lesser Evil || Harry Potter fanfiction
Summary
Latona wiedziała, że ciąży na niej duża odpowiedzialność za dalsze losy swojej rodziny, od kiedy nauczyła się odróżniać jeden koniec różdżki od drugiego. Przeszła do historii, to fakt, a historia kocha się powtarzać.Gdy Czarny Pan odradza się na jej oczach, wszystkie intrygi wychodzą na jaw. Latona, która niedawno zdała sobie sprawę ze swojej choroby, przekonuje się, że nie każdy musi być tym, za kogo się podaje, wrogowie czasem okazują się przyjaciółmi, a niewinne zawiniątko, które znalazła przy koszu na śmieci, może raz na zawsze zmienić bieg wydarzeń.❝Chciałem ją zabić... Tak, to byłby ogromny błąd. Musisz wybaczyć moją ówczesna samolubność, Latono.❞.❗postać ewoluuje❗❗slowburn alert❗❗Niektóre zdania lub sceny są wyrwane z kontekstu, ale warto zwracać na nie uwagę ❗
All Chapters Forward

Schadzka w sale wejściowej

Latona nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Christopher Callanté ciągle obserwował ją zza opasłej księgi do astronomii, którą czytał kilka stolików dalej. Kiedy odszedł, uprzątnąwszy jej biurko, wszystkie złe emocje wróciły do niej ze spotęgowaną siłą. Nie miała pojęcia, dlaczego poczuła nagłą potrzebę wybaczenia mu zrujnowania jej notatek, ale musiała je teraz przepisać, bo inaczej profesor Snape dobrałby się jej do skóry.

— Bez sensu — warknęła cicho, po raz kolejny czytając rozdział o czyrakobulwach. — Całkowite dno, paskudztwo...

— Potrzebujesz pomocy? — odezwał się Christopher. Latona już chciała posłać mu zimne spojrzenie za to, że ośmielił się jej przerwać, ale nagle zmieniła zdanie i westchnęła, kiwając głową.

Christopher zamknął encyklopedię i podszedł do jej stolika. Wyczyścił już swój bladoniebieski mundurek, chociaż wyglądałby w nim tak samo idealnie, nawet jeśli przeczołgałby się w nim przez grządki Hagrida. Spojrzał jej przez ramię, przeczytał to, co napisała, i zapytał:

— W czym masz problem? Masz tu wszystko dobrze.

— Nie umiem ubrać tego w słowa — powiedziała Latona, załamując ręce. — Nienawidzę zielarstwa.

— Daj mi to.

Latona posłusznie podała mu pergamin i pióro, coś tak czując, że profesor Sprout za żadne skarby świata nie uwierzy jej, że to wypracowanie wyszło spod jej ręki. Latona przyglądała się Christopherowi, podczas gdy on skrobał coś bardzo szybko na papierze, a po kilku minutach postanowiła przerwać pełną napięcie ciszę, która pomiędzy nimi zapadła.

— A więc... jak podoba ci się w Hogwarcie? Wrzuciłeś swoje nazwisko do czary?

— Och, to bardzo urokliwa szkoła — odpowiedział Callanté, nie odrywając wzroku od pergaminu. — I nie, nie wrzuciłem. Nie zdołałbym przejść przez Linię Wieku.

— Jak to? — zdziwiła się Latona. — Nie masz jeszcze siedemnastu lat?

— Nie — oznajmił. — Mam szesnaście lat. Przyjechałem tutaj tylko dlatego, że wygrałem konkurs z języka angielskiego i jestem najwyżej notowanym studentem mojego roku. Pracowałem bardzo ciężko, aby tu przyjechać. No i jestem tu ze starszą siostrą, Marinette. To ona się zgłosiła, chociaż myślę, że w obliczu tego, co się tu stało, jakoś nie jest bardzo zrozpaczona, że się nie dostała.

Uczniowie Beauxbatons i Durmstrangu przeżywali uczestnictwo Harry'ego Pottera w Turnieju Trójmagicznym bardziej niż wszyscy Puchoni razem wzięci. Alexander powiedział Latonie, że Fleur Delacour tak się na niego wściekła, że madame Maxime, która była nie mniej poruszona od niej, musiała uspokajać ją przez dobre dziesięć minut.

— To wyjaśnia twój piękny, angielski akcent.

