
Peter Pettigrew
Lupin bez trudu złapał cztery różdżki w powietrzu. Jego widok dodał Latonie trochę otuchy. I wtem nauczyciel przemówił:
— Gdzie on jest, Syriuszu?
Ku zaskoczeniu wszystkich, Black uniósł wychudłą dłoń i długim, kościstym palcem wskazał na sapiącego z bólu Rona. Latona spojrzała na chłopca, którego twarz zastygła w przerażeniu.
— Ale... to niemożliwe. Przecież ty byłeś... chyba... chyba że się zamieniliście, niczego mi nie mówiąc...
Black powoli pokiwał głową, nie spuszczając wzroku z Lupina. Wpatrywał się w niego z taką intensywnością, jakby chciał wedrzeć się do jego umysłu.
— Co tu się... — zaczął Harry.
Ale nie skończył zdania, bo stało się coś tak absurdalnego, że głos ugrzązł mu w gardle — Lupin podszedł do Blacka, podał mu rękę, pomógł mu stanąć na nogi i... i uścisnął go jak brata. Jak kochanka. Cokolwiek.
Głowa Latony zapulsowała bólem.
— JAK TO?! — wrzasnęła Hermiona. — POMAGAŁEŚ MU CAŁY CZAS?! A JA... A JA NIKOMU NIE POWIEDZIAŁAM.
— Hermiono bądź rozsądna. — Po twarzy Lupina przemknął cień strachu.
— Zaufałam panu — wyszeptała Latona. Lupin spojrzał na nią jak pies, który właśnie dostał rugi od swojego pana. — Tyle mnie pan nauczył... a teraz okazał się pan jego przyjacielem... nie mogę w to uwierzyć.
Pierwszy raz od długiego czasu, w oczach Latony zebrały się łzy bezsilności. Zatkała usta dłonią, nadal wpatrując się w Lupina, który sam był bliski załamania nerwowego. To był pierwszy raz od dawien dawna, kiedy Latona okazała słabość przed czyimś obliczem. Chciała, aby to wszystko okazało się snem.
— Nie byłem jego przyjacielem od dwunastu lat — powiedział Lupin. Było widać, że żałował doprowadzenia jej do płaczu, bo skrzywił się i pociągnął nosem. — Ale teraz jestem... Pozwólcie mi wyjaśnić...
— Nie ufajcie mu — wrzasnęła Hermiona. — To jest WILKOŁAK!
— A to było bardzo głupie z twoje strony — powiedział spokojnie Lupin, ale zbladł. Teraz wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. — Od jak długo wiesz? Sprawdzałaś kalendarz księżycowy i zobaczyłaś, że zawsze jestem chory w pełnię?
— Domyśliłam się, kiedy profesor Snape zadał nam wypracowanie o wilkołakach.
Nagle wszystko stało się dla Latony tak oczywiste, że gdyby nie trzęsła się na łóżku z furii i chęci zemsty, uderzyłaby się w czoło.
Lupin zaśmiał się sztucznie.
— Jesteś najmądrzejszą trzynastoletnią czarownicą, jaką miałem szansę poznać.
— Nie. Gdybym miała odrobinę oleju w głowie, od razu powiedziałabym wszystkim!
— Wszyscy nauczyciele i tak wiedzą — prychnął Lupin. — Dumbledore'owi trudno było ich przekonać, że jestem godny zaufania.
— MYLIŁ SIĘ! — ryknął Harry. — POMAGAŁEŚ MU CAŁY CZAS! — Wskazał na Blacka, który podszedł chwiejnie do łóżka z kolumienkami, jak najdalej od Latony i usiadł na nim, zakrywając twarz drżącą dłonią. Harry automatycznie skoczył ku niej, aby ją od niego odciągnąć, ale Latona sama zerwała się stamtąd jak poparzona, obrzucając mężczyznę nienawistnym spojrzeniem.
Wtem Latona dostała czymś w sam środek czoła. Zatoczyła się i wpadła na połamane krzesło. W jej ręce wpadła jej różdżka. Spojrzała na Lupina z mordem w oczach.
— Wybacz — parsknął, kuląc ramiona. — Naprawdę, nie chciałem! Teraz jesteście uzbrojeni, my nie. Proszę, wysłuchajcie nas.
Ale Latona nie słuchała go. Wyciągnęła rękę i wycelowała końcem swej różdżki w jego pierś. Hermiona pisnęła, Lupin uniósł ręce w poddańczym geście.
