Lesser Evil || Harry Potter fanfiction

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
Gen
G
Lesser Evil || Harry Potter fanfiction
Summary
Latona wiedziała, że ciąży na niej duża odpowiedzialność za dalsze losy swojej rodziny, od kiedy nauczyła się odróżniać jeden koniec różdżki od drugiego. Przeszła do historii, to fakt, a historia kocha się powtarzać.Gdy Czarny Pan odradza się na jej oczach, wszystkie intrygi wychodzą na jaw. Latona, która niedawno zdała sobie sprawę ze swojej choroby, przekonuje się, że nie każdy musi być tym, za kogo się podaje, wrogowie czasem okazują się przyjaciółmi, a niewinne zawiniątko, które znalazła przy koszu na śmieci, może raz na zawsze zmienić bieg wydarzeń.❝Chciałem ją zabić... Tak, to byłby ogromny błąd. Musisz wybaczyć moją ówczesna samolubność, Latono.❞.❗postać ewoluuje❗❗slowburn alert❗❗Niektóre zdania lub sceny są wyrwane z kontekstu, ale warto zwracać na nie uwagę ❗
All Chapters Forward

Za czternaście lat

Warellowie bywali ostatnio na zbyt wielu pogrzebach, a tego nie miało być w ogóle. Nadal nie byli do końca świadomi i nie dopuszczali do siebie wiadomości, że właśnie teraz, przed ich oczami, chowano dwójkę ich najlepszych przyjaciół. Bardzo chcieli wierzyć, że to ich kolejny żart, że tak naprawdę nic im się nie stało i za chwile wspólnie zbiorą się na kolacji i obejrzą jakiś tandetny film.

Uwierzyliby, gdyby nie wynosili ich ciał z ruiny ich domu, który stał kilka ulic dalej.

Cmentarz w Dolinie Godryka bardzo szybko opustoszał. Aurora i Alexander, których policzki były mokre od łez, ułożyli obfity wieniec i usiedli na małej ławeczce przed skromnym, grafitowym nagrobkiem, wpatrując się w pozłacane napisy, a Aurora co jakiś czas bujała dziecięcy wózek, w którym drzemała ich niespełna roczna córka:

Lily J. Potter (zd. Evans)

30.01.1960 - 31.10.1980

James F. Potter

27. 03. 1960 - 31.10.1980

Śmierć Lily i Jamesa oznaczała definitywny koniec Wojny Czarodziejów. Czarny Pan zniknął, jego pobratymcy rozpierzchli się, a tych, którzy postanowili zostać mu wiernym do końca, wkrótce dosięgnął wymiar sprawiedliwości. Aurora i Alexander widzieli śmierć dziesiątek ludzi, kilka razy sami się o nią otarli i myśleli, że nic nie było w stanie ich złamać, a teraz nie mogli powstrzymać drżenia swoich ciał, zanosząc się szlochem.

— A-alex, masz chusteczkę? — rozbrzmiał cichy głos.

— Trzymaj — odrzekł Alexander i sięgnąwszy do kieszeni, podał jedną Remusowi.

Lupin przysiadł obok nich. Nie wyglądał najlepiej. Był blady, miał podkrążone oczy i wielki plaster na policzku.

— Dlaczego oni? — wykrztusiła z siebie Aurora, ocierając łzy zmieszane z tuszem do rzęs z policzków. Była kobietą piękną, miała czarne, falowane włosy, orzechowe oczy i symetryczną, smukłą twarz, choć teraz przysłaniał ją ciemny toczek. — Dlaczego ten... ten zdrajca...

— Wiedziałem, że to on był kretem, wiedziałem to od samego początku... — powiedział w końcu Alexander. Szeroka szczęka drżała mu z każdym słowem, a wcześniej zaczesane do tyłu blond włosy stały pod wszystkimi kątami. — Mamy teraz dwójkę dzieci do wykarmienia, trzeba postawić na nogi wszystkie departamenty w ministerstwie... Musimy żyć dalej, Auroro.

Aurora i Alexander mieli wszystko, czego dusza zapragnie, ale mieli też swoje zmartwienia, o których wiadomo było od niezliczenie wielu lat. Alexander pochodził z zamożnej rodziny, która setki lat temu została przeklęta przez Arytela, straszliwego czarnoksiężnika. Któryś z pradziadów Alexandra, którego imienia nawet nie pamiętał, pomógł niemagicznym baronom, zbuntowanym przeciwko wielkim podwyżkom podatków, zmusić ówczesnego króla do podpisania Wielkiej Karty Swobód. Arytel, zajadle się z nim pokłóciwszy, rzucił na niego i jego rodzinę straszliwą klątwę. Od tego czasu w rodzinie Alexandra nie urodziła się ani jedna dziewczynka... aż pewnego majowego ranka na świat przyszła Latona.