— A ty? Ile masz lat?

Och, Christopher doskonale to wiedział.

— Czternaście — odrzekła Latona. Zaczęła coraz bardziej lubić tego chłopca.

— Słyszałem o tobie bardzo dużo — powiedział Christopher, odrywając wzrok od pergaminu. — Uczyłem się o tobie i Harrym na lekcjach historii. Nadal nie mogę uwierzyć, że z tobą rozmawiam — zaśmiał się szczerze, a potem, widząc, że Latona dumnie uniosła głowę, rzekł: — Pewnie bardzo to lubisz, co? Tę całą uwagę.

— Masz rację — odparła Latona. — Ale przez to, że nie umiałam się z nią obchodzić, straciłam wielu znajomych.

Bliźniaczki Patil, z którymi pierwszy raz jechała do Hogwartu, od dwóch lat nie powiedziały do niej ani słowa. Justyn Finch-Fletchley nadal obwiniał ją za ich petryfikację. Bliźniacy Weasley traktowali ją z góry i była pierwsza w kolejce po najprzykrzejsze kawały, takie, o jakich jej się nie śniło — Latona mogłaby wymieniać tak jeszcze przez bardzo długi czas.

— Myślę, że jesteś całkiem sympatyczna — powiedział Christopher, a Latona poczuła, że chyba się rumieni.

Profesor Sprout patrzyła Latonie prosto w oczy, kiedy wpisywała jej do dziennika "nędzny" z jej wypracowania o czyrakobulwach.

Na domiar złego Aurora i Alexander zdawali się mieć gdzieś jej wcześniejszy list, ponieważ nie otrzymała od nich żadnej odpowiedzi od prawie kilku tygodni. Z dwojga złego wiedziała jednak, że prędzej czy później jej ojciec zawita w Hogwarcie i będzie mogła spędzić z nim tyle czasu, ile tylko będzie chciała. Jej troski rozwiała informacja, że wszystkim uczniom od trzeciej klasy wzwyż pozwolono odwiedzić Hogsmeade w ostatnią sobotę przed Pierwszym Zadaniem, które miało odbyć się już za dwa tygodnie.

Pewnego dnia na śniadaniu szkolny gwar zagłuszył trzepot setek skrzydeł i Latona z radością dostrzegła sowę jastrzębią Gaję należącą do jej matki. Uniosła ramię, pozwalając, aby Gaja usiadła na nim i pogłaskawszy ją po główce, wyciągnęła z jej dzioba białą kopertę.

— Czy ona nie jest śliczna? — zapytała Latona Tracey, rozmarzonym wzrokiem przypatrując się Gai. Ułamała kawałek bułki i podsunęła jej. Gaja zagruchała leniwie, chwyciła ofiarowaną przekąskę i ponownie wzbiła się w powietrze.

Zanim otworzyła list od Aurory, Latona zapłaciła kolejnej sowie za doręczenie jej "Proroka Codziennego", a potem, może zbyt gwałtownie, rozerwała dokładnie zapieczętowaną kopertę i przeczytała:

Latono

Mamy nadzieję, że czujesz się już dobrze. To, o czym piszesz, jest bardzo niepokojące.

Spodziewaj się, że za niedługo ojciec przyjedzie do Hogwartu, w końcu pierwsze zadanie zbliża się wielkimi krokami. A tak bardziej między nami — porozmawiaj, z kim trzeba, i dowiedz się, jak Harry'emu Potterowi udało się wrzucić swoje nazwisko do Czary Ognia. Ty i Harry chyba się przyjaźnicie, prawda?

Pomijając fakt, że jestem tego niesamowicie ciekawa, myślę, że ktoś maczał w tym palce i coś czuję, że Syriusz Black wie na ten temat więcej, niż moglibyśmy się spodziewać.

— Latono, mogę pożyczyć "Proroka"? — zapytał Malfoy.

— Jasne, bierz — odrzekła, nie odrywając wzroku od pergaminu.

Śledztwo w jego sprawie nadal trwa. W październiku przesłuchaliśmy z chłopakami trzy osoby, które mogą wiedzieć coś na jego temat, niestety bezskutecznie. Nie znamy nawet jego lokalizacji. Latono, musisz w końcu uwierzyć, że Black jest winny, a to, co powiedział tobie i tym biednym Gryfonom świadczy o tym, że jeszcze myśli logicznie. Wiem, do czego jest zdolny.