— Skąd wiedziałeś, że tu jesteśmy? — warknęła Latona. — Gadaj.
Lupin westchnął i spuścił głowę.
— Mapa — powiedział. Tylko Harry, Ron i Hermiona zdawali się mieć pojęcie, o czym Lupin mówił. — Wiem, jak ona działa, bo... pomagałem ją narysować. — Harry wytrzeszczył na niego oczy. — Najważniejsze jest to, że dzisiaj wieczorem przejrzałem ją, bo wiedziałem, że zechcecie odwiedzić Hagrida przed egzekucją Hardodzioba. Nie miałem pojęcia, że ty, Latono, też tam będziesz. I pan Malfoy również.
— Mówiłem ci, żebyś nie wychodziła z zamku, bo on może chcieć się dopaść — powiedział Harry, marszcząc brwi i wskazując Blacka podbródkiem.
Lupin uśmiechnął się pod nosem.
— Kim ty jesteś, że możesz mi mówić, co mam robić? — warknęła Latona, teraz mierząc różdżką w Blacka, który gwałtownie uniósł głowę. — Zachowujesz się jak mój nadopiekuńczy, starszy brat! A ja cię nawet dobrze nie znam!
Black dźwignął się na nogi, wyraźnie czymś wstrząśnięty. Profesor Lupin rzekł do niego, a w jego głosie wybrzmiała ostrzegawcza nuta:
— Nie, Łapo.
— Ale... dlaczego?
— Tak chciała... eee... Bogini. Nie zgodziłem się, ale ona się uparła. Powiedziała, że w jego urodziny...
Każdy patrzył na nich w osłupieniu, aż w końcu Latona powiedziała to, o czym wszyscy pomyśleli:
— Obaj jesteście pomyleni.
— Gdy szliście przez błonia, ktoś już wam towarzyszył — powiedział Lupin, jak gdyby nigdy nic. Black coraz uciążliwiej przypatrywał się Latonie i Harry'emu. — Ktoś, kto powinien być martwy, ale jakimś cudem nie jest,
— Nie było z nami nikogo!
— Zobaczyłem, jak Syriusz ciągnie waszą trójkę w kierunku Bijącej Wierzby...
— Dwójkę! — oburzył się Ron. — Dwójkę, nie trójkę!
Profesor Lupin rzucił na niego kątem oka i powiedział chłodno:
— Daj mi swojego szczura.
— Co Parszywek ma z tym wszystkim wspólnego? — zapiał Ron.
— Wszystko. Daj mi go, Ron.
Weasley zawahał się, ale sięgnął do kieszeni i wyciągnął swojego szczura za ogon, aby ten go nie ugryzł. Parszywek, jak nazwał go Ron, był wychudzony i piszczał przeraźliwie. Leżący na kolanach Blacka Frank, aka Krzywołap, napuszył się i prychnął. Lupin wziął szczura na ręce i dokładnie mu się przyjrzał, cudem unikając ugryzienia.
— To nie jest szczur. To człowiek — stwierdził Lupin i z wahaniem oddał go Ronowi.
— Co? — prychnęła Latona, kierując różdżkę na Lupina. — Wypiłeś za dużo miodu? To szczur jak się patrzy!
— To nie jest szczur — dodał Black. — To animag. Nazywa się Peter Pettigrew.
— Śmieszne! — żachnęła się słabym głosem Hermiona.
— Peter Pettigrew nie żyje! — zawołała Latona. W jej głosie wybrzmiał histeryczny śmiech. — On go zabił dwanaście lat temu! — wskazała na Blacka. — Pettigrew uratował moją matkę, bo by i ją zabił! I DLATEGO SPĘDZIŁA ROK W ZAKŁADZIE ZAMKNIĘTYM! OSZALAŁA PRZEZ TEGO ZDRAJCĘ!
Ale nikt już nie słuchaj jej wywodów, bo Black rzucił się na Parszywka, który zaczął jeszcze głośniej piszczeć. Lupin podbiegł i odciągnął go od Rona, który odwrócił się do nich plecami, ściskając swoje zwierzątko.
— Musimy... im... wyjaśnić... zostaw... go...
— Możemy im wyjaśnić później! — prychnął Black, starając się uwolnić od Lupina i jedną ręką nadal sięgając po szczura, który rozdrapywał Ronowi skórę w rozpaczliwej próbie ucieczki.
