
Złość profesor Sprout
— Uważaj! Ach, to musiało boleć... Latona, co jest z tobą?
Kiedy rozpoczęły się lekcje, Latona wróciła na zajęcia z profesorem Lupinem, które nie przynosiły takich skutków, jakich oczekiwała. Owszem, jej tarcza odpierała już coraz to silniejsze zaklęcia, ale ich działanie wciąż były odczuwalne. Na dodatek, Latona nie mogła spojrzeć Lupinowi w oczy.
Od czasu wypadu do Hogsmeade Latona nie myślała o niczym innym niż o Syriuszu Blacku i jej matce. Co czuła, kiedy oprawca jej przyjaciół uciekł z więzienia? Czy się boi? Czy znów chce go dopaść i zamknąć w Azkabanie? Czy Czarny Pan nadal chciał ją dopaść? Lupin był dla niej taki miły, tak się o nią troszczył, Latona istotnie mu zaufała, a on nie pisnął ani słówkiem.
W wyniku tego Latona opuściła się w nauce. Na całe szczęście Slytherin wygrał w meczu z Ravenclawem, pomimo faktu, że nie było jej na połowie treningów. Na lekcji transmutacji zebrała niezłe rugi od profesor McGonagall, kiedy ta po raz kolejny przyłapała ją na bujaniu w obłokach.
— Warell! Doprawdy, co się z tobą dzieje? — zawołała, marszcząc gniewnie brwi. — Święta już się skończyły i najwyższy czas wziąć się do pracy. Na początku każdego roku szkolnego kipisz energią, wszystkie tematy pochłaniasz jak gąbka... a teraz, proszę bardzo, lenisz się i nie wychodzi ci zaklęcie z pierwszej klasy! Naprawdę, panno Warell, proszę wziąć się w garść.
Profesor Lupin spojrzał na Latonę, która wyglądała teraz prawie tak samo, jak on, blada i zmęczona, i pokręcił głową.
— Nie przykładasz się — oświadczył surowo. — Pomyśl, że chcesz kogoś ochronić i skup się... Nie wiem, co się dzieje, to już siódme zajęcia, powinnaś wyczarować tę tarczę bezbłędnie.
— Och, no to co, mam zrobić coś takiego? — odpowiedziała nieprzyjemnie Latona, w której frustracja przejmowała kontrolę; Pomyślała, że stoi przed nią Syriusz Black, który zmierza w jej kierunku, aby zaatakować stojącą za nią jej matkę. Zebrała się w niej wściekłość i wrzasnęła: — PROTEGO!
Z końca jej różdżki wystrzeliło gęste, bladosrebrne powietrze, które utworzyło pomiędzy nią a profesorem Lupinem dużą, grubą tarczę.
— Otóż to! — zawołał Lupin z szerokim uśmiechem. — Znakomicie! Wystarczyło trochę determinacji, prawda? Myślę, że już to umiesz, musisz tylko zaufać swoim umiejętnościom. — Sięgnął po swój neseser i wyjął z niego dużą tabliczkę czekolady z Miodowego Królestwa, a później wyciągnął z szafki dwie butelki i postawił je na stole. — Masz, zasłużyłaś. Nikt się nie obrazi, jeśli skosztujemy trochę tego piwa...
— Skąd zna pan moją matkę? — zapytała niespodziewanie Latona, nie mogąc się powstrzymać. Doskonale pamiętała, skąd, musiała się tylko upewnić. Lupin wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem, ale pokiwał głową i rzekł:
— Byliśmy na jednym roku w Gryffindorze, już ci to mówiłem. Nie trudno było więc o to, abyśmy wkrótce się zaprzyjaźnili.
— A więc znał pan też Syriusza Blacka i Jamesa Pottera, prawda? — powiedziała z goryczą, patrząc nauczycielowi w oczy.
— Skąd ci to przyszło do głowy? — zapytał ostro. Wyglądał jednak tak, jakby się zestresował.
— Bo wiem, że moja matka, ojciec Harry'ego i Black byli najlepszymi przyjaciółmi — oznajmiła Latona mściwym tonem. Całkowicie zapomniała, że rozmawiała z nauczycielem i zapomniała również, że nie powinna się tak zachowywać. Lupin był w szoku. — Tylko że Sam-Wie-Pan-Kto okazał się dla Blacka bardziej interesujący niż życie swoich przyjaciół! A teraz tropi mnie, bo chce mnie zabić w formie zemsty na mojej matce i być może uważa, że jeśli zabije pierwotny cel swojego pana, to ten odzyska moc!
Profesor Lupin wyglądał na wstrząśniętego. Usiadł przy biurku i przejechał dłońmi po swej zmęczonej twarzy.