Wracając do twojego problemu... nie wiem, co powiedzieć. Alex wspominał, że już z tobą rozmawiał. Myślę, że ma rację. Jeśli nic się nie zmieni, w wakacje pójdziemy do magomedyka. Jak na razie lepiej, żebyś nie opuszczała zajęć.

Aurora

Latona jęknęła, łapiąc się za grzbiet nosa. Dlaczego Aurora kazała jej zrobić coś takiego? I dlaczego uznała, że ona i Harry się przyjaźnią? Z dwojga złego Latona nie miała się czym martwić — skoro jej mama również uznała, że musiała po prostu dość ciężko przechodzić okres dojrzewania, najpewniej tak było.

Latona zauważyła też, że jej matka miała prawdziwą obsesję na punkcie Syriusza, chociaż nie chciała ponownie przyłożyć ręki do jego odnalezienia. Dlaczego?

Z rozmyślań wyrwał ją gromki śmiech Ślizgonów. Dafne, Tracey, Malfoy, Crabbe, Goyle, Zabini, Nott i Parkinson ryczeli ze śmiechu, pochylając się nad najnowszym wydaniem "Proroka Codziennego".

— Co tam macie? — zaciekawiła się Latona. Draco podsunął jej gazetę pod nos.

Na pierwszej stronie widniało wielkie zdjęcie Pottera i kolorowy, bijący w oczy tytuł "Czworo reprezentantów. Przygotowania do Turnieju Trójmagicznego". Cały artykuł, ciągnący się przez strony drugą, szóstą i siódmą, był poświęcony Harry'emu, nazwiska reprezentantów Beauxbatons i Durmstrangu napisane były z błędami, a o Cedriku nawet nie wspomniano.

"Tak, myślę, że odziedziczyłem moc po moich rodzicach, czasem wciąż za nimi płaczę, nie wstydzę się tego. Wiem, że nic mi się nie stanie podczas turnieju, rodzice mnie strzegą. Są ze mnie dumni, tam, w górze" — mówił fragment artykułu.

Latona, chociaż zaśmiała się wraz ze swoimi przyjaciółmi, wiedziała, że to niemożliwe, że Harry kiedykolwiek wypowiedział podobne słowa, nie tylko podczas wywiadu, ale nigdy w życiu. Musiała jak najszybciej znaleźć sposób, aby go podejść i dowiedzieć się co nieco o jego uczestnictwie w Turnieju Trójmagicznym.

Po najnowszym artykule Rity Skeeter Harry stał się obiektem kpin w całej szkole. Od chwili jego opublikowania musiał znosić żałosne uwagi kolegów i koleżanek — głównie Ślizgonów — którzy w jego obecności cytowali jego rzekome wypowiedzi. Latona była pod wrażeniem prędkości, z jaką informacje rozprzestrzeniały się po Hogwarcie.

— Potter, może chcesz chusteczkę, na wypadek, gdybyś się rozpłakał na wróżbiarstwie? — wrzasnął Malfoy, który akurat odszedł ze swoimi przyjaciółmi pod klasę historii magii, odprowadziwszy Latonę na starożytne runy.

Harry mijał ją właśnie, kiedy krzyknęła:

— Hej, Potter!

— Tak, tak! — krzyknął Harry, tak gwałtownie odwracając się na korytarzu, że okulary zsunęły mu się trochę z nosa. — Właśnie wypłakiwałem sobie oczy i chyba czuję, że muszę jeszcze trochę popłakać! Spadaj, Warell, nie mam czasu.

— Nie, Harry, po prostu upuściłeś pióro.

Gryfon zatrzymał się i zarumienił, kiedy Latona wręczyła mu zgubę. Stali tak, patrząc się na siebie w milczeniu. Przypomniała sobie, co powiedziała jemu, Ronowi i Hermionie i poczuła w sercu pustkę, taką, której nigdy wcześniej nie czuła. Tak bardzo żałowała tego, co się stało. Ale przecież mu tego nie powie.

Latona nie wiedziała, co robić. Wiedziała, tęskniła za Harrym i jego towarzystwem, ale to Ślizgonom była wierna, to z nimi dzieliła dom, a przecież uczniowie Slytherinu zawsze trzymają się razem. Chciała mieć blisko przy sobie i ich, i Harry'ego, ale wiedziała, że było to zbyt nieprawdopodobne, aby było możliwe.