— Mają prawo się dowiedzieć! — wrzasnął Lupin. — To ulubione zwierzątko Rona! Nawet ja nie rozumiem paru rzeczy... No i Harry oraz Latona... jesteś im winny prawdę, Syriuszu!
Black przestał się szarpać, lecz oczy nadal miał utkwione w Parszywku.
— A gadaj im, co chcesz — warknął szaleńczym tonem. — Tylko streszczaj się, nie mam całego dnia. Chcę dokonać zabójstwa, za które zostałem uwięziony.
— Jesteście czubami! — pojękiwał Ron. — Mam was dosyć! Ja stąd spadam! I zabieram Parszywka ze sobą!
— Zostaniesz tu — powiedział spokojnie Lupin, celując w szczura różdżką. — Tylko trzymaj Petera mocno i...
— TO NIE JEST ŻADEN PETER, TYLKO PARSZYWEK! — ryknął Ron i zaczął chować swoje zwierzątko do kieszeni.
Czaszka Latony eksplodowała. Chwiejnym i szybkim krokiem podeszła do Gryfona, pchnęła go na łóżko i wyszarpała z jego dłoni wijącego się szczura. Złapała go za koniec ogona, aby jej nie ugryzł, i powiedziała do Lupina, ignorując Blacka, który wystartował ku niej:
— A może po prostu zrobić mu tak? — Latona wsadziła swoją różdżkę w zęby. Drugą rękę chwyciła Parszywka za kark, jakby chciała mu go złamać. Ron pisnął.
— OSZALAŁAŚ?! ODDAJ MI GO!
— NIE! — wrzasnął Black. — Ja to zrobię!
Wówczas odezwała się Hermiona, która powiedziała, że gdyby Peter Pettigrew faktycznie został animagiem, musiałby wpisać się do odpowiedniego rejestru; Profesor Lupin opowiedział, że gdy został ugryziony przez innego wilkołaka miał zaledwie pięć lat, a teraz, gdy nauczał w Hogwarcie, profesor Snape co miesiąc przyrządzał mu eliksir, dzięki któremu mógł ukryć się w swoim gabinecie, zwinąć się w kłębek jak potulny wilk i czekać, aż pełnia dobiegnie końca; później oznajmił, że Wrzeszcząca Chata została wybudowana specjalnie dla niego i w rzeczywistości nie była nawiedzona. To Dumbledore rozsiał ów plotki, a jęki i wycia, które dobiegały z jej wnętrza, były skomleniami przemienionego Lupina.
Gdy Lupin poszedł do Hogwartu, po raz pierwszy w życiu znalazł czwórkę przyjaciół: Jamesa Pottera, Syriusza Blacka oraz Aurorę, matkę Latony, którzy, gdy tylko dowiedzieli się, że Lupin był wilkołakiem, stali się animagami, a proces ten był trudny i karkołomny.
— Moja mama też? — zapytała zdumiona Latona.
— Ku rozczarowaniu wszystkich, nie — odrzekł Lupin. — Ale bardzo się starała. Chociaż dorównywała intelektem Syriuszowi i Jamesowi, nigdy nie udało jej się przemienić.
Peter, jako najmniejszy, miał zamieniać się w szczura, natomiast James w rosłego jelenia, a Black w psa. Co miesiąc włóczyli się tak po Hogsmeade, towarzysząc Lupinowi podczas pełni. Pod ich wpływem stawał się, jak to ujął, mniej groźny.
— Pospiesz się, Remusie — warknął Black, który krążył po pomieszczeniu i wygłodniale wpatrywał się w Parszywka, który rozdrapał już rękę Latony do krwi.
— W piątej klasie całą piątką udało się nam opracować Mapę Huncwotów — powiedział Lupin. — Pewnie nie wiesz, jak ona działa, Latono. Już ci mówię. Pokazuje ona cały zamek Hogwart i ludzi się w nim znajdujących w ich dokładnym położeniu. Twoja mama, Latono, była jej pomysłodawczynią.
— Moja matka nigdy by nie złamała szkolnego regulaminu — prychnęła Latona. — Od zawsze mówiła mi, że nie miała ani jednego szlabanu!
— Nonsens! — uniósł się Black i spojrzał na nią szaleńczymi oczami. — Twoja matka i ojciec Harry'ego mieli najwięcej szlabanów z nas wszystkich! Jak osoba, którą McGonagall przyłapała na dachu zamku, mogła nie dostać szlabanu!