— Kto jeszcze wie, że Black na mnie dybie? I dlaczego nic mi pan nie powiedział? Jestem w niebezpieczeństwie? Czarny Pan nadal chce mnie zabić?
Nagle Lupin dźwignął się na nogi, zerknął na nią i rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu:
— Popełniłem błąd, ucząc się tego zaklęcia. Jak to dobrze, że zdążyliśmy przerobić tylko te. Powinienem był się domyślić, że teraz zechcesz zapolować na Blacka na własny koszt. Idź już. Idź, mówię. Możesz wziąć czekoladę ze sobą.
— Kto jeszcze, panie profesorze?
Lupin nie był na nią zły. Był zły na siebie. Nie odpowiedział jej, nie miał nawet na to szans, bo ona już zniknęła z jego gabinetu, bez krztyny szacunku trzaskając drzwiami.
Wyglądało na to, że rozejm zawarty pomiędzy profesorem Lupinem a Latoną został na dobre rozwiązany. Nie kontynuowali już dodatkowych zajęć, a na lekcjach była pytana tak, jak każdy uczeń (albo ignorowana, co zdarzało się o wiele częściej). Latona nie żałowała podjęcia tematu Syriusza Blacka, choć zauważyła, że ten za wszelką cenę go unikał. Najwidoczniej Lupin powiedział wszystko profesorowi Snape'owi, ponieważ ten zawezwał Latonę do swojego gabinetu kilka dni później, przyprawiając ją o falę kolejnych, czarnych myśli.
— A więc nie trzeba już trudzić się, aby wyjaśniać ci wszystko od początku — powiedział. — W takim razie rozumiesz, Warell, że nie uważam za stosowne, abyś trenowała quidditcha późnymi wieczorami.
— Ale panie profesorze, przecież pani Hooch jest na każdym naszym treningu! — zaprotestowała Latona. — Co to zmienia?
— No dobrze. Masz więc zakaz opuszczania zamku bez nadzoru nauczyciela, wyłączając zajęcia. — Kiedy Latona wytrzeszczyła oczy, Snape uśmiechnął się jadowicie, po czym dodał: — To, że nauczyciele krążą za tobą od listopada, jakoś nie robi ci większej różnicy. A może się mylę? Wystarczy się na ciebie spojrzeć. — Snape wskazał podbródkiem na jej niedopiętą koszulę i poluzowany krawat. — Jesteś taka sama, jak twoja matka — wypluł. — A może historia zatoczy koło? Też chcesz złapać Blacka, co, Warell?
Latona nie odpowiedziała. Istotnie, chciała dopaść Syriusza Blacka. Problem pojawiał się, gdy myślała, jak tego dokonać. Nie mogła zdzierżyć myśli, że ktoś, kto skrzywdził członka jej rodziny, fruwał sobie na wolności. Co z tego, że jeszcze przed paroma dniami śmiało strąciłaby Aurorę z urwiska — była jej matką, jej najbliższą rodziną. A rodziny się nie wybiera, za nią się ginie.
Nie trudno było sobie wyobrazić, co stało się z Malfoyem, kiedy Latona odkryła, że ten o wszystkim wiedział. Sam jej o tym powiedział, co było jednocześnie bardzo szlachetne i bardzo głupie. Pamiętała z tego tyle, że wymierzyła mu policzek na oczach całego pokoju wspólnego, a odzywała się do niego tylko na treningach quidditcha.
Od czasu ich przedświątecznego spotkania w Hogsmeade Latona i Harry widzieli się tylko podczas zajęć, ale doskonale widzieli, że na ich języki cisną się te same zdania. Podczas środowej lekcji zielarstwa mieli za zadanie przygotować donice stojące na niestabilnych, drewnianych półkach, do rozsadu kłaposkrzeczki. Latona, która nienawidziła zielarstwa, nie wzięła sobie do serca instrukcji profesor Sprout i bezmyślnie sypała po szpadlu ziemi do kolejnych donic.
Już brała kolejny zamach, aby wrzucić na łopatę trochę torfu, gdy poczuła, jak ktoś napatoczył się na trzonek łopaty i zdecydowanie mocno nim oberwał.
— Au! — zawył Ernie Macmillan, masując swoje ramię. — Uważaj!
Latona już otwierała usta, aby coś powiedzieć, gdy przed jej oczami przeleciała wyjątkowo paskudna mucha.
Było to szybkie i nagłe. Latona zamaszyście odwróciła się, a szpadel zahaczył o chwiejne nóżki drewnianej półki ciągnącej się wzdłuż całej ściany cieplarni; wszystkie napełnione ziemią donice runęły na ziemię, wywołując wrzask i lament uczniów.
Latona oblała się zimnym potem. Profesor Sprout zerwała się na równe nogi, drżąc z wściekłości i złapała się za głowę.