Latona nie wiedziała, czy powinna coś jeszcze powiedzieć, kiedy Harry, czerwony jak piwonia, podziękował jej za oddanie pióra. Bardzo chciała, aby to on powiedział to, co chodziło jej po głowie przez bardzo długi czas.

— Słuchaj, głupio wyszło, wtedy, na dziedzińcu — rzekł Harry — i rozumiem, że jesteś zła. — Ściszył głos. — Syriusz wrócił do kraju — powiedział. — Kazał cię pozdrowić.

— Przekaż mu, że mam na prawej łydce ślady jego kłów. I że nie odzdrawiam.

Harry prychnął. Wyglądało na to, że ich konflikt został zażegnany, bo kiedy rozmawiali tak jeszcze przez kilka chwil, Latona odniosła nieodparte wrażenie, że ma wielką ochotę, aby ten moment trwał jak najdłużej; nie wiedziała, co tak ciągnęło ją do chłopca, który przeżył, ale nie przejmowała się tym.

Kolejny dzień niesamowicie się ciągnął. Ślizgoni nie byli zainteresowani wykładami profesora Binnsa na temat wojen goblinów, więc powyrywali z zeszytów kartki i jeden przez drugiego przechwalali się swoimi origami, które lada moment zaczarowali i teraz po klasie skakały żaby, fruwały ptaki, a łódki żeglowały pomiędzy stołami.

Kiedy wychodzili z klasy, Latona dostrzegła wyłaniającego się z tłumu Christophera. Ciągnął się za nim wianuszek wdzięczących się do niego dziewcząt. Chłopiec, jakby wiedział, że na niego patrzy, rzucił na nią okiem i krzyknął przez cały korytarz:

— Cześć, Latono! Jak tam twoje wypracowanie z zielarstwa?

Na początku Latona była zbyt oszołomiona, aby odpowiedzieć, bo przed chwilą papierowy dinozaur Blaise'a uszczypnął ją w ucho, ale szybko się ocknęła i uśmiechnęła się do Christophera najpiękniej, jak tylko potrafiła. Grupa dziewczyn spojrzała się na nią wzrokiem godnym bazyliszka i zaczęła szeptać coś do siebie.

— Paskudnie — odrzekła. — Ale to nie twoja wina, to ja nawaliłam.

Christopher natychmiast znalazł się przy niej i nie zwracając uwagi na bacznie obserwujących go Ślizgonów, nonszalancko usiadł obok niej na parapecie.

— Słyszałaś o wyjściu do Hogsmeade? — zapytał. I znów spojrzał się na nią tak, że gdyby stała, runęłaby na ziemię. — Chciałabyś może wybrać się tam ze mną? Nie znam tu nikogo, oprócz ciebie, a bardzo chciałbym tam pójść. Może mogłabyś mnie oprowadzić?

Latona poczuła, że gdyby mu odmówiła, bardzo by tego żałowała... Ale obiecała przecież swoim przyjaciołom, że udadzą się na kremowe piwo, no i że nareszcie postawi Blaise'owi należytą kolejkę... Jednak Christopher tak się na nią patrzył... Nie może się nie zgodzić... ale przecież musi...

— Wybacz, ale... — bąknęła. Oczy chłopca zamigotały. Latonie coraz trudniej było mu odmówić. — Obiecałam im — wskazała podbródkiem na Ślizgonów, którzy wyglądali, jakby zaraz mieli rzucić się na Christophera z pięściami. Tylko Tracey, Dafne i Pansy wpatrywały się w niego jak w obrazek — że to z nimi pójdę. Przepraszam cię.

— Och — mruknął Callanté i wyraźnie się zmieszał. Błysk. — Jesteś pewna?

— Tak... przykro mi...

Christopher spojrzał na Ślizgonów i przedstawił się. Chłopcy niechętnie podali mu dłonie, natomiast dziewczyny wręcz rzuciły się na niego i piskliwymi głosikami zaszczebiotały, jak się nazywają. Gdy usłyszała wdzięczny głos Pansy, która w dodatku patrzyła się na Christophera swoimi wielkimi oczami tak, jakby chciała połknąć go w całości, Latonę ukuła iskra zazdrości.