— Aurora i ja przez cały rok walczyliśmy ze sobą, zastanawiając się, czy powiedzieć Dumbledore'owi, że Syriusz jest animagiem — ciągnął Lupin. — To znaczyłoby, że musielibyśmy przyznać się do złamania zaufania, którym ten nas obdarzył. Którym obdarzył mnie.
— Powiedziałeś, że zerwałeś kontakt z moją matką zaraz po wojnie — powiedziała podejrzliwie Latona. — Pisaliście ze sobą? Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkamy?
— Pamiętałem — przyznał Lupin. — Napisałem do niej, kiedy spotkałem cię w pociągu. Latono, przecież gdy byłaś mała, widywałem cię prawie codziennie... To wszystko sprowadza się do tego, że Snape miał jednak rację, odwodząc Dumbledore'a od pomysłu zatrudnienia mnie.
— Snape? — warknął Black. — A co on ma z tym wspólnego?
— Snape naucza tu eliksirów, Syriuszu — rzekł ponuro Lupin, po czym znowu zwrócił się do Latony, Harry'ego, Rona i Hermiony. — Profesor Snape był z nami w szkole i miał swoje powody, aby nie obarczać mnie zaufaniem... bo, widzicie, Syriusz i Aurora okrutnie z niego zażartowali i gdyby nie James, możliwe, że Snape byłby martwy. Przeze mnie.
Black prychnął pogardliwie.
— I bardzo dobrze, gdyby tak się stało! Węszył, podsłuchiwał, wszystko, aby tylko wyrzucono nas ze szkoły!
— Widzicie, Severusa interesowało, gdzie co miesiąc znikam. Kiedyś zobaczył, jak pani Pomfrey prowadzi mnie do Wierzby Bijącej i bardzo go to zaintrygowało. Syriusz i Aurora uznali za bardzo... eee... zabawne, żeby powiedzieć mu, że musi tylko połaskotać pień, aby dostać się do tego samego tunelu, co ja. Snape oczywiście to zrobił. Wyobraźcie sobie, co by to było, gdyby przyszedł tutaj i spotkałby wilkołaka. Kiedy James dowiedział się o tym, ruszył za nim i w porę wyciągnął go stamtąd, narażając własne życie... Dumbledore zakazał mu o tym komukolwiek mówić, ale odkąd wiedział, kim jestem...
— Więc dlatego Snape tak mnie nie cierpi — powiedziała Latona. — On po prostu... mści się...
— Nie, nie dlatego — rozległ się cichy, drwiący głos gdzieś zza pleców Lupina.
Severus Snape zdjął z siebie magiczny płaszcz, który Latona wiedziała, że był najprawdziwszą peleryną niewidką. W ręku trzymał różdżkę wycelowaną w profesora Lupina.
Hermiona wrzasnęła. Snape powiedział im bardzo uroczystym tonem, że przyszedł tutaj, aby wręczyć Lupinowi jego comiesięczny wywar, po czym stwierdził bardzo dobitnie, że doniesie o wszystkim Dumbledore'owi i sam wyda Blacka w ręce dementorów, którzy sprowadzą do Azkabanu nie jednego, a dwóch więźniów, znacząco patrząc Lupinowi w oczy.
— Myśli pan, że za młodzieńczy wybryk można zesłać kogoś do Azkabanu? — żachnęła się Latona. Snape spojrzał na nią, krzywiąc się.
— Warell, grozi wam zawieszenie w prawach ucznia — warknął Snape. — Jesteście poza terenem szkoły w obecności zbiegłego mordercy i wilkołaka. Przed chwilą zastanawiałaś się, dlaczego, cytuję, nie lubię cię. To bardzo proste. Wsadzasz nos w nie swoje sprawy i puszysz się jak mało kto. Jesteś taka sama jak twoja matka. A ja nienawidzę twojej matki.
— Jeśli ktoś wsadza nos w nie swoje sprawy, to jest to pan — powiedział ze złością Harry. — A wsadza go pan naprawdę, naprawdę często i DUŻO — dodał, znacząco patrząc na wielki garb widniejący na nosie Snape'a.
Snape wyglądał, jakby dostał ataku szału. Nagle wystrzelił ze swojej różdżki niewidzialne liny, które oplotły ciasno profesora Lupina, który runął na podłogę. Black ryknął z wściekłości i ruszył na Snape'a, ale ten wycelował różdżkę prosto między jego oczy.