— ROZUMIEM, ŻE MOŻNA NIE LUBIĆ MOJEGO PRZEDMIOTU, ALE TO NIE POWÓD, ABY NISZCZYĆ CAŁĄ CIEPLARNIE! CAŁY SEZON PRACY, TYLE ROŚLIN MI JUŻ TUTAJ ROSŁO! WARELL, MASZ SZLABAN! DO KOŃCA ROKU, W KAŻDĄ WOLNĄ SOBOTĘ!
— Pani profesor... ja naprawdę...
— Milcz, Warell — warknęła profesor Sprout. Wyjęła różdżkę, machnęła nią, a wszystko powróciło na swoje miejsce.
Roślin nie sposób było odratować. Tracey i Dafne, które obrały za punkt honoru towarzyszenie Latonie wszędzie, od kiedy dowiedziały się, że ta straciła przytomność w Hogsmeade, zwymyślały profesor Sprout w drodze na obiad. Latona była wściekła; zbliżały się egzaminy, a soboty były idealne, aby zacząć nadrabiać materiał.
Latona nie opowiedziała nikomu, czego dowiedziała się w Hogsmeade, co nie zmieniło faktu, że cały zamek wiedział już, dlaczego Black uciekł z Azkabanu. Później Latona zorientowała się, że prawie każdy wiedział też o tym, kto schwytał go dwanaście lat temu i dostała istnej białej gorączki, kiedy dotarło do niej, iż była to ogólnodostępna informacja, bo "Prorok Codzienny" napisał o tym kilka dni po jej wycieczce do Hogsmeade.
Tak więc kiedy nadszedł weekend, Latona udała się do biura profesor Sprout z bardzo niezadowoloną miną. Jak się jednak okazało, jej szlaban wcale nie miał odbywać się w cieplarni, a w skrzydle szpitalnym pod czujnym okiem madame Pomfrey.
— Jak już cię widzę, to wiem, żeś coś nabroiła — powiedziała jej madame Pomfrey, gdy profesor Sprout zaprowadziła ją do zamku i powiedziała, że Latona ma wykonywać wszystko, o co pielęgniarka ją poprosi. — Ale szlaban do końca roku za kilka kwiatków? Też coś... Cóż, skoro już tu jesteś, najpierw umyj ręce. To szpital, tu nie ma miejsca dla zarazków.
Latona dokładnie umyła ręce w ciepłej wodzie.
Madame Pomfrey zaczęła krążyć w kółko, zastanawiając się, jakie zadanie przydzielić Latonie, aż tu nagle do środka skrzydła szpitalnego wpadł chłopak z poparzoną dłonią, a za nim Hagrid z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
— Na brodę Merlina, co się stało? — zawołała madame Pomfrey i podeszła do chłopca, w którego oczach lśniły łzy.
— Wypadek przy pracy — burknął Hagrid. — Chciał zrobić dodatkowe notatki o sklątkich no i jedna trochę go... hmm... przypiekła. No, Derrick, ale będziesz zdrów, nie ma co.
Madame Pomfrey stwierdziła, że nadarzyła się okazja, aby Latona odrobiła pierwszy szlaban. Jej zadaniem było chłodzenie poparzonego miejsca kostkami lodu, aby ciepło nie przedostało się do głębiej położonych tkanek. Następnie, kiedy stwierdziła, że rana nie jest poważna, poprosiła, aby Latona zawiązała chłopcu opatrunek.
Ku zdziwieniu Latony wszystko, czym zajmowała się tego dnia, było naprawdę ciekawe, może oprócz mycia podłogi. Po zakończonym szlabanie wróciła do pokoju wspólnego, w którym z uniesioną głową ominęła Dracona, który bardzo emocjonował się listem, który otrzymał od ojca. Jak okazało się następnego dnia, Lucjusz Malfoy za niedługo miał stawić się na przesłuchanie przed Komisją Nadzorczą w sprawie ataku Hardodzioba na jego syna.
Mecz Gryffindor kontra Ravenclaw zakończył się ogólnym poruszeniem. Okazało się, że Malfoy, Flint, Crabbe oraz Goyle przebrali się w czarne szaty, udając dementorów, aby napędzić stracha szybującemu w powietrzu Harry'emu, który w popłochu wyczarował wielkiego, srebrnego jelenia, który pomknął na nich i zwalił ich z nóg. Przez ten wybryk Slytherin stracił pięćdziesiąt punktów, a winowajcy, szczególnie Draco, stracili w oczach Latony całe uznanie. Dlaczego on to robił?
⁂
O świcie powitała ich nieprzyjemna wiadomość — Syriusz Black po raz kolejny wdarł się do wieży Gryffindoru, lecz i tym razem nie udało mu się dopaść Harry'ego (albo Latony, nie było pewności, iż wiedział, że nie była Gryfonką). Zamiast tego napotkał Rona, który gdy tylko ochłonął, stał w świetle reflektorów jako naoczny świadek wszystkich wydarzeń.