— Żyć dalej?! — wrzasnęła Aurora. Płacz dziecka rozbrzmiał z małego wózeczka.

Remus wziął dziewczynkę na ręce i przycisnął ją sobie do piersi, kołysząc się. Latona to uwielbiała, bardziej, niż układanie swoich zabawek na rogach wielkiego jelenia lub uganianie się za ogonem znajomego, czarnego psa.

Myśl, że już nigdy jej nie zobaczy, sprawiała, że serce pękało mu na wskroś.

— James był... był moim wszystkim! — Aurora zerwała się z miejsca, jej oczy ponownie zalśniły. — A Lily... Zostawili Harry'ego... mój bie-biedny chłopiec...

— Harry jest już bezpieczny. — Głęboki głos sprawił, że wszyscy odwrócili się w stronę, z której dobiegał.

Szła ku nim para starszych ludzi. Kobieta w obfitej szacie z prostokątnymi okularami na nosie i włosami upiętymi w ciasny koczek oraz jakiś mężczyzna. Miał długą srebrzystą brodę i włosy, a na głowie nosił długą, czarodziejską czapkę.

— Dumbledore, gdzie jest Harry? — zapytał Alexander, patrząc na niego podejrzliwie. Profesor McGonagall spuściła wzrok. — Pani profesor?

— Nie zrobiłeś tego — powiedziała Aurora. Ton jej głosu zjeżył im włosy na ciele. — Powiedz, że tego nie zrobiłeś.

— Albusie, mówiłam ci, że to zły pomysł — jęknęła profesor McGonagall. Ściskała chusteczkę tak mocno, aż pobielały jej knykcie.

— Czy ty... czy ty oddałeś Harry'ego tym mugolom? — wypluł Alexander, marszcząc brwi. Remus i Aurora spojrzeli na Dumbledore'a, a ich policzki pokraśniały.

— Harry musi dorosnąć z dala od większej uwagi, w końcu jest bohaterem — powiedział spokojnie Dumbledore. — Wyjaśniłem wszystko państwu Dursley i zapewniam, że zaopiekują się Harrym lepiej, niż ktokolwiek inny. Wyrośnie na młodego czarodzieja, który nie będzie ani pyszny, ani zarozumiały. To najlepsze, co mogłem dla niego zrobić.

— Dursleyowie to najbardziej podli ludzie na świecie, Dumbledore!

— W żyłach Petunii płynie krew Lily, Auroro — powiedział. — Krew, która została przelana za tego chłopca. Jeśli Harry będzie gdzieś bezpieczny, to właśnie na Privet Drive.

— A w moich żyłach płynie...

— Latonę też im zabierzesz? — przerwał nagle Lupin, mocniej ściskając dziewczynkę.

— Aurora i Alexander wychowają ją tak, jak będą chcieli, Remusie — odrzekł Dumbledore. — Wywar z jadu pikującego licha skutecznie ukrył ich tożsamość, zarówno oni, jak i Latona, są bezpieczni.

— Wiesz, kim oni się stali? — warknął Alexander. — Ludzie będą pisać o nich w księgach i malować ich portrety. Harry musi z nami zamieszkać. Ich duet będzie nie do pokonania, nie rozumiesz?

— Biedny Peter... zginął, nie wiedząc, kim jesteśmy... — jęknęła Aurora, po której policzkach znów pociekły łzy.

— Pettigrew zginął, ratując cię — powiedziała profesor McGonagall. — Nie wiadomo, co by z ciebie zostało, gdyby Black trafił cię tym zaklęciem... Och, na litość boską! — McGonagall zakryła usta dłonią i z przerażeniem wpatrzyła się w Aurorę i Alexandra. — To przecież Black wypił ostatnią porcję antidotum na jad licha! On wie, kim jesteście!

— Więc wszyscy złożycie wieczystą przysięgę — wypaliła Aurora. Cztery pary oczu wbiły się w nią niczym ostre sztylety. — Jesteście jedynymi żyjącymi osobami, które znają nasz sekret. Przysięgniecie, że go dotrzymacie... aż do piętnastych urodzin Harry'ego.

— Auroro, nie wiesz, co mówisz — powiedział z powagą profesor Dumbledore. — To szmat czasu, wiele złego może się jeszcze wydarzyć...

— Ja już się tym zajmę, możesz mi wierzyć, Dumbledore.

Nie zajęła się.

__________

A więc dzień dobry!

Czekają na was dziesiątki, a może i nawet setki, rozdziałów pełnych przygód. To wielowątkowy slowburn, którego niektóre zdania, na pozór wyrwane z kontekstu, wnoszą dużo do fabuły. Postaram pokazać ewolucję głównej postaci najlepiej, jak tylko będę mogła.

Bądźcie więc czujni!

Do zobaczenia!

 

Forward
Sign in to leave a review.