— Daj mi powód — wycedził. — Daj mi powód, a zrobię to, przysięgam...
Trudno było powiedzieć, która twarz wyrażała większą nienawiść. Latona nie wiedziała, co robić i komu wierzyć. Mocno ściskała swoją różdżkę i Parszywka, który przestał nieco wierzgać, ale ona sądziła, że pozostawi po sobie przynajmniej kilka głębokich blizn na jej dłoni.
— Zemsta to bardzo słodka rzecz — zanucił Snapa. — Od samego początku marzyłem, aby cię schwytać... Bo przecież szanownej pani Warell nie chciało się drugi raz fatygować. Dostała w zeszłym roku nagrodę za zasługi dla Hogwartu, minister wręczył jej sakwę z pieniędzmi i proszę bardzo, oto, jacy są wszyscy Warellowie... Próżni. — Black spojrzał ponad jego ramieniem. Latona ze złością podwijała rękawy. Gryfoni unieśli różdżki. — Żyją jak pasożyty...
— Oddam się wam, ale ten chłopiec musi zanieść swojego szczura do zamku...
— Do zamku? — przerwał mu Snape. — Nie sądzę, żebyś musiał iść aż tam, Black. Wystarczy jedno moje skinienie, aby dementorzy przybyli tutaj teraz. Tak się ucieszą, aż cię ucałują.
Z twarzy Blacka zniknął ostatni ślad koloru.
— Dosyć tego — warknął. — Idziemy stąd, wszyscy. — Snape pstryknął palcami i liny, które oplatały Lupina, podleciały do jego rąk. — Ty też, piesku.
Harry zrobił kilka kroków w jego stronę z zażartą miną.
— Profesor Lupin mógł nas zabić ze sto razy w tym roku — powiedział. — I ja, i Latona braliśmy u niego dodatkowe lekcje, dlaczego nie obezwładnił nas i już wtedy nie wydał Blackowi, albo sam nas nie zabił?
— Umysł wilkołaka jest tak samo pusty, jak kapusta, Potter. A teraz zejdź mi z drogi!
— TO ŻAŁOSNE! NIE CHCE ICH PAN WYSŁUCHAĆ, BO ZROBILI Z PANA DURNIA W SZKOLE!
— MILCZ! JAK ŚMIESZ MÓWIĆ DO MNIE W TEN SPOSÓB! — ryknął Snape. — Właśnie uratowałem wam życie! Powinieneś dziękować mi na kolanach! Jaki ojciec, taki syn! To dziwne, że ty i Warell nie jesteście rodziną — prychnął z pogardą. — Nie dość, że macie ten sam irytujący wyraz twarzy, to i charakter taki sam. ZEJDŹ MI Z DROGI, POTTER!
Wściekłość wylewała się z Latony bokami. Mocno ściskając Parszywka, uniosła różdżkę i krzyknęła nowo poznane zaklęcie:
— Expelliarmus!
Nie tylko ona zdecydowała się na ten ruch. Czerwone iskry wystrzeliły z czterech różdżek jednocześnie. Trafiony w samą pierś Snape uniósł się w powietrzu i całym ciężarem rąbnął w ścianę, a po chwili strumyk krwi spłynął mu po czole.
— Och, ale wpakowaliśmy się w kłopoty — powtarzała Hermiona. — Zaatakowaliśmy nauczyciela... zaatakowaliśmy nauczyciela...
— Powinniście zostawić go mnie — rzekł Black, patrząc na Latonę i Harry'ego.
— Nie zachowuj się tak, jakby wszystko było wyjaśnione — warknęła Latona. Miała wielką chęć splunąć mu w twarz i Black chyba to wyczuł, bo westchnął i pomógł Lupinowi uwolnić się z więzów. — Wiecie co? Macie tego cholernego szczura. Jest cały w mojej krwi.
— Nie! — wrzasnął Harry, gdy na twarzach Blacka i Lupina pojawiły się wyrazy ulgi i zaparcia. — Skąd pomysł, że Parszywek to akurat Pettigrew?