Od teraz na każdym kroku napotykali oznaki wzmożonych środków bezpieczeństwa, na przykład profesora Flitwicka, który pouczał drzwi frontowe, jak rozpoznać Blacka, machając jego podobizną przed dziurką od klucza; Filch biegał po korytarzach, przeczesując każdy zakamarek zamku, łącznie ze wszystkimi mysimi dziurami. Sir Cadogan został wylany ze swojej posady, a Gruba Dama, fachowo odnowiona, zażądała, aby ktoś pełnił dodatkową wartę. Wynajęto w tym celu grupę trolli, które mówiły w swoim języku i spozierały groźnie na każdego, kto przechodził w tamtym miejscu.
Latona przeraziła się nie na żarty i gdy tylko spotkała Harry'ego na korytarzu, nie bacząc na nic, chwyciła go za szatę i wepchnęła go do najbliższej pustej klasy.
— Łoo, co ty, oszalałaś? — wydusił z siebie Harry, ale widząc, że Latonie wcale nie jest do śmiechu, mina mu zrzedła. — Ty się boisz. Boisz się, jak nic! — zawołał, wiedząc już, co chodziło jej po głowie.
— Może — przeciągnęła drżącym głosem. — Co mamy robić, Potter? Black już drugi raz wtargnął do Hogwartu! Nie zamierzam tkwić tu bezczynnie i czekać, aż Ministerstwo Magii szanownie ruszy tyłek!
— Od kiedy chcesz ze mną współpracować? — zdziwił się Harry.
— Black to nasz wspólny wróg! To przez niego nasze rodziny ucierpiały i jeśli czegoś nie zrobimy, to on dopadnie nas pierwszy!
— Nie mogę teraz nadstawiać dla niego karku — powiedział Harry. — Twój Malfoy wkopał Hagrida i Hardodzioba w niezłe tarapaty, a ja, Ron i Hermiona zamierzamy go z nich wyciągnąć. Zapewne słyszałaś, że mają stanąć przed sądem?
— Tak — przyznała Latona z westchnieniem — ale naprawdę, nie obraź się, mało mnie obchodzi ten przerośnięty ptak. Jeśli nie chcesz mi pomóc, sama znajdę Blacka.
— Nie zrobisz tego — prychnął Harry. Niespokojnie przerzucił ciężar ciała z jednej na drugą nogę. — On cię zabije, nie rozumiesz?
— Owszem, jeśli to ja nie zabiję go pierwsza. Nie spocznę, póki się nie zemszczę. Harry... Syriusz Black skrzywdził moją matkę i twoich rodziców, a z tego, co nam wiadomo, moi i twoi rodzice byli nierozłączni. My też powinniśmy... powinniśmy przestać się kłócić.
— Przestać się kłócić? — parsknął Harry, szczerząc zęby. — To ty drzesz się na mnie bez powodu, ja mam z tego większą uciechę, niż mogłabyś się spodziewać! Jeśli cokolwiek wymyślę, dam ci znać. — Uśmiechnął się i wyminął ją, lekko trącając ją ramieniem.
Latona westchnęła i odprowadziła Gryfona wzrokiem. Jak on mógł być tak beztroski w obliczu tak poważnej sytuacji?
Kiedy wróciła do pokoju wspólnego, zobaczyła zbiegowisko przed tablicą ogłoszeń.
— Hogsmeade! — zawołała Dafne, wyciągając głowę ponad tłumem uczniów, aby odczytać notatkę. — W tym tygodniu! Co wy na to? Ale ja się stęskniłam za kremowym piwem... Kurczę, ty pewnie nie możesz, nie? — zwróciła się do Latony, która stała za nią. — No nic, przyniosę ci kilka butelek.
Latona istotnie nie do wybrała się do wioski Hogsmeade, a to dlatego, że miała do odrobienia szlaban, podczas którego więcej gawędziła z madame Pomfrey, niż faktycznie odbywała karę. Po kilku tygodniach nauczyła się, jak odkażać i bandażować rany, oraz jakich eliksirów używać, aby wyleczyć poszczególne dolegliwości.
Mimo wszystko nie mogła wymazać z pamięci widoku miny Malfoya, który wrócił do salonu o wiele wcześniej, niż zamierzał. Blady, z rozczochranymi włosami, zarzekał się, że widział lewitującą głowę Pottera przed sowią pocztą.
Latona, która siedziała właśnie w kącie z materiałami powtórkowymi z wróżbiarstwa, zerknęła na niego i nieśmiało przyznała, że przerażony Malfoy był miodem na jej serce.