
Chapter 2
-Da się to przyspieszyć?! Nie mamy czasu, do cholery, żeby się teraz opierdalać!- ruda ruszyła w stronę pilota, wyglądając jakby miała mu zaraz urwać łeb gołymi rękami. Jej przyjaciel był zagrożony, musieli tak dotrzeć jak najszybciej. Nic więcej na razie nie miało znaczenia dla kobiety. Zerknęła na blondyna, którym zajmowała się jedna z sanitariuszek. Pomoc medyczna zawsze była potrzebna na misji, chyba że pracowano dla rządu nad jedną z wielu zbyt wrażliwych spraw. Wtedy nie zabierano nikogo poza agentami wtajemniczonymi w ściśle tajne i poufne informacje.
-Szybciej się już nie da, panno Romanoff. Staramy się, ale ograniczają nas możliwości sprzętu.- pilot spojrzał na nią kątem oka, zaraz gwałtownie wykonując niebezpieczny manewr. Musieli lądować na zwykłym polu, by uniknąć pytań wieży o cel podróży. Nie chcieli też ryzykować, że ktoś z Hydry rozpozna samolot T.A.R.C.Z.Y po specyficznym chociaż dyskretnym ubarwieniu maszyny symbolem instytucji.
-Powodzenia.- pilot zasalutował Czarnej Wdowie zanim odetchnął z ulgą. Było cholernie blisko epickiej katastrofy. Gdyby nie fakt, że miał doświadczenie, zapewne skończyliby jako polegli w wojnie z terrorystami, jakimi zgodnie z prawem byli agenci Hydry. Romanoff nie marnowała czasu, łapiąc zaraz swoją broń. Nie chodziło o to, że Hydra zagroziła bezpieczeństwu, czy że odpowiadała za śmierć cywili. Nie. To nie było istotne dla rudej. Ośmielili się dopaść jej przyjaciela, zrobić mu krzywdę. Wiedziała, że tak jest. Steve w końcu to widział. Wierzyła w jego wizję, nie wyglądał jakby oszukiwał. Nie umiałby zagrać takiego bólu, był marnym kłamcą. Poza tym jakie niby miałby mieć intencje by to robić? Kobieta zatrzymała się przy wejściu do bunkru oznaczonego niewielkim symbolem czaszki, kojarzonej tylko z cholerną Hydrą.
-Jaki masz plan?- obok niej kucnął blondyn, nakazując kilku żołnierzom i agentom S.H.I.E.L.D by się ukryli. Element zaskoczenia był niesłychanie istotny w obecnej sytuacji, bez niego byli na starcie straceni.
-Po co planować? Najważniejsze to przeżyć.- podniosła się i wyważyła drzwi przez które wrzuciła kilka granatów. Wybuchały one co kilka sekund, wypuszczając z siebie gryzący dym.
-RUCHY! - krzyknęła po rosyjsku. Steve natychmiast powtórzył rozkaz w swoim ojczystym języku. Nigdy nie było takiej współpracy między tymi dwoma państwami jak teraz, gdy w grę wchodziło zarówno zdobycie ważnych dokumentów jak i uwolnienie agenta rosyjskiego oddziału S.H.I.E.L.D.
Wpadli do środka, gdzie dowodzenie przejęła ruda, prowadząc mężczyzn korytarzami które znała. Pracowała tu w końcu incognito, jako szpieg.
-Zatrzymamy naukowców i żołnierzy. Znajdziemy dokumenty. Ty poszukaj Jamesa. Nie wiem gdzie może być. Będziesz wiedział, że to on. Zaufaj mi.- podała Kapitanowi broń, znikając zaraz w bocznym korytarzu. Rogers szybkim krokiem udał się w przeciwnym kierunku, w stronę szpitalnej sali przerobionej na laboratorium. Pchnął drzwi, wchodząc powoli do środka.
-Nie ruszaj się.-poczuł niespodziewanie lufę przyłożoną do pleców. Głos był niski, niebezpieczny i jakoś dziwnie chłodny. Jakby jego właściciel nie znał żadnych emocji, jakby były mu one w jakiś sposób obce. Steve odwrócił lekko głowę w jego stronę, by kątem oka dostrzec chociaż zarys postaci, by poznać jej możliwości fizyczne. Nie umiał powiedzieć czemu ale wydawało mu się, że czuje deszcze wyrażające nie tylko niepokój ale i swego rodzaju zainteresowanie. Chciał P O Z N A Ć tego mężczyznę, Z R O Z U M I E Ć go i uratować. Podświadomie wyczuwał, że nie jest zły, a jedynie zagubiony.
-Pozwól sobie pomóc, James.-uniósł ręce w geście kapitulacji, ciągle czując lufę wbitą w plecy. Do środka pomieszczenia wpadła rudowłosa Natasha, patrząc na nich z ukrywanym przerażeniem. Widziała jego. Swojego przyjaciela, z metalem zastępującym rękę.
-Odpuść, James. -wyjęła broń, mierząc do niego. Gotowa była oddać strzał, chociaż jednocześnie czuła się jak ścierwo.
-Kim do cholery jest James?- Zimowy Żołnierz zmrużył oczy, gniewnie obserwując kobietę. Ktoś krzyknął gdzieś daleko o zagrożeniu. Reaktory Hydry groziły epickim wybuchem. Rozległ się głośny strzał z broni palnej. Romanoff spojrzała na przyjaciela, by zaraz opuścić wzrok. Pistolet wypadł jej z dłoni, gdy osunęła się na ziemię. Krwawienie było obfite, zagrażało życiu Wdowy. Barnes zniknął, gdzieś w zamieszaniu. Kapitan nie mogł zostawić tak przyjaciółki, mimo że czuł niemal fizyczny ból gdy nie mógł chłonąć bliskości bratniej duszy. Wziął na ręce szpiega rosyjskiego i zaniósł ją szybko na zewnątrz.
-Jesteś silna, Natasha. Nie zostawiaj mnie ani swojego partnera. Pomyśl o nim. Jest naukowcem, prawda?- mówił do niej szybko, byle tylko utrzymać ją przy życiu.
-Um...tak. Jest naj...lepszy.- uśmiechnęła się z trudem, powoli zamykając zielone oczy.
***
-To bezpieczna metoda by łączyć...-Banner westchnął, tłumacząc coś Starkowi kolejny raz. I jeszcze jeden i jeszcze. Przecież to było łatwe, powinien zrozumieć. Przerwał monolog, gdy poczuł jakieś dziwne uczucie. Jak senność, smutego za czymś co utracił. Czuł, że mógłby teraz wpaść w depresję, chociaż nie wiedział czemu tak się działo. Tony podniósł się z miejsca, pytając czy wszystko w porządku. Wolał by Bruce nie zzieleniał. Męczyzna ruszył szybkim krokiem do drzwi.
-Muszę iść.- złapał płaszcz w drodze. Stark ruszył od razu za nim, musząc wiedzieć co dzieje się z kimś kto był w końcu nieobliczalnym Hulkiem, gdy się wściekł.
-Coś się stało Natashy.- wyjaśnił, zaraz wsiadając do jednego z samolotów S.H.I.E.L.D. Pilot natychmiast rozpoczął procedury startu. Tony usiadł obok drugiego naukowego geniusza.
-Nie ma na to czasu. Startuj! Jarvis, namierz położenie agent Romanoff.- wydał polecenia szybko. Zerknął na Bruce'a, odwracając zaraz wzrok. Nie widział nigdy takiego bólu.