— Bo nie co drugi szczur na świecie nie ma przedniego pazura! — wrzasnął Black. — A co zostało po Pettigrew, kiedy rzekomo przerobiłem go na miazgę? Właśnie palec! Zobaczyłem go na fotografii w "Proroku Codziennym", Knot mi ją dał, kiedy był w Azkabanie w ubiegłym roku. — Sięgnął za pazuchę, wyjął pogięty kawałek gazety, wyprostował ją i podał pozostałym.
— Oczywiście — wydyszał Lupin. — To takie proste... sam go sobie odciął?
— Kiedy go osaczyłem, ryknął na całą ulicę, że zdradziłem Potterów, a potem walnął takim zaklęciem, że pozabijał wszystkich w promieniu dwudziestu stóp. No i umknął do ścieków razem z innymi szczurami!
— Niemożliwe — zapiszczał Ron. — Przecież on jest w mojej rodzinie od dwunastu lat!
— A KIEDY ZESŁALI MNIE DO AZKABANU, CO?! — ryknął Black. Latona, Harry, Ron i Hermiona wzdrygnęli się. Black również dostał napadu szału, wychodziła z niego jego szaleńcza, nabyta w Azkabanie natura. — KRZYWOŁAP CHCIAŁ MI GO PRZYNIEŚĆ, UKRADŁ MI NAWET HASŁA DO WIEŻY GRYFFINDORU! PETER WYGLĄDA, JAK WYGLĄDA, BO SIĘ PRZESTRASZYŁ, ŻE UCIEKŁEM I CHCĘ GO DOPAŚĆ! NIE MAM ZAMIARU DŁUŻEJ CZEKAĆ! LATONA, DAWAJ MI GO, NATYCHMIAST!
Black naparł na Latonę i uniósł dłoń.
To było straszne. Od razu przed jej oczami stanęły wakacje i to, jak siarczyście otrzymała policzek. Wyglądał to tak, jakby Black zamierzał zrobić to samo... nie wiadomo kiedy z przerażenie zmrużyła oczy i skuliła głowę, tylko czekając na uderzenie...
Lecz owe nigdy nie nadeszło. Mężczyzna zatrzymał się i patrzył się na nią, kompletnie sparaliżowany. Parszywek wgryzał się Latonie w knykcie. Lupin wyciągnął dłoń, jakby chciał coś powiedzieć, a nie mógł; Latona uniosła głowę i spojrzała na Blacka oczami przepełnionymi nienawiścią.
— Przecież... ja bym cię nigdy...
— Masz — przerwała mu cicho i wyciągnęła ku niemu rękę ze szczurem. — Masz... i nie wkurwiaj mnie, Black.
— NIE! — ryknął znowu Harry. — ON BYŁ STRAŻNIKIEM TAJEMNICY, TO ON ZDRADZIŁ MOICH RODZICÓW! SKRZYWDZIŁ CI MATKĘ I MIAŁ CIĘ ZABIĆ, JAK MOŻESZ MU WIERZYĆ!
Wskazywał na Blacka, w którego oczach lśniły już łzy.
— Nie wierzę mu, Potter — sarknęła Latona, czując, że jej gardło ściska się i nie pozwala jej mówić. — Niech udowodni to, co chce, ale ja i tak go zabiję, rozumiesz? Pomszczę moją matkę i twoich rodziców. A przede wszystkim siebie. Mnie też chciałeś dopaść, prawda? — zapytała ze złością, patrząc na Blacka. Jego źrenice zwężyły się. Wiedział, co chciała powiedzieć.
— Nigdy nie byłem sługą Voldemorta i nie wiem, skąd wzięły się plotki, że to ja miałem się ciebie pozbyć. Ale to prawda, chciał cię zabić. Gdy się urodziłaś, Voldemort pomyślał, że jesteś nową przeszkodą na jego drodze... Dziecko, które pokonało klątwę Arytela przecież nie mogło żyć, kiedy on żył! Dumbledore wymyślił sposób...
— Wystarczy, Syriuszu — powiedział nagle Lupin, ostro i stanowczo. — Jeszcze nie rozumiesz?Oni nic nie wiedzą. We wrześniu przysięgałem na śmierć, że nic nie powiem. Zniknąłem z ich życia od razu po pogrzebie, bo stchórzyłem, nie miałem okazji sprawdzić się w roli, jaką mi nadali. Więc przysięgłem, że zrobię to w tym roku.
Latona, Harry, Ron i Hermiona nawet nie zastanawiali się, co Lupin miał na myśli. Porozumiewał się z Blackiem tajemniczym szyfrem, który zrozumieć mogli tylko tacy sami oberwańcy, jak oni.