— W takim razie będę spadał — rzekł Christopher. Zanim się odwrócił, znowu się uśmiechnął i zamigotał czarnymi oczami.

Wśród Ślizgonów zapadła cisza, którą przerwał Malfoy bardzo obrażonym tonem.

— Skąd sobie wytrzasnęłaś takiego lalusia? — zapytał, odprowadzając Christophera wzrokiem.

— Co się z wami stało? — krzyknął Blaise, nie kryjąc oburzenia. Latona, Tracey, Dafne i Pansy spojrzały na niego z mordem w oczach. — Gdybyście tylko widziały wasze miny! Skąd ty w ogóle go znasz, co?

— Poznaliśmy się w bibliotece — odparła Latona wyniosłym tonem. — Pomógł mi z wypracowaniem dla Sprout.

— Wygląda podejrzanie — powiedział, odwracając się, aby spojrzeć na znikającego za rogiem Christophera. — Widzieliście jego oczy? Ciągle migotają.

Przez kilka następnych dni napięcie wśród uczniów rosło jak zaczarowane. W tydzień przed Pierwszym Zadaniem wszystkie rozmowy krążyły wokół turnieju, korytarze ponownie rozbłysły neonowymi plakietkami Kibicuj CEDRIKOWI DIGORRY'EMU, a przechadzający się po Hogwarcie reprezentanci nagradzani byli salwami dopingujących krzyków.

Tylko Harry zdawał się nie otrzymać większego poparcia. Kiedy pewnego razu przyszedł na opiekę nad magicznymi stworzeniami, Malfoy i jego goryle Crabbe i Goyle zagrodzili mu drogę, paskudnie się uśmiechając.

— Jak samopoczucie, Potter? — zapytał Malfoy. — Wiesz już, w jaki sposób zginiesz? Spadniesz z miotły? A może się utopisz?

Stojące nieopodal Latona, Dafne i Tracey parsknęły śmiechem, co najwidoczniej nie umknęło uwadze Harry'ego, który posłał im paskudne spojrzenie. Latona zerknęła na niego, myśląc, że domyśla się, że ona tylko żartuje, ale wcale na to nie wyglądało, chociaż ona tego nie zauważyła.

— Draco, przecież Potter już raz oszukał śmierć, pewnie może zrobić to ponownie — zawołała Latona. Crabbe i Goyle zarechotali usłużnie, ale wtem przybył Hagrid i musieli zająć się lekcją.

Sklątki tylnowybuchowe ponownie dały im w kość — Dafne skończyła z osmolonym rękawem szaty, a palce Goyle'a trysnęły krwią, kiedy jedno ze stworzeń kłapnęło szczęką na jego ciastko, które zwędził ze śniadania. Latona jakoś ujarzmiła swoją sklątkę, którą wyprowadzała na spacer. Zatoczywszy kółko wokół grządek Hagrida, natknęłą się na Harry'ego i Hermionę. Na jego widok serce zabiło jej szybciej.

— Naprawdę musiałaś to powiedzieć? — jęknął, krzywiąc się.

— To tylko żarty — odrzekła Latona, wzruszając ramionami.

— Obyś ty nie oszukała śmierci drugi raz, jak cię Snape otruje przed świętami na eliksirach — powiedział zimno Harry.

Stojące nieopodal Lavender Brown i Parvati Patill spojrzały na nich z zaskoczonymi minami i zaczęły szeptać coś do siebie.

— Co ty sobie myślałeś, Potter? — żachnęła się ze złością Latona, gdy dogoniła Harry'ego w sali wejściowej w drodze na obiad. Chwyciwszy go za skraj szaty, pociągnęła go w kierunku jej mniej zatłoczonego kąta.

Latona całkowicie zapomniała o swoim związku z Lordem Voldemortem i bogu za to chwała, ale zapomniała też o tym, że wiedzą to również Harry, Ron i Hermiona. Wcześniej jakoś to do niej nie docierało, ale teraz, gdy Harry powiedział coś takiego, pomyślała, że gdyby ktoś się o tym dowiedział — ktoś inny niż Huncwoci, McGonagall, Dumbledore, jej rodzice, Flitwick, minister i oni — ukryłaby się w swoim dormitorium i już nigdy by stamtąd nie wyszła.