— Nie ruszysz się, dopóki nie skończymy z Peterem. — Odwrócił się do Latony i zmroził ją wzrokiem. — Tak jak wasza trójka. I jeśli jeszcze raz użyjesz niecenzuralnych słów, odejmę Slytherinowi punkty. Nadal jestem nauczycielem, zapamiętaj to.
Głos załamał się Blackowi na dobre. Zanim Latona się zorientowała, Lupin pchnął ją na łóżko i wyrwał jej Parszywka z ręki, który zaczął jeszcze bardziej piszczeć i wytrzeszczać czarne oczka. Hermiona zawyła, Ron wrzasnął, natomiast Harry stał jak wryty, czerwony ze złości.
Lupin i Black wyciągnęli różdżki.
— Na trzy — rzekł Lupin. — Razem?
— Razem — odparł cicho Black, błyszcząc lśniącymi oczyma.
— Raz... dwa... TRZY!
Błysnęło, huknęło, załomotało. Tam, gdzie przed chwilą był Parszywek, stał niski mężczyzna. Miał rzadkie, jasne włosy, był sflaczały, jakby schudł znacznie w krótkim czasie. Skórę miał szarą jak futro Parszywka. Rozejrzał się po wszystkich, oddech miał przyspieszony i płytki.
To, co stało się później, wyglądało jak scena wyjęta z filmu. Tragizm, z jakim rzucał się Peter, który przyznał się do bycia Peterem, przekonałby prawie każdego do jego niewinności. Pettigrew długo zarzekał się, że wszystkiemu winny był Black, pieczołowicie oskarżał go o służenie Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać... dopóki nie spojrzał na Latonę, niemogącą uwierzyć w to, co widziała i słyszała.
— Och, Latono, Latono! — zawył, padając przed nią na kolana i chwytając się krańca jej szaty. — Przemów im do rozsądku! Przecież... przecież mogłem tobie też zrobić krzywdę! Syriusz dostał rozkaz, aby cię zabić, wiesz? Kiedy Czarny Pan dowiedział się o dziecku, które pokonało klątwę jego wielkiego poprzednika, chciał cię wyeliminować... unieszkodliwić! Wystraszył się ciebie i tego, że możesz zająć jego miejsce! Gdybym mu służył, mógłbym śmiało cię wykończyć!
Zanim Latona zorientowała się, co robi, zasadziła mu kopniaka czubkiem swoich porysowanych balerin. Pettigrew zatoczył się do tyłu, a z jego warg pociekła krew.
— Z tego, co słyszę, jesteś beztalenciem, które nie będzie robiło czegoś, przez co nie zdobędzie czegoś w zamian — splunęła. Wodniste oczy Petera nabiegły łzami. — Mam tylko jedno pytanie, Black — powiedziała, patrząc na mężczyznę. Wbrew jej woli nieco łagodniej. — Jak uciekłeś z Azkabanu?
— Nie wiem — odrzekł powoli. — Nie oszalałem tylko dlatego, że na duchu podtrzymywała mnie moja niewinność... tego dementorzy nie mogli mnie pozbawić. Kiedy to wszystko stało się... nie do zniesienia... zdołałem zmienić się w psa. Wyślizgnąłem się ze swojej celi, kiedy przynosili mi jedzenie. Przepłynąłem na ląd... powędrowałem na północ... zaszyłem się w Zakazanym Lesie i wychodziłem, tylko aby popatrzeć na rozgrywki quidditcha... Jesteście świetni, tak, jak wasi rodzice — powiedział, spoglądając na Latonę i Harry'ego. Gdy tak na nich patrzył, jego oczy zaszły łzami. — Uwierzcie mi... uwierzcie... Harry, nigdy nie zdradziłem Lily i Jamesa. Wolałbym umrzeć, niż to zrobić. Latono — uniosła głowę, gotowa, aby w każdej chwili odszczeknąć. — Twoja mama była dla mnie... kimś bardzo ważnym. Kiedy zobaczyłem ją tam, wśród tych trupów... Latono, ja ją kochałem. Jak siostrę, rzecz jasna.
Po policzkach Latony pociekły łzy. Uwierzyła mu.
Ale i tak, patrząc na jego wynędzniałą twarz, miała ochotę trzasnąć w nią tak, aż wszystkie pożółknięte zęby posypałyby się na podłogę.