— Nie możesz mówić o tym na głos!

— To tylko żarty.

Latona wywróciła oczami. Nagle zorientowała się, że nadal trzyma Harry'ego za rękaw. Natychmiast go puściła, czując, że twarz wybucha jej gorącem.

— Ty... ty się rumienisz.

— Wcale, że nie.

W rzeczywistości Latona wyglądała teraz jak bardzo dojrzały pomidor.

Sala wejściowa opustoszała, bo wszyscy uczniowie byli już w Wielkiej Sali i jedli obiad. Latona i Harry jednogłośnie uznali, że nie są głodni i usiedli na marmurowych schodach, rozmawiając. Latona uznała, że był to idealny czas na to, aby spełnić prośbę swojej matki.

— Jak ci idą przygotowania do pierwszego zadania? — zapytała, zrzucając swoją torbę z ramienia.

— Wcale nie idą — mruknął Harry. — Nie wiem, za co mam się zabrać.

— Myślałam, że wiesz, na co się piszesz, wrzucając swoje nazwisko do czary — powiedziała Latona, a kiedy Harry otworzył usta, aby się bronić, triumfalnie się uśmiechnęła, ale on już tego nie zauważył.

— To nie ja wrzuciłem swoje nazwisko do czary — odrzekł z wojowniczą miną. — Nie wiem, kto to zrobił, ale to nie byłem ja.

— Po co ktoś miałby chcieć, abyś uczestniczył w Turnieju? To bez sensu.

— Nie wiem — odburknął Harry — ale coś tak czuję, że ktoś zrobił to po to, aby mnie skrzywdzić.

— Moja matka stwierdziła w ostatnim liście, że Black mógł maczać w tym palce — powiedziała Latona. Czuła, że powinna to powiedzieć. Harry natychmiast podniósł głowę i spojrzał na nią z niedowierzaniem. — Dlatego muszę się dowiedzieć prawdy, Harry. Moja matka nie wierzy w jego niewinność i jeśli ministerstwo namówi ją, aby pomogła go szukać, z pewnością przedstawi swoje obawy wszystkim aurorom. Im szybciej dowie się, co tak naprawdę spowodowało, że uczestniczysz w turnieju, tym szybciej Syriusz będzie w mniejszym niebezpieczeństwie.

Latona nie była dumna ze swojego kłamstwa, ale jego skutek zrekompensował jej nagłe wyrzuty sumienia — Harry wyglądał, jakby ze wszystkich sił próbował nie wypowiedzieć tego, co chodziło mu po głowie, ale nagle wyprostował się, spojrzał jej prosto w oczy i rzekł:

— Ja naprawdę nie wiem, jak moje nazwisko znalazło się w czarze, ale to z pewnością nie jest wina Syriusza. On... on chce się ze mną spotkać, Latono. Przed kominkiem, w wieży Gryffindoru. To nie jest jego wina, przekaż to swojej matce. Naprawdę nie chcę, aby coś mu się stało.

— Nie ma sprawy — powiedziała Latona i czuło się uśmiechnęła. — Ja też się o niego boję, chociaż nie cierpię go jak nie wiem co.

— Dziękuję — odrzekł Harry... a potem stało się to.

Harry i Latona rozmawiali jeszcze przez chwilę i czuli się naprawdę świetnie, gawędząc tak i nie bojąc się, że ktoś może ich zobaczyć. W pewnym momencie Latona wyjęła ze swojej torby dużą, orzechową czekoladę. Jedli ją, rozprawiając o zaklęciu przywołującym, aż tu nagle Harry spojrzał na nią i roześmiawszy się, powiedział:

— Jesteś cała brudna! O, tutaj — i wskazał kciukiem na prawy kącik jej ust.

Harry przysunął się bliżej i gdy Latona po raz kolejny nie zdołała pozbyć się resztek czekolady, zacmokał, chwycił jej dłoń i przyłożył ją tam, gdzie powinna się znaleźć.

— Dzięki — mruknęła Latona.

Harry nie cofnął swojej dłoni i Latona uznała, że coś strasznego zaraz się wydarzy. Kiedy nagle, całkowicie niespodziewanie, przyciągnął ją ku sobie, huknęło, a chwilę potem Harry rąbnął plecami w marmurową barierkę schodów.

 

Forward
Sign in to leave